Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2008, 17:45   #11
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Gdy nieznajoma mówiła, Trevor starał się jak najwięcej spoglądać w jej oczy, nie zwracał uwagi na małą kotkę, która chwytała się jego nogawki.
„W każdym z nas drzemie bestia, tak samo jak w każdej bestii drzemie człowiek”
Zawsze tak uważał, nie wiedział tylko czemu akurat pomyślał o człowieku. Erion zamieszkiwało wiele stworzeń, jak elfy, orkowie, krasnoludy czy nawet wilkołaki. Jedne dzikie, inne mniej, jednak każde z nich miało tą część umysłu, która kierowała się uczuciem.
Jej wzrok zmieniał się wraz z tonem wypowiadanych słów. Coraz niespokojniejszy i poważniejszy. Widać było, że kobieta powoli, czy tego chce, czy nie, ujawnia swoją prawdziwą naturę. Jak każdy wampir, dzikszą i rządniejszą krwi.

Z zamyślenia wybiło go coraz mocniejsze ściskanie nogawki przez kocią dziewczynę, która najwyraźniej niepokoiła się zaistniałą sprawą. Trochę był jej wdzięczny, bo jego natarczywy wzrok mógł wydać się podejrzany, jakby chciał ją od razu ukamienować i spalić na stosie.
Dalej jednak obserwował zachowanie wampirzycy. Wiedział dobrze kim była, wystarczyło jedno spojrzenie w szkarłatne oczy. Pamiętał ten wzrok, pomimo iż pierwszy i zarazem ostatni raz widział go około roku temu. Ostatni do dziś dnia.

Historia wydawała się niezwykła, jak z legendy. Potężna baronowa żywiąca się krwią niewinnych, od prawie dwóch tysięcy lat. Baronowa...
Zastanawiające, dlaczego akurat baronowa? Po głowie chodziły mu jakieś wspomnienia o baronowej Batory, która kąpała się w krwi dziewic. Nie przypomina sobie, by ją znał. Być może w swoim poprzednim życiu, przed staniem się wilkiem? Jednak tego życia już od dawna nie pamiętał, jakby od nowa się narodził, tracąc wspomnienia z poprzedniego żywota.

Nagle po sali rozległ się trzask łamanego drewna. Trevor uniósł uszy, chcąc wyraźniej słyszeć każdy kolejny dźwięk, jednak tak samo szybko je opuścił, słysząc pisk kotki.
-Zapomniałam dodać, ze są również silne, szczególnie te starsze - powiedziała wampirzyca, odwracając się i ujawniając pełnię swych drapieżnych rys. Te kły, zdolne przebić najtwardszą skórę, ten przenikliwy wzrok. Pomimo że ona była piękną dziewoją, a on po części wilkiem po części człowiekiem, widział jak są podobni. Zrobił się głodny na samą myśl o ostrości tych kłów, o smaku krwi w ustach. Lekko się wyszczerzył, po chwili jednak chowając pokaźne uzębienie. Nie chciał martwić reszty zebranych.

-To znaczy . . . tak jak Pani? - niepewnie zapytała mała kotka, po chwili wlepiając wielkie ślepia w twarz Trevora.
-Jesteś wyczerpana, prawda? Nierozsądnie było spotykać się z nami w takim stanie - głośno i wyraźnie powiedział szary wilk. Jego głos był zrozumiały, prawie normalny. Jedno co go wyróżniało, to ciche powarkiwanie, które dało się usłyszeć w z każdym wypowiadanym słowem.
-Musisz nam zdradzić kilka tajemnic o wampirach, jeśli mamy stawić czoło całej armii - tutaj spauzował, wziął głęboki wdech, przypominając sobie spotkanie sprzed roku - nie jesteście istotami agresywnymi, jeśli nasycone, a z takim właśnie dane mi było się spotkać.

Niczym zjawa przemykał między drzewami, pojawiając się w coraz to innych miejscach, jakby się teleportował. Nagle wyrósł jak spod ziemi przed Trevorem i uśmiechając się, ukazując kły, patrzył mu w oczy. Nawet dla niego musiało być to niespotykane zjawisko, gdyż nie miał przed sobą zwykłego wilkołaka. Zdawało się, że dlatego przystanął.
Światło księżyca ledwo oświetlało jego twarz, dzięki czemu dało się dostrzec krótko i starannie przyciętą brodę oraz prawie złączone z nią wąsy. Włosy wydawały się ciemną, jak smoła, masą. Nieznajomy napatrzył się chyba, gdyż postanowił pognać dalej, w kierunku w którym jeszcze chwilę temu podążał.

-Powiedz więc, wiesz jak walczyć z twoim rodzajem? Jednak najpierw wyjaw nam, dlaczego chcesz odwrócić się od swoich i walczyć przeciwko rodzinie?
Po tych słowach przykucnął, założył rękę na rękę i spojrzał na już swojego wzrostu kociaka.
 
 
Stary 21-02-2008, 19:21   #12
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację


Bard słuchał uważnie nie przestając się przyglądać pozostałym "wybrańcom". Jego przekonanie o tym, że wszystko jest w należytym porządku uległo pewnemu nadwątleniu. Co prawda słowa tajemniczej pieśni zdawały się wypełniać w najdrobniejszych szczegółach, a jednak... Chyba nieco inaczej to sobie wyobrażał. Patrząc na zgromadzonych dochodził do wniosku, że w innych warunkach mogliby walczyć co najwyżej między sobą i nie potrzebowaliby do tego żadnych górnolotnych powodów. Wystarczyłaby sama odmienność i nietolerancja jednych wobec drugich. A tutaj okazuje się, że mają stanąć ramię w ramię. W głowie kotłowały mu się teraz dwa ostatnie wersy pieśni - wezwania. "Przyjaźń, zaufanie..." Te dwie rzeczy są jak ogromne świątynie, które buduje się latami, nie byle gdzie i nie byle z czego. A nawet w sprzyjających warunkach nie zawsze się udaje. A tutaj? W trzy miesiące? I wreszcie "...wola bogów...". Zdaje się, że bogowie mają też nie małe poczucie humoru skoro losy całego świata mają zależeć od tej osobliwej drużyny. "Oby w tym szaleństwie była jakaś metoda..." - przyszło mu do głowy, lecz był pewien, że nie są to jego własne słowa.

"Wampiry? Wilkołaki? Przecież one istnieją tylko w baśniach. Tylko dzieci w nie wierzą..." Navarro spojrzał na dziewczynę i jej obnażone kły, oraz obecnego wśród nich jegomościa o wilczej głowie. Pamiętał doskonale jak sam bał się we wczesnym dzieciństwie historii o duchach, strzygach i tym podobnych stworach. Pamiętał, że dorósł i przestał o nich myśleć. Jednocześnie w jego pamięci wciąż tkwiły słowa przestrogi, mówiące o tym by miał się na baczności, gdy przyjdzie mu nocować nocą w lesie. Szczególnie podczas pełni. I pamiętał obrazy, w których widział pół ludzi pół wilki i wampiry zmieniające się w nietoperze. Były tam też inne bestie, byli ludzie i była krew. Dużo krwi. Wiedział, że to było straszne, a przy tym... jakieś nieprawdziwe. To tylko obrazy, to nie było naprawdę. Pozostawało zawierzyć swoim zmysłom i temu, czego był naocznym świadkiem. W końcu teraz widział te istoty i to nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Czy mógł im jednak ufać?

"Lilith". To imię niewątpliwie coś mu mówiło. Przywoływało jakieś wspomnienia z zamierzchłej przeszłości, coś o czym słyszał lub czytał. "Lilith, żona Adama, matka wampirów..." Tak, to na pewno szło w ten sposób. I nawet miało jakiś sens w kontekście słów dziewczyny chociaż ta nie mówiła nic o żadnym Adamie. Szkoda, że nie pamiętał nic więcej z tamtych opowieści. Dodatkowe informacje mogły okazać się niezwykle przydatne.

Przysłuchiwał się dalej. Słowa i zachowanie mężczyzny, który przyniósł różę przywodziły mu na myśl jakiegoś Casanowę. Nie miał pojęcia kim był ów człowiek, a jednak to porównanie wydawało mu się bardzo trafne. Miał też wrażenie, że spotkał już w swoim życiu kilku jemu podobnych. Nie do końca ich rozumiał, ale nie zamierzał się nad tym zanadto rozwodzić. Takie czy inne podejście do życia, jest osobistą sprawą każdego i dopóki nie ingeruje to bezpośrednio w niego, nie będzie się w to wtrącał. "Porucznik lekkiej dragonii wojsk królewskich" brzmiało za to całkiem nieźle. Navarro pomyślał, że jego ojciec byłby z niego dumny, gdyby mógł tak powiedzieć o swym synu. "Ale nieee... TY musiałeś zostać cholernym bardem!..." - niemal słyszał jego słowa i tą charakterystyczną nutkę pogardy gdy wymawiał słowo "bard".

Odkłonił się porucznikowi zastanawiając się, czy również nie powinien się przedstawić. Nic nie wskazywało na to, by wszyscy zamierzali wyjawić od razu swe imiona, więc i on nie widział potrzeby pośpiechu. Na początek wolał wysłuchać co mają do powiedzenia, zwłaszcza wampirzyca, która ich tu sprowadziła. Kobieta - kot śmieszyła go a jednocześnie wywoływała pewne rozdrażnienie. Sprawiała wrażenie małego, rezolutnego dziecka otoczonego towarzystwem poważnych dorosłych. Jakby była wyjęta z innej bajki ("i to mało ambitnej bajki" - pomyślał złośliwie). Postanowił jednak nie kierować się pierwszym wrażeniem mając jednocześnie nadzieję, że rzeczywistość jest inna niż mu się wydaje. Później zaś mężczyzna czy wilkołak poruszył kwestię którą i on uważał za niezwykle istotną. Jak to bowiem możliwe, że wampirzyca staje niejako na czele wyprawy przeciwko swoim pobratymcom? Czy nie należałoby dopatrywać się w tym jakiegoś podstępu? Navarro nie zabrał głosu, przekonany o tym, że i tak uzyska odpowiedzi na nurtujące go pytania. Zdąży się jeszcze wypowiedzieć, gdy zajdzie taka konieczność.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 22-02-2008, 03:04   #13
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację


- Poruczniku.

Grzecznie pochylila glowe w odpowiedzi na jego slowa jednoczesnie lekko sie usmiechajac. Taki mlody, taki slodki, a jednoczesnie tak dobrze znajacy oblicze smierci, ktorej niejednokrotnie byl poslancem.

- To znaczy . . . tak jak Pani?

Niepewny glosik dobiegajacy spod sciany sprawil, ze przerwala swe rozmyslania kierujac wzrok na mala osobke wpatrujaca sie wlasnie w wilcze oczy towarzysza.

- Rowniez. Wraz z wiekiem nasze moce i wiedza rosna sprawiajac jednoczesnie, ze stajemy sie nieostrozni, nazbyt ich pewni. Nie jestem tak stara jak Lilith. Moj wiek jednak mozna szacowac na okolo 1000 lat.


1000 lat.... Czasami zaskakiwalo ja gdy uswiadamiala sobie jak dlugo juz egzystuje na tym swiecie. Zaskakiwalo i napelnialo smutkiem. Te lata, kazdy rok spedzony samotnie. Byli naturalnie kochankowie, nawet dosc wielu, lecz nikogo kto bylby jej drogi.

-Jesteś wyczerpana, prawda? Nierozsądnie było spotykać się z nami w takim stanie.

Wstrzasnieta spojzala na tego, ktory wypowiedzial owe slowa. Wilkoczlek zdawal sie wiedziec doskonale co sie z nia dzieje. Ostroznie dobierajac slowa rzekla.

- Tak, spotkanie z wami bylo pewnym ryzykiem. Ja.... Nie posilalam sie od.. dosc dawna.


- Musisz nam zdradzić kilka tajemnic o wampirach, jeśli mamy stawić czoło całej armii. Nie jesteście istotami agresywnymi, jeśli nasycone, a z takim właśnie dane mi było się spotkać. Powiedz więc, wiesz jak walczyć z twoim rodzajem? Jednak najpierw wyjaw nam, dlaczego chcesz odwrócić się od swoich i walczyć przeciwko rodzinie?

Jego slowa docieraly do niej jakby zza mgly. Czy wiedziala jak walczyc aby zabic kogos takiego jak ona sama? Odwrócić się od swoich i walczyć przeciwko rodzinie? RODZINIE?! Wspomnienia pierwszej nocy naplywac poczely nieprzerwanym strumieniem. O tak... Nie byla agresywna gdy czula w swym ciele swierza kre, lecz teraz.... Czerwona mgielka zasnula jej wzrok gdy niemal z furia odpowiedziala na jego pytania.

- Rodzinie?! Nie wystepuje przeciw rodzinie gdyz od wiekow jej nie mam. Od chwili gdy pierwszej nocy po przemianie spilam ich krew rozrywajac ciala na strzepy. Zabilam ich wszystkich przepelniona pragnienim, ktore trawi me cialo plomieniem. Moj stworzyciel zostawil mnie... Zostawil na pastwe glodu. Pozwolil by zadza krwi zasnula moj umysl, by skierowala mnie ku tym, ktorych kochalam ponad wszystko. Wciaz widze ich ciala. Widze siostre probujaca obronic dziecie, ktore powilam na miesiac przed tym jak go spotkalam. Pamietam jej krzyk, placz dziecka w jej ramionach i glod. Potworny, paralizujacy wole glod...... Ich krew.... Ja....

Pojedyncza, krwawa lza splynela jej po policzku. Opuscila wzrok nie mogac dluzej spogladac w slepia wilkoluda. Nie powinna tego robic. Krew na jej dloniach, slodka, upajajaca. Nagle zdala sobie sprawe iz nie jest w stanie dluzej utrzymac w ryzach pragnienia. Wszelkie tamy, ktore zbudowala by spotkac ich tutaj runely na widok szkarlatu. Uniosla wzrok napotykajac odsloniety nadgarstek mlodzienca, ktory podal jej roze. Stal tak blisko..... Czula jego zycie, czula goraca vitae plynaca w tym ciele. Widziala sine linie zyl chronione jedynie cieka skora. Zadzialal instynkt.
Nim ktokolwiek zdazyl zareagowac, lub chociazby zdac sobie sprawe z jej ruchu, ona stala juz przy Stephen'ie. Jej silne chociaz wygladajace na delikatne, dlonie pochwycily jego reke zakleszczajac w uscisku smuklych palcow. Szybkim, choc nie pozbawionym gracji ruchem przylozyla jego dlon do ust ostroznie wbijajac w nia kly. Nie chciala sprawic mu bolu. Cichy, choc nie pozbawiony mocy glos szeptal, iz nie jest on wrogiem, a przyjacielem. Powinna wziast jedynie tyle aby moc kontrolowac siebie, aby sila szalu opadla na nowo odslaniajac istote, ktora wyparl.
Smak pierwszego lyku oszolomil ja. Zatracila sie w ekstazie mgliscie zdajac sprawe z faktu, ze nie cofnal reki, nie uciekl, a stal wyprostowany. Poczyla jak druga dlonia unosi lekko jej twarz na wysokosc oczu i spokojnym glosem przemawia:

- Madame, rozumiem niecierpliwosc, ale drugi raz zdecydowanie warto najpierw poprosic
.

