Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2008, 19:40   #97
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Prosta chatka może i była prosta, jak na elfi gust, ale Marco widział, że owa prostota tak naprawdę jest rodzajem doskonałości. Wszystkie deski, pale, drągi były połączone idealnie. Avalońscy rzemieślnicy nie tworzyli rzeczy prostych w ludzkim rozumieniu tego słowa. To było dzieło sztuki, swego rodzaju, rzecz jasna. Jednakże faktycznie nie miało ozdób zbędnych. Ponadto ta wielkość. Elfi domek miał piętro i musiał zawierać kilka izb. Wielu normalnych ludzi gnieździło się całymi rodzinami w małej izdebce, często składającej się z jednego pomieszczenia. Dla Marco była to więc kolejna noc spędzona wygodnie. Ileż to bowiem razy spał z siodłem pod głową przykryty wyłącznie derką, kiedy deszcz kapał mu na zmęczoną głowę. To było wojsko, to była norma. Taka chatka wprawdzie przy królewskim pałacu elfów przypominała rzeczywiście prosty domek, ale sama w sobie wcale nie była zła.

Konie przywiązali do palików obok bramki wejściowej.
- Nie obawiajcie się – wyjaśniła elfina, - tutaj nic złego je nie spotka. Wodę mają bezpośrednio w łagodnej strudze obok, trawa zaś ta dla nich będzie ożywcza niczym siano.

Weszli do środka. Drzwi nawet nie skrzypnęły pod naciskiem dłoni Lialam, jak uczyniłyby to każde ludzkie. Były stare, ale perfekcyjne, jak wszystko u elfów. Na dole znajdowała się główna izba oraz dwa pokoje boczne. W głównej był kamienny kominek, przy nim zaś zgromadzony zapas brewion. Pachniały dębiną. Zresztą cały dom, mimo że miał swoje lata, widać było, że tchnie nie stęchlizną, ale świeżością i czystością. Poza tym w głównej izbie było kilka ław i stołów, ściany zaś zdobiły misternie wyrzeźbione głowy dzikich zwierząt. Dzik, jeleń, niedźwiedź patrzyły jak żywe na wchodzące osoby. Wręcz wydawało się, że mrugają swymi oczyma, ich pyski się ruszają, języki zaś mlaskają oblizując się od ucha do ucha.

- Tam są dwie izby – wskazała na boczne wejścia, - a kolejne dwie na piętrze. Tu są schody do piwniczki, - pokazała zejście w ciemną, przepaść w którą wnikały niewielkie stopnie – a tam na piętro – te przynajmniej było normalne z poręczą. – W piwnicy jest trochę wina oraz nieco żywności. Jednak, jeżeli chcecie, to możemy zjeść z pakunków, którymi obdarowano nas w pałacu. Z tyłu jest łaźnia mająca dużą balię oraz ręczniki. To chyba wszystko – zastanowiła się.

Podróżnicy nie sprawiali wrażenia zmęczonych, wręcz przeciwnie. Jakby elfie krainy pobudzały w nich żywotność oraz popychały do działania. Może tylko ów Polak, przedstawiciel kraju, gdzie niedawno rządziła jego krajanka Bona, był w nieco słabszej kondycji, skutkiem poprzednich ran. Ale mimo wszystko, jakże pomógł im ten dzień odpoczynku!

Potem była kolacja, urywane rozmowy, których Marco słuchał półuchem. Poważna, wnikliwa i rozważna Lialam stanowiła niemal dokładne przeciwieństwo rozpalającej zmysły nocnej kochanki. Uśmiechała się do niego, czasem mrugała oczyma dodając ducha, ale starała się za bardzo nikogo nie wyróżniać. Wreszcie wszyscy mieli rozejść się do swoich izb. Lialam wybrała dla nich obydwojga pokój na parterze najbliżej drzwi wyjściowych. I było to jakoś tak naturalne, że Marco ani chwili się nie zawahał. Zresztą czemużby miał? Byli razem i nie mieli powodów tego ukrywać przed nikim. Zresztą, pewnie i tak wszyscy wiedzieli lub przynajmniej się domyślali.

Wnętrz każdej izby składało się z prostej kozetki, szafy rzeźbionej, z której Lialam wyjęła pościel, stolika z dwoma krzesłami oraz wiszącej u powały lampki. Póki co, jeszcze nie rozścielali łóżka. Dziewczyna usiadła, a on złożył głowę na jej kolanach. Leżał, milczał. Podobnie jak ona, kiedy obdarzała go słodkim, zagadkowym uśmiechem, a dłonią delikatnie pieściła jego twarz. Delikatnie przesuwała, kreśliła jakieś niezwykłe figury na czole i policzkach, bawiła się włosami, a on całował jej palce, kiedy muskały jego usta. Przymknął oczy. Odprężenie, przyjemność, błogie, leniwe oddanie się zmysłowej pieszczocie. Mijały chwile niczym w krainie łagodności. Oczy same zamykały się Marco do snu. Walczył o zachowanie przytomności, ale był to bój skazany na przegraną. Cierpliwe dłonie dziewczyny działały cuda, a niezwykłe odprężenie ogarniało cały organizm. Powoli przymknął oczy i uśmiechając się zapadł w lekką drzemkę, nawet tak naprawdę nie wiedząc kiedy. Jego oddech unosił równo pierś, a ona dalej uśmiechając się kontynuowała delikatną wędrówkę po jego obliczu.

Otworzył nagle oczy obudzony ruchem elfiny, która uniosła go lekko i wstała łóżka, a potem dotknęła ramienia:
- Chodź – poprosiła.
Lekko jeszcze oszołomiony Marco wstał i potrząsając głową usiłował doprowadzić się do pełnej przytomności. Spojrzał pytająco na elfinę.
- Chodź, to niespodzianka, ale spodoba ci się. Pamiętasz noc przed gospodą? – Spytała
- Jakże bym mógł zapomnieć.
- Ofiarowałeś mi wtedy chwilę piękna. Chciałabym się zrewanżować tym samym.
- Przecież zrobiłaś to po stokroć, nie mówiąc już o tym, że to przecież nie dla rewanżu.
- Wiem
– skinęła głową. - Ale niedaleko jest coś, co, jak myślę, chciałbyś zobaczyć. To nawet dla elfa niezwykły, zapierający dech widok, ale tylko w nocy. Dlatego wyjdziemy po cichutku. Aha i weź ręczniki.
- Ręczniki?
- Umyjemy się od razu
– uśmiechnęła się nieco kpiarsko. - Na wyprawach mogę znieść nieco brudu, ale kiedy jest taka możliwość, warto skorzystać z ablucji.

Szli niedługą chwilę. Chyłkiem, cichutko wymknęli się za dom. Elfina prowadziła wśród drzew ledwo wydeptaną ścieżką. Obok śpiewały nocne ptaki, a powiew wiatru nucił szumiącą pieśń na liściach i gałęziach. Było jasno jak na noc. Niewielkie obłoczki nie przesłaniały świateł miriadów gwiazd, a nade wszystko wygiętego w łuk sierpa księżyca.
- Szkoda, że nie pełnia – szepnęła.
- Dlaczego – chciał spytać Marco, ale nie spytał. Elfina przesunęła się stając nieco z boku, otwierając jego spojrzenie na najpiękniejszy fragment krajobrazu, jaki widział kiedykolwiek. Owszem, stolica elfiej krainy także była cudowna, lecz jednocześnie nieco obca, natomiast to ... to było piękno, które trafiało zarówno do człowieka, jak i elfa. Stali na brzegu niewielkiej polany tuż nad niewielkim jeziorkiem. Po jego drugiej stronie wznosiła się niewielka skała, na szczycie której wytryskało źródełko opadające niewielkimi kaskadami. Marszczyło ono gładką taflę wody, a potem spływało dalej tworząc niewielką strugę. Wokół brzegów rosły kwiaty, których woń niemal upajała swoim szalonym aromatem, a na środku wody, niczym król wśród swojego dworu, odpoczywał władca księżyc. Jak prawdziwy, jak ten na niebie. Widząc to odbicie Marco aż otworzył usta. Stał, patrzył nie wiedząc gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna świat wyobraźni.

