-Dziwne. Ja myślałem raczej, że ktoś kumplujący się z bezdomnymi z Central Parku będzie bardziej przyjazny niż nasz Książe, domniemana bestia, facet wymachujący Ci pistoletem przed oczami czy ludzie zachowujący się jak opętani-zamyślił się na chwilę, jakby coś podliczając- Swoją drogą niezła lista. Im szybciej dowiemy się, czego od nas chcą, tym lepiej.
- Gwoli przypomnienia Richardzie facet kumplujący się z bezdomnymi z Central Parku to ten sam, który wymachiwał mi bronią przed nosem. Może to niemądre z mojej strony, że chcę się ponownie z nim spotkać ale nie zostawił po sobie kompletnie negatywnego wrażenia. Wydaje mi się, że on wie więcej niż my wszyscy razem wzięci i mam nadzieję, że oświeci nas w paru kwestiach. Zresztą, przecież mnie nie zastrzelił. Gdyby był faktycznie niebezpieczny i wrogo nastawiony to cierpiałabym już na stężenie pośmiertne a jak widać mam się dobrze. Obawiam się, że to jedyny punkt zaczepienia. Jeżeli on zawiedzie nie mam żadnego asa w rękawie.
Ksiądz dopił wino i dodał jeszcze:
- Co do Twoich poglądów na Kościół, możesz być spokojna, uszanuję je. Wiesz, wolność sumienia i takie tam..
Eva uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Cieszę się niezmiernie. Nie miej mi tego za złe. Nie mam nic do ciebie, to taki... uraz z dzieciństwa. Ktoś skutecznie zniechęcił mnie do spraw wiary, a twój bóg niewiele zrobił żeby mnie z tego przekonania wyprowadzić. Mimo wszystko nie chciałabym aby to zepsuło na wstępie nasze wzajemne relacje więc jestem wdzięczna, że możemy ten temat odłożyć na bok. Przynajmniej na jakiś czas - zaśmiała się ciepło. - W takim razie do jutra. Miejmy nadzieję, że czeka nas owocny dzień.
Zanim wyszedł pożegnała go mocnym uściskiem dłoni.