Banned | Revan leżaÅ‚ na podÅ‚odze. CzuÅ‚, jak nagle ciężar wampira poczÄ…Å‚ maleć, aż znikÅ‚ zupeÅ‚nie. Zdziwiony otworzyÅ‚ oczy, jeszcze nigdy nie widziaÅ‚ takiego widoku. On po prostu… rozpÅ‚ynÄ…Å‚ siÄ™ w powietrzu, miliony maÅ‚ych iskierek nagle popÅ‚ynęły jakby z wiatrem, i zwyczajnie siÄ™ rozpadÅ‚y. RÄ™ka z pistoletem opadÅ‚a na podÅ‚ogÄ™. ChwilÄ™ leżaÅ‚ tak dalej, próbujÄ…c skupić siÄ™ nad tym co siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie z nim dzieje. Ból narastajÄ…cy w jego gÅ‚owie byÅ‚ nie do zniesienia, wydawaÅ‚o siÄ™, że zaraz wysadzi mu jÄ… od Å›rodka. Jak przez Å›cianÄ™ sÅ‚yszaÅ‚, jak cichÅ‚y odgÅ‚osy walki, jak wszystko siÄ™ koÅ„czy. OdwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™, i zobaczyÅ‚, jak zmiennoksztaÅ‚tny uciekÅ‚ przez okno. OdwróciÅ‚ siÄ™ na bok, i wstaÅ‚, ledwo, o wÅ‚asnych siÅ‚ach. Walka z wampirem byÅ‚a mÄ™czÄ…ca, nie mógÅ‚ siÄ™ oprzeć wrażeniu, że gdyby ten skurwysyn nie zlekceważyÅ‚ go, już dawno byÅ‚by martwy. To już nie byÅ‚o dla niego obojÄ™tne, gdyż życie jest najwyższÄ… stawkÄ…, o jakÄ… może walczyć.
Podniósł się, otrzepał z pyłu, zabrał pistolet z ziemi i wetknął go za pas. Odnalazł miecz i wsadził go do pochwy. Podszedł do ściany, która wydawała się dla niego jedynym rozsądnym oparciem. Claymore wymsknął mu się z ręki, cudem też utrzymał się na nogach i nie poleciał w bok. Ściągnął skórzaną rękawicę, najeżoną ćwiekami. Palcami lewej ręki dotknął piekącego miejsca z tyłu głowy. Następnie obejrzał je, całe czerwone od krwi. Dobrze, że to tylko rozcięcie, a nie wstrząśnienie mózgu, pomyślał. Nie mógł się za bardzo skupić. Walka już się skończyła, a w tym czasie wampirzyca zdążyła nawet pogadać z karczmarzem.
W co dał się wciągnąć, czuł, że powinien naładować swój pistolet i strzelić Altari prosto w serce, za to w co ich wciągnęła. Nawet nie pytała ich o zdanie, a sam fakt, że już ktoś zdołał ich zaskoczyć oznaczał, że nie mógł się wycofać.
- Nie jest to odpowiedni czas na pytania i dyskusje. Mimo to jeżeli jest cos, czego chcecie się niezwłocznie dowiedzieć... Pytajcie.
W gÅ‚owie Revana, która mimo wszystko nadal sprawnie funkcjonowaÅ‚a, kÅ‚Ä™biÅ‚o siÄ™ jedno, zasadnicze pytanie. Po co to wszystko? Czy, na wzór każdej bajki dla dzieci, oni musieli akurat zostać herosami gotowymi poÅ›wiÄ™cić wszystko i wszystkich, aby uratować Å›wiat? PrawdÄ™ mówiÄ…c, miaÅ‚ teraz ogromnÄ… ochotÄ™ siÄ™gnąć po tego cholernego papierosa. Już zdążyÅ‚ przywyknąć do tego uczucia, jednak wciąż nie mógÅ‚ siÄ™ powstrzymać przed natrÄ™tnym sprawdzaniem kieszeni, czy aby siÄ™ jakiÅ› nie zapodziaÅ‚. Co ja robiÄ™… przecież nawet nie wiem, co to jest. W swoim mniemaniu zachowywaÅ‚ siÄ™ jak idiota. W koÅ„cu zdobyÅ‚ siÄ™ na jakieÅ› pytanie.
- Altari… czy to naprawdÄ™ jest sprawka bogów? – stwierdziÅ‚, że bÄ™dzie najodpowiedniejsze. ByÅ‚ ateistÄ…, nie wierzyÅ‚ w żadnych bożków. UważaÅ‚, że religia to po prostu jedno z najpotężniejszych narzÄ™dzi, sÅ‚użących do manipulacji ludem. Jednak skoro teraz miaÅ‚ możliwość dowiedzieć siÄ™ tej rzeczy od kogoÅ›, kto liczyÅ‚ sobie ponad 1000 lat, pokusa byÅ‚a ogromna, a pewnie posiadaÅ‚a wiedzÄ™ na ten temat. To tak, jakby spotkać anioÅ‚a. Albo diabÅ‚a.
Jego uszy ukłuło jedno słowo, nekromanta. Spojrzał na nią swoimi srebrnymi oczyma, i wiercił ją tak przez chwilę. Jego oczy nie zdradzały żadnych emocji, były jak lustra, w których odbiciu można było zobaczyć tylko samego siebie. I swój lęk. Nienawidził nekromantów, a po części także wszelkich magików. Moc, którą posiadają jest wysoce nieadekwatna do wysiłku, w jaki trzeba w to włożyć. Nie przepadał także za światłymi rycerzami, oraz druidami. Ci ostatni potrafili być bardzo upierdliwi, dlatego na osobistej liście Revana zarekwirowali sobie dopisek, uciekać, gdy tylko pojawią się w zasięgu wzroku. Jeżeli go oczy nie myliły, był z nimi taki ktoś, a właściwie likantrop, elf. Świat schodzi na psy, pomyślał, przy okazji podnosząc wzrok na wielkoluda. |