Mijały chwile, a on patrzył ... dopóki nie usłyszał wesołego głosu Lialam:
- Chcesz tak spędzić całą noc? Na pewno warto, ale nie dzisiaj. Chodź – srebrny dzwoneczek jej słów wyrwał go z odrętwienia. Elfia księżniczka właśnie kończyła zrzucać suknię i wbiegła śmiejąc się do wody. Nie było głęboko. Woda sięgała jej co najwyżej nieco powyżej pasa, a księżyc i gwiazdy odbijały się teraz w setkach kropelek błyszczących na jej skórze. Niczym grecka nimfa stała tak piękna, naga, całkowicie zespolona z radością natury i chcąca przekazać ją swojemu ukochanemu.
- Chodź – pogoniła go podskakując nieco i rozbryzgując wodę niczym dziecko uszczęśliwione faktem, że otrzymało nową zabawkę. Ale Marco nie potrzebował zachęty. Szybko zrzucał szaty i po chwili już obydwoje pluskali się, śmiali i ochlapywali wodą jak para rozbrykanych malców.



- Bul, psik! – Marco dostała się woda do nosa, kiedy pośliznął się podczas zabawy, ale obydwoje tylko zareagowali wesołym śmiechem, który rozbrzmiewał w ich ustach aż do chwili, która musiała nastąpić, kiedy przez przypadek podczas igraszek ich ciała na moment zwarły się ze sobą. Zwarły i jakby zaklęta różdżka zamroziła świat. Stanęli szukając piękna gwiazd nie w toni jeziorka, ale w swoich oczach. Pocałunek wysysający niemal wszystkie siły i oddający je po stokroć. Splecenie się w swoich ramionach, tak ciasne, a jednocześnie tak delikatne. I łaknienie siebie, cudowna i szalona potrzeba kochania i bycia kochanym przez tą jedyna, wyjątkowa istotę na świecie. Całował, pieścił, dotykał, a jego dłonie obejmujące plecy dziewczyny zjechały niżej przesuwając się powoli po aksamitnej skórze pośladków. Jej usta rozchyliły się mocniej, a cudownie wygięta ...

