A dla mnie Nirvana jest takim "jednostrzałowcem". Okazjonalnie, zależnie od okoliczności i owszem, mogę posłuchać (a nawet posłuchać z przyjemnością). Aczkolwiek nie wyobrażam sobie przesłuchania całej płyty bez zapałek między powiekami
Co do śmierci Cobaina, również nie mogę zgodzić się z opinią, że na tym wydarzeniu zespół "wypłynął". Jak zauważyli przedmówcy Nirvana już za życia Cobaina była doceniana. Nie sposób jednak nie dostrzec zjawiska pewnej heroizacji Curta Cobaina. Dziś wiele nastolatek/tków nosi jego podobizny na koszulkach/spodniach/plecakach/nausznikach (niepotrzebne skreślić), kierując się potrzebą bycia "dżezi". Gdyby Cobain się nie zabił, zjawisko to byłoby z pewnością mniejsze. Taki 14-latek (bez urazy dla takowych) może (choć wcale nie musi) nosić podobiznę Curta dla samego trendu, nie doceniając natomiast w ogóle muzyki, bądź co bądź, zasłużonej kapeli. Tyle ode mnie