To wlasnie ten spokoj jego glosu sprawil, iz zdala sobie w pelni sprawe z tego co czyni. Przerazona odskoczyla przykladajac w pelni zagojona dlon do ust.

- Ja...


Coz ona uczynila?! Z niedowierzaniem przygladala sie porucznikowi, ktory choc blady i drzacy to jednak stal tam spokojnie i patrzyl jak spija jego krew. Cofala sie krok za krokiem, az jej plecy dotknely sciany.

- Na bogow...

Byla pewna, ze zaprzepascila wszystko tym jednym, pozbawionym jej woli uczynkiem. Wszystko! Czy ja teraz zaatakuja? Czy powinna sie bronic? Czy to wogule ma sens? W swoich zylach czula jego krew, pulsujaca, odzywcza. Mimo iz wciaz slaba wiedziala, ze i tak jest silniejsza od nich. Wiedziala, ze bez wiekszego problemu powinna sobie z nimi poradzic. Tylko ze.... wcale tego nie chciala.

- Przepraszam....

Wyszeptala cichym, smutnym glosem.

- Tak, wiem jak zabic kogos takiego jak ja.... Wystarczy gdy odetniecie glowe....
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 22-02-2008 o 05:49.
Midnight jest offline  
Stary 22-02-2008, 04:01   #14
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość


Adam oderwał wzrok od kociej dziewczyny, która schowała się za potężnej, niemal dwumetrowej postury człowiekiem o głowie wilka i spojrzał na kobietę. Przez moment przypatrywał się jej, po czym skinął lekko głową i zgodnie z jej życzeniem zamknął za sobą drzwi. Po chwili na wzór innych zajął miejsce przy stole, na jednym z krzeseł. Atmosfera zdawał się być napięta, każdy ze zgromadzonych widocznie miał jakieś wątpliwości, jednak nikt nie miał ochoty zacząć. Denerwującą ciszę przerwała w końcu sama kobieta. Jej słów nie przerwał nikt z zasiadających, ale kiedy gruby parapet rozleciał się na kawałki Adam odruchowo sięgnął ku rękojeści miecza, zaś gdy kobieta odwróciła się elf lekko wzdrygnął się na widok dokonanej przemiany.

Wampirzyca! I tak jak Bloodrayne walczy ze złem, chociaż ma inny kolor włosów. Zaraz! Kto to jest Bloodrayne? Znowu te głupie myśli, które nie mają sensu! Jednak mniejsza z tym, jak już słusznie zauważył ten hmm… wilkołak trzeba najpierw dowiedzieć się, dlaczego ta kobieta chce walczyć po naszej stronie. Swoją drogą jak widzę, niektórzy tutaj, są częściowo zwierzętami.Elf dyskretnie spojrzał na mężczyznę o wilczej twarzy oraz na dziewczynę z kocim ogonem. „Jednak albo nie potrafią w pełni kontrolować przemiany, albo taki wygląd jest stały. Cóż zdarzają się i takie przypadki, w końcu wśród mych rówieśników także był chłopak, który na stałe posiadał rogi byka. Zastanawia mnie tylko, ile prawdy jest w tym, co opowiada nam ta wampirzyca. Przecież możliwe jest, że zabiła siódmą z wybranych osób i teraz mami nas swoimi kłamstwami.

W tym momencie najwidoczniej wampirzycy skończyła się cierpliwość oraz spokój. Wyraźnie rozzłoszczona, krótko i wyraziście powiedziała, co sadzi o innych wampirach. Elf ze spokojem, spod na wpół przymkniętych powiek obserwował ją bez słowa.

Hmm…Więc ma około 1000 lat, czyli jest doświadczona i to bardzo. Mimo to, trzeba będzie zachować ostrożność. Jak widzę opanowanie się przychodzi jej z trudem, możliwe jest, że kiedyś nie zapanuje nad sobą na czas i zaatakuje kogoś mimo swej woli.

Chwilę po tym jak ta myśl przemknęła przez umysł elfa, wampirzyca błyskawicznie znalazła się u boku jednego z mężczyzn i chwyciwszy za dłoń wpiła się w nią łapczywie. Krew popłynęła wartkim strumieniem, lecz z ust mężczyzny nie dobiegł żaden jęk, a on sam nie poruszył się nawet o krok, zamiast tego podnosząc drugą dłoń i mówiąc spokojnie.

- Madame, rozumiem niecierpliwość, ale drugi raz zdecydowanie warto najpierw poprosić

Adam musiał przyznać, z uznaniem i odrobiną zazdrości, że on sam prawdopodobnie nie utrzymałby nerwów w ryzach. Ale w tym momencie nie to było ważne elf zastanawiał się, co może zrobić w tej sytuacji. Jego miecz w zamkniętym pomieszczeniu sprawiłby więcej problemu niż pożytku, pozostawała więc tylko zamiana. „Ale w co? Niedźwiedź czy wilk?”. Zanim podjął decyzję, było już po wszystkim. Ku zdziwieniu wszystkich, wampirzyca odskoczyła od młodzieńca z przestrachem wypisanym na twarzy. Jednak jak domyślał się elf nie był spowodowany tym, że mogą ja zaatakować, ale tym, co zrobiła. „Wygląda na to, że wcale tego nie chciała. Czyli opanowała ją żądza krwi. Ale czy już nad nią zapanowała? Czy za chwilę znowu nie rzuci się komuś do gardła? Jej dłoń, którą poraniła drewnem zdaje się być już zdrowa. Czyli potrafi się regenerować i to bardzo szybko. Jeśli dojdzie do walki to marnie widzę nasze szanse.

