Eva podświadomie uważała, że podjęli właściwą decyzję przychodząc tutaj. Marcel wydawał się jedynym człowiekiem, który jest w stanie wypełnić luki w ich wiedzy. Oczywiście jeżeli będzie chciał z nami rozmawiać zamiast znów wymachiwać bronią. - pomyślała. Ale na taką ewentualność też była przygotowana. Pod kurtką czuła przyjemny ciężar kabury, a raczej tego co ją wypełniało. O nie! W razie czego na pewno nie będzie bezbronna. Skóry z pewnością łatwo nie odda. Ale miała nadzieję, że to niepotrzebna ostrożność, że nie będzie musiała uciekać się do przemocy. W końcu kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie Marcel był największym zagrożeniem a Eva nauczyła się ufać swojej intuicji.
Siedzieli na ławce w parku. Eva była wyjątkowo cicha i pogrążona w myślach kiedy coś zaczęło się dziać. Nie była w stanie dokładnie określić co ale czuła to całym swoim jestestwem. Powietrze zgęstniało, instynktownie spięła się w sobie i położyła dłoń na zimnej stali broni. Wstała jak oparzona. Przyglądała się wylotowi alejki. Powietrze drgało, dziwna łuna zniekształcała widok. Jakby oni i reszta ludzi znajdowali się po przeciwnej stronie. Ale po przeciwnej stronie czego? Czyżby jeszcze się nie obudziła? Jakaś ułuda mąciła jej zmysły? Działo się coś czego nie rozumiała i to ją przerażało jeszcze bardziej niż lufa wymierzona prosto w twarz. Chaotycznie kręciła się w kółko jakby chciała wypatrzyć jakiś istotny szczegół, który wcześniej umknął jej uwadze. Czyżby wariowała? Złapała się rękami za głowę. - Co jest do ciężkiej cholery? - mało subtelnie rzuciła Eva. - Czujecie to? Jakby coś wisiało w powietrzu? Jeszcze raz rozejrzała się dookoła i krzyknęła donośnie: - Marcel!...Marcel! Jesteś tu gdzieś? Wyjdź i pokaż się! - zakręciło jej się w głowie. Przykucnęła na kolanach. Rozpięła lekko zamek kurtki bo zrobiło jej się słabo. Ta cała sprawa nagle ją przerosła. Może ksiądz ma rację. Może wmieszali się w jakieś porachunki między bogiem i szatanem? Co ona może zrobić w tej kwestii? Czemu kogoś może interesować ktoś tak mały i nieistotny jak ona sama? - Z trudem łapała oddech. Dziwne myśli przyćmiły jasność myślenia. Jeszcze raz uniosła wzrok ku górze i krzyknęła na całe gardło: - Ty wredny skurwysynu! Odkąd pojawiłeś się w moim życiu napotykam same komplikacje! Czego od nas chcesz? Co się tutaj dzieje? Sam powiedziałeś, że kiedy zechcę rozmawiać mam tu przyjść i cię szukać.Więc jestem, słyszysz Marcel?! Jestem! I proszę, rusz swój tyłek i udziel nam paru odpowiedzi bo... - urwała i skryła twarz w dłoniach jakby widziała absurd sytuacji. Klęczy na chodniku i wydziera się w pustkę. - bo czuję, że tracę zmysły. - wyszeptała już bardzo cicho.
Ostatnio edytowane przez liliel : 24-02-2008 o 18:26.
|