Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2008, 02:07   #91
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Zniknięcie elfiny zaniepokoiło Alessandra, jednak siłą woli zmusił się, aby zachować spokój i racjonalne myślenie. To miejsce według zgodnie z zapewnieniami Lialam było w pełni bezpieczne, najwyraźniej więc odeszła gdzieś z własnej woli posługując się podobną sztuka, której użyła sprowadzając ich tutaj.
Nagle jego rozmyślania zostały przerwane przez pojawienie się czyjejś sylwetki między drzewami. Marco jako pierwszy zareagował kłaniając się i witając nieznajomą. Aleksandro nie zwlekając poszedł w jego ślady również witając elfkę. Różniła się znacząco od Lialam, najwyraźniej była o wiele młodsza. Swoimi dość niedyskretnymi pytaniami wprawiła kupca w lekkie zdziwienie. O tak prywatnych rzeczach wszak nie mówi się otwarcie, a przynajmniej nie między niemal nieznajomymi ludźmi. Nagłe przybycie elfiego księcia nie sprawiło już takiego wrażenia na Alessandrze. Zaczynało powoli drażnić go całe to zamieszanie, to pojawianie się znienacka i bez uprzedzenia. Lubił nowe i ciekawe doświadczenia, ale takie zachowanie jakie prezentował książę odrobinę nie pasowało do światopoglądu wyznawanego przez kupca. Na swoje szczęście nie należał do ludzi, którzy pletą bez namysłu wszystko, co im ślina na język przyniesie, owszem lubił konwersacje, ale takie kiedy nie ryzykuje się obrażeniem drugiej strony.

Podróż do miasta na rączych rumakach nie zajęła im wiele czasu, konie były szybkie jak wiatr i błyskawicznie zaniosły ich do celu. Widocznie książę nie przesadzał wspominając o tym, że są to jedne z najlepszych wierzchowców. Prowadzony do tymczasowych komnat Alessandro z zaciekawieniem przyglądał się architekturze oraz mieszkańcom miasta. Był zadowolony z tego, że ruszył w tą podróż. Wiedział co prawda, że zapewne przyjdzie mu jeszcze nie raz położyć życie na szali losu, lecz nie żałował niczego. Sam widok pysznych kamieniczek, schludnych alejek i nie mniej pięknych elfów stanowił zapłatę. A jeśli przy okazji uda się pokonać wroga i umniejszyć odrobinę zło panoszące się na świecie, to byłoby to kolejną nagrodą za wytrwałość. Kiedy w końcu dotarli do pokoi, pierwszym, co zrobił kupiec było wyjście na przestronny taras. Nawet we Florencji – miejscu, gdzie spotykało się niewyobrażalny przepych i bogactwo; trudno byłoby znaleźć coś, mogącego się równać z widokiem, który dane był ujrzeć mężczyźnie.

„Sztuka ludzka, pomimo iż przez niektórych mistrzów dopracowana do perfekcji, potrafiąca uczynić rzeźbę niemal żywą; nie potrafi jednak tak doskonale łączyć ze sobą kamienia i natury. W tym co tworzymy brak jest tej wszechobecnej przyrody, którą widzę tutaj. Domy, choć pięknie zdobione i bogate wnętrzem nie mogą się poszczycić żywymi ozdobami, takimi, które zmieniają się wraz z porami roku. Chciałbym spędzić tu rok, by móc zobaczyć to wszystko we wszystkich barwach, które oferują nam wiosna lato, jesień oraz zima. Szkoda, iż będziemy musieli niedługo opuścić tą okolicę, bo wątpię, żeby pozwolono nam jeszcze kiedykolwiek u powrócić.”

Alessandro uśmiechnął się odrobinę smutno, jednak zaraz powrócił mu dobry humor. Widok zachodzącego słońca uradowałby nawet najbardziej zatwardziałą duszę. Kupiec nawet nie zorientował się kiedy minął czas dany im na odpoczynek. Dopiero odgłos pukania przypomniało mu o jego obowiązkach. Zaraz też udał się wraz z resztą, gdzie czekała już na nich Liliam. Alessandro powitał ją lekkim uśmiechem oraz skinieniem głowy.

Po chwili, gdy weszli do pomieszczenia kupiec zaintrygowany w pewnym stopniu spojrzał na leżącego na łóżku mężczyznę.

„Zastanawiające. Ciekawe, czy udało mu się uciec dzięki szczęściu, czy też dzięki zdolnościom. Obojętnie, które z tego wchodzi w rachubę, to pozazdrościć należy mu tego, czym obdarzył go Bóg. My ledwo uszliśmy z życiem będąc w czwórkę, zaś praktycznie ocaliła na Liliam, a on w pojedynkę dał radę wyrwać się z rąk potworów. Trzeba mi przyznać, że odwagi mu nie brak.”

Kupiec wysłuchał odpowiedzi Polaka i ze spokojna twarzą odpowiedział.

- Trzeba zaiste zrządzenia losu, że spotkaliśmy się w tym czasie i w tym miejscu, które dla ludzi pozostaje owiane legendą. Bowiem trzeba ci wiedzieć, że przebywasz w Avalonie, księstwie elfów, którego władca stoi tu obok. Alessandro wskazał gestem Eldinion’aJa zaś zwę się Alessandro Ambrosini a pochodzę z Florencji. Co do twojego przykrego spotkania w owym ogrodzie, to muszę ci rzec, że i my spotkaliśmy te stwory powstałe ze zmarłych ludzi. I muszę powiedzieć, że wielki szacunek u mnie wzbudził fakt, że udało ci się ujść cało o własnych siłach. Zaś co do twego drugie pytania, to ja oraz moi kompani, oraz obecna tu sistra księcia, podjęliśmy się zadania zlikwidowania problemu wampirów w Santa Maddalana. Tak jak mówiłem mieliśmy ciężką utarczkę z owymi chodzącymi zmarłymi i jedynie dzięki nieocenionej pomocy naszej towarzyszki byliśmy zdolni wynieść cało głowy. -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 21-02-2008, 03:01   #92
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Elfia para sluchala w milczeniu waszej rozmowy. Gdy Alessandro zakonczyl swa wypowiedz odezwala sie Lialam.

- Miales niezwykle szczescie wedrowcze, iz udalo ci sie wyjsc z tej opresji. Z bolem jednak prosic cie musze bys nam towarzyszyl w dalszej wyprawie do owego miejsca przez zlo zawladnietego. Nie chcemy jednak bys robil to czujac na sobie przymus jakowys. Wraz z bratem, ktory na wszystko wyrazil swa zgode, pragniemy dac ci ta noc na przemyslenie. Jutro bowiem z samego rana ruszamy w droge. Jezeli postanowisz zostac otrzymasz opieke i w stosownym czasie odbedziesz podroz do swej krainy. Jezeli zas ruszysz z nami to wiedz iz uczynie wszystko by cie chronic przed nimi. Teraz zas przyjmij nasze zaproszenie na skromna wieczerze w tym scislym gronie.

Skonczywszy sklonila lekko swa glowe wyciagajac delikatna dlon ku Marco.



Pomieszczenie, do ktorego wprowadzila was elfina sprawiala jednoczesnie przytulne i majestatyczne wrazenie. Bialy marmur scian i lukow laczyl sie z soczysta zielenia bluszczu tak w srodku jak i na zewnatrz. Wysokie okna przepuszczaly ostatnie promienie slonca, ktore zlotymi smugami muskaly rzezby w niszach stojace. Na samym srodku stal stol okragly niczym z ksiag o Arturze wyjety. Choc nie kamienny, a z drewna litego to jednak i ksztalt ow niezwykly i miejsce spoczecia nadalo mu nieco sakralnego wygladu. Nad nim bowiem wznosila sie wysoka kopula szklem kryta dajaca widok na niebosklon gdzie pierwsze niesmiale gwiazdy poczely znaczyc swa obecnosc.
Zajeliscie swe meiejsca by w chwile pozniej moc cieszyc sie jadlem i napitkiem doskonalym przez mlode elfki i elfow przyniesionym. Ksiaze milczal, podobnie elfina wiec i posilek w ciszy uplynal, po ktorym to rozeszliscie sie kazdy ku swej komnacie majac niejasne wrazenie iz ksiaze choc uprzejmy i grzeczny to jednak niezbyt ucieszon z waszego pobytu byc musi.



Alessandro

Juz w chwili gdy stopa twa przekroczyla prog pokoju wyczules iz cos sie w nim zmienilo. Niepewny czy wrazenie to prawdziwe czy nie zamknales drzwi i z uwaga rozejzales wokolo. Dostrzegles ja dopiero po chwili.


Drobna postac siedzaca na tarasie. Erosi. Zdziwiony i zaintrygowany ruszyles w jej strone. Dotarles wlasnie do filara podpierajacego srodkowy luk gdy najwyrazniej czujac twoja obecnosc, przemowila.

- Gwiazdy tak pieknie dzis swieca.

Mowila cicho, tak iz jej slowa zlewaly sie z melodia otaczajacej was przyrody.

- Nie pozwalaja mi ruszyc z wami. Uwazaja, ze jestem za mloda, zbyt nierozwazna, szalona, niepoprawna. Ksiaze uznal, ze wystarczy gdy Lialam naraza zycie i lamie wszelkie zakazy. On jest na nia zly. Na nia i na wasza grupe. Twierdzi, iz gdyby was nie spotkala wrocila by do domu i zasiadla po jego prawicy. Wscieka sie na Marco, ze ja uwodzi. Czy to prawda? Czy oni sie pobiora i zamieszkaja w waszym swiecie? Nie chce stracic przyjaciolki. Moze....

Uniosla glowe spogladajac w twoja strone, a ty bez trudu dostrzegles slady niedawnych lez. Z blagalnym spojzeniem blekitnych oczu wyszeptala:

- Moze gdybym zostala twoja dama... Moze wtedy pozwolili by mi pojsc...



Marco

Niepocieszony faktem, iz nie dane ci bylo z nia porozmawiac wrociles do komnaty jaka byla ci przeznaczona. Samotnosc doskwierala ci niczym stara rana, ktora niespodziewanie zostala podrazniona. Nie cieszyl cie urok nocy doskonale widoczny zza lekkich zaslon okien. Nie cieszyla perspektywa spedzenia nocy w wygodnymn bezpiecznym lozu. Wlasciwie to ow fakt lezenia samotnie wsrod pachnacej poscieli gdy ona tak blisko doprowadzal cie niemal do szlu. Wiedziales wszakze, ze ze zmeczony na nic sie nie przydaz zlozyles swa glowe na miekkiej podusze. Zasnales niemal natychmiast, lecz sen nie przyniusl wytchnienia gdyz w marach znow ja widziales, znow byla przy tobie.
Siedziala na lozu piekna jak nigdy z blaskiem gwiazd we wlosach i blogim usmiechem.


Jej dlon delikatna gladzila twe lico, a usta szeptaly ci slowa oddania. To bylo tak naturalne gdy schylila swa glowe muskajac wargami twe spragnione usta. Wpierw jakby niepewnie, wnet z wieksza odwaga zatracajac sie w pasji pocalunku. To bylo tak realne, tak zywe. Wreszcie dotarl do ciebie fakt iz nie snisz, ze ona naprawde jest przy tobie, ze oddaje siebie....



Istniec dla niej przestaly wszelkie konwenanse. Och Eldinionie gdybys tylko wiedzial cos uczynil zdradzajac mi prawde o mnie samej. Cos ozywil, przebudzil w mym sercu, w mym ciele. Jakze byc moglam slepa na spojzenia, ktorych mi nie szczedzil, glucha na slowa, ktorymi chwalil. Lecz teraz.. Jego usta slodycza przepelnione ust mych dotykaja, pieszcza, rozbudzaja ten ogien co nigdy nie mial sie zapalic. Marco, slodki Marco dlaczego teraz? Dlaczego w chwili gdy zycie tak niepewne.
Oderwala usta, choc z ogromnym trudem i glosem przepelnionym tlumionym uczuciem wyszeptala.

- Marco....




Michal, Carlos

Noc minela wam spokojnie, a ranek przywital swiergotem ptakow i wesolym gwarem budzacego sie zycia.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 21-02-2008, 18:25   #93
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał wysłuchawszy Alessandra i Lialam zaczął się zastanawiać czy jego przygoda kiedyś się skończy. Oczywiście szczęśliwie skończy. Mniemał że to już koniec, więc wiadomość o jego udziale w wyprawie przeciw wampirom była i bardziej zaskakująca, i przeraźliwsza. Na razie jednak Miecznik postanowił o tym nie myśleć. Pomógł mu w tym widok przygotowywanej uczty. Po morderczym biegu, oraz ostatniej, dłuższej stracie przytomności był głodny. Przypomniał mu o tym zapach dań. Przez myśl przemknęła mu polewka podana z tamtego ogrodu, ale błyskawicznie odrzucił to skojarzenie. Przecież jest teraz wśród elfów, które mają wobec niego jak najlepsze zamiary. Chociaż niektóre nie do końca dobre... Mimo wszystko Polak uznał iż ma powody do radości. Avalończycy uratowali go przed śmiercią, a może nawet czymś gorszym. Przecież gdyby nie oni wampiry na pewno by go znalazły i schwytały. Powodem do dumy jest też sama obecność w Elfim Lesie. Z tego co zasłyszał w dzieciństwie wiedział że śmiertelnicy nie mają wstępu do Avalonu. Wierzył temu. Nie tylko dlatego że przez ostatnie dni doświadczył na własnej skórze prawdziwości opowiadań wędrownych bajarzy. Zobaczywszy piękno i harmonię tej krainy zrozumiał że gdyby każdy mógł tu wejść przybywałyby tu tłumy, zadeptując piękno i niszcząc harmonię owego niebiańskiego miejsca. Dalej znaleźliby się chętni do zawładnięcia tą ziemią wprowadzając do niej wojnę i nieszczęście.

Przerywając rozmyślanie Michał zasiadł na swoim miejscu za okrągłym, majestatycznym stołem. Rozpoczęła się uczta.

Późnym wieczorem Polak ociężale wrócił do komnaty, po czym rzucił sie na łóżko. Po dłuższym, przymusowym poście na który był ostatnio skazany trochę przedobrzył z jedzeniem. No cóż. Większym problemem było zbliżające się ''polowanie'' na wampiry. W głowie Miecznika zrodził się nowy pomysł. Może jest jakaś szansa uciec teraz do kraju? Tylko jak tam dotrzeć? Poza tym należy odwdzięczyć się elfom za gościnę.

Rano Michał został zbudzony przez trele jakiegoś nieznanego, barwnie upierzonego ptaka, który siedział na oknie. Młodzieniec otworzywszy oczy wsłuchiwał się w tą piękną melodię. Miał nieodparte wrażenie że to jego ostatnia noc w tym raju. Po kilkunastu minutach wstał i wyszedł na zewnątrz, aby nacieszyć się pięknymi krajobrazami Avalonu.
 
Dalakar jest offline  
Stary 22-02-2008, 13:33   #94
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Czary istnieją – szeptał wiatr.
- Czary istnieją – ćwierkały wróble przekazując ową wiadomość jeden drugiemu.
- Czary istnieją – uczyła niedźwiedzia mama swoje włochate maluchy.
- Czary istnieją – szeptały do siebie krople wodospadu
- Czary istnieją - Marco śnił. W sercu leśnej krainy magia stała się rzeczywistością. Ta prawdziwa magia, która swoją potęgą potrafi odmieniać serca.

Słońce, niczym bohaterski wojownik rozbijający hordy nieprzyjaciół, rozpędzało mroki nocy. Mimo zamkniętych powiek czuł jego ciepłe poranne promienie wkradające się nieśmiało przez okno elfiego pałacu. Rześkie powietrze poranka zachęcało do wstania i rzucenia się w wir dziennych zajęć, ale jeszcze nie chciał ruszać się z łóżka. Było mu dobrze. Leżał na wznak, na lewym ramieniu czuł ciężar spoczywającej tam głowy Lialam. Jej smukła ręka oplatała mu tors , a on obejmował plecy dziewczyny, złożywszy lewą dłoń na cudownie zaokrąglonym, promieniującym kobiecością łuku bioder. Uśmiechał się, bo kiedy przy swoim sercu wyczuwał rytmiczne bicie jej gorącego serca chciał wstać, porwać ją w ramiona, krzyczeć i tańczyć unosząc ja na rękach, a jednocześnie nie chciał stracić tej niezwykłej chwili bliskości.

Nagle poczuł dotyk na twarzy. Lekki niczym puch pajęczy z wolna przesuwający się po jego czole, policzkach, brodzie. Otworzył oczy. Wtulona w niego elfina delikatnie ręką przesuwała kosmyk swych długich jasnych włosów po jego twarzy. Widząc otwarte oczy Marco, śledzące każdy ruch jej dłoni, uśmiechnęła się do niego tak, że przez chwilę to ona, a nie promienie słońca oświetlały ten pokój. Ta delikatna pieszczota twarzy łączyła w sobie niezwykłą czułość, którą mógł dostrzec w jej lśniących oczach, z erotyczną prowokacją. Lekko ruszył głowę zbliżając swe usta do jej karminowych, delikatnych warg, a one radośnie wybiegły mu na spotkanie. Przez chwilę smakowali się nawzajem spijając nektar i zatapiając się powoli w miłosnej słodyczy. Ich języki splotły się ze sobą w gorącym tańcu, a potem rozpoczęły namiętną wędrówkę, przemierzając w delikatnej pieszczocie każdy skrawek splatających się ze sobą ciał. Powoli, powoli, powoli. Powoli tak, że czas stapiał się w jedną wielką chwilę ekstazy, w której tonęli coraz głębiej. Badali się nawzajem odkrywając coraz to nowe pokłady cudownej przyjemności. Ciągle i ciągle tak, jakby robili to pierwszy raz. Kochankowie, nigdy nie syci siebie.

Nie myślał. Myśl była zbyt wolna i zbyt uboga, żeby wyrazić głębię jego miłości. Po prostu czuł, a język słów, którego zwykle używał zmienił się w język ciała. Całym sobą mówił, każdym drgnieniem, ruchem dłoni, pocałunkami, którymi pokrywał jej twarz, szyję, ramiona. Gdyby Parys widział powalające swą doskonałością piersi Lialam, to jej, a nie Afrodycie, przyznałby złote jabłko najpiękniejszej. Teraz muśnięcia jego warg omywały je, delikatne, niczym płatek róży i tak samo gorące, jak słoneczna skra. Niczym utęskniony dla żeglarza port zbliżała się ta chwila, kiedy już nie mogli powstrzymać swojego wybuchu namiętności. Gorące, urywane oddechy, błyszczące oczy, rozpalone, drżące ciała splotły się w jedno tak, jakby nigdy nie chciały oddzielić się. Świat się zatrzymał, słońce stanęło w swej wiecznej wędrówce po nieboskłonie, nawet wiatr zamarł, a oni mieli siebie, nie tylko swe ciała, ale całych siebie. Serca, dusze, umysły uniesione ekstazą i ciągle rozpaczliwie pragnące jeszcze większej bliskości. Nie chcieli niczego poza wzajemnym oddawaniem siebie i braniem.

Nie wiedział, jaki jest czas, ale nie obchodziło go to, nie obchodziło go nic poza Lialam, która siedziała teraz na brzegu łóżka. Tylko lekki, prześwitujący szal lekko okalał jej biodra. Poza tym, całym nagim ciałem chwytała promienie słońca świecącego znacznie już wyżej, niż o świcie.
- Musimy iść – uśmiechnęła się do niego. – Pewnie już na nas czekają, a mój brat, cóż, jeżeli, jeżeli coś by powiedział przykrego, nawet w stosunku do mnie ... proszę, kochany, nie odpowiadaj złością. Nawet, jeżeli broniłbyś mnie.
- Liliam
... – aż nie mógł skończyć – jak mógłbym pozwolić. Wiem, że jesteś dzielna, ale ... no, przecież jak się kogoś kocha, to jak można zostawić go bez pomocy?
- Wierz mi, najbardziej pomożesz mi zachowując się bardzo powściągliwie. Potrafię sobie poradzić. Zaufasz mi?
- Moja ty, jak mógłbym ci odmówić? Ale twój brat? Wprawdzie widziałem wczoraj, Liliam, jak niespecjalnie życzliwie potraktował nas podczas uczy, lecz myślałem, ze to dlatego, iż zakłóciliśmy spokój tej kniei. Że naraziłaś się dla nas sprowadzając w to cudowne miejsce, gdzie ludzie nią mają wstępu. Zresztą to właśnie powiedział
– zdziwił się Marko korzystając jednocześnie z ablucji i zakładając szaty. Dziewczyna także ubierała sukienkę, ale mimo, iż obydwoje byli zajęci, nawet w takich chwilach wymieniali zalotne spojrzenia i łapali jeszcze przelotne lecz gorące pocałunki.
- Tak, to także – odparła. – Ale pamiętaj, że mój brat jest księciem elfiego narodu. Na jego barkach ciąży duża odpowiedzialność, toteż nic dziwnego, że jest nieufny. Ponadto ma mi za złe, że ... że jestem częstym gościem w świecie ludzi. Och, to nie to, ze może mi coś rozkazać. W końcu ja też jestem księżniczką. Ale najchętniej chciałby, żeby wszystkie elfy zostawiły ludzi ich kłopotom, że zamknęły się w swoich własnych enklawach ciesząc wyłącznie własnym towarzystwem. Niektóre elfy podobne mają zdanie, ale nie wszystkie. Ja chyba nie potrafiłabym wytrzymać takiej monotonii, nawet, jeżeli to jest monotonia piękna.
- Rozumiem cię
– skinął głową Marco. On także, chociaż lubił piękno, nie chciałby bez przerwy przebywać w jednym miejscu. Świat go wabił tak samo jak elfinę. Tak samo był spragniony nowości oraz potrzebował radości poznawania. Byli tacy inni, a jednocześnie myśl, że jednak przynajmniej w części ulepiono ich z takiej samej gliny, ucieszyła go.
- Ponadto pamiętaj, kochany, że on jest ojcem. Eldinion ma córkę, a Erosi - urwała na moment – odnoszę wrażenie, ze Erosi także należy do osób znacznie bardziej zainteresowanych światem, niż brat miałby ochotę na to pozwolić. Dlatego zapewne zauważyłeś, że ją tak pilnuje i jest wymagający. Jednak przeczuwam, że ona sprawi mu jeszcze niejedna niespodziankę, a brat uważa, że takie nastawienie jego córki to częściowo moja wina. Wiesz, on ją bardzo kocha, mnie zresztą także, ale styl życia, który elfy kontynuują od wieków, kocha również. Jeżeli jedna księżniczka niekoniecznie zachowuje się tak, jak on uważałby za stosowne, to jest to precedens i bardzo zły przykład dla innych.

