Justin zrobił głupią minę. Widać nie było mu w smak zostawać z własną babcią, tym bardziej, że ta widziała i tak tylko Roberta. Chris spróbował wyciągnąć kumpla z opresji - wytłumaczył Emilly, że Robert i Patrick mają dość prywatną sprawę do tego pana i lepiej, jeśli oni w trójkę zostaną tu i poczekają. Emilly zgodziła się, ale jej minka wyrażała wielkie niezadowolenie, wkrótce też zaczęła ziewać ostentacyjnie, pokazując jak bardzo jej brak towarzystwa prawdziwego faceta.
- Tak właściwie to skąd jesteście? - zapytała wreszcie, gdy cisza nieco się przedłużała - I co będziecie dalej robić?
*
Klatka schodowa znajdowała się po drugiej stronie budynku, a w niej, na parterze - kilka drzwi do wyboru. Na niektórych umieszczone były nazwiska, niektóre nie pasowały do takiego układu okien. Wreszcie drogą eliminacji Robert i Patrick wybrali te, które najbardziej pasowały. Po kilkukrotnym naciśnięciu dzwonka po drugiej stronie drzwi wreszcie rozległy się kroki. Młody profesor otworzył i zmierzył uważnym spojrzeniem dwójkę gości - od stóp do głów i z powrotem. Potem wychylił się na korytarz i rozejrzał się na wszystkie strