Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2008, 22:46   #27
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Tak tez mozna. Pomyslala widzac ruch Stephen'a. Co prawda niekoniecznie o to jej chodzilo, ale przynajmniej Merik byl teraz calkiem jej. Wsciekly Merik, dodala w myslach slyszac ryk, jaki mezczyzna wydobyl ze swojej pokaznej piersi. Ciezko dyszac odwrocil sie w jej strone z furia na twarzy.

- Och.... Ty wciaz oddychasz. Jakiez to slodkie i takie.... ludzkie.

Rzucila usmiechajac sie z pogarda. Jednoczesnie katem oka sledzila sytlacje na sali. Do glowy przyszla jej mysl, ze beda mieli szczescie jak chociaz jedno przezyje. Zle sie stalo, ze ich wytropiono. Za wczesnie, zbyt nagle. Lilith wiedziala doskonale co robi. Rozbicie druzyny na samym poczatku. Pokrecila glowa z uznaniem. Moze nie jest takak glupia jak o niej myslalam.
Stephen wyladowal na scianie, lecz widac mial szczescie nie lamiac sobie niczego. Przyjela to z ulga. Czula sie za niego odpowiedzialna po tym co mu zrobila.

- Zdrajczyni!!

Okrzyk Nali sprawil iz zamarla. Zdrajczyni? Ja? Uwazali ze.... Bol... Potworny bol szarpnal jej cialem gdy ostrze sztyletu zatopilo sie w jej cialo tuz przy sercu. Zaskoczona spojzala w zdrowe oko bylego kochanka.

- Wspaniala Altari....

Smial sie jej w twarz poprzez furie jaka nim owladnela, a ona ..... Ona czula, ze jej dopiero narasta. Uplyw krwi, taj niewielkiej dawki jaka odebrala towarzyszowi przyspieszal proces. Uniosla glowe oddajac mu spojzenie zabarwione szkarlatem.

- Jak zwykle masz klopoty z trafieniem we wlasciwe miejsce Meriku....

Lewa dlonia pochwycila nadgarstek mezczyzny i zacisnela na nim swe dlugie palce. Nie byl to delikatny uscisk jakim obdarzyla Stephena. Tym razem z premedytacja zwiekszala sile upajajac sie naglym strachem i kolejna dawka bolu jaki ogarnial wampira. Powoli wyciagnela ostrze ze swego ciala.

- Widzisz, wciaz niczego sie nie nauczyles.


Wsrod halasu walki rozlegl sie trzask lamanych kosci i dzikie wycie. Upajala sie tym. Czerpala sile, ktorej tak potrzebowala. Pozwolila mu na wyrwanie dloni. Miala ochote pobawic sie troche, a pozniej.... Demoniczny usmiech rozjasnil jej twarz. Pozniej uzupelni zapasy.

- Wieki odebraly ci rozum Altari... Przeciez wiesz dobrze, ze nie wygrasz... Przyjdz do Niej, a ofiaruje ci wszystko co zechcesz nawet caly swiat. Wiesz dobrze, ze jej na tobie zalezy, ze jemu zalezy.....


Nie powinien tego mowic o czym zdal sobie sprawe gdy tylko slowa opuscily jego usta.

- Zalezy?! Jemu na niczym nie zalezy, a juz szczegolnie na mojej osobie, a ona.... Ona polegnie tak jak i on bo taka jest wola bogow. Zrobie wszystko co w mojej mocy aby sie spelnila, a zaczne od uszczuplenia jej zastepow o pewnego glupca.

Mowila z zimna furia. Jak smial o Nim wspominac przy niej. Cholerny glupiec zaplaci za to... Oj zaplaci. Poczeli wirowac wokolo niby w tancu do ktorego przygrywala im smierc. Wszyscy wokolo znikneli. Byl tylko on, jego sztylet, krew buzyjaca w ciele. Czy zdawal sobie sprawe, ze zaraz zginie? Miala nadzieje, ze tak. Usmiechala sie radosnie dajac poniesc wspanialemu uczuciu walki. Stal uderzyla o stal. Walczyl lewa reka, o dziwo szlo mu to calkiem dobrze. Czy to dlatego, ze nie chcaiala aby szybko padl... mozliwe. Pierwsze, plytkie ciecie zaskoczylo go i wprawila we wscieklosc. Krew wolnym strumieniem skapywala wzdluz lewego policzka. Zwiekszyla tempo smiejac sie cicho i zadajac rane za rana. Szalony ped, dzika radosc. Wirowali niczym opetani kochankowie, ktorymi kiedys byli. Jakze dawno nie miala takiej przyjemnosci. Krwawil coraz bardziej. Zapach vitae draznil jej usta tym bardziej, ze ubytek jej wlasnej powoli dawal sie we znaki. Czas byl najwyzszy zakonczyc zabawe. Odpowiedni moment nadarzyl sie dosc szybko. Glosny huk wystrzalu wstrzasnal sala. Zaskoczony zgubil rytm co ona natychmiast wykorzystala przylegajac cialem do jego ciala unieruchamiajac w niemal milosnym uscisku rak.

- Zawsze zastanawialo mnie co czuje wampir gdy nadchodzi kres jego zywota.

Wzbili sie nad walczacych. Co prawda pomieszczenie nie bylo nazbyt wysokie jednak jej to nie przeszkadzalo.

- Zegnaj moj slodzki Meriku.

Chcial sie wyrwac. Nie zdazyl. Ostre kly wbily sie w jego szyje, silne ramiona nie dawaly szansy na ruch. Pierwszy lyk, coz za slodycz. Czula, ze posilal sie tuz przed przybyciem do karczmy. Swierza krew niewinnej ofiary. Kim byla?.. Zapewne jedna z dziewczat tego miasteczka. Niewazne. Spijala lyk po lyku czujac wracajace moce. Wreszcie wraz z ostatnim haustem rozpadl sie w pyl.

Rozpostarla ramiona pozwalajac mu uleciec w przestrzen. To bylo.... piekne. Okruchy wirowaly opadajac w dol wprost na roze i trzymajacego ja Stephena niczym delikatny, wiosenny deszczyk opadal na nia gdy wzrastala. Pojedyncza lza splynela jej po policzku. Radosc odeszla pozostawiajac po sobie pustke. Kolejny z tych, ktorzy mogli nosic miano jej towarzysza odszedl z jej dloni. Spojzala na reke, w ktorej wciaz opadal proch.

- Z prochu powstales w proch sie obrocisz....

Slowa same wyplynely z ust. Wydawalo sie jej, ze wylapala je z umyslu tego mlodzienca. Coz.. doskonale pasowaly do sytlacji. Spojzala z gory w oczy mlodzienca dostrzegajac w nich burze uczuc ukryta za zaslona, ktora oslonil sie przed tym wszystkim. Nie wiedziala jak dlugo to trwalo gdy wreszcie blysk swiadomosci przedarl sie przez te okowy. Dlon z roza powoli wysunela sie w jej strone. Usmiechnela sie i skinela mu glowa lecz nie wyciagnela po nia reki. Jeszcze za wczesnie.... Walka pod nia wciaz trwala w najlepsze. Skinela z uznaniem glowa gdy dostrzegla jak wspaniale, chociaz chaotycznie sobie radza. Z trzech przeciwnikow zostal juz tylko jeden, ktory walczyl wlasnie z wilkiem. Nie trudno bylo odroznic, ktore z tych dwuch zwierzat bylo smiertelne. Zastanawiala sie wlasnie czy powinna pospieszyc z pomoca gdy rozlegl sie glosny lomot. Ktos usilnie staral sie dostac do pomieszczenia od strony glownej izby karczmy. Dopiero teraz zdala sobie sprawe jaki potworny halas musieli uczynic ta walka. Gladko splynela na dol katem oka dostrzegajac, jak ostatni wampir wycofuje sie z walki i umyka ta sama droga, ktora przybyl. Dobrze.... Czas uciekal.
Szybkim ruchem otworzyla odrzwia stajac twarza w twarz z wlasciwielem przybytku. Nim zdazyl cos powiedziec uwiecila jego wzrok i nakazala stanowczym glosem.

- Przygotuj podrozne jadlo i wode dla szesciu. Kaz to spakowac i przyniesc nam do tej sali. Pospiesz sie czlowieku.


Po czym zatrzasnela mu drzwi przed nosem odwracajac sie do reszty. Dlugo mierzyla ich wzrokiem. Byli w roznym stanie. Jedni ranni, inni w pelni sil. Nie dalo sie ukryc, ze byla tym faktem zaskoczona. Z tak slabym przygotowaniem powinni stac sie drobna przekaska.

- Musimy ruszac. Jedno z moich domostw lezy w poblizu tego miasteczka. Zatrzymamy sie tam, a jutrzejszej nocy ruszymy dalej. Naszym celem bedzie twierdza w Srebnym lesie, gdzie w spokoju bedziemy mogli cwiczyc nawzajem poznajac swoje umiejetnosci. To czego tu dokonaliscie.... To bylo wiecej niz moglam sie spodziewac.


Ostroznie omijajac Nale podeszla do szafki z ksiegami stojacej w kacie i wyjela z niej pergamin i pioro z kalamarzem. Pospiesznie skreslila pare slow, po czym zdjela jeden z pierscieni noszonych na prawej dloni.

- Nie wszyscy jestescie panami swego czasu. Poruczniku oto list dla twojego przelozonego. Oficjalnie zostales wezwany przez Ksiezne Altarani ze Srebnego lasu. Ten pierscien uprawomocni to wezwanie.

Wyciagnela oba te przedmioty w strone mlodzienca jednoczesnie zwracajac sie do wszystkich.

- Nie jest to odpowiedni czas na pytania i dyskusje. Mimo to jezeli jest cos, czego chcecie sie niezwlocznie dowiedziec... Pytajcie.

Nastepnie kierujac chlodne spojzenie na Nale dodala sucho.

- Twoj ogon Nekromanto.... Zdaje sie, ze ktos ci go ...... przydepnal

Dokonczyla ze zlosliwym usmiechem na ustach. Slowa "Zdrajczyni" wciaz brzeczaly w jej uszach. Ponownie przeniosla wzrok na Stephena, ktory nadal sciskal biedny kwiat.

- Powinienes tez wczesniej opatrzyc dlon.

Nie chciala do niego podchodzic. Wszystko bylo nadal zbyt swierze. Odlozyla list z pierscieniem na szawke i cofnela sie w strone jednej ze scian. Czekala.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline