Młody rycerz szedł spokojnym równym tempem. Gdy przy szpitalu zobaczył rycerzy coś go tknęło. Schował się najlepiej jak potrafił. Dwójka rycerzy wrzucała ciała do dołu, rój much i odór wyraźnie świadczyły o jego zawartości.
"Dziwne dwójka szlachciców wrzuca trupy do dołu? Nie kazali tego służbie? Nie boją się zarazy."
Poczekał aż rycerze skończą swoją prace i odejdą, dopiero wtedy wstał i kontynuował marsz. Przy katedrze zakonu zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Doleciało go tylko kilka słów między innymi jego nazwisko.
"Czyli jednak Zakon Białej Róży to nie sprzymierzeńcy. Jednym z mężczyzn na pewno jest Falwick a drugim? Nie podoba im się jeszcze Nifgardczyk i wiedźmin, ciekawe czemu? Dobra ni czas na rozmyślania."
Omiótł spojrzeniem najbliższe otoczenie i najciszej jak potrafił udał się w kierunku najlepszej kryjówki. Chciał być niewidoczny jednocześnie samemu widzieć kto wyjdzie. gdy już się schował okrył zbroję płaszczem, żeby błysk pancerza go nie zdradził.
"Dźwięk człowieka w płycie nie powinna ich zdziwić w końcu rycerze z ich zakonu często tu chodzą. Rozumiem czemu nie przepadają za wiedźmina i Nifgardczykiem ale o jaki chodzi artefakt? I kto jest rozmówcą Falwicka."
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |