Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2008, 13:07   #30
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Bard był odrobinę zaskoczony znakami jakie otrzymywał od wojownika. Bądź co bądź we dwóch mieli większe szanse w walce z wampirem. Revan jednak dobywszy już miecza, był najzupełniej zdecydowany zająć się nim samodzielnie. W gruncie rzeczy wyglądał na kogoś, kto nie jest w tej walce pozbawiony szans na wygraną, tak więc Navarro nie widział powodów by się sprzeciwiać. Cofnął się nawet, by nie przeszkadzać walczącym.

Lewą dłonią dotknął swego czoła. Piekło jak diabli, jednak nie było rozcięte. Następnie zaczął rozglądać się po sali w poszukiwaniu pozostałych wrogów. Z jednej strony zobaczył dwa wilki. Chyba wcześniej mignęły mu nawet przed oczami dwie postacie zmieniające kształt. Nie był tego jednak pewien podobnie jak nie miał pojęcia, który z nich jest którym. Wampirzyca całkiem skutecznie opiekowała się tym z przeciwników, który wcześniej trzymał porucznika. Właśnie, a gdzież on? Navarro odnalazł go czołgającego się po podłodze. Przyszło mu na myśl, że źle z nim jest i przydała by mu się pomoc. Zanim jednak zdążył zareagować, ranny wstał o własnych siłach i, o dziwo, udawało mu sie utrzymać pion. To był dobry znak. Odszukał jeszcze wzrokiem ostatniego z przeciwników, jednak i tam nie było dla niego nic do roboty. Postanowił więc obserwować pojedynek Revana i w razie potrzeby dopomóc mu w walce.

Zanim jednak zdążył skoncentrować swój wzrok na walczących poczuł ukucie w lewym boku i potężny cios w okolice żołądka. Wampir sprawiał wrażenie, jakby wpadł na niego przez przypadek, mimo to jednak zdążył mu zadać tak potężny cios. "Ożenił mi kosę..." - pomyślał z przerażeniem czując pulsującą w ranie krew. Ból sprawił, że zgiął się w pół z trudem utrzymując równowagę. Miecz wypadł mu z dłoni i z cichym, niemal nie dosłyszalnym wśród odgłosów walki brzdękiem, upadł na drewnianą podłogę. Przeciwnik ruszył znów do ataku pozostawiając barda w spokoju. Ten zaś spojrzał na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą tkwił srebrny sztylet.

- To tylko draśnięcie. Na pewno tylko draśniecie... - szeptał zdenerwowany. Co prawda rana w istocie nie wyglądała groźnie, ból jednak był dosyć dotkliwy. Tak czy owak "draśniecie" brzmiało nie najgorzej i dodawało mu otuchy. Dotknął dłonią rany przez chwilę ją uciskając a następnie schylił się po miecz. Patrząc przed siebie zrozumiał, że była to najwłaściwsza chwila by dobyć broni i zainterweniować. Przyparty do mury wampir zdołał jeszcze rzucić się na fechmistrza rozbrajając go. Jego sytuacja wydawała się opłakana. Navarro nie zwlekając ruszył do przodu. W tej części sali było teraz więcej miejsca, mógł więc spokojnie zakręcić mieczem w powietrzu szeroki łuk, wysoko go unosząc. "Obciąć głowę mówiła... zobaczymy" Dla zwiększenia siły ciosu objął miecz oburącz i wkładając w to całą swoją energię pociągnął go w dół, nie przestając się wpatrywać w wampirzy kark. Rozpędzone ostrze, z niewielkim oporem, przy akompaniamencie trzaskającego kręgosłupa szyjnego oddzieliło głowę od reszty wampirzego ciała. Niemal jednocześnie rozległ się huk wystrzału i w głowie barda zaświtała absurdalna myśl, że przeciwnik powinien teraz eksplodować. To co stało się z truchłem, było może mniej spektakularne, a jednak dosyć osobliwe. W końcu gdy pierwszy raz widzi się postać rozsypującą się w pył, musi być to interesujący widok. Mężczyzna spojrzał na swój przyozdobiony szkarłatem miecz. Wampirza krew również obróciła się w popiół i opadła, sprawiając, że ostrze znów było czyste i lśniące.

Znów się rozejrzał. Jedyny pozostały przy życiu przeciwnik umknął wyskakując przez okno. Miał nadzieję, że nie przyniesie to żadnych zgubnych konsekwencji. Co się zaś tyczy pozostałych "wybrańców" to sprawa nie wyglądała najgorzej. Mniej lub bardziej zmęczeni, ranni lub nie, przede wszystkim jednak żywi. I chyba trzymali się nie najgorzej. Myśl, że pomimo zaskoczenia udało im się przetrwać i pokonać wrogów była budująca. "Może jednak ten team ma szansę przetrwać?" Odpuścił sobie dumanie nad tym czym jest ów "team" Zaczął powoli przyzwyczajać się do tych dziwnych słów i myśli jakie przychodziły mu do głowy. Nie umiał ich powstrzymać był wiec zmuszony ignorować je w nadziei, że w końcu ucichną.

Czegoś mu brakowało. Przez chwilę zastanawiał się co to takiego i nagle zdał sobie sprawę, że nieopodal leży jego plecak pokryty fragmentami drewnianej okiennicy. Podniósł go i po pobieżnym otrzepaniu zarzucił sobie na ramiona.

-Czy to nie problem, że jeden z nich nam uciekł? - zapytał patrząc na wampirzycę. Niepokoiło go to i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że byłoby lepiej gdyby zabili wszystkich.

Tymczasem zbliżył się do niej porucznik i Navarro był świadkiem ich kolejnej rozmowy. Gdy Altari znów zbliżała jego dłoń do swoich ust, pomyślał, że nie może się temu drugi raz przyglądać. Zrobił nawet krok naprzód, jednak w tym samym czasie uwolniła rękę mężczyzny najwyraźniej nie czyniąc mu tym razem żadnej krzywdy, a wręcz przeciwnie, pomagając mu odzyskać sprawność. Widok krwi przypomniał mu o własnej ranie, na którą postanowił rzucić okiem. Zadarł nieznacznie skórzaną kamizelkę i koszulę, na której pojawił się teraz niewielki, szkarłatny wzór. Rana, tak jak mu się wydawało, była bardzo powierzchowna. Krew zdążyła już zakrzepnąć a ból był już ledwie wyczuwalny. Bardziej doskwierał mu obolały brzuch. Biorąc pod uwagę stan porucznika lub kociej nekromantki i tak mógł chyba mówić o sporym szczęściu.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline