Zieleńszej zdawało się, że minęły całe godziny od kiedy Gustav zostawił ją samą i poszedł po ich towarzyszy. Co i rusz przez jej głowę przelatywały straszne myśli - a jeśli coś im się stało? A jeśli spotkali ich tamci źli zamaskowani ludzie i rozpoznali? Każde poruszenie przy ognisku, chrapnięcie koni, każdy podmuch wiatru szeleszczący w konarach drzew - wszystko to przyprawiało ją o palpitacje serca i nieomal doprowadzało do omdlenia. Nagle usłyszała cichutkie szuranie, jakieś dziwne odgłosy. Zamknęła oczy i wstrzymała oddech, gdy...
- Psst. Zieleńsza to my. Zieleńsza ??? - wołał ją Gustav,a chwilę później usłyszała dobrze znany głos Torina.
Omal nie krzyknęła z radości i ulgi, ale w samą porę opanowała się. Bardzo uradował ją widok przyjaciół, zaraz też wyszła spod wozu.
- Co tak długo? Odchodziłam już od zmysłów! - powiedziała szeptem, a potem spostrzegła minę Gerdy - Co się stało? Nic Ci nie jest, Gerdo? Nie wiem czy wchodzenie na ten wóz jest rozsądne. A jeśli to pułapka? |