Rozmawiając i ubierając się wreszcie stanęli gotowi do wyjścia:
- Podasz mi ramię, kochany?
Uczynił to, a potem obydwoje otwarli drewniane drzwi prowadzące na pałacowy korytarz. Wyszli, zaś jej obecność nie tylko cieszyła mu serce, ale dodawała odwagi i wiary w to, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, że ich misja skończy się prawdziwym sukcesem.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-02-2008, 18:45   #95
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Link

Alessandro wyczuwając coś powoli i cicho zamknął za sobą drzwi. Ostrożnym krokiem, rozglądając się o pokoju ruszył w głąb pomieszczenia, lecz dopiero po chwili spostrzegł ją siedzącą na tarasie, skąpaną w blasku gwiazd i ich starszego brata – księżyca. Na moment zatrzymał się zdziwiony, jednak pchany ciekawością znów ruszył naprzód. Erosi wyczuła jego obecność, pomimo ciszy jaką zachował. Odezwała się pierwsza i przerwała dopiero wtedy, gdy emocje wypisane na jej twarzy okazały się zbyt silne Kupiec westchnął głęboko spojrzawszy w głęboką toń jej oczu i usiadł obok niej. Przez chwilę milczał patrząc na pewien fragment nieboskłonu, ale gdy odpowiedział jego głos był cichy ale stanowczy, tak jak woda, która cicho pluszcze w strumieniu, a równocześnie drąży skałę w górach.

- Wszystko to jest takie nierealne. Nierealne i piękne zarazem. Zjawiliśmy się tu w tej krainie z bajki wśród elfów, rasy powszechnie przez nas uznawanej za legendę. Na dodatek naszym przeciwnikiem jest nie kto inny lecz wampiry, legendarni krwiopijcy, zło wcielone, symbol okrucieństwa i strachu. O tak, widziałem, do czego są zdolne tam na zamku, kiedy Lialam uratowała nam życie.- kupiec spojrzał na ślady łez na twarzy Erosi – Widziałem też spojrzenia pomiędzy Marco a nią oraz jego zazdrość. I chyba tak, chyba się kochają, lecz szczerze mówiąc wątpię, by się pobrali. Któż udzieli im ślubu? Żaden ksiądz nie zgodzi się na coś podobnego… pod względem tolerancji my ludzie bywamy niesamowicie ułomni. Ty… oraz inne elfy jesteście inne. Nie potraficie patrzyć jak ktoś cierpi, zawsze staracie się pomóc, nawet gdy sytuacja jest z pozoru beznadziejna.- uśmiechnął się delikatnie – Nie znam się na waszych zwyczajach, lecz gdybyś została moją damą byłbym zaszczycony, lecz wątpię, by nawet wtedy książę pozwolił ci odejść. On wie, że stracił już Lialam, nie chce stracić i ciebie. Nie pozwoli, byś opuściła Avalon, a przynajmniej nie teraz i nie na tak groźną misję. Jesteś odważna Erosi, ale czasem nie można sprzeciwić się losowi. To zawsze kończy się jednako. Zostaje się ukaranym, a mało kto podnosi się z owej kary. Naprawdę mało kto...

Mężczyzna spojrzał na księżyc. Myślach miał twarz ojca, kiedy z nożem w ręku rzucił się na siostrę Alessandra. Pamiętał wyraz jego twarzy, gdy umierał mu na rękach. A wszystko przez niego, gdyby był bardziej posłuszny, gdyby ubierał się ciepło, tak jak nakazywała mu matka; ojciec nie musiałby wyruszać po lek. Wtedy nie musiałby płacić corocznego haraczu, który zmienił go nie do poznania… Kupiec spuścił wzrok na płaskie, szare kamienie podłogi tarasu, spuścił głowę pomiędzy ramiona i zgarbił się nieco, jakby ugiął się pod naporem lat. Po twarzy słynęła pojedyncza łza, która rozbiła się na ułamek sekundy rozświetlając się setkami rozblasków.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 24-02-2008, 18:58   #96
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Alessandro

Erosi spogladala na ciebie gdy mowiles. Smutek nie znikal z jej twarzy, a wrecz z kazda chwila poglebial sie bardziej. Wreszcie gdy zakonczyles swa mowe powstala i zwrociwszy swe oblicze w twoja strone rzekla.

- Nie zawsze czlowieku. Czasami spotyka nas lut szczescia, ktory sprawia iz stajemy sie szczesliwi do konca naszych dni. Nawet jezeli nie trwa to tak dlugo to przynajmniej mamy co wspominac w dlugie, samotne wieczory. Czuje... Gdzies w glebi siebie czuje, ze teraz nadszedl dla mnie wlasciwy czas by pomoc losowi. Nie zaprzepaszcze tego tylko z powodu nadopiekunczosci mojego ojca.


Odwrocila sie na piecie i szybko podbiegla do bariery dzielacej taraz od glebokiej przepasci.

- Jezeli ty mnie nie chcesz to znajde kogos kto bedzie. Zegnaj czlowieku.

Rozblysk swiatla nastapil tak nagle, ze nie zdazyles oslonicz dlonia oczu. W miejscu gdzie chwile wczesniej stala mloda elfka widziales jedynie malenka, swietlista istote, ktora rzuciwszy ci ostatnie spojzenie skoczyla w dol.


Nim zdazyles zareagowac byl juz daleko, nikly promyk wsrod mroku nocy. Stales tak jeszcze chwile sledzac jej lot. Wreszcie jednak uznales, ze czas zlozyc swa glowe na miekkiej podusze. Sen przyszedl szybko nie niosac ze soba niczego poza jej smutna twarza gdy sluchala wych slow.
Ranek wstal sloneczny i radosny stajac sie zupelnym przeciwienstwem mocy. Wlasciwie rzec by mozna, ze spotkanie z nia nie mialo miejsca gdyby nie delikatny szal pozostawiony przy oknie. Samotny, porzucony jak jego wlascicielka. Obok slyszales dzwiek otwieranych drzwi. Widac twoj sasiad juz sie obudzil. Czas wyruszyc w droge.




Marco wraz z Lialam czekali juz gdy powoli zbieraliscie sie przy wierzchowcach jakie dla was przygotowano. Widac bylo, ze ksiaze mimo iz zby nie planowal wyslac swej siostry z niczym. Juki wypelnial prowiant i woda. Znalazla sie rowniez odziez na zmiane. Widac pomyslano o wszystkim. Wlasnie szykowaliscie sie by dosiasc owych wspanialych wierzchowcoe gdy Lialam nagle przystanela w pol kroku nasluchujac. Po chwili rowniez do was doleciala muzyka... Dziwna, niepokojnaca, przyciagajaca. Czolo elfki przeciela zmarszczka zaskoczenia by w chwile pozniej przerodzic sie w zlosc.

- Glupia dziewczyna....

Wyszeptala cicho, jednak nie na tyle abyscie tego nie uslyszeli i rzuciwszy ku Marco przepraszajace spojzenie ruszyla w jej kierunku. Zatrzymala sie nagle wychylajac przez porecz galeryjki i spogladajac w dol. Ci z was, ktorzy za nia podazyli ujzeli niezwykly widok.

