Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2008, 11:44   #49
Dogen
 
Dogen's Avatar
 
Reputacja: 1 Dogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputację
ks. Richard Rakus, Warren Gralowe i Eva Davis
Cała trójka spotkała się na umówione miejsce w komplecie. Dzień zapowiadał się na słoneczny, na niebie nie było żadnej chmurki, nic nie zapowiadało pogorszenia pogody. Wymarzone niedzielne przedpołudnie na spacer.
Po wymienieniu zwyczajowych uprzejmości, wszyscy przekroczyli bramę do parku.
- Słuchajcie, myślę że może pójdziemy w miejsce gdzie spotkałem tego dziada ostatnio. Nie wiemy za bardzo gdzie szukać, to możemy zacząć właśnie tam – odezwał się pierwszy Warren, patrząc na pozostałych.
Nie padła żadna odpowiedź, tylko potwierdzające kiwnięcia głowami i pomruki zgody. Każdy był jakiś nieobecny, pogrążony we własnych myślach. Widać było, że sprawa w którą zostali zaangażowani wpływała na nich niezbyt korzystnie. Przelotne spojrzenia, kłębiące się myśli i domysły. Przecież jeszcze tak niedawno nie znali się, a teraz połączyło ich coś, każdego z osobna. W normalnych warunkach nigdy by się nie spotkali, każdy reprezentujący odmienny styl życia, a tutaj, idą razem tylko nie wiadomo jeszcze gdzie ta droga ich zaprowadzi.
Po chwili doszli do alejki gdzie Warren ostatnio spotkał włóczęgę. Wskazał ręką najbliższą ławkę.
- To tutaj. Siądźmy i poczekajmy, zobaczymy, może sami nas znajdą – odpowiedział i ruszył pierwszy, rozglądając się dookoła.
Reszta poszła za nim i wszyscy usiedli na ławce. Zapadła niezręczna cisza. W alejce nie było nikogo, wydawałoby się, że nie była zbytnio popularna. Widzieli spacerujących ludzi, ale jakoś wszyscy omijali miejsce gdzie byli. Jakby na początku alejki był postawiony niewidzialny znak stopu, wstęp surowo wzbroniony.
W każdym wyczuwalne było napięcie, mijały minuty. Czekali. Każdy na swój sposób układał plan wydarzeń. Każdy myślał, co zrobię gdy... Każdemu to miejsce wydawało się co raz bardziej niebezpieczne, a zarazem azylem, w którym mogą się schronić. Było coś podniecającego w powietrzu, dzikiego, cały czas narastało, aż gęsia skórka pokrywała całe ciało. Wszyscy poczuli się dziwnie, zaczęła ich ogarniać dziwna elektryzująca fala, jakby powietrze zgęstniało od ładunków elektrostatycznych. Wylot alejki, zdawał się oddalać i zbliżać. Stał się drgającym otworem, jak rozżarzone powietrze marszczy widok. Po drugiej stronie przemykające, zniekształcone sylwetki ludzi, jak w krzywym zwierciadle. Spojrzeli po sobie, ze znakiem pytania w oczach.
 
__________________
Wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję
Dogen jest offline