Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2008, 15:23   #50
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Eva podświadomie uważała, że podjęli właściwą decyzję przychodząc tutaj. Marcel wydawał się jedynym człowiekiem, który jest w stanie wypełnić luki w ich wiedzy. Oczywiście jeżeli będzie chciał z nami rozmawiać zamiast znów wymachiwać bronią. - pomyślała. Ale na taką ewentualność też była przygotowana. Pod kurtką czuła przyjemny ciężar kabury, a raczej tego co ją wypełniało. O nie! W razie czego na pewno nie będzie bezbronna. Skóry z pewnością łatwo nie odda. Ale miała nadzieję, że to niepotrzebna ostrożność, że nie będzie musiała uciekać się do przemocy. W końcu kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie Marcel był największym zagrożeniem a Eva nauczyła się ufać swojej intuicji.
Siedzieli na ławce w parku. Eva była wyjątkowo cicha i pogrążona w myślach kiedy coś zaczęło się dziać. Nie była w stanie dokładnie określić co ale czuła to całym swoim jestestwem. Powietrze zgęstniało, instynktownie spięła się w sobie i położyła dłoń na zimnej stali broni. Wstała jak oparzona. Przyglądała się wylotowi alejki. Powietrze drgało, dziwna łuna zniekształcała widok. Jakby oni i reszta ludzi znajdowali się po przeciwnej stronie. Ale po przeciwnej stronie czego? Czyżby jeszcze się nie obudziła? Jakaś ułuda mąciła jej zmysły? Działo się coś czego nie rozumiała i to ją przerażało jeszcze bardziej niż lufa wymierzona prosto w twarz. Chaotycznie kręciła się w kółko jakby chciała wypatrzyć jakiś istotny szczegół, który wcześniej umknął jej uwadze. Czyżby wariowała? Złapała się rękami za głowę.
- Co jest do ciężkiej cholery? - mało subtelnie rzuciła Eva. - Czujecie to? Jakby coś wisiało w powietrzu?
Jeszcze raz rozejrzała się dookoła i krzyknęła donośnie:
- Marcel!...Marcel! Jesteś tu gdzieś? Wyjdź i pokaż się! - zakręciło jej się w głowie. Przykucnęła na kolanach. Rozpięła lekko zamek kurtki bo zrobiło jej się słabo. Ta cała sprawa nagle ją przerosła.
Może ksiądz ma rację. Może wmieszali się w jakieś porachunki między bogiem i szatanem? Co ona może zrobić w tej kwestii? Czemu kogoś może interesować ktoś tak mały i nieistotny jak ona sama? - Z trudem łapała oddech. Dziwne myśli przyćmiły jasność myślenia. Jeszcze raz uniosła wzrok ku górze i krzyknęła na całe gardło:
- Ty wredny skurwysynu! Odkąd pojawiłeś się w moim życiu napotykam same komplikacje! Czego od nas chcesz? Co się tutaj dzieje? Sam powiedziałeś, że kiedy zechcę rozmawiać mam tu przyjść i cię szukać.Więc jestem, słyszysz Marcel?! Jestem! I proszę, rusz swój tyłek i udziel nam paru odpowiedzi bo... - urwała i skryła twarz w dłoniach jakby widziała absurd sytuacji. Klęczy na chodniku i wydziera się w pustkę. - bo czuję, że tracę zmysły. - wyszeptała już bardzo cicho.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 24-02-2008 o 18:26.
liliel jest offline