Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2008, 11:55   #29
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Byli dobrzy, naprawdę dobrzy. Wilko - elfy, mistrzowie miecza, nawet ta kici kici znali się na swojej robocie. Nic dziwnego,. Nekromatka! Aż się wzdrygnął od myśli o tym, że ona jest czarownicą parającą się taką ohydą. Tfu, oby tą kocicę pchły oblazły.

Ale faktem jest, ze walczyli świetnie. Kiedy on ledwo zdołał dziabnąć jednego w nogę i wykluć oko drugiemu, ale to tylko dzięki podpowiedzi wampirzycy, oni załatwili dwóch wrogów, a jeden musiał uciekać z podkulonym, ogonem. On naprawdę nie nadawał się do tego towarzystwa. Z żalem pomyślał, że wolałby dostać jakichś miłych zbójców do ścigania, którzy tylko gwałcili, zabijali, mordowali etc. A nie jakaś prastara Lilith, która chciała zniewolić świat. On naprawdę chciał odejść. Bał się, po prostu się bał i miał dosyć, a wiedział, że na owych pseudokamratach polegać nie może. Owszem, walczyć to mogą wspólnie, tu nie wątpił, ale bardzo wątpił, czy przyszliby mu z pomocą, skoro teraz tego nie zrobili. Ba, nawet to olali. Tak, właśnie chciał po bitwie odejść z drużyny, gdy okazało się, ze rozkaz, który dla żołnierza prawdziwego, jest rzeczą najważniejszą, uwiązał go niczym psa.

Teraz jednak mniej myślał o wojsku, a bardziej o ręce. Z jakiegoś powodu go kłuła. Spojrzał i zmartwiał. Opętany słabością i wirem walki stał niczym manekin niezdolny do reakcji na najprostsze bodźce. Obok trwał bój, chaos, walka. Huk, krzyki, spojrzenia, które były zdolne ładunkiem swojej nienawiści rozpuścić nawet kamień. Ciosy padały, przeciwnicy rzucali się do gardeł sobie, krew tryskała. A on stał. Potem zaś wyciągnął kwiat do niej i w takiej pozycji zamarł. Powoli łapał oddechy. Wokół coś się działo. Jedni się zastanawiali, inni rozmawiali.

Nagle zrobiło się cicho. Trzech wrogów padło z ich ręki, a on stał wyciągając do niej rękę z kwiatem, nawet nie wiedział dlaczego. Zrozumiał, ze dawała mu pisemne polecenie, które powinien przekazać sierżantowi. Ale nie podchodziła. On także, dopóki ...
- AAAAAAA PSIK! – Kichnął głośno niczym z armaty. Coś zakręciło go w nosie. Kichnięcie jednak jakby przywróciło mu świadomość. Zamglone oczy chwyciły nieco więcej obrazu niżeli wcześniej, zaś umysł zaczął normalnie przetwarzać informacje. No, względnie normalnie. Dalej bowiem był zmęczony oraz potwornie obolały. No i czym kichnął?
- Jasny gwint! – wyrwało mu się. Stał obsypany pyłem stanowiącym jeszcze niedawno ciało byłego kochanka Altari. Nagle zastanowił się:
- Jak u ciorta kochają się wampiry? Kochanek? Uf, pewnie przypomina to jakiś perwersyjny do granic absurdu seks połączony z wzajemnym wysysaniem się. Albo nawet bez seksu i tylko wysysanie? Błeeee – aż przeszedł go dreszcz kiedy myślał o tym. Miał szczęście, że był zbyt zdrętwiały, żeby się to uwidoczniło czymś bardziej niż lekkim drżeniem dłoni, które przecież mogła wziąć się także ze zmęczenia czy wysiłku. No i nagle zrozumiał przyczynę kichnięcia. Pył wampira dostał mu się do nosa i to on tak zakręcił mu w nozdrzach, ze aż wywołał głośne „PSIK!”
- Niech to gęś! Co ze mną jest? Najpierw wyssano mnie, a potem potraktowano jeszcze tym. Chyba jestem pierwszym człowiekiem, który kichał wampirem – uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech zbyt promienny.

Nagle uświadomił sobie, ze ma mokrą dłoń, w której trzyma różę. Mokrą, lepką, nabrzmiałą bólem. Bólem, którego pod wpływem całego potwornego napięcia nie zauważał. Widział już takie rzeczy. Gnani podczas walki adrenaliną żołnierze nieraz poruszali się mimo ran, które powaliłyby ich w każdym innym momencie. Tak było i z nim. Długie, zadziorne kolce pięknej królowej kwiatów wdarły się w jego ciało sącząc krew tak samo, jak wcześniej mlecznobiałe kiełki wampirzycy. Czerwone krople zbierały się u nasady dłoni, a potem kapały na podłogę jedna po drugiej. Bolało, ale z jakichś przyczyn ni chciał wypuścić kwiatu. Nie podchodziła. Lecz podszedł on. Dlaczego? Dlaczego nie obawiał się powtórki? Och, obawiał się, bał, bardzo bał, ale jednocześnie odczuwał jakąś fascynacje połączoną ze współczuciem. Tak, nagle uświadomił sobie, że żałuje tej młodej kobiety, której odebrano wszystko, którą stłamszono, zniszczono, rozerwano na strzępy, by złączyć je potem w postać okrutnego wampira. Och, to nie to, że jej ufał. Wała! Ale biorąc nawet pod uwagę czynnik zaufania i tak należała do czołówki wśród tutaj zgromadzonych. Wolałby zwiać, gdyby nie ten pieprzony rozkaz. Ale rozkaz był i dlatego jeszcze nie stał za drzwiami krzycząc na żołnierzy by zerwali się i gnali co koń wyskoczy, tylko podszedł i wręczył kwiat.

Zdziwiona przyjęła. Oczy błysnęły jej, ale po chwili przygasły. Napięcie na twarzy, zaciśnięte prze mgnienie usta odprężyły się. Zmarszczone przez chwilę brwi wygładziły. Pokręciła głową ruchem łączącym w sobie przyzwolenie, jak i dezaprobatę:
- Nie rób tego nigdy, młody człowieku – wyjęła delikatnie kwiat z jego okrwawionej dłoni i zbliżyła do twarzy. Wciągnęła aromat i znowu zalśniła czerwienią oczu. Domyślił się, że wcześniej mogła podziwiać piękno kwiatu, a teraz wyczuwała aromatyczny zapach róży połączony z upajającą wonią krwi. Opanowała się jednak błyskawicznie. – Nigdy nie dawaj wampirowi szansy i nigdy nie podchodź do niego, kiedy krwawisz. Nigdy, jeżeli chcesz żyć.
- Zapamiętam, ale „młody człowieku”? Wobec pani wszyscy są młodzi
– mruknął.
- I nigdy nie wymawiaj niewieście lat, bo to jest jeszcze bardziej niebezpieczne niż drażnienie krwią wampirów. Te dwie rady masz jako podziękę za ten dar i za to, że ... że wcześniej nie wytrzymałam i ... poczekaj chwilę – nagle pochyliła się do jego ręki. Zauważyła, ze jego dłoń gwałtownie zesztywniała – nie martw się, tym razem to nie to. Ja także zapamiętałam twoją radę i jeżeli, jeżeli ... jeżeli będę potrzebowała, to poproszę.

Nie wiedział, co robią inni, ale przypuszczał, ze w tym momencie zmartwiali. Ale wampirzyca rzeczywiście nie zatopiła kłów w jego tętnicy. Rzeczywiście nie ssała. Zamiast tego dotknęła ustami jego okrwawionej ręki muśnięciem tak delikatnym, jak poranna mgiełka rozwiewająca się na wietrze w wiosenny dzionek. Nagle poczuł się głupio, bardzo głupio. No, wyglądało, że ona całuje mu dłoń. Kobieta rękę faceta!!!??? Eee, usiłował wyciągnąć rękę:
- Nie ruszaj jej, przeszkadzasz mi. Nie chcesz wyzdrowieć? Róże mają kolce.
- „Wampiry kły
” – przeleciało mu, ale nie powiedział tego na głos. Chyba bowiem rzeczywiście nic złego nie zamierzała mu zrobić. Wręcz przeciwnie. Jej usta przemierzały okrwawioną skórę i czuł, przysiągłby, ze czuł pieszczotliwe dotkniecie języka. Delikatne swędzenie. Aż przeraziła go własna myśl, ze mu się to nawet podoba i ... nie to niemożliwe. Szybko ukrył w najgłębszym zakamarku pamięci tą kretyńską myśl i pomyślał, że zdecydowanie będzie się starał trzymać od niej z daleka.
- Już zrobione – usłyszał nagle i szybko wyrwał rękę. Tym razem mu nie broniła, a on podniósł dłoń do oczu:
- Zdrowe – wyjąkał. – Tu nie ma żadnej rany.
- Przez jakiś czas możesz czuć w niej swąd, lecz i to szybko minie
- rzekła Altari. – A teraz, jeżeli nie masz nic do roboty zanieś list swojemu sierżantowi. Niedługo wyruszamy.

No więc tak zrobił dalej nie mogąc wyjść ze zdumienia, co się stało.
 
Kelly jest offline