- Ognia i w dym! - Krzyknął Michicz i wypalił w stronę kłębiących się wokół wozów postaci. Chwycił jatagan i poderwał się z ziemi zostawiając rsznicę. Będąc już w biegu zagwizdał na palcach. Nie wiedział czy wśród huku wystrzałów i wrzasków podrywających się do ataku żołnierzy koń go usłyszy, ale usłyszał i po chwili zrównał się z Draganem ten chwycił uzdę, zatrzymał konia, wskoczył na siodło i spiął wierzchowca ostrogami. Z dzikim wrzaskiem i wywijając ostrzem pognał w stronę taboru. Koń ten dystans pokonał błyskawicznie i wpadł pomiędzy przeciwników. Dragan przerzucił nogę nad końską głową i zsunął się na ziemię. - Ałłach agbar!! - Wrzasnął, twarz wykrzywiał mu grymas furii. Nareszcie walka, którą lubił. Przede wszystkim był janczarem. Żołnierzem piechoty szkolonym od dziecka. Walka w tłumie była dla niego bardziej naturalna niż uwielbiane przez polską szlachtę pojedynki. Jego wierny jatagan zaczął siać wokół śmierć. Ciął i kłuł. Dragan napierał barkiem, kopał gdy mógł, jak tylko zrobił minimalną ilość miejsca jatagan siekł. Przez cały czas dziko wrzeszczał, jego ciemna twarz spryskana była krwią wrogów. |