Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2008, 22:27   #19
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Białe kamyczki skrzypiały pod czarnymi, wypolerowanymi na wysoki połysk butami Edwarda. Wysypana żwirem alejka zaprowadziła go do wielkiej, kutej bramy. Eutanatos opuścił teren Fundacji. Spokojnym krokiem ruszył w dół, ulicą prowadząca do śródmieścia.
Dzień, który zapowiadał się, na jeden z tych pięknych, słonecznych dni kończących lato i rozpoczynających jesień, wyraźnie się popsuł. Edward szczelniej otulił się płaszczem. Powiew zimnego wiatru, wdarł się pod jego okrycie, niczym szpony śnieżnego demona. Przenikliwe zimno, przeszyło jego ciało tysiącem, małych lodowych igieł. Wstrząsnął nim dreszcz. Ulica była dziwnie, jak na tą porę, opustoszała. Powozy mijały go z rzadka, a ludzi, których spotkał po drodze, mógł policzyć na palcach obu rąk. Wszystko dookoła spowijała mgła. Niczym dym z fajki chińczyka palącego opium, wiła się, falowała. Oplatała drzewa. Budynki tonące w tym niesamowitym, białym woalu pojawiały się na chwile, by zniknąć po kilku krokach za mleczną zasłoną. Miasto spowijała aura tajemniczości. Eutanatos szedł powoli, zafascynowany tym niezwykłym, odrealnionym krajobrazem. Chłonął tę niesamowitą atmosferę, każdą cząstką swojego ciała. Tak go to pochłonęło, że o mały włos nie wszedł wprost pod nadjeżdżający ulicą powóz. Odskoczył do tyłu, zachwiał się lekko na nogach. Kiedy odzyskał równowagę, spojrzał w górę. Stał pod domem, w którym wczoraj razem z Lukrecją i Dr McAlpinem dokonał makabrycznego znaleziska.




Wszedł do klatki schodowej, już na dole usłyszał rozgorączkowane głosy. Powoli zaczął piąć się w górę po drewnianych schodach. Ściany sieni wyłożono drobnymi kafelkami. Była to ładna, dość ekskluzywna kamienica, jakich wiele można znaleźć w śródmieściu Londynu. Na półpiętrze zgromadziła się grupka osób, mieszkańców i przypadkowych gapiów. Zbiorowisko szumiało, jak ul pełen pszczół.

- Widział Pan! Podobno całe mieszkanie było zbryzgane krwią! A dziewczyna została poćwiartowana na drobne kawałeczki! – na wpół przerażona, na wpół zafascynowana, młoda kobieta w bieli, ściszonym głosem mówiła do tęgiego, szpakowatego jegomościa.

- Pewnie ją najpierw zgwałcił, dewiant! – tłuścioch otarł pot z czerwonej nabrzmiałej twarzy.

- To pewnie jeden z tych cudzoziemskich emigrantów. To nie ludzie, tylko zwierzęta! Tylko oni są zdolni do takich rzeczy! – starsza dam, aż trzęsła się z przejęcia.

- Tak oni albo Żydzi! Podobno oni lubią takie krwawe obrzędy. Słyszałem, że jedzą mace moczoną w dziecięcej krwi! – krępy mężczyzna jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy.

Edward stał za ich plecami i przysłuchiwał się ożywionej dyskusji. Drogę na piętro zagradzało dwóch, rosłych policjantów w granatowych mundurach.


***



Przejęty głos Brendana, wyrwał Lukrecję ze szponów demonów, szarpiących pazurami jej drobne ciałko. Dziewczynka otworzyła oczy i gwałtownie nabrała powietrza. Leżała na obitym czarnym aksamitem szezlongu, nad nią pochylała się kamelia cała obsypana białym kwieciem.




Szkot delikatnie ujął jej dłoń, wyciągnął z kieszeni zegarek na łańcuszku i zaczął mierzyć puls. Uspokoiwszy się nieco, pogładził ją delikatnie po głowie.

- Jak się czujesz? Lepiej? – gdy mała spróbowała podnieść się na łokciach, pomógł jej przyjąć pozycję siedzącą.

- Tak. Dziękuje, lepiej. To wszystko przez te ostatnie…- urwała.

Spojrzenie jej wielkich, niesamowitych oczu przeniosło się z doktora na gospodynię. Zdawało się mówić „ To Ty! ”. Głowę Evelyn wypełnił szemrzący, niczym podziemne źródełko szept „ To Ty jesteś kobietą ze snu ”. Jednak z ust małej padły zgoła inne słowa.

- Najmocniej przepraszam za kłopot, proszę wybaczyć. Moje zdrowie zostało w ostatnim czasie, znacznie nadwyrężone. Lukrecja Whitehous - skłoniła lekko głowę.

- Nie wiem czy w wyniku zaistniałej sytuacji, panowie zdołali się przedstawić. Sir Ignaio Connors i dr Brendan McAlpin. – dokonała uprzejmej prezentacji – Proszę mi wybaczyć pni hrabino, ale pilnie potrzebujemy spotkać się z pani mężem. Czy może hrabia Henry, wyjechał z Londynu? Jeśli tak proszę wysłać do niego posłańca, to naprawdę pilna sprawa.

Evelyn stała niemo wpatrując się w małego gościa, siedzącego na szezlongu. Kim jest ta drobna dziewczynka, że żąda czegoś takiego!?
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 27-02-2008 o 14:49. Powód: Literówki
MigdaelETher jest offline