Książe Bolko „Co za bal szaleńców.”
Dla kogoś ślepego walka na szczycie wieży musiałaby wydawać się naprawdę różnorodnym zestawieniem brzmień.
Dźwięk uderzającej o siebie stali, świst kling w powietrzu i odgłos plaśnięcia o twarde podłożę ciała krzyżaka… a potem znów wszystko wróciło do normy.
…
..
.
Bolko zaskoczony wpatrywał się w Gabriela, który o mały włos nie rozpłatał go przed chwilą na kawałeczki.
- Vasques Ty przeklęty zdrajco! – Krzyknął w twarz wysłannikowi jego wuja. Przynajmniej Bolesław wiedział, jakim uczuciem pała do niego jego krewniak, zresztą z wzajemnością.
Książe jednak nie atakował, było coś ważniejszego niż niespodziewany atak od tyłu Gabriela. Z nim policzy się później teraz trzeba dorwać…
-Ten przeklęty krzyżak uciekł, jeśli przedostanie się do swojej armii to nie tylko dla mnie będzie to oznaczało zgubę, ale również dla Władysława i wielu innych książąt. – Jego przemowa wyraźnie przykuła uwagę Vasquesa, o to chodziło. – Możemy się tu wszyscy wyrżnąć jak świnię albo może zawrzeć pakt przeciwko Marszałkowi, przeciwko krzyżakom, przeciwko ich wielkiej armii. To oni stanowią dla nas największe zagrożenia.
- To jak będzie panie Vasques, panie Anzulewicz czy jesteście gotowi przystąpić do tego nieformalnego przymierza dla dobra Polski? Do czasu aż sprawa z krzyżakami nie będzie rozwiązana sugeruje zawieszenie broni między nami. – Książe chcąc dać przykład pierwszy opuścił miecz i zerknął przez moment w miejsce, z którego zaatakowały macki. Lorianna gdzieś tam była i z pewnością słuchała pomysłu swojego męża jednocześnie mając baczenie na pomocnice Gabriela. „Uratowała mnie, czy więc jestem dla niej kimś więcej niż kolejną przystanią w życiu po śmierci?” – Książe wierzył, że jest tak w istocie, sam darzył Loriannę głębokim uczuciem silniejszym niż wszelkie więzy krwi zawarte między nimi. |