[MEDIA]http://uk.youtube.com/watch?v=0SRQuc-Hq94[/MEDIA]

Na niewielkiej kolistej arenie w srodku ktorej roslo soczyscie zielone drzewo tanczyla elfia para. Ich skrzydla lsnily niczym tecza w zlotych promieniach slonca. Taniec zas pelen zlosci, namietnosci i buntu wzubudzil w was dziwne uczucia. Alessandro bez trudu rozpoznal Erosi, ktora gdy tylko go dostrzegla odwrocila gniewnie twarz z nowa pasja poddajac sie dzwiekom i swemu elfiemu towarzyszowi. Moglibyscie tak stac zauroczeni owym przedstawieniem gdyby nie nagle pojawienie sie ksiecia, ktory niespodziewanie stanal za wami.

- Zatem wyruszacie. Mam nadzieje, ze pobyt....

Wtem przerwal wychylajac sie by spojzec co az tak pochlonelo wasza uwage. Gdy dostrzegl swa corke zdretwial, a dlon zacisnela sie na poreczy z moca, ktora slychac bylo w kruszonym kamieniu. Trwal tak chwile by wreszcie podniesc glowe i spojzec w oczy swej siostry.

- Czys zadowolona Lialam?

Nie czekajac na odpowiedz oderwal sie i sztywnym, gniewnym krokiem odszedl nie obdarzajac was juz ani jednym spojzeniem. Nastala nieprzyjemna cisza, ktora laczac sie z muzyka dobiegajaca z dolu tworzyla niepokojacy duet. Wreszcie Lialam potrzasnela glowa w probie pozbycia sie nieprzyjemnych mysli i wrazen.

- Lepiej juz ruszajmy.



Tak tez i sie stalo. Mala grupa zlozona z czterech mezczyzn i elfiej kobiety przekroczyla bariere swiata zewnetrznego gdy slonce na niebosklonie osiagnelo swoj najwyzszy punkt. Dziewczyna przez caly czas milczala, nawet w chwili gdy zatrzymaliscie sie na szybkie sniadanie, ktorego poskapiono wam w miescie. Nie odezwala sie, az do chwili gdy po blysku swiatla towarzyszacemu przejsciu otoczyla was ciemnosc nocy.

- Czas w Avalonie plynie nieco inaczej niz w swiecie ludzi. Tutaj wciaz jest noc w trkacie ktorej stoczylismy potyczke. Jestesmy jednak oddaleni od tamtego miejsca dosc znacznie. Od Maddalany dzieli nas okolo doba drogi. Musimy ustalic jakis plan gdyz chaotyczne dzialanie nie wrozy nam dlugiego zycia.

W trakcie gdy slowa plynely z jej ust udalo sie wam dotrzec do waskiej sciezyny. Droga nie stanowila jednak problemu dla koni, ktore zdawaly sie znac droge lepiej niz ich jazdzcy. Sciezka zakonczyla sie niewielka polana, na ktorej srodku umieszczono prosta chatke. Zdawala sie byc opuszczona bowiem ni promien swiecy, ni dym z komina nie macil mroku.

- Ten domek uzywany jest czesto przez elfy patrolujace tutejsze lasy. W chwili obecnej nikogo tu nie ma wiec w spokoju bedziemy mogli sie przygotowac do czekajacego nas zadania.

Mowiac to zeskoczyla z siodla i ruszyla by otworzyc stare drzwi.

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 25-02-2008, 19:40   #97
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Prosta chatka może i była prosta, jak na elfi gust, ale Marco widział, że owa prostota tak naprawdę jest rodzajem doskonałości. Wszystkie deski, pale, drągi były połączone idealnie. Avalońscy rzemieślnicy nie tworzyli rzeczy prostych w ludzkim rozumieniu tego słowa. To było dzieło sztuki, swego rodzaju, rzecz jasna. Jednakże faktycznie nie miało ozdób zbędnych. Ponadto ta wielkość. Elfi domek miał piętro i musiał zawierać kilka izb. Wielu normalnych ludzi gnieździło się całymi rodzinami w małej izdebce, często składającej się z jednego pomieszczenia. Dla Marco była to więc kolejna noc spędzona wygodnie. Ileż to bowiem razy spał z siodłem pod głową przykryty wyłącznie derką, kiedy deszcz kapał mu na zmęczoną głowę. To było wojsko, to była norma. Taka chatka wprawdzie przy królewskim pałacu elfów przypominała rzeczywiście prosty domek, ale sama w sobie wcale nie była zła.

Konie przywiązali do palików obok bramki wejściowej.
- Nie obawiajcie się – wyjaśniła elfina, - tutaj nic złego je nie spotka. Wodę mają bezpośrednio w łagodnej strudze obok, trawa zaś ta dla nich będzie ożywcza niczym siano.

Weszli do środka. Drzwi nawet nie skrzypnęły pod naciskiem dłoni Lialam, jak uczyniłyby to każde ludzkie. Były stare, ale perfekcyjne, jak wszystko u elfów. Na dole znajdowała się główna izba oraz dwa pokoje boczne. W głównej był kamienny kominek, przy nim zaś zgromadzony zapas brewion. Pachniały dębiną. Zresztą cały dom, mimo że miał swoje lata, widać było, że tchnie nie stęchlizną, ale świeżością i czystością. Poza tym w głównej izbie było kilka ław i stołów, ściany zaś zdobiły misternie wyrzeźbione głowy dzikich zwierząt. Dzik, jeleń, niedźwiedź patrzyły jak żywe na wchodzące osoby. Wręcz wydawało się, że mrugają swymi oczyma, ich pyski się ruszają, języki zaś mlaskają oblizując się od ucha do ucha.

- Tam są dwie izby – wskazała na boczne wejścia, - a kolejne dwie na piętrze. Tu są schody do piwniczki, - pokazała zejście w ciemną, przepaść w którą wnikały niewielkie stopnie – a tam na piętro – te przynajmniej było normalne z poręczą. – W piwnicy jest trochę wina oraz nieco żywności. Jednak, jeżeli chcecie, to możemy zjeść z pakunków, którymi obdarowano nas w pałacu. Z tyłu jest łaźnia mająca dużą balię oraz ręczniki. To chyba wszystko – zastanowiła się.

Podróżnicy nie sprawiali wrażenia zmęczonych, wręcz przeciwnie. Jakby elfie krainy pobudzały w nich żywotność oraz popychały do działania. Może tylko ów Polak, przedstawiciel kraju, gdzie niedawno rządziła jego krajanka Bona, był w nieco słabszej kondycji, skutkiem poprzednich ran. Ale mimo wszystko, jakże pomógł im ten dzień odpoczynku!

Potem była kolacja, urywane rozmowy, których Marco słuchał półuchem. Poważna, wnikliwa i rozważna Lialam stanowiła niemal dokładne przeciwieństwo rozpalającej zmysły nocnej kochanki. Uśmiechała się do niego, czasem mrugała oczyma dodając ducha, ale starała się za bardzo nikogo nie wyróżniać. Wreszcie wszyscy mieli rozejść się do swoich izb. Lialam wybrała dla nich obydwojga pokój na parterze najbliżej drzwi wyjściowych. I było to jakoś tak naturalne, że Marco ani chwili się nie zawahał. Zresztą czemużby miał? Byli razem i nie mieli powodów tego ukrywać przed nikim. Zresztą, pewnie i tak wszyscy wiedzieli lub przynajmniej się domyślali.

Wnętrz każdej izby składało się z prostej kozetki, szafy rzeźbionej, z której Lialam wyjęła pościel, stolika z dwoma krzesłami oraz wiszącej u powały lampki. Póki co, jeszcze nie rozścielali łóżka. Dziewczyna usiadła, a on złożył głowę na jej kolanach. Leżał, milczał. Podobnie jak ona, kiedy obdarzała go słodkim, zagadkowym uśmiechem, a dłonią delikatnie pieściła jego twarz. Delikatnie przesuwała, kreśliła jakieś niezwykłe figury na czole i policzkach, bawiła się włosami, a on całował jej palce, kiedy muskały jego usta. Przymknął oczy. Odprężenie, przyjemność, błogie, leniwe oddanie się zmysłowej pieszczocie. Mijały chwile niczym w krainie łagodności. Oczy same zamykały się Marco do snu. Walczył o zachowanie przytomności, ale był to bój skazany na przegraną. Cierpliwe dłonie dziewczyny działały cuda, a niezwykłe odprężenie ogarniało cały organizm. Powoli przymknął oczy i uśmiechając się zapadł w lekką drzemkę, nawet tak naprawdę nie wiedząc kiedy. Jego oddech unosił równo pierś, a ona dalej uśmiechając się kontynuowała delikatną wędrówkę po jego obliczu.

Otworzył nagle oczy obudzony ruchem elfiny, która uniosła go lekko i wstała łóżka, a potem dotknęła ramienia:
- Chodź – poprosiła.
Lekko jeszcze oszołomiony Marco wstał i potrząsając głową usiłował doprowadzić się do pełnej przytomności. Spojrzał pytająco na elfinę.
- Chodź, to niespodzianka, ale spodoba ci się. Pamiętasz noc przed gospodą? – Spytała
- Jakże bym mógł zapomnieć.
- Ofiarowałeś mi wtedy chwilę piękna. Chciałabym się zrewanżować tym samym.
- Przecież zrobiłaś to po stokroć, nie mówiąc już o tym, że to przecież nie dla rewanżu.
- Wiem
– skinęła głową. - Ale niedaleko jest coś, co, jak myślę, chciałbyś zobaczyć. To nawet dla elfa niezwykły, zapierający dech widok, ale tylko w nocy. Dlatego wyjdziemy po cichutku. Aha i weź ręczniki.
- Ręczniki?
- Umyjemy się od razu
– uśmiechnęła się nieco kpiarsko. - Na wyprawach mogę znieść nieco brudu, ale kiedy jest taka możliwość, warto skorzystać z ablucji.

Szli niedługą chwilę. Chyłkiem, cichutko wymknęli się za dom. Elfina prowadziła wśród drzew ledwo wydeptaną ścieżką. Obok śpiewały nocne ptaki, a powiew wiatru nucił szumiącą pieśń na liściach i gałęziach. Było jasno jak na noc. Niewielkie obłoczki nie przesłaniały świateł miriadów gwiazd, a nade wszystko wygiętego w łuk sierpa księżyca.
- Szkoda, że nie pełnia – szepnęła.
- Dlaczego – chciał spytać Marco, ale nie spytał. Elfina przesunęła się stając nieco z boku, otwierając jego spojrzenie na najpiękniejszy fragment krajobrazu, jaki widział kiedykolwiek. Owszem, stolica elfiej krainy także była cudowna, lecz jednocześnie nieco obca, natomiast to ... to było piękno, które trafiało zarówno do człowieka, jak i elfa. Stali na brzegu niewielkiej polany tuż nad niewielkim jeziorkiem. Po jego drugiej stronie wznosiła się niewielka skała, na szczycie której wytryskało źródełko opadające niewielkimi kaskadami. Marszczyło ono gładką taflę wody, a potem spływało dalej tworząc niewielką strugę. Wokół brzegów rosły kwiaty, których woń niemal upajała swoim szalonym aromatem, a na środku wody, niczym król wśród swojego dworu, odpoczywał władca księżyc. Jak prawdziwy, jak ten na niebie. Widząc to odbicie Marco aż otworzył usta. Stał, patrzył nie wiedząc gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna świat wyobraźni.

Mijały chwile, a on patrzył ... dopóki nie usłyszał wesołego głosu Lialam:
- Chcesz tak spędzić całą noc? Na pewno warto, ale nie dzisiaj. Chodź – srebrny dzwoneczek jej słów wyrwał go z odrętwienia. Elfia księżniczka właśnie kończyła zrzucać suknię i wbiegła śmiejąc się do wody. Nie było głęboko. Woda sięgała jej co najwyżej nieco powyżej pasa, a księżyc i gwiazdy odbijały się teraz w setkach kropelek błyszczących na jej skórze. Niczym grecka nimfa stała tak piękna, naga, całkowicie zespolona z radością natury i chcąca przekazać ją swojemu ukochanemu.
- Chodź – pogoniła go podskakując nieco i rozbryzgując wodę niczym dziecko uszczęśliwione faktem, że otrzymało nową zabawkę. Ale Marco nie potrzebował zachęty. Szybko zrzucał szaty i po chwili już obydwoje pluskali się, śmiali i ochlapywali wodą jak para rozbrykanych malców.



- Bul, psik! – Marco dostała się woda do nosa, kiedy pośliznął się podczas zabawy, ale obydwoje tylko zareagowali wesołym śmiechem, który rozbrzmiewał w ich ustach aż do chwili, która musiała nastąpić, kiedy przez przypadek podczas igraszek ich ciała na moment zwarły się ze sobą. Zwarły i jakby zaklęta różdżka zamroziła świat. Stanęli szukając piękna gwiazd nie w toni jeziorka, ale w swoich oczach. Pocałunek wysysający niemal wszystkie siły i oddający je po stokroć. Splecenie się w swoich ramionach, tak ciasne, a jednocześnie tak delikatne. I łaknienie siebie, cudowna i szalona potrzeba kochania i bycia kochanym przez tą jedyna, wyjątkowa istotę na świecie. Całował, pieścił, dotykał, a jego dłonie obejmujące plecy dziewczyny zjechały niżej przesuwając się powoli po aksamitnej skórze pośladków. Jej usta rozchyliły się mocniej, a cudownie wygięta ...

