Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2008, 04:05   #20
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie rozumiala tego. Stala wciaz oparta o sciane i spogladala na nich z niedowierzaniem. Nie zaatakowali jej. Zadawali pytania, dyskutowali, pocieszali (?!). Przeciez zranila jednego z nich. Rzucila sie na niego, a oni tylko stali i patrzyli. Czy tak wlasnie ma wygladac grupa, w ktorej dloniach spoczywaja losy swiatow? To... To poprostu absurdalne, niemozliwe, niedorzeczne. Czyzby popelnila blad w ich ocenie? Byc moze to nie oni, to nie ten dzien i nie to miejsce. Potrzasnela glowa chcac uporzadkowac mysli. Nie, nie popelnila bledu. Czula wewnatrz siebie, ze taka wlasnie jest wola bogow, lecz....
Wyprostowala dumnie glowe i odstapila od sciany. Spogladala na nich stalowym wzrokiem pelnym niekrytej pogardy. Spojzala na Stephena lezacego polprzytomnie na deskach izdebki. Bez pomocy z ich strony, zostawionego samym sobie. W jej sercu wezbral gniew.

- Wybrali was bogowie. Wybrali byscie staneli i walczyli za wszystko co zyje na tym i wielu innych swiatach, a wy nawet nie potraficie obronic jednego z was. Jestem tu tylko ja. Jeden wampir przeciwko czterem mezom i jednej niewiascie. Jeden przeciwko waszym mieczom, klom. Tylko jeden, a tam beda setki. Ja....

Postapila kolejny krok mierzac ostro elfa i do niego kierujac swe slowa.

- Drobny incydent elfie? Czy tak okresla sie atak na towarzysza? Mowisz, ze walka nie miałaby sensu. Walka zawsze ma sens, szczegulnie gdy chodzi o ludzkie zycie. Prawda jest, ze najpewniej byscie polegli, lecz byla szansa, ze ktos jednak mialby szczescie pomniejszyc moj gatunek o jedna, stara persone. Wy, ktorzy zyjecie tak lekko traktujecie swa egzystencje. Nie bylam w stanie nad soba zapanowac, fakt jest to tylko i wylacznie moja wina. Nie jadlam od dawna spieszac na spotkanie z istotami ktorzy stana wraz ze mna na placu boju i zwycieza. Spotkalam was i watpie czy chce tam stanac z taka druzyna.


Uwolniwszy mezczyzne z wiezi swego spojzenia przeniosla je na Nale.

- Zaopiekujesz sie nia?! Nekromantko cenie twe umiejetnosci, gdyz wiem ze sa duze, lecz twoje slowa.......

Kolejna ofiara jej oczu stal sie mezczyzna siedzacy w fotelu.

- Twa wiedza wprawia w zdumienie mnie, watla i nie znajaca swiata dziewczyne.

Slowa, az ociekaly sarkazmem i pogarda. Szybkim ruchem dloni siegnela w zaglebienie biustu wyciagajac srebny amulet zawieszony na delikatnym lancuszku z tego samego tworzywa.

- Otrzymalam go wraz z zakonczeniem nauk. Zostal poswiecony w miejscu kultu boga moich przodkow. Przybywam tam co dziesiec lat w noc masakry. Przez czas swej egzystencji bylam nie raz kaplanka. Wedlug twoich slow powinnam obrocic sie w proch wieki temu. Srebro nas nie zabija czlowieku, choc mlode wampiry sie go obawiaja. Aby poswiecona rzecz lub woda zranila jednego z nas rytualu musi dokonac osoba o prawdziwej wierze i przychylnosci bogow. Inaczej.... coz, przedmiot ten staje sie ciekawa ozdoba i niczym wiecej. Wspomniales, ze wampirem staje sie po osuszeniu. To nie wszystko. Aby stac sie kims takim jak ja musialby napic sie mej krwi po tym jak zabiore mu jego. Masz wiec racje przynajmniej w jednym. Temu mezczyznie to nie grozi.

Przerwala gdyz jej uwage przyciegnal wilkoczlek pytajacy o przepowiednie i przeciagajacy sie beztrosko. Poczula kolejne uklucie gniewu.

- Nawet ty...

Wtem odebrala jego glod, glod krwi podobny do jej wlasnego choc innego rodzaju. Cos w nim wolalo, pragnelo by dal sie poniesc swej drugiej naturze. Jednoczesnie jakis pierwotny strach nakazal jej ucieczke. Kimkolwiek byl stanowil dla niej zagrozenie. Kly same wysunely sie lsniac biela na karmazynowych ustach. Cofnela sie ponownie przywierajac do sciany. Zastanawiala sie dlaczego jeszcze jej nie zaatakowal. Podswiadomie gotowa do natychmiastowej obrony odpowiedziala na slowa barda, wciaz nie spuszczajac oczu z wilkoluda.

- Wsrod wampirow moglbys przezyc najwyzej do kolejnej wieczerzy lub jako ich sluga. Innej wartosci nie posiadasz. Nie, wciaz nie jestesmy grupa i watpliwe jest bysmy sobie predko zaufali.


Chlod w jej glosie moglby zmrozic nawet najgoretsze serce. Mowila szczerze. W tym momencie nie umiala by zaufac nikomu z tej gromady, no moze poza porucznikiem, ktory z koleji zapewne nigdy nie zaufa jej.
Wciaz niepewna czy jest to rozsadne, oderwala wzrok od poteznej postaci i zwrocila go na Stephena. Ktos musial sie nim zajac i to szybko. Miala wrazenie, ze nie wypila tak wiele jego krwi lecz w szale mogla sie pomylic. Mezczyzna musial jak najszybciej cos zjesc jezeli mial byc gotowy do drogi jaka ich czekala, a przeciez powinni juz wyruszyc. Wskazujac na mlodzienca zwrocila sie do reszty.

- Trzeba sie nim zajac, gdyz jeszcze tej nocy powinnismy ruszyc do mej siedziby. Lilith rozeslala juz swych szpiegow, a ......

Urwala nagle czujac znajome mrowienie. Jej kly w mgnieniu oka osiagnely pelna dlugosc, a oczy zaplonely czerwienia.
W chwili gdy dlon wydobyla dlugi sztylet skryty do tej pory w faldach podroznej szaty, okno niemal wpadlo do srodka wraz z czesciami framugi i czterema istotami. W blasku lampy oliwnej zalsnila biel ich klow i srebro sztyletow. Ruszyli do ataku.



Stephen

Lezales wciaz slaby strachem i uplywem krwi gdy stol pod ktorym sie znajdowales, wzlecial w powietrze. Czyjas potezna dlon chwycila twoje szaty stawiajac cie do pionu jednym plynnym ruchem. Przerazony do granic mozliwosci spojzales w szarlatne zrenice postawnego mezczyzny, ktory w okrtnym usmiechu szczerzyl do ciebie swe ostre kly. Podobne kly nie tak dawno spijaly twa krew, lecz z jej oczu nie wyzierala zadza mordu.


- I co my tu mamy ciekawego?

Szyderczy glos nieznajomego rozlegl sie niby gong wzywajacy na wieczerze... Wieczerze dla niego. Niespodziewanie kobiecy glos rozbrzmial w twojej glowie.

~ Kopnij go! Nawet meski wampir wciaz ma jeden czuly punkt, o ktorym czesto zapomina w walce.



Nala.

Ujzalas niby w zwolnionym tempie jak stol przy ktorym do niedawna siedziala Altari, wzlatuje teraz w powietrze kierujac sie w twoja strone. Nagle cos jakby wstrzymalo jego bieg, po czym puscilo tak, iz oparl sie o sciane. Z przerazeniem stwierdzilas iz tym czyms byl najwyrazniej mezczyzna o aparycji wilka, ktory wlasnie chwiejnie wyczolgiwal sie spod nieszczesnego mebla. Chcialas wlasnie ruszyc mu na pomoc gdy poczulas jak ostrze sztyletu gladko wnika nieco powyzej twojego lewego ramienia.



Trevor.

Silne zdezenie z ciezkim meblem zwalilo cie z nog niczym wichura mlode drzewo. Szczesciem miales uniesione lapy ktore zamortyzowaly uderzenie w glowe mimo to wszystko wokolo wirowalo, a czarne plamki utrudnialy widzenie. Byles jednak na tyle przytomny by dostrzec napastnika, ktory doskoczywszy do Nali i wbil sztylet w jej delikatne cialo. Do glosu poczela dochodzic bestia.


Navarro.

Wyrzucenie stolu w powietrze zaskoczylo cie. Nim zdazyles zareagowac w jakikolwiek sposob gdy czyjas silna reka pchnela cie tak, iz z impetem wyladowales dokladnie na kolanach mezczyzny podnoszacego sie wlasnie z krzesla.



Navarro, Revan.

Mebel nie wytrzymujac waszego ciezaru rozpadl sie, a wy glosno rabneliscie na podloge wsrod jego szczatkow ze smiejacym sie wampirem nad glowami.

- Coz za przyjemna parka.....



Adam.

Sytlacja wygladala dosc kiepsko. Wilkolud ledwo zbieral sie z podlogi po obdarowaniu go przez jedengo z napastnikow stolem. Nala miala na glowie sztylet wbity w reke i jego gibkiego wlasciwiela. Stephen zdany na laske i nielaske wisial w rekach kolejnego wroga, a bard z wojownikiem probowali sie wlasnie pozbierac przy wtorze okrutnego smiechu wampira, ktory wybral ich sobie na przeciwnikow. Tobie zas przypadl osobnik o ostrych rysach twarzy i niemal wilczych uszach. Niemal... Nie, on wlasnie stawal sie wilkiem......




Wiedziala, ze tak sie to skonczy. Wiedziala, bo jakze by inaczej skoro to wszystko bylo takie chaotyczne, nieskladne. Bogowie doprawdy dokonuja czasami przedziwnych wyborow. Pospiesznie ocenila sytlacje dochodzac do wniosku, ze najgorzej ma sie ten, ktorego sama oslabila. Doskonale znala tego, ktory trzymal go w morderczym uscisku. Merik. Glupiec jakich malo w dodatku okrutny. Pamietala ich pierwsze spotkanie. Liczyla wtedy okolo 700 lat. To byl dziwny czas. Pamietala co ja w nim pociagalo. Wlasnie ta sila, to okrucienstwo w jego oczach. Przemienila go i uczynila swoim kochankiem. Teraz przyjdzie jej za to zaplacic. Dotarcie do niego zajelo chwile.

- Meriku... Coz za urocze spotkanie. Moze zostawisz tego biednego chlopca i pobawisz sie ze mna troszeczke?


Nie chciala atakowac gdy trzymal swa ofiare. Bala sie, ze przez przypadek dokonczy swego dziela pozbawiajac go zycia w szale, ktory wlasnie sama w sobie wzbudzala.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 23-02-2008 o 06:44.
Midnight jest offline