- A więc to tak wygląda? – Usłyszeli naraz wysoki głosik.
Zdziwienie. Szok. Niepewność. Zaskoczenie wyrwało ich nagle ze świata całkowitego, wzajemnego oczarowania. Zapatrzeni w siebie nie widzieli nic wokół, gdy nagle ten głos ... odwrócili się gwałtownie poszukując jego źródła. Przez chwilę rozglądali się niepewnie, a głosik kontynuował:
- Tutaj jestem, jak więc mówiłam, była po prostu ciekawa no i trafiłam na wyjątkowa chwilę, chociaż ... może powinnam jeszcze poczekać? Pewnie byłoby jeszcze ciekawiej, prawda? Jak myślisz, Liliam?
- Erosi
– dziewczyna aż pokręciła głową widząc swą bratanicę w postaci duszka, która obserwowała ich od jakiegoś czasu. – Co tu robisz? Twój ojciec będzie bardzo niezadowolony – mówiła nieco zdziwionym głosem, jakby dalej nie chciała uwierzyć, że młoda elfina się tu zjawiła
- A żebyś wiedziała, że jestem. Nawet jeżeli on nie chciał, bym została jego damą, to i tak ... Lialam, ja muszę stamtąd odejść. Na chwilę, na moment, ale muszę. Moje serce mnie ciągnie gdzieś za horyzont, a ociec nic, tylko kazałby siedzieć w domu. Pamiętaj, mam w sobie tą samą krew co ty i chociaż jestem kobietą, to mogę żyć w ten sam sposób, jak ty. Nawet, jeżeli książę się nie zgadza.
- On będzie naprawdę niezadowolony. I ma trochę racji, chociażby dlatego, że to nie jest tak, iż można sobie powiedzieć: mam ochotę wyjść do ludzi, więc to robię. Trzeba wiedzy i umiejętności.
- Wiem, wiem, ale jak mam je uzyskać, skoro on nie chce, żebym się nauczyła? Muszę coś zrobić, muszę, bo czuję, ze utracę coś naprawdę ważnego. Nawet gdybyś nie była moją ciocią, albo gdybyś wolała przebywać tylko wśród elfów to i tak chciałabym zobaczyć coś więcej, niż tylko dolinę elfów. I znajdę sobie mężczyznę swojego, tak jak ty znalazłaś Marco. Ma być z tobą szczęśliwa, rozumiesz
– dodała mocno przelatując mu przed nosem. A zdziwiony dalej Pizańczyk był w stanie tylko pokiwać głową. – Ale szkoda, że on nie chciał, bym została jego damą, kto wie, jak poprowadziłyby nas losy?
- O czym mówisz
? – Zainteresowała się Liliam.
- Ach, o tym człowieku. Wiesz, on także jest, a przynajmniej wyglądał ... dobrze – zawahała się. – Może jego twarz nie była tak gładka, jak naszych elfich mężczyzn, ale miał w sobie siłę oraz coś, co sprawiało, ze naprawdę wydał mi się piękniejszy niż oni. Szkoda, że mnie nie chciał – zadumała się.
- Uf – ulga odbiła się na twarzy Lialam. Co za szczęście, że Alessandro, albo Carlos odmówili małej angażowania się w wymyśloną przez nią awanturę. Nawet bowiem, jeśli w głębi duszy rozumiała swoją bratanicę, Lialam bała się wypuścić na szerokie wody świata dziewczynę kompletnie do tego nie przystosowaną, nie znającą ludzi, do tego zaś niezwykle ciekawą. – Erosi – rzekła – naprawdę, musisz wracać. Obiecuję ci, że kiedy będziesz gotowa, to, za pozwoleniem twojego ojca, wezmę cię ze sobą, ale nie teraz. Wiesz, my naprawdę wyruszamy przeciwko istotom bardzo złym, bardzo niebezpiecznym i nie wiemy, czy nawet nam się uda.
- Pomogłabym
– zapewniła Erosi.
- Wiem, ale wystarczy, że boję się o siebie, Marco i resztę drużyny. Kolejna osoba do bania się o nią to już byłoby za dużo. Ale obiecuję, ze naprawdę postaram się wziąć cię na jakąś spokojniejszą wyprawę, gdzie mogłabyś poznać nie tylko te ciemniejsze strony ludzkiego świata, ale także najjaśniejsze.
- Weźmiesz mnie? Byłabym z tobą i Marco
? – Ucieszyła się, ale zaraz posmutniała. – Ech, ale książę i tak się nie zgodzi. Boi się, wiesz, boi się, ze idę twoimi ślady. Ale nie ma racji. To moja droga, moja własna, nawet, jeśli jest podobna do twojej. Wiesz Marco, kiedy się znowu spotkamy, pożyczę cię na chwilę od Lialam. Chcę poznać świat ludzi, a jeżeli ona ci tak zaufała, pewnie będziesz dobrym nauczycielem. A teraz faktycznie wracam, póki co. Przepraszam i możecie robić to, co przerwaliście. Nie będę podglądać. Chociaż, mam jeszcze dla was niespodziankę. Pa! – Krzyknęła rozpływając się jakby była tylko ukrytym westchnieniem ze snu nocy letniej.

- Co za mała – bezradnie rozłożyła ręce dziewczyna. – Ona naprawdę pragnie zwiedzić świat, ale zapomina, że to nie jest przejście z polany na polanę, lecz coś znacznie poważniejszego. Cieszę się, ze przynajmniej teraz wraca do domu. Może następnym razem, kiedy naszymi przeciwnikami będą nie takie istoty, lecz wyłącznie sążnie, staje oraz mile do przewędrowania, weźmiemy ją ze sobą. Co ty na to, kochany?
- Weźmiemy
– uśmiechnął się Marco do Lialam. Odpowiedziała słońcem swoich pięknych ust i wrócili, znowu wrócili do świata, w którym było tylko ich dwoje miłujących się.

Słowiczy trel ubarwiał brzmienie nocy pokazując, że do porannego świtu jeszcze szmat czasu. Budzące jutrzenkę skowronki jeszcze spały w swoich gniazdach kiedy Lialam i Marco powoli wychodzili z wody trzymając się za ręce. Wyczerpani lecz szczęśliwi:
- Marco – nagle spytała dziewczyna stając na brzegu. – Czy nie tu złożyliśmy nasz ubrania?
- Znikneły? Przecież nie było żadnego zwierzęcia, który mógłby je porwać.
- Gdzie się ... och
– nagle Lialam złapała się za głowę. – To na tym miała polegać jej niespodzianka. A my obiecaliśmy tej małej wspólną wyprawę.
 
Kelly jest offline