Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2008, 11:35   #116
Lorn
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
N’sakla

Wsłuchując się w muzykę deszczu ruszył spokojnym truchtem na krótki spacer wokół domostwa, chciał jeszcze raz przyjrzeć się okolicy, czy istotnie nie kręcą się tam żadne duchy. Ta duchowa pustynia była dla niego czymś niezwykłym i niepokojącym.
- Skoro żyją tu jeszcze oprawcy ze zmorowego stada, powinny też istnieć chociażby jakieś ich ofiary. – myślał sobie – bo czymże jest kat, bez obiektu swojej pracy…
Pustynia jednak dalej była tylko pustynią i niczym innym być nie chciała.
Skaczący w Mrok przystanął na chwilę i zawieszając głowę nad jedną z kałuż obwąchał ją dobrze. Miała dobry zapach, więc ugasił w niej swoje pragnienie, które dręczyło go od popołudnia. Po chwili wrócił znów przed drzwi stróżówki i znajdując w pobliżu niewielką, osłoniętą dachem od deszczu połać ziemi otrzepał sierść z wody i zaległ na niej, by wreszcie odpocząć.

W pewnej chwili Tiba wraz z Trzecim wynurzyli się z drzwi stróżówki. N’sakla uniósł w górę swój czarny łeb sondując, co zamierzają. Oczy trójki Lupusów napotkały się.
– Spodziewałem się, że długo tam nie wytrzymacie. – rzekł z nutą zadowolenia – Tu, pod dachem jest znacznie przyjemniej. Można oddychać pełną piersią.
Odpocznijcie jeszcze. Za godzinę, gdy zacznie się rytuał, będę was potrzebował. Zbudzimy ducha.


Deszczowa muzyka ustała wreszcie, a wkrótce potem czas odpoczynku dobiegł końca.
- Zaraz wracam. – rzucił krótko. Wstał przeciągając się i przybrawszy na powrót postać Glabro, niechętnie wszedł do wnętrza stróżówki.
Przymknął za sobą drzwi i rozejrzał się krótko po izbie. Znajdując szybko obiekt swoich poszukiwań podszedł do stojącego za drzwiami, drewnianego wieszaka na palto.
- Będzie dobry. – powiedział enigmatycznie i ściągnął z niego wiszącą, zimową kurtkę. Następnie kilkoma szybkimi ruchami rąk, oderwał wszystkie przytwierdzone do drewnianego drąga nogi i haki, otrzymując w ten sposób długą, grubą, laskę. Stuknąwszy nią w podłogę wydobył niski, donośny dźwięk.
- Bardzo dobry. – podsumował, po czym zwrócił się do dwójki Homidów.
- Marku, Tomku, potrzebuję was w rytuale Przebudzenia. Czekam na was na zewnątrz.

Nie był to pierwszy raz, kiedy wataha wspólnie odprawiała rytuał Przebudzenia. Wspólne celebrowanie takich chwil wzmacniało więzi watahy i stapiało ją w jeden doskonale funkcjonujący organizm.
Przy słabym świetle starych żarówek wkroczyli razem do holu wielkiego domu.
Moment niemal zupełnej ciszy, zanim pierwszy dźwięk zabarwił powietrze, zdawał się być święty.
Wreszcie laska Skaczącego w Mrok, uderzając w drewnianą podłogę, przerwała ciszę, a zrobiwszy to raz, powtórzyła to po raz kolejny. Rytm powoli narastał i klarował się, a zaśpiew Teurga podążył za nim wypełniając swą energią cały dom. Jego stopy podjęły rytm i już po chwili cała wataha tupiąc rytmicznie i wyjąc, puściła się naprzód, korowodem za dźwiękami rytualnej muzyki.
 
Lorn jest offline