Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2008, 13:33   #94
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Czary istnieją – szeptał wiatr.
- Czary istnieją – ćwierkały wróble przekazując ową wiadomość jeden drugiemu.
- Czary istnieją – uczyła niedźwiedzia mama swoje włochate maluchy.
- Czary istnieją – szeptały do siebie krople wodospadu
- Czary istnieją - Marco śnił. W sercu leśnej krainy magia stała się rzeczywistością. Ta prawdziwa magia, która swoją potęgą potrafi odmieniać serca.

Słońce, niczym bohaterski wojownik rozbijający hordy nieprzyjaciół, rozpędzało mroki nocy. Mimo zamkniętych powiek czuł jego ciepłe poranne promienie wkradające się nieśmiało przez okno elfiego pałacu. Rześkie powietrze poranka zachęcało do wstania i rzucenia się w wir dziennych zajęć, ale jeszcze nie chciał ruszać się z łóżka. Było mu dobrze. Leżał na wznak, na lewym ramieniu czuł ciężar spoczywającej tam głowy Lialam. Jej smukła ręka oplatała mu tors , a on obejmował plecy dziewczyny, złożywszy lewą dłoń na cudownie zaokrąglonym, promieniującym kobiecością łuku bioder. Uśmiechał się, bo kiedy przy swoim sercu wyczuwał rytmiczne bicie jej gorącego serca chciał wstać, porwać ją w ramiona, krzyczeć i tańczyć unosząc ja na rękach, a jednocześnie nie chciał stracić tej niezwykłej chwili bliskości.

Nagle poczuł dotyk na twarzy. Lekki niczym puch pajęczy z wolna przesuwający się po jego czole, policzkach, brodzie. Otworzył oczy. Wtulona w niego elfina delikatnie ręką przesuwała kosmyk swych długich jasnych włosów po jego twarzy. Widząc otwarte oczy Marco, śledzące każdy ruch jej dłoni, uśmiechnęła się do niego tak, że przez chwilę to ona, a nie promienie słońca oświetlały ten pokój. Ta delikatna pieszczota twarzy łączyła w sobie niezwykłą czułość, którą mógł dostrzec w jej lśniących oczach, z erotyczną prowokacją. Lekko ruszył głowę zbliżając swe usta do jej karminowych, delikatnych warg, a one radośnie wybiegły mu na spotkanie. Przez chwilę smakowali się nawzajem spijając nektar i zatapiając się powoli w miłosnej słodyczy. Ich języki splotły się ze sobą w gorącym tańcu, a potem rozpoczęły namiętną wędrówkę, przemierzając w delikatnej pieszczocie każdy skrawek splatających się ze sobą ciał. Powoli, powoli, powoli. Powoli tak, że czas stapiał się w jedną wielką chwilę ekstazy, w której tonęli coraz głębiej. Badali się nawzajem odkrywając coraz to nowe pokłady cudownej przyjemności. Ciągle i ciągle tak, jakby robili to pierwszy raz. Kochankowie, nigdy nie syci siebie.

Nie myślał. Myśl była zbyt wolna i zbyt uboga, żeby wyrazić głębię jego miłości. Po prostu czuł, a język słów, którego zwykle używał zmienił się w język ciała. Całym sobą mówił, każdym drgnieniem, ruchem dłoni, pocałunkami, którymi pokrywał jej twarz, szyję, ramiona. Gdyby Parys widział powalające swą doskonałością piersi Lialam, to jej, a nie Afrodycie, przyznałby złote jabłko najpiękniejszej. Teraz muśnięcia jego warg omywały je, delikatne, niczym płatek róży i tak samo gorące, jak słoneczna skra. Niczym utęskniony dla żeglarza port zbliżała się ta chwila, kiedy już nie mogli powstrzymać swojego wybuchu namiętności. Gorące, urywane oddechy, błyszczące oczy, rozpalone, drżące ciała splotły się w jedno tak, jakby nigdy nie chciały oddzielić się. Świat się zatrzymał, słońce stanęło w swej wiecznej wędrówce po nieboskłonie, nawet wiatr zamarł, a oni mieli siebie, nie tylko swe ciała, ale całych siebie. Serca, dusze, umysły uniesione ekstazą i ciągle rozpaczliwie pragnące jeszcze większej bliskości. Nie chcieli niczego poza wzajemnym oddawaniem siebie i braniem.

Nie wiedział, jaki jest czas, ale nie obchodziło go to, nie obchodziło go nic poza Lialam, która siedziała teraz na brzegu łóżka. Tylko lekki, prześwitujący szal lekko okalał jej biodra. Poza tym, całym nagim ciałem chwytała promienie słońca świecącego znacznie już wyżej, niż o świcie.
- Musimy iść – uśmiechnęła się do niego. – Pewnie już na nas czekają, a mój brat, cóż, jeżeli, jeżeli coś by powiedział przykrego, nawet w stosunku do mnie ... proszę, kochany, nie odpowiadaj złością. Nawet, jeżeli broniłbyś mnie.
- Liliam
... – aż nie mógł skończyć – jak mógłbym pozwolić. Wiem, że jesteś dzielna, ale ... no, przecież jak się kogoś kocha, to jak można zostawić go bez pomocy?
- Wierz mi, najbardziej pomożesz mi zachowując się bardzo powściągliwie. Potrafię sobie poradzić. Zaufasz mi?
- Moja ty, jak mógłbym ci odmówić? Ale twój brat? Wprawdzie widziałem wczoraj, Liliam, jak niespecjalnie życzliwie potraktował nas podczas uczy, lecz myślałem, ze to dlatego, iż zakłóciliśmy spokój tej kniei. Że naraziłaś się dla nas sprowadzając w to cudowne miejsce, gdzie ludzie nią mają wstępu. Zresztą to właśnie powiedział
– zdziwił się Marko korzystając jednocześnie z ablucji i zakładając szaty. Dziewczyna także ubierała sukienkę, ale mimo, iż obydwoje byli zajęci, nawet w takich chwilach wymieniali zalotne spojrzenia i łapali jeszcze przelotne lecz gorące pocałunki.
- Tak, to także – odparła. – Ale pamiętaj, że mój brat jest księciem elfiego narodu. Na jego barkach ciąży duża odpowiedzialność, toteż nic dziwnego, że jest nieufny. Ponadto ma mi za złe, że ... że jestem częstym gościem w świecie ludzi. Och, to nie to, ze może mi coś rozkazać. W końcu ja też jestem księżniczką. Ale najchętniej chciałby, żeby wszystkie elfy zostawiły ludzi ich kłopotom, że zamknęły się w swoich własnych enklawach ciesząc wyłącznie własnym towarzystwem. Niektóre elfy podobne mają zdanie, ale nie wszystkie. Ja chyba nie potrafiłabym wytrzymać takiej monotonii, nawet, jeżeli to jest monotonia piękna.
- Rozumiem cię
– skinął głową Marco. On także, chociaż lubił piękno, nie chciałby bez przerwy przebywać w jednym miejscu. Świat go wabił tak samo jak elfinę. Tak samo był spragniony nowości oraz potrzebował radości poznawania. Byli tacy inni, a jednocześnie myśl, że jednak przynajmniej w części ulepiono ich z takiej samej gliny, ucieszyła go.
- Ponadto pamiętaj, kochany, że on jest ojcem. Eldinion ma córkę, a Erosi - urwała na moment – odnoszę wrażenie, ze Erosi także należy do osób znacznie bardziej zainteresowanych światem, niż brat miałby ochotę na to pozwolić. Dlatego zapewne zauważyłeś, że ją tak pilnuje i jest wymagający. Jednak przeczuwam, że ona sprawi mu jeszcze niejedna niespodziankę, a brat uważa, że takie nastawienie jego córki to częściowo moja wina. Wiesz, on ją bardzo kocha, mnie zresztą także, ale styl życia, który elfy kontynuują od wieków, kocha również. Jeżeli jedna księżniczka niekoniecznie zachowuje się tak, jak on uważałby za stosowne, to jest to precedens i bardzo zły przykład dla innych.

Rozmawiając i ubierając się wreszcie stanęli gotowi do wyjścia:
- Podasz mi ramię, kochany?
Uczynił to, a potem obydwoje otwarli drewniane drzwi prowadzące na pałacowy korytarz. Wyszli, zaś jej obecność nie tylko cieszyła mu serce, ale dodawała odwagi i wiary w to, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, że ich misja skończy się prawdziwym sukcesem.
 
Kelly jest offline