Jeff tylko częściowo uczestniczył w dyskusji. Tak jak zawsze - bardziej wolał obserwować współbiesiadników, niż dużo mówić. Tylko od czasu do czasu wtrącał swe uwagi, świadczące o tym, ze bacznie przysłuchiwał się rozmowie. Dzięki temu mógł widzieć zarówno coraz posępniejszą minę Devona, jak i coraz bardziej senne oczy Alisy. Ani jedno, ani drugie go niezbyt dziwiło, bowiem sir Ranord w swych opowieściach wychodził na prawdziwego herosa, zaś tematy związane z polowaniami i walkami raczej nie były interesujące dla dam.
Zgodnie ze swym zwyczajem nie nadużywał alkohol, gdy więc ogłoszono koniec spotkania był całkowicie trzeźwy. W przeciwieństwie do większości siedzących przy stole. Dzięki czemu mógł zwrócić uwagę na nader nietypowy sposób, w jaki Marcus zwracał się do księcia. "Ciekawe relacje istnieją między nimi" - pomyślał. Postanowił jednak odłożyć rozmyślania na ten temat na inną okazję.
Gdy książę wraz ze swoimi ludźmi zniknął na piętrze Jeff podszedł do gospodarza.
- Miskę i dzbanek z gorącą wodą poproszę do mego pokoju. Za jakieś pół godziny. I rano coś do przegryzienia. Zanim świt wstanie.
Wolał nie liczyć na to, że książę zacznie dzień od posiłku. A zgodnie z tym, co mówił ojciec Otto wyjazd skoro świt był pewny... Zaś jazda z tą grupką mogła okazać się całkiem przyjemna... "Ciekawe tylko, kiedy nasi pojedynkowicze znajdą czas na zbrojne starcie" - pomyślał.
Zabrał ze stołu jabłko i ruszył w stronę drzwi. Ubierając płaszcz zobaczył, jak Devon budzi Alisę z drzemki. Uśmiechnął się i wymknął z sali by sprawdzić, czy stajenny należycie zajął się jego rumakiem, Trafem.
Przekonawszy się, że stajennym nic nie można zarzucić, poczęstował Trafa jabłkiem, wrócił do gospody i udał się do wskazanego pokoju.
Uchylił nieco okno, ale wnet je zamknął, czując lodowaty podmuch. "Pora na trening" - pomyślał.
Lśniące ostrze miecza błysnęło w powietrzu.
Postawa głupca, korona, zawieszenie...
Pchnięcie górne... garda... krzywe uderzenie... postawa płotu... "To nie ma być ładne, to ma być skuteczne" - z głębin pamięci dobiegł głos Camilla.
Parowanie... uderzenie krzyżowe...
Przystanął na chwilę i opuścił ostrze.
Spojrzał płaszcz. Grube, zimowe okrycie niezbyt nadawało się do ćwiczeń z płaszczem zamiast tarczy. Jeff uśmiechnął się i wzniósł miecz do kolejnego pchnięcia
Pukanie do drzwi przerwało walkę z cieniem. Jeff schował broń.
- Proszę - powiedział.
Starszy posługacz wniósł dzbanek i miskę i postawił je na stołku.
- Szef kazał powiedzieć, że będzie pamiętać - powiedział wychodząc.
Jeff podziękował.
Zamknął drzwi na zasuwę i dodatkowo zastawił je stołkiem. Jak zawsze sprawdził, jaka jest możliwość opuszczenia izby drogą awaryjną - przez okno. Lina, jaką miał ze sobą, miała wystarczającą długość...
Umył się i postawił pusty dzbanek na stojącym po drzwiami stołku. Trudno by się było dostać do środka bez narobienia hałasu...
Może i była to przesada, ale już kiedyś takie postępowanie ocaliło mu życie...
Rozebrał się i spokojnie położył spać.
Zasnął bez trudu... |