Niezbyt podobał mi się sposób podróży. Nie miałem nic do podrózy wozem, ale po raz pierwszy musiałem płynąć na statku. Podczas tej podrózy nie zaprzyjaźniłem się z moimi towarzyszami. Najczęściej siedziałem sam w mojej kajucie i ostrzyłem Brunhildę oraz Snoriego, z rzadka podrzucając w ręku "granat świetlny" by wyczuć jego ciężar. Tak mineła większość mojej, znaczy naszej podróży. Z przymusowymi towarzyszami spotykałem się tylko podczas posiłków.
Na miejscu od razu ruszyłem na miejsce spotkania. Obydwa szyszkojady podążyły za mną. "Pod wesołym niziołkiem", nazwa zapowiadała się ciekawie. W środku przekonałem się, że tak naprawdę jest.
" Wreszcie jakieś normalne towarzystwo" pomyślałem patrzac na moich braci krasnoludy. Następnie podszedł do nas nieziołek zapewne gospodarz.
- No dobra karczmarzu, bo zapewne nim jesteś. Prowadź do najtańszego pokoju a następnie przygotuj twoje najlepsze krasnoludzkie piwo. Mam ochotę popić wraz z moimi braćmi. - Gdy niziołek odszedł to chwile poczekałem by powiedzieć szyszkojadą mój plan
- Wy poczekajcie tutaj, to jest to co robicie najlepiej. Skontaktujcie się z kim trzeba, a ja postaram się zdobyć informację po swojemu, pozwolicie? - zadrwiłem z nich i ruszyłem za niziolkiem.
__________________ you will never walk alone |