- Khem… khem… - Adam odchrząknął przerywając niezręczną ciszę zapadłą po ostatnich słowach kobiety – Cóż wygląda na to, że mieliśmy tu drobny hmm… jakby to rzec incydent. – spojrzał spokojnym wzrokiem po innych, którzy teraz ze zdumieniem spoglądali na niego, najbardziej zdziwiona zdawała się być wampirzyca –Na twoim miejscu opatrzyłbym tą dłoń zanim wykrwawisz się na śmierć.- powiedział zwracając się do rannego mężczyzny, po czym niczym nie zrażony kontynuował – Część z nas wie jak trudno zapanować nad instynktem zwierzęcia, które w nas siedzi prawda? Poza tym są dwie rzeczy, z powodu których walka nie miałaby sensu. Pierwsza, to to, że walcząc ktoś zginąłby na pewno, a to osłabiłoby grupę. A po drugie, to myślę, że nawet w szóstkę nie dalibyśmy ci rady. Nieprawdaż? – elf uśmiechnął się do kobiety delikatnie unosząc kąciki ust - Ale dobrze, na czym to skończyliśmy? Więc mówisz, że wampira można uśmiercić pozbawiając go głowy? Słyszałem też, że srebro jest dla nich zabójcze, czy to prawda? No i coś, co mnie teraz najbardziej zastanawia i martwi. Czy wystarczy jedno ugryzienie, by stać się wampirem? Jeśli tak, to mamy spory problem. Bo jeśli ty mając 1000 lat doświadczenia nie byłaś w stanie zapanować nad instynktem, to z tobą może być tym większy kłopot. – spokojne spojrzenie znów powędrowało w stronę mężczyzny, ale tym razem elf zamilkł nie ciągnąc dalej. Najwyraźniej nie miał nic więcej do dodania… lub po prostu wolał milczeć dając innym szansę do ukazania swego charakteru. Przy okazji przygotowywał się do zamiany w niedźwiedzia, na wypadek, gdyby jednak ktoś postanowił zacząć walkę.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 22-02-2008, 14:25   #15
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Kotka stała spokojnie pod ścianą i już zaczęła nabierać pewności siebie. Zluźniła uścisk jaki wywierały jej łapki na spodniach wilka. Przyglądała się kobiecie uważnie śledząc każdy jej krok. Ryuu wiele razy opowiadał jej o demonach, takich jak on, o wampirach bądź o nocnych zmorach. Nocne zmory były ponoć najczęściej klaczami, które potrafiły się zmaterializować w nocy i przechodząc przez wymiar, w którym zwykli śmiertelnicy ginęli. Na początku Nala zwyczajnie śmiała się z takich opowiadań gdyż nigdy nie sądziła, że mogą być one prawdziwe. Wierzyła w wampiry, bo one umierały. Najgorsze było to jak ich niespokojna dusza pozostawała w świecie śmiertelnych, jednak kotka szybko rozprawiała się z takim wampirem, gdyż był on wobec niej prawie że bezbronny. Teraz, z wampirzycą mającą około 1000lat, która wciąż żyje, Dzwoneczek nie miałaby najmniejszych szans. Mimo to nie bała się jej. Już nie. Gdy kobieta przywarła ustami do nadgarstka jednego z mężczyzn, Nala poczuła się już zupełnie pewniej. Dostrzegła jej słabość, która sprawiała, że mimo siły jaką posiada jest słaba.

- Na bogów... - szepnęła z przerażeniem gdy dotarło do niej co zrobiła. Kotka zaś wyprostowała się zaś na jej ustach pojawił się nieznaczny uśmiech, który szybko zamienił się w poważną minę by nie dawać do zrozumienia kobiecie iż jest słaba. Nie chciała jej poniżać, wolała dać pewność siebie.

- Przepraszam.... - wyszeptała ze smutkiem wampirzyca.
Nala puściła materiał spodni wilka, o dziwo trzymała go cały czas, nawet wtedy gdy wilk kucnął obok niej zrównując się z nią wzrostem. Dziewczyna widziała iż wampirzyca poczuła się teraz winna swojego czyny, zupełnie jakby zaprzepaściła szansę na ocalenie świata.
Wtedy to też elf, którego niedawno Nala zdenerwowała zaczął przemawiać, jednak w tej chwili dla kotki nie było do końca istotne w jaki sposób zabić wampira, tym bardziej, że to już wiedziała. Chciała po prostu pomóc krwiopijnej kobiecie z zaakceptowaniu swoich żądzy, bądź chociaż pomóc zrozumieć, że nic wielkiego się nie stało.

- (...)Bo jeśli ty mając 1000 lat doświadczenia nie byłaś w stanie zapanować nad instynktem, to z tobą może być tym większy kłopot. - dokończył elf.

- Nie martw się Altari - zaczęła Nala melodyjnym głosem i dała krok w przód starając oddać się w ten sposób szacunek do kobiety. Patrzyła głęboko w jej oczy swoimi przenikliwymi, czekoladowymi ślepkiami - Jeśli potrzebujesz krwi, a widać, że potrzebujesz, to pij i nie krępuj się. Jednak nie rań nas, bo dobrze wiesz, że skoro to MY jesteśmy wybrani przez Boga, swoją słabością zaprzepaścisz szansę. Jeśli już naprawdę, ale to naprawdę będziesz musiała, to znaczy jeśli potrzeba Ci będzie sił to nie martw się o istotę, której odbierzesz życie. Zaopiekuje się nią. Tylko nie atakuj tych, którzy starają się Ci pomóc. - powiedziała i wysłała w kierunku niej szczery uśmiech zrozumienia, zupełnie tak jakby sama wiedziała, co to znaczy niepohamowana żądza.

- A na imię mam Nala, zaś to czym się zajmuję nie jest niczym wielkim - dodała radośnie po chwili milczenia. Znów spojrzała na kobietę uśmiechając się do niej, jakby sądząc, że ta wie o nich wszystko - Prawda?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 22-02-2008, 15:14   #16
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany


Revan dotychczas siedział w fotelu, i ze spokojem obserwował dziejącą się sytuację. Jego uwagę przykuł wilkołak, który dobrał się w parę z kotką. Dziwności się przyciągają, pomyślał. Przyglądał się też uważnie kobiecie. Dziwnie się zachowywała, mówiła z wyraźną trudnością, oczami błądziła dookoła, a w końcu podparła się o parapet. Nie spodziewał się jednak tego, że rozwali go w drobny mak.
- Wampir? W dechę! – skomentował Revan, jednak kompletnie się tego nie spodziewał, że powie coś takiego. Dechę? Jaką znowu do cholery dechę? Odruchowo sięgnął do kieszeni, jednak szybko cofnął rękę. Podczas tego incydentu nie drgnął nawet, jednak w każdej chwili był gotowy zerwać się z fotela i posłać kulę prosto w łeb wampirzycy. Nie podobało mu się to, ani trochę. Kiedy był w Bractwie Całunu, sporo go nauczyli o wampirach, jednak metod walki z nimi były zarezerwowane tylko dla specjalnych łowców. Mimo tego, wiedział, co i jak.

Nie dał po sobie poznać zdziwienia, gdy nagle wampirzyca dobrała się do Stephena. Spodziewał się jednak, że facetowi puszczą nerwy, a wampirzyca skończy z odciętą głową. Osłabiona, była znakomitym celem. Chociaż… kto wie. Miała ponad 1000 lat. Rzadko, który wampir przeżywał kilka setek, a pół wieku było nie lada wyczynem. Bacznie ją obserwował, podpierając się ręką za brodę. Miecz wcześniej postawił obok krzesła, więc mógł bez problemu go wyciągnąć. Wtem Elf coś zaczął mówić.

- Srebro jest zabójcze dla wampirów, jednak starsze mogą się na nie częściowo uodpornić, co nie oznacza wcale, że przeżyją poszatkowanie srebrnym brzeszczotem. Podobnie ma się rzez ze święceniami, czy krucyfiksami. Żeby stać się wampirem zaś, nasza organizatorka tego spotkania musiałaby wyssać ofiarę do końca, czego szczerze nikomu nie życzę. Natenczas nic wielkiego mu nie grozi. – Uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie. Natenczas, pomyślał brzydko.

Wbrew jego oczekiwaniom, wampirzyca nie rzuciła się na nich. Pomyślał, że to całe spotkanie mogło zostać zaaranżowane wyłącznie, by mogła się nasycić, ale ona była… inna. Podczas całego swojego życia spotkał kilka wampirów, a żaden z nich nie był tak przyjazny jak ona. Spojrzał po zgromadzonych. Jest ich sześciu, tak więc siódmym członkiem jest ona. Ratowanie świata? A co tu jest do ratowania. Revan normalnie wyszedłby, ba, nawet w ogóle by nie skorzystał z zaproszenia, ale był zwyczajnie znudzony. I roztargniony. Nic mu się nie układało w życiu, ilekroć coś zdobył, natychmiast rozpadało się na setki drobnych kawałeczków, niemożliwym więc było uzbieranie sobie nawet małej kupki własnego szczęścia.

Był też zdziwiony, ze nie rzucił się jeszcze na nią. Była dla niego wielkim zagrożeniem, tak wielkim, że nawet nie chciało mu się myśleć, co by się stało gdyby doszło do konfrontacji. I mam ratować świat z wilkołakiem, pół kotem, elfem, żołnierzem, grajkiem oraz wampirzycą? Dobre sobie. Przypominał sobie jednak tekst piosenki, mówiącej o wzajemnej przyjaźni i zaufaniu. Przyglądał się dalszej akcji, siedząc cicho.
 
Revan jest offline  
Stary 22-02-2008, 22:01   #17
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację


Kiedy wejdziemy czasem w nie te drzwi co trzeba i nagle pojawi się ktoś, kogo tak naprawdę się boimy i drżymy ze strachu przed zmarszczką na jego brwi, możemy czasem wydukać jakiś bezsensowny tekst, coś w stylu „Zastałem Jolkę?”. Jeżeli mamy niewiarygodne szczęście, to okazuje się, ze ów głupawa, wykrzyczana jakimś odruchem obronnym kwestia okazuje się skuteczna. Jak, gdzie, kiedy, próżno dociekać. Jednak wychodzi na to, że ślepy łut farta sprawia, za zamiast na durnia, czy tchórza, wychodzimy na bohatera lub osobę przynajmniej normalną.

Podobna sytuacja miała miejsce ze Stephenem. Skok wampirzycy. To był błysk, błysk którego nie miał nawet możliwości dojrzeć, a nawet jeżeli, to był zbyt zaskoczony, żeby cokolwiek zrobić. Przyssała się do jego ręki, a on zachował się jak twardziel z pieśni bardów, który przed każdym deserem musi poszatkować co najmniej tuzin wrogów, bo inaczej powiada, ze mu danie nie smakuje. Ale to zachowanie, pewne, spokojne, niemal przytłaczające ją, było czystym przypadkiem. Przez chwilę czuł, jak przytłacza ją swoją wolą, jak nagina jej szalone pragnienie krwi, jak siła swej woli zmusza jej żarłoczność do odejścia. Ale to było kłamstwo. Bujda. Stephen nawet nie wiedział, dlaczego tak postąpił. Jakaś część jego świadomości wrzeszczała mu: „UCIEKAJ”! Ale jak miał uciekać? Nawet nie był w stanie wyrwać ręki z jej ust. Zresztą nawet chyba bałby się niczym mysz sparaliżowana wzrokiem żmii. Pomyślał, ze może reszta mu pomoże. Przecież chyba nie zostawią go na łaskę tej wampirzycy, którą on tak nieopatrznie wziął za zwykłą, choć piękną kobietę. Nagle zrozumiał, czym jest bycie wampirem oraz bycie z wampirem. Owa wściekła nieopanowana żądzą, która pchała ją mimo woli do jego krwi wskazywała na straszne istnienie, które zagraża każdemu, nawet najbardziej kochanej osobie.
- „POMOCY!” – Chciał krzyknąć do reszty, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Było zbyt spieczone, nagle przez chwilę nie zdolne dobyć głosu. Lecz nikt się nie ruszył.

Nagle wtedy włączyło się to: owo wielkie TO, które sprawiło, ze bezwiednie zachował się tak, jak się zachował: dumnie, silnie, honorowo, ze to on wyszedł na zwycięzcę tego pojedynku woli, pojedynku, w którym nie miał prawa wygrać. Odskoczyła. Nagle. Tak gwałtownie, jak pierwej dopadła jego ręki, zlizawszy wcześniej ranę, która w mgnieniu oka się zabliźniła. Zdziwienie, niepewność i nagła słabość w nogach. Jakby całe siły, które czyniły go równorzędnym przeciwnikiem wampirzycy nagle opadły. Oczy poszerzyły się i teraz dostrzegł grozę sytuacji, a razem z grozą przyszedł władca strach. Coś tam wampirzyca mówiła. Przepraszała.
- Uff, jakie miłe, przeprasza - szepnął do siebie zgryźliwie. Stephen się bał. Owszem, starał się opanować, ale bał. Drżał i drżący usiadł, co miał nadzieję, inni wezmą za słabość spowodowaną utratą krwi. Przecie nie raz stawał na polu bitwy i nie drżał nigdy przed wrogiem, jak przed tą dziewczyną, której nieopatrznie wręczył niedawno różę. Pewnie dlatego go zapamiętała. A może po prostu uznała za najsłabszego członka drużyny i zarazem najłatwiejszą ofiarę? Mroczki przed oczyma nie przeszkadzały mu słuchać. Miał nadzieję, ze reszta coś zrobi, ze, nie wiedział, ale że może po prostu ją posieka, albo ... albo nie wiedział i kiedy słuchał kolejnych opinii o mało nie spadł z krzesła.
- „Czy to jacyś szaleńcy? Czy oni widzą co się stało? – Myślał intensywnie. – Przecież jeż li ją głód dopadnie, to nie mamy przy niej szans. Nie mamy. Tymczasem brygada tych bohaterów zachowuje się tak, jak gdyby wampiry codziennie im popijały z arterii ciepłą juszkę. Zresztą może to są tacy bohaterowie. Jakiś wilk, jakąś kocica, jakieś coś? ZOO, czy co? Toż to menażeria cyrkowa.”
Zbyt dziwaczni wydali się dla normalnego przeciętniaka, jakim był Stephen. Przecież uważał się za niezłego wojaka i może takim był, ale w tym towarzystwie przypominał pekińczyka w wyścigu chartów. A już naprawdę rzuciła nim niemal o glebę wypowiedź tej kocicy. Jak u cioci na herbatce. Kiedy ciotunia mówi: „nie pij z tego kubeczka, tylko z tamtego”, to jest to niezwykle podobne do „wszystko dobrze, moja kochana wampireczko, wszystko dobrze, tylko wiesz, może wcinaj krew z innych tętniczek, bo te mogą ci się jeszcze przydać.”
- „AAA”! – Stephen wrzeszczał w duchu na wspomnienie tej wypowiedzi. I jeszcze to: „nie przejmuj się, morduj sobie zdrowiutko, jak ci się zachce papu, a ja się zaopiekuję osoba, którą zabijesz”
- „AAA! Czy ja jestem w domu dla psychicznie chorych
– myślał gorączkowo. – A juści, zaopiekuje się, chyba pogrzebem, jeżeli jeszcze co zostanie z ciała. Uff. Kurde, przecież ja jestem zwykłym wojakiem, a nie bohaterem. Co za los mnie wprowadził w to pokopane towarzystwo?

Miał jeszcze nadzieję, co do innych, ale gdzież tam. Jeden coś tam zagadał o jakimś drobnym incydencie. Ech, może to i bohater, co wampiry bierze na klatę, a potem sprawia im przykładne lanie i pierze i wiesza na sznurze od bielizny, coby się wysuszyły na słońcu. Potem opanowanym głosem rzucił coś Revan. Ten to przestraszył go jeszcze bardziej sugerując, ze pijąc trochę jego krwi mogła uczynić go wampirem. O ile to był Revan, bo postacie zaczynały mu się już mieszać. Inni także się nie odzywali, ale też nie wyciągali za miecze, nie atakowali jej, nie szaleli ze strachu. Ot, wyssanie krwi. Normalka. Splunięcia nawet nie warta codzienność.
- „AAA”! – Krzyczał dalej w myślach i najchętniej by zwiał, gdyby nie dziwna słabość w nogach. Zrobiło mu się słabo. Może to strata krwi, a może zwyczajny odpływ adrenaliny, która do tej pory trzymała go przy jakiej takiej przytomności.
- Głupia rzecz – wymamrotał zsuwając się krzesła na podłogę. Bezsilny, tracący przytomność, słaby.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-02-2008 o 22:32.
Kelly jest offline  
Stary 22-02-2008, 22:24   #18
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Odpowiedź wampirzycy na pytania Trevora były zaskakujące. Nie pomyślał, że ona też kiedyś miała rodzinę. Normalną rodzinę, tą pierwotną.
W tej chwili spuścił głowę, czuł się winny za ból, jaki sprawił kobiecie samymi słowami. Wydawało mu się, że jest mniej ludzki od niej. Ona jeszcze pamiętała przeszłość, mimo tysiąca długich lat, które przeżyła zamknięta w powłoce swojej potworności.
Trevor już dawno zapomniał o tym, kim był za poprzedniego życia, pomimo faktu iż w porównaniu z nią, było to marne kilka lata.

Gdy podnosił wzrok, wampirzyca miała już zatopione kły w nadgarstku młodzieńca. Łapczywie spijała łyk za łykiem, jednocześnie walcząc, by nie wypić zbyt wiele.
Kiedy czerwona kropla opadała na podłogę, wydawało mu się, że leci w zwolnionym tempie. Centymetr po centymetrze, spadała godzinami, by wreszcie uderzyć o ziemię, rozprowadzając się po ciemnych, drewnianych deskach. Poczuł głód, który morzył go już od dłuższego czasu. Wilk domagał się pokarmu.

Gdy już nasycona puściła rękę mężczyzny, ten z niespotykanym spokojem odpowiedział, jakby nic się nie stało. Trevor wiedział, że gdyby to była jego ręka, wyrwałby ją całą siłą, nie dając spić ani jednej kropli. Jego krew była przeklęta, tak samo, jak jego ciało oraz umysł. Nie wiedział, co może się stać, gdyby jego osocze popłynęło w jej ustach.
Osocze... pojęcie, które po raz pierwszy słyszał, w dodatku od swojej własnej głowy. Wydawało mu się, że musi być to jakieś nieznane określenie na krew, tylko dlaczego je znał?

-Ja... - słowa te zaczęły dobiegać z ust krwiopijczyni, brzmiały jakby miała się zaraz rozpłakać. Czuła się winna z powodu tego, co właśnie zrobiła.
-Na bogów... przepraszam... - sama zdawała się myśleć, jakoby zwykłe przepraszam nie wystarczyło.
-Tak, wiem jak zabić kogoś takiego jak ja.... Wystarczy gdy odetniecie głowę...

Gdyby to było takie proste... Odciąć głowę i po sprawie, jakby była przymocowana do sztywnego słupa, który głęboko wbity w ziemię nie poruszy się nawet pod naporem najsilniejszego z wiatrów.
Nic nie było proste dla Trevora. Sarna uciekająca przed sforą wilków z całych sił gnała, by nie dać się złapać. Każdy wilk to wiedział i dawał za wygraną, szukając łatwiejszego celu, gdy ta oddalała się nadto. Wampir będzie walczył z całych sił, jeśli poczuje się zagrożony. Wampirzyca też walczyła z tym, co właśnie ją goniło, jednak nie zdążyło. Wodopój był zbyt blisko.

Gdy elf zaczął swój monolog, jego wywody na temat odcinania głowy, srebra, dzikości i zamiany w wampira, które następnie poprawił zbrojny mężczyzna, miał już ich dosyć. Co oni mogą o tym wiedzieć? Szkółka walki z wampirami ze szczyptą domyślenia nie da i żadnych efektów w obyciu z kimkolwiek. Nie chodziło tu bynajmniej o piętnowanie któregoś z gatunków. Nie czuł wrogości do wampirzycy, czy kogokolwiek z jej rodzaju. Są tylko ofiarami, nieważne jak bardzo złowieszczo nastawieni do reszty Erionu.
Sam teraz też poczuł się ofiarą, nie on wybierał, by być wilkiem. Szybko jednak odrzucił te myśli, w tym co robił nie było miejsca na wątpliwości.

Trevor nawet nie dostrzegł, gdy kotka, która niedawno kurczowo ściskała jego nogawkę, stała już krok od niego i mówiła do wampirzycy. Jej słowa były niczym balsam dla kobiety, uspakajające i łagodne. Tak, jakby wymawiała je zupełnie inna osoba, niż chowająca się za nogami Trevora speszona istotka.
Gdy mówiła, przypomniały mu się słowa, które przekazała mu zjawa. Wybrani... przez bogów...
Było to niemal tak samo nierealne, jak dwutysięcznoletnia Lilith. Coś głęboko w nim zaczynało wątpić w całą tą historię, uznając ją za bzdury.

Chciał coś powiedzieć przez cały ten czas, jednak nie potrafił się na to zebrać. Nigdy nie zależało mu na tym, co inni pomyślą o nim i jego zdaniu, jednak teraz czuł coś zgoła innego.
Wreszcie wyprostował się, dzięki czemu wszyscy mogli zobaczyć, jak naprawdę jest wielki, po czym powiedział, starając się wysławiać tak jak zawsze, nie dręczony dziwnymi myślami
-Powiedz Altari, sprowadziła mnie tutaj dziwna przepowiednia, której słów już nie pamiętam, ale mówiła o zebraniu się siedmiu i stawienia czoła złu.
Po tym założył ręce za głowę, wbijając je w gęste, szare futro na karku. Stał tak, opierając się o ścianę, zastanawiając się, czy zjawa przypadkiem nie była złudzeniem optycznym o znaczeniu którego miał takie samo pojęcie jak o osoczu.
 

Ostatnio edytowane przez Marchosias : 22-02-2008 o 22:50.
 
Stary 23-02-2008, 00:54   #19
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację


Gest wampirzycy wprawił go w osłupienie. Czegoś takiego zupełnie się nie spodziewał, jednocześnie zaś wszystko stało się tak szybko, że nabrał wątpliwości czy w ogóle miało miejsce. A jednak, krew na jej wargach rozwiewała wszelkie wątpliwości. Ugryzła człowieka i... napiła się jego krwi. Tak po prostu. Bard bezwiednie otworzył usta tylko po to, by po chwili je zamknąć. Zdawało się, że chce krzyknąć albo przynajmniej coś powiedzieć, a jednak głos uwiązł mu w gardle. Nawet jego oddech uległ chwilowemu wstrzymaniu. Wszystko było tak niesamowite, że miał ochotę zapytać "co tu się właściwie stało?" Jego ręka spoczęła na rękojeści miecza zaciskając się na niej nerwowo, a jednak nie dobył ostrza. Nawet nie drgnął. Sam nie miał pewności co powinien zrobić i czy w ogóle powinien coś robić. A jeśli nawet zdecydowałby się na coś, czy byłby w stanie tego dokonać? Czy byłby w stanie przynajmniej się podnieść na swych własnych nogach, które teraz wydawały mu się niczym zrobione z waty?

Po chwili stan ten zaczynał ustępować i Navarro zaczynał myśleć i patrzeć na wszystko nieco przytomniej. I co obserwował? Prawie żadnej reakcji, a przynajmniej nie od razu. Nie wiedział czy to dobrze czy źle. Chyba jednak dobrze, że wszyscy... to znaczy, że nikt nie złapał niepotrzebnie za broń. A jednak wypadałoby chyba coś zrobić. Coś powiedzieć. Przyszło mu do głowy, że mógłby w końcu zabrać głos. Wszak powiadają, że lepiej jest się nie odzywać i zostać uznanym za głupca niż głupio przemówić i to potwierdzić, on jednak nie do końca popierał tę opinię. Starzy magowie mogą być milczącymi mędrcami. Jakieś typy spod ciemnej gwiazdy mogą nie mieć nic ciekawego do powiedzenia. Ale on był bardem do cholery. Mówienie było częścią jego życia, a teraz miał milczeć?

– Cóż wygląda na to, że mieliśmy tu drobny hmm… jakby to rzec incydent(...)

Słowa elfa skłoniły go do tego by w końcu się odezwać. Nie wszystko co sie widzi można od tak sobie przemilczeć. A co by teraz oznaczało jego milczenie? Że to go wcale nie dziwi? Że ma to gdzieś? Jeśli tak, to co tu robi do stu piekieł?
- Wydaje mi się, że incydent, to dość delikatne określenie tego, co miało miejsce. - starał się by jego głos brzmiał naturalnie ukrywając swoje zdenerwowanie najlepiej jak umiał. - Ośmielę się stwierdzić, że pozostali, mówię miedzy innymi o sobie, nie mają aż tak rozległej wiedzy o owym instynkcie. Sam miałem w swoim życiu niewiele do czynienia z wampirami, a jestem przekonany, że nawet gdybym spędził wśród nich połowę życia i tak mógłbym mieć na ten temat jedynie mgliste wyobrażenie. Pojęcie tego w pełni jest dla mnie nieosiągalne. Dlaczego? Bo nie jestem jednym z nich. Jestem człowiekiem, a człowiek chyba nigdy tego nie zrozumie.
Czy jeszcze coś należało dodać? Chyba nie. W końcu wszystko inne - zdziwienie, niepewność strach zawierały się niejako w niezrozumieniu.
- Poza tym... Mówienie o "grupie" wydaje mi się nieco przedwczesne. Grupą może będziemy. Na razie jesteśmy obcymi sobie ludźmi, których przeznaczenia, z woli bogów czy nie, skrzyżowały się w tym miejscu. A co z tego wyniknie...? Cóż. Jak sami widzicie w tej chwili ciężko rokować na przyszłość.

W rzeczy samej nie śmiał spekulować jak to wszystko może się rozwinąć. Nawet zakładając, że całe to spotkanie nie jest jakimś żartem czy oszustwem, a istotnie wolą bogów. Czy kilka wersów tajemniczej pieśni i słowa tej wampirzycy to dość by ich połączyć? "Nie byłbym tego wcale taki pewien...". A przecież chciał by tak było. By cała ta nawijka (nawijka? kolejne dziwne słowo pojawiło się na końcu jego języka) o ratowaniu świata okazałą się prawdą. Chciał tego z całego serca. Jednocześnie umiał też oceniać sytuację bardziej obiektywnie, pomijając własne cele i pragnienia. Obiektywizm, kazał póki co, zastanawiać się czy jedynymi dokonaniami tej "grupy" nie będzie uśmiercenie jednego z jej członków. Może nawet więcej niż jednego.

Zdał sobie sprawę, że ciągle mocno trzyma rękojeść miecza. Siła jaką w to włożył sprawiła, że czuł dokładnie odciśniętą na wewnętrznej stroni dłoni fakturę. Dopiero teraz zauważył zbielałe knykcie i poczuł piekący ból. Cofnął rękę i przyjrzał się broni. Przez kilka sekund wydawała mu się czymś obcym, co pierwszy raz widzi na oczy. "Ładny kawałek żelastwa... Ręczna robota chyba. Zdaje się, że jeden koleś z Londynu skupuje takie cacuszka. Nawet nieźle płaci..." Gdy dotarło do niego, że myśli o sprzedaży własnego miecza miał ochotę uderzyć się pięścią w twarz. "Głupiec, skończony idiota. Co to za pomysł? Rozum ci odjęło? Jaki Londyn? To nazwa jakiejś wsi, czy miasteczka? Nie przypominam sobie bym tam był kiedykolwiek. Chyba nawet nie słyszałem wcześniej tej nazwy..."
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 23-02-2008, 04:05   #20
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację


Nie rozumiala tego. Stala wciaz oparta o sciane i spogladala na nich z niedowierzaniem. Nie zaatakowali jej. Zadawali pytania, dyskutowali, pocieszali (?!). Przeciez zranila jednego z nich. Rzucila sie na niego, a oni tylko stali i patrzyli. Czy tak wlasnie ma wygladac grupa, w ktorej dloniach spoczywaja losy swiatow? To... To poprostu absurdalne, niemozliwe, niedorzeczne. Czyzby popelnila blad w ich ocenie? Byc moze to nie oni, to nie ten dzien i nie to miejsce. Potrzasnela glowa chcac uporzadkowac mysli. Nie, nie popelnila bledu. Czula wewnatrz siebie, ze taka wlasnie jest wola bogow, lecz....
Wyprostowala dumnie glowe i odstapila od sciany. Spogladala na nich stalowym wzrokiem pelnym niekrytej pogardy. Spojzala na Stephena lezacego polprzytomnie na deskach izdebki. Bez pomocy z ich strony, zostawionego samym sobie. W jej sercu wezbral gniew.

- Wybrali was bogowie. Wybrali byscie staneli i walczyli za wszystko co zyje na tym i wielu innych swiatach, a wy nawet nie potraficie obronic jednego z was. Jestem tu tylko ja. Jeden wampir przeciwko czterem mezom i jednej niewiascie. Jeden przeciwko waszym mieczom, klom. Tylko jeden, a tam beda setki. Ja....

Postapila kolejny krok mierzac ostro elfa i do niego kierujac swe slowa.

- Drobny incydent elfie? Czy tak okresla sie atak na towarzysza? Mowisz, ze walka nie miałaby sensu. Walka zawsze ma sens, szczegulnie gdy chodzi o ludzkie zycie. Prawda jest, ze najpewniej byscie polegli, lecz byla szansa, ze ktos jednak mialby szczescie pomniejszyc moj gatunek o jedna, stara persone. Wy, ktorzy zyjecie tak lekko traktujecie swa egzystencje. Nie bylam w stanie nad soba zapanowac, fakt jest to tylko i wylacznie moja wina. Nie jadlam od dawna spieszac na spotkanie z istotami ktorzy stana wraz ze mna na placu boju i zwycieza. Spotkalam was i watpie czy chce tam stanac z taka druzyna.


Uwolniwszy mezczyzne z wiezi swego spojzenia przeniosla je na Nale.

- Zaopiekujesz sie nia?! Nekromantko cenie twe umiejetnosci, gdyz wiem ze sa duze, lecz twoje slowa.......

Kolejna ofiara jej oczu stal sie mezczyzna siedzacy w fotelu.

- Twa wiedza wprawia w zdumienie mnie, watla i nie znajaca swiata dziewczyne.

Slowa, az ociekaly sarkazmem i pogarda. Szybkim ruchem dloni siegnela w zaglebienie biustu wyciagajac srebny amulet zawieszony na delikatnym lancuszku z tego samego tworzywa.

- Otrzymalam go wraz z zakonczeniem nauk. Zostal poswiecony w miejscu kultu boga moich przodkow. Przybywam tam co dziesiec lat w noc masakry. Przez czas swej egzystencji bylam nie raz kaplanka. Wedlug twoich slow powinnam obrocic sie w proch wieki temu. Srebro nas nie zabija czlowieku, choc mlode wampiry sie go obawiaja. Aby poswiecona rzecz lub woda zranila jednego z nas rytualu musi dokonac osoba o prawdziwej wierze i przychylnosci bogow. Inaczej.... coz, przedmiot ten staje sie ciekawa ozdoba i niczym wiecej. Wspomniales, ze wampirem staje sie po osuszeniu. To nie wszystko. Aby stac sie kims takim jak ja musialby napic sie mej krwi po tym jak zabiore mu jego. Masz wiec racje przynajmniej w jednym. Temu mezczyznie to nie grozi.

Przerwala gdyz jej uwage przyciegnal wilkoczlek pytajacy o przepowiednie i przeciagajacy sie beztrosko. Poczula kolejne uklucie gniewu.

- Nawet ty...

Wtem odebrala jego glod, glod krwi podobny do jej wlasnego choc innego rodzaju. Cos w nim wolalo, pragnelo by dal sie poniesc swej drugiej naturze. Jednoczesnie jakis pierwotny strach nakazal jej ucieczke. Kimkolwiek byl stanowil dla niej zagrozenie. Kly same wysunely sie lsniac biela na karmazynowych ustach. Cofnela sie ponownie przywierajac do sciany. Zastanawiala sie dlaczego jeszcze jej nie zaatakowal. Podswiadomie gotowa do natychmiastowej obrony odpowiedziala na slowa barda, wciaz nie spuszczajac oczu z wilkoluda.

- Wsrod wampirow moglbys przezyc najwyzej do kolejnej wieczerzy lub jako ich sluga. Innej wartosci nie posiadasz. Nie, wciaz nie jestesmy grupa i watpliwe jest bysmy sobie predko zaufali.


Chlod w jej glosie moglby zmrozic nawet najgoretsze serce. Mowila szczerze. W tym momencie nie umiala by zaufac nikomu z tej gromady, no moze poza porucznikiem, ktory z koleji zapewne nigdy nie zaufa jej.
Wciaz niepewna czy jest to rozsadne, oderwala wzrok od poteznej postaci i zwrocila go na Stephena. Ktos musial sie nim zajac i to szybko. Miala wrazenie, ze nie wypila tak wiele jego krwi lecz w szale mogla sie pomylic. Mezczyzna musial jak najszybciej cos zjesc jezeli mial byc gotowy do drogi jaka ich czekala, a przeciez powinni juz wyruszyc. Wskazujac na mlodzienca zwrocila sie do reszty.

- Trzeba sie nim zajac, gdyz jeszcze tej nocy powinnismy ruszyc do mej siedziby. Lilith rozeslala juz swych szpiegow, a ......

Urwala nagle czujac znajome mrowienie. Jej kly w mgnieniu oka osiagnely pelna dlugosc, a oczy zaplonely czerwienia.
W chwili gdy dlon wydobyla dlugi sztylet skryty do tej pory w faldach podroznej szaty, okno niemal wpadlo do srodka wraz z czesciami framugi i czterema istotami. W blasku lampy oliwnej zalsnila biel ich klow i srebro sztyletow. Ruszyli do ataku.



Stephen

Lezales wciaz slaby strachem i uplywem krwi gdy stol pod ktorym sie znajdowales, wzlecial w powietrze. Czyjas potezna dlon chwycila twoje szaty stawiajac cie do pionu jednym plynnym ruchem. Przerazony do granic mozliwosci spojzales w szarlatne zrenice postawnego mezczyzny, ktory w okrtnym usmiechu szczerzyl do ciebie swe ostre kly. Podobne kly nie tak dawno spijaly twa krew, lecz z jej oczu nie wyzierala zadza mordu.


- I co my tu mamy ciekawego?

Szyderczy glos nieznajomego rozlegl sie niby gong wzywajacy na wieczerze... Wieczerze dla niego. Niespodziewanie kobiecy glos rozbrzmial w twojej glowie.

~ Kopnij go! Nawet meski wampir wciaz ma jeden czuly punkt, o ktorym czesto zapomina w walce.



Nala.

Ujzalas niby w zwolnionym tempie jak stol przy ktorym do niedawna siedziala Altari, wzlatuje teraz w powietrze kierujac sie w twoja strone. Nagle cos jakby wstrzymalo jego bieg, po czym puscilo tak, iz oparl sie o sciane. Z przerazeniem stwierdzilas iz tym czyms byl najwyrazniej mezczyzna o aparycji wilka, ktory wlasnie chwiejnie wyczolgiwal sie spod nieszczesnego mebla. Chcialas wlasnie ruszyc mu na pomoc gdy poczulas jak ostrze sztyletu gladko wnika nieco powyzej twojego lewego ramienia.



Trevor.

Silne zdezenie z ciezkim meblem zwalilo cie z nog niczym wichura mlode drzewo. Szczesciem miales uniesione lapy ktore zamortyzowaly uderzenie w glowe mimo to wszystko wokolo wirowalo, a czarne plamki utrudnialy widzenie. Byles jednak na tyle przytomny by dostrzec napastnika, ktory doskoczywszy do Nali i wbil sztylet w jej delikatne cialo. Do glosu poczela dochodzic bestia.


Navarro.

Wyrzucenie stolu w powietrze zaskoczylo cie. Nim zdazyles zareagowac w jakikolwiek sposob gdy czyjas silna reka pchnela cie tak, iz z impetem wyladowales dokladnie na kolanach mezczyzny podnoszacego sie wlasnie z krzesla.



Navarro, Revan.

Mebel nie wytrzymujac waszego ciezaru rozpadl sie, a wy glosno rabneliscie na podloge wsrod jego szczatkow ze smiejacym sie wampirem nad glowami.

- Coz za przyjemna parka.....



Adam.

Sytlacja wygladala dosc kiepsko. Wilkolud ledwo zbieral sie z podlogi po obdarowaniu go przez jedengo z napastnikow stolem. Nala miala na glowie sztylet wbity w reke i jego gibkiego wlasciwiela. Stephen zdany na laske i nielaske wisial w rekach kolejnego wroga, a bard z wojownikiem probowali sie wlasnie pozbierac przy wtorze okrutnego smiechu wampira, ktory wybral ich sobie na przeciwnikow. Tobie zas przypadl osobnik o ostrych rysach twarzy i niemal wilczych uszach. Niemal... Nie, on wlasnie stawal sie wilkiem......




Wiedziala, ze tak sie to skonczy. Wiedziala, bo jakze by inaczej skoro to wszystko bylo takie chaotyczne, nieskladne. Bogowie doprawdy dokonuja czasami przedziwnych wyborow. Pospiesznie ocenila sytlacje dochodzac do wniosku, ze najgorzej ma sie ten, ktorego sama oslabila. Doskonale znala tego, ktory trzymal go w morderczym uscisku. Merik. Glupiec jakich malo w dodatku okrutny. Pamietala ich pierwsze spotkanie. Liczyla wtedy okolo 700 lat. To byl dziwny czas. Pamietala co ja w nim pociagalo. Wlasnie ta sila, to okrucienstwo w jego oczach. Przemienila go i uczynila swoim kochankiem. Teraz przyjdzie jej za to zaplacic. Dotarcie do niego zajelo chwile.

- Meriku... Coz za urocze spotkanie. Moze zostawisz tego biednego chlopca i pobawisz sie ze mna troszeczke?


Nie chciala atakowac gdy trzymal swa ofiare. Bala sie, ze przez przypadek dokonczy swego dziela pozbawiajac go zycia w szale, ktory wlasnie sama w sobie wzbudzala.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 23-02-2008 o 06:44.
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172