Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2008, 21:58   #117
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
0 września 2007, godzina 21:00, Dworek "Dęby" (Nów)

Dum

Dum

Dum

Dum


Laska Skaczącego w Mrok wybijała miarowy rytm.

Dum - dum

Dum - dum

Dum - dum


Rytm wybijany coraz szybciej, coraz głośniej, coraz pewniej, wreszcie osiągnął swoją jednostajną miarę, swój właściwy dźwięk. N'sakla zaintonował cichą pieśń, która podobnie jak rytm wybijany laską powoli zyskiwała na swej sile, klarowała się, nabierała potęgi i mocy. Wataha z początku powoli, potem coraz raźniej, dając się ponieść przenikającej ich dusze muzyce, poczęła pląsać i wirować wokół Mistrza Ceremonii. Ten, pogrążony już w transie, całym sobą poddawał się rytmowi, pieśni, tańcowi i magicznej mocy. Ponury dworek wypełnił się przedziwnymi, rytualnymi odgłosami - tupotem, stukotem, gardłowymi dźwiękami, melodią, skowytem, warczeniem, popiskiwaniem. Wkrótce żaden z tańczących Garou nie kontrolował już w pełni swego ciała. Teraz rytm kazał ich nogom tupać, ich biodrom wyginać się, ich rękom wykonywać przedziwne gesty, a ich gardłom wydawać nienaturalne, acz skomponowane z całością odgłosy. Rytuał trwał, czas przestał mieć znaczenie.

Nagle coś zaczęło się dziać. Żółte światło starych, zakurzonych żarówek zaczęło przygasać, to znów nienaturalnie rozbłyskiwało, stare przewody zaczęły jęczeć pod wpływem kumulacji ogromnej ilości energii. Wreszcie jedna żarówka pękła, z wielkiego żyrandola zawieszonego nad głównym holem posypały się iskry. Wataha podjęła swoją pieśń jeszcze głośniej, jeszcze silniej, jak gdyby był to znak do podjęcia zdwojonego wysiłku.
Ostatecznie w hallu zapanował półmrok, światło żarówek było mętne i nikłe, a powietrze zrobiło się gęste i lepkie.

W jednej chwili wataha stanęła w miejscu, jak na rozkaz każdy jeden Garou zatrzymał się w pół kroku. Zapadła cisza przerywana jedynie iskrzeniem i syczeniem przewodów elektrycznych. Tuż przed nimi powoli zaczęło się coś materializować...

Półprzezroczysta postać przypominała nieco człowieka. Ale tylko nieco... Była to nieduża istota unosząca się nad ziemią. Gabarytowo przypominała nieco kulę - ogromny, tłusty brzuch ciągnął ją na ziemię, zasłaniając niemal całkiem równie grube, krótkie nóżki. Nalana twarz była stara, pomarszczona i pobrużdżona, wyłupiaste oczy patrzyły dookoła rozbieganym wzrokiem. Gruba dolna warga zwisała ukazując wybrakowane uzębienie. Istota była naga, a całe jej ciało było poranione, pełne owrzodzeń, ropiejących ran i guzów. Wyglądała na zdezorientowaną i rozzłoszczoną.

N'sakla zaczął grzecznie acz zdecydowanie przemawiać do ducha, pozdrawiając go. Temu wreszcie udało się skoncentrować na nim wzrok, co nie było łatwe biorąc pod uwagę, że obie gałki obracały mu się zupełnie niezależnie w różne strony. Grymas jego twarzy można było odczytać różnie. Było w nim zniechęcenie i niezadowolenie, ale jednocześnie przestrach i z pewnością dużo bólu.

- Duzo, duuuuuzo wassss - wyseplenił gdy Mistrz Rytuału zakończył pozdrawianie - Słudzy Gaiiii... Dlacego mnie budzicie? Odejdźcie... Odejdźcie... Moje ciało tocy zgnilissssna, zostawcie w spokoju!
 
Milly jest offline