- A więc to tak wygląda? – Usłyszeli naraz wysoki głosik.
Zdziwienie. Szok. Niepewność. Zaskoczenie wyrwało ich nagle ze świata całkowitego, wzajemnego oczarowania. Zapatrzeni w siebie nie widzieli nic wokół, gdy nagle ten głos ... odwrócili się gwałtownie poszukując jego źródła. Przez chwilę rozglądali się niepewnie, a głosik kontynuował:
- Tutaj jestem, jak więc mówiłam, była po prostu ciekawa no i trafiłam na wyjątkowa chwilę, chociaż ... może powinnam jeszcze poczekać? Pewnie byłoby jeszcze ciekawiej, prawda? Jak myślisz, Liliam?
- Erosi
– dziewczyna aż pokręciła głową widząc swą bratanicę w postaci duszka, która obserwowała ich od jakiegoś czasu. – Co tu robisz? Twój ojciec będzie bardzo niezadowolony – mówiła nieco zdziwionym głosem, jakby dalej nie chciała uwierzyć, że młoda elfina się tu zjawiła
- A żebyś wiedziała, że jestem. Nawet jeżeli on nie chciał, bym została jego damą, to i tak ... Lialam, ja muszę stamtąd odejść. Na chwilę, na moment, ale muszę. Moje serce mnie ciągnie gdzieś za horyzont, a ociec nic, tylko kazałby siedzieć w domu. Pamiętaj, mam w sobie tą samą krew co ty i chociaż jestem kobietą, to mogę żyć w ten sam sposób, jak ty. Nawet, jeżeli książę się nie zgadza.
- On będzie naprawdę niezadowolony. I ma trochę racji, chociażby dlatego, że to nie jest tak, iż można sobie powiedzieć: mam ochotę wyjść do ludzi, więc to robię. Trzeba wiedzy i umiejętności.
- Wiem, wiem, ale jak mam je uzyskać, skoro on nie chce, żebym się nauczyła? Muszę coś zrobić, muszę, bo czuję, ze utracę coś naprawdę ważnego. Nawet gdybyś nie była moją ciocią, albo gdybyś wolała przebywać tylko wśród elfów to i tak chciałabym zobaczyć coś więcej, niż tylko dolinę elfów. I znajdę sobie mężczyznę swojego, tak jak ty znalazłaś Marco. Ma być z tobą szczęśliwa, rozumiesz
– dodała mocno przelatując mu przed nosem. A zdziwiony dalej Pizańczyk był w stanie tylko pokiwać głową. – Ale szkoda, że on nie chciał, bym została jego damą, kto wie, jak poprowadziłyby nas losy?
- O czym mówisz
? – Zainteresowała się Liliam.
- Ach, o tym człowieku. Wiesz, on także jest, a przynajmniej wyglądał ... dobrze – zawahała się. – Może jego twarz nie była tak gładka, jak naszych elfich mężczyzn, ale miał w sobie siłę oraz coś, co sprawiało, ze naprawdę wydał mi się piękniejszy niż oni. Szkoda, że mnie nie chciał – zadumała się.
- Uf – ulga odbiła się na twarzy Lialam. Co za szczęście, że Alessandro, albo Carlos odmówili małej angażowania się w wymyśloną przez nią awanturę. Nawet bowiem, jeśli w głębi duszy rozumiała swoją bratanicę, Lialam bała się wypuścić na szerokie wody świata dziewczynę kompletnie do tego nie przystosowaną, nie znającą ludzi, do tego zaś niezwykle ciekawą. – Erosi – rzekła – naprawdę, musisz wracać. Obiecuję ci, że kiedy będziesz gotowa, to, za pozwoleniem twojego ojca, wezmę cię ze sobą, ale nie teraz. Wiesz, my naprawdę wyruszamy przeciwko istotom bardzo złym, bardzo niebezpiecznym i nie wiemy, czy nawet nam się uda.
- Pomogłabym
– zapewniła Erosi.
- Wiem, ale wystarczy, że boję się o siebie, Marco i resztę drużyny. Kolejna osoba do bania się o nią to już byłoby za dużo. Ale obiecuję, ze naprawdę postaram się wziąć cię na jakąś spokojniejszą wyprawę, gdzie mogłabyś poznać nie tylko te ciemniejsze strony ludzkiego świata, ale także najjaśniejsze.
- Weźmiesz mnie? Byłabym z tobą i Marco
? – Ucieszyła się, ale zaraz posmutniała. – Ech, ale książę i tak się nie zgodzi. Boi się, wiesz, boi się, ze idę twoimi ślady. Ale nie ma racji. To moja droga, moja własna, nawet, jeśli jest podobna do twojej. Wiesz Marco, kiedy się znowu spotkamy, pożyczę cię na chwilę od Lialam. Chcę poznać świat ludzi, a jeżeli ona ci tak zaufała, pewnie będziesz dobrym nauczycielem. A teraz faktycznie wracam, póki co. Przepraszam i możecie robić to, co przerwaliście. Nie będę podglądać. Chociaż, mam jeszcze dla was niespodziankę. Pa! – Krzyknęła rozpływając się jakby była tylko ukrytym westchnieniem ze snu nocy letniej.

- Co za mała – bezradnie rozłożyła ręce dziewczyna. – Ona naprawdę pragnie zwiedzić świat, ale zapomina, że to nie jest przejście z polany na polanę, lecz coś znacznie poważniejszego. Cieszę się, ze przynajmniej teraz wraca do domu. Może następnym razem, kiedy naszymi przeciwnikami będą nie takie istoty, lecz wyłącznie sążnie, staje oraz mile do przewędrowania, weźmiemy ją ze sobą. Co ty na to, kochany?
- Weźmiemy
– uśmiechnął się Marco do Lialam. Odpowiedziała słońcem swoich pięknych ust i wrócili, znowu wrócili do świata, w którym było tylko ich dwoje miłujących się.

Słowiczy trel ubarwiał brzmienie nocy pokazując, że do porannego świtu jeszcze szmat czasu. Budzące jutrzenkę skowronki jeszcze spały w swoich gniazdach kiedy Lialam i Marco powoli wychodzili z wody trzymając się za ręce. Wyczerpani lecz szczęśliwi:
- Marco – nagle spytała dziewczyna stając na brzegu. – Czy nie tu złożyliśmy nasz ubrania?
- Znikneły? Przecież nie było żadnego zwierzęcia, który mógłby je porwać.
- Gdzie się ... och
– nagle Lialam złapała się za głowę. – To na tym miała polegać jej niespodzianka. A my obiecaliśmy tej małej wspólną wyprawę.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-02-2008, 16:45   #98
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos od przybycia do krainy elfów był praktycznie niewidoczny. Nie odzywał się jeśli nie musiał. Wydarzenia przepływały obok niego jakby go nie dotycząc, ogień w jego oczach przygasł i zapadł sie głęboko w źrenice. Był ciągle zamyślony i jakby nieobecny myślami. Piękno i czystość elfiej krainy zamiast działać na niego kojąco wyraźnie go dręczyły. Czuł że nie pasuje do tego miejsca, że te jasne lasy budzą w nim raczej niechęć niż podziwi radość. Od srebrnego światła wolał czerwonawy odblask ognia z kominka karczmy. Od muzyki fletów ostre tony gitary. Poza tym... Kiedy nie miał żadnych zajęć wracały do niego obrazy... Obrazy ze snu który miał w karczmie tej nocy gdy zginął ksiądz. Wspomnienia mroku, pragnienia i smaku krwi gdy to pragnienie zaspokajał... Tak więc wyruszenie w drogę Cygan przyjął z ulgą. Miał nadzieję, że w drodze, kiedy będzie miał zajęcie uparte myśli opuszczą go i dadzą spokój. I faktycznie w drodze Carlos ożywił się czując wiatr na twarzy. Chata, posiłek i wreszcie udanie się na spoczynek. Kładąc się w niedużym ale dość wygodnym łóżku Cygan zadrżał. Przerażony zauważył, że oprócz obawy że sen wróci pojawiło się drugie uczucie... Jakaś cząstka jego duszy chciała by sen wrócił... Bijąc się z własnymi myślami usiadł na posłaniu. Teraz już nie zamierzał spać... Nie kiedy łapał się na czymś takim. Opierając sie plecami o ścianę wlepił wzrok w małe okienko. Prawą dłonią zręcznie otwierał i zamykał navaję. Trzask... Trzask... Trzask... W miarę jak mijały godziny nocy ostrze otwierało sie coraz wolniej i wolniej a głowa Carlosa chyliła się coraz niżej i niżej na pierś. Wreszcie Jego oczy zamknęły się. Zasnął.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 28-02-2008, 17:51   #99
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał wyjeżdżając z elfiego królestwa czuł się jakby zbudzony z pięknego snu. Zwykły, szary świat był tak inny od miejsca w którym jeszcze przed chwilą przebywał. Mimo wszystko powiew wiatru, oznajmiający wkroczenie do normalnego, dobrze znanego każdemu człowiekowi świata ożywił go. Choć o tej znajomości i normalności ludzkiej części globu można by było dyskutować. W każdym bądź razie tam wypełniał go spokój, a tu czuł się niepewnie. Wiedział że niedługo musi się wydarzyć coś strasznego. W końcu mieli walczyć z wampirami.

Gdy wszedł do chaty po prostu usiadł przy stole w sali głównej i poczekał na posiłek. W zasadzie po sutej wieczerzy u elfów nie był głodny, ale należało się pożywić. W końcu nie wiedział, czy jutro coś ich nie zmusi do zaniechania śniadania, czy obiadu, a na głodnego będzie gorzej walczył, czy uciekał, jeżeli znowu zajdzie taka potrzeba.
Jedli w ciszy, czasami jedynie przerywanej jakimiś krótkimi, nieklejącymi się rozmówkami. Minęło kilka chwili, gdy Marco razem z Elfiną udali się do pokoju. Następnie pomieszczenie opuścił Alessandro, a po nim Cygan.

Zaległa śmiertelna cisza. Michał czuł jak w jego żyłach zaczyna pulsować krew. Coraz szybciej i mocniej. Podświadomie czuł że coś jest nie tak. Tylko co? Przez myśl przemknęło mu że to z nim jest źle. Do tej pory był w azylu, więc nie miał się czego bać, a teraz gdy z niego wyszedł ogarnia go panika. Na szczęście, bądź nieszczęście po kilku chwilach uznał że lęk jest uzasadniony. Sięgną ręką do pasa u którego zawiesił swój nowy miecz, który tuż przed wyruszeniem dostał od elfów. Był on prawdziwym arcydziełem kowalstwa. Długi i ostry, a przy tym lekki i doskonale wywarzony. Oręż był na miejscu, więc Polak trochę się uspokoił. Na chwilę przymkną oczy i... Poczuł ten wzrok. Wzrok który go prześladował od chwili napadu na orszak. Serce podeszło mu do gardła, a jego ciało nie pytając go o zdanie zerwało się z krzesła. Wyjął broń i czekał.

Minęła następna chwila. Nic się nie działo. Pewnie przysnął i to mu się przyśniło. Zaniepokojony swoim zachowaniem siadł. Jakoś nie miał ochoty iść do swojego pokoju. Nie chował miecza. Wiedział że coś jest nie tak. I to nie tylko z nim. Coraz mocniej wyczuwał czyjąś obecność.
 

Ostatnio edytowane przez Dalakar : 04-03-2008 o 19:30.
Dalakar jest offline  
Stary 28-02-2008, 19:27   #100
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Jeziorko


- To na tym miała polegać jej niespodzianka. A my obiecaliśmy tej małej wspólną wyprawę.

- Och zapewne wiec nie obrazicie sie, ze to ja pierwszy zabralem ja na mala wycieczke.

Slowa wypowiedziane rozbawionym glosem rozlegly sie nagle w nocnej ciszy. Marco odruchowo chcial chwycic za bron, lecz juz w polowie owego ruchu zdal sobie sprawe, ze przeciez zostawil ja w domku zaslepiony elfina i tym co go czekalo w jej towarzystwie. Mezczyzna, ktory wlasnie wylonil sie z pelnych ciemnosci na swiatlo ksiezycowe dostrzegl ow ruch.

- Ach tak... Kobieta potrafi zawrocic w glowie nawet wytrawnemu wojownikowi. Szczegolnie kobieta taka jak ty elfko....

Wampir, gdyz niewatpliwie byl to syn nocy, usmiechnal sie melancholijnie.

- Jakze podobnymi do nas jestescie stworzeniami... Dlugwieczne, piekne, szkoda tylko, ze takie... lagodne.

Mowiac caly czas przyblizal sie do nagiej pary stojacej u przegow jeziora. Lialam w obronnym gescie zakryla soba Marco nie pozwalajac mu wychylic sie, a juz zdecydowanie glupio rzucic na krwiopijce.

- Ona ma racje mlodziencze....

Mezczyzna niby czytajac w myslach wojaka rzucil z kpina w glosie przystajac i jedynie katem oka zwracajac na niego uwage. W calosci bowiem pochlonela go postac eliny, ktora dumnie bronila swego kochanka.

- Zaiste elfie istoty sa piekne. Podobno tez odznaczaja sie madroscia... zobaczmy. Podejdz kochana, a byc moze oszczedze twego ludzkiego kochanka.

Wyciagnieta dlon w czarnej rekawiczce zapraszala gestem nie pozwalajacym na sprzeciw. W drugiej blyszczalo ostrze nagiego miecza, ktory az nazbyt dobitnie mowil co spotka Marco gdy ona sie nie podda. Dziewczyna dlugo patrzyla w oczy przeciwnika nim wreszcie skinela glowa. Powoli odwrocila sie i delikatnie dotknela policzka najemnika. Srebrzysta lza splynela w dol, bezdzwiecznie ladujac na jej piersi. Najczulej jak potrafila ucalowala szkarlatne usta mezczyzny.

- Kocham cie....

Wyszeptala na chwile przerywajac pieszczote.

- Bede czekac.....

Ostatnim cichym slowom towazyszyl oslepiajacy blysk swiatla. Gdy zniknelo jej juz nie bylo, a on samotny i nagi stal w czterech scianach ich wspolnego pokoju.

Domek


Carlos


Kly zatopily sie w jego szyji nazbyt szybko by mogl zareagowac. Wpierw bol, straszliwy, odbierajacy sily. Wreszcie jednak nadeszla rozkosz, cudowne uczucie wzlatywania w powietrze, wolnosci. ....


Sen, ktory nadszedl byl tym samym jaki nawiedzil cygana w gospodzie. Znow widzial to tak wyraznie jakby tam byl. Komnata i loze. Blask ksiezyca srebna smuga wpadajacy przez otwarte okno. Czul jej obecnosc. Lezala wsrod szkarlatnej poscieli, spiaca lub nieprzytomna. Cicho jeczala, a dzwiek ten pobudzal go do dzialania. Wolnm krokiem podszedl i odsunal material podziwiajac ksztalty, ktore przed nim skrywal. I ona miala by byc kobieta tego .. Marco... Nie... Usmiech zagoscil na jego ustach. Czul zapach krwi.
Sen przeminal zostawiajac po sobie cudowna rzeczywistosc....


Michal


- Hmmm... Czy tam skad pochodzisz gosci wita sie mieczem?

Pytanie padlo na tyle niespodziewanie, ze az podskoczyles. Przerazony zwrociles twarz w strone, z ktorej dobieglo. Stala tam dokladnie tak samo jak ja widziales w klasztorze. Piekne oczy zabarwione czerwienia wpatrywaly sie w ciebie z usmiechem. Usmiechaly sie tez usta od ktorych biela odcinaly sie ostre kly.

- Moj slodki podroznik.... Jakze zmartwiona bylam gdy zniknales. Pomyslec by mozna, ze mna wzgardziles. Doprawdy ...


Chciala zapewne rzec nieco wiecej, lecz niespodziewany dzwiek tluczonego szkla przerwal jej wywody. Z widoczna zloscia wysyczala.

- Mogla by to zrobic nieco ciszej...

Nastepnie zas, juz przymilnym glosem dodala kierujac swe slowa w twoja strone.

- Coz... Widac i tym razem nie dane nam jest dluzej pobyc razem. Badz zdrow mlodziencze... Wkrotce znow sie spotkamy, a wtedy juz dopilnuje aby nikt nam nie przeszkadzal.


Skonczywszy mowic zniknela w obloku mgly, ktory niczym niesiony niewyczuwalnym powiewem zniknal w szczelinie drzwi....
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172