Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2008, 22:24   #18
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Odpowiedź wampirzycy na pytania Trevora były zaskakujące. Nie pomyślał, że ona też kiedyś miała rodzinę. Normalną rodzinę, tą pierwotną.
W tej chwili spuścił głowę, czuł się winny za ból, jaki sprawił kobiecie samymi słowami. Wydawało mu się, że jest mniej ludzki od niej. Ona jeszcze pamiętała przeszłość, mimo tysiąca długich lat, które przeżyła zamknięta w powłoce swojej potworności.
Trevor już dawno zapomniał o tym, kim był za poprzedniego życia, pomimo faktu iż w porównaniu z nią, było to marne kilka lata.

Gdy podnosił wzrok, wampirzyca miała już zatopione kły w nadgarstku młodzieńca. Łapczywie spijała łyk za łykiem, jednocześnie walcząc, by nie wypić zbyt wiele.
Kiedy czerwona kropla opadała na podłogę, wydawało mu się, że leci w zwolnionym tempie. Centymetr po centymetrze, spadała godzinami, by wreszcie uderzyć o ziemię, rozprowadzając się po ciemnych, drewnianych deskach. Poczuł głód, który morzył go już od dłuższego czasu. Wilk domagał się pokarmu.

Gdy już nasycona puściła rękę mężczyzny, ten z niespotykanym spokojem odpowiedział, jakby nic się nie stało. Trevor wiedział, że gdyby to była jego ręka, wyrwałby ją całą siłą, nie dając spić ani jednej kropli. Jego krew była przeklęta, tak samo, jak jego ciało oraz umysł. Nie wiedział, co może się stać, gdyby jego osocze popłynęło w jej ustach.
Osocze... pojęcie, które po raz pierwszy słyszał, w dodatku od swojej własnej głowy. Wydawało mu się, że musi być to jakieś nieznane określenie na krew, tylko dlaczego je znał?

-Ja... - słowa te zaczęły dobiegać z ust krwiopijczyni, brzmiały jakby miała się zaraz rozpłakać. Czuła się winna z powodu tego, co właśnie zrobiła.
-Na bogów... przepraszam... - sama zdawała się myśleć, jakoby zwykłe przepraszam nie wystarczyło.
-Tak, wiem jak zabić kogoś takiego jak ja.... Wystarczy gdy odetniecie głowę...

Gdyby to było takie proste... Odciąć głowę i po sprawie, jakby była przymocowana do sztywnego słupa, który głęboko wbity w ziemię nie poruszy się nawet pod naporem najsilniejszego z wiatrów.
Nic nie było proste dla Trevora. Sarna uciekająca przed sforą wilków z całych sił gnała, by nie dać się złapać. Każdy wilk to wiedział i dawał za wygraną, szukając łatwiejszego celu, gdy ta oddalała się nadto. Wampir będzie walczył z całych sił, jeśli poczuje się zagrożony. Wampirzyca też walczyła z tym, co właśnie ją goniło, jednak nie zdążyło. Wodopój był zbyt blisko.

Gdy elf zaczął swój monolog, jego wywody na temat odcinania głowy, srebra, dzikości i zamiany w wampira, które następnie poprawił zbrojny mężczyzna, miał już ich dosyć. Co oni mogą o tym wiedzieć? Szkółka walki z wampirami ze szczyptą domyślenia nie da i żadnych efektów w obyciu z kimkolwiek. Nie chodziło tu bynajmniej o piętnowanie któregoś z gatunków. Nie czuł wrogości do wampirzycy, czy kogokolwiek z jej rodzaju. Są tylko ofiarami, nieważne jak bardzo złowieszczo nastawieni do reszty Erionu.
Sam teraz też poczuł się ofiarą, nie on wybierał, by być wilkiem. Szybko jednak odrzucił te myśli, w tym co robił nie było miejsca na wątpliwości.

Trevor nawet nie dostrzegł, gdy kotka, która niedawno kurczowo ściskała jego nogawkę, stała już krok od niego i mówiła do wampirzycy. Jej słowa były niczym balsam dla kobiety, uspakajające i łagodne. Tak, jakby wymawiała je zupełnie inna osoba, niż chowająca się za nogami Trevora speszona istotka.
Gdy mówiła, przypomniały mu się słowa, które przekazała mu zjawa. Wybrani... przez bogów...
Było to niemal tak samo nierealne, jak dwutysięcznoletnia Lilith. Coś głęboko w nim zaczynało wątpić w całą tą historię, uznając ją za bzdury.

Chciał coś powiedzieć przez cały ten czas, jednak nie potrafił się na to zebrać. Nigdy nie zależało mu na tym, co inni pomyślą o nim i jego zdaniu, jednak teraz czuł coś zgoła innego.
Wreszcie wyprostował się, dzięki czemu wszyscy mogli zobaczyć, jak naprawdę jest wielki, po czym powiedział, starając się wysławiać tak jak zawsze, nie dręczony dziwnymi myślami
-Powiedz Altari, sprowadziła mnie tutaj dziwna przepowiednia, której słów już nie pamiętam, ale mówiła o zebraniu się siedmiu i stawienia czoła złu.
Po tym założył ręce za głowę, wbijając je w gęste, szare futro na karku. Stał tak, opierając się o ścianę, zastanawiając się, czy zjawa przypadkiem nie była złudzeniem optycznym o znaczeniu którego miał takie samo pojęcie jak o osoczu.
 

Ostatnio edytowane przez Marchosias : 22-02-2008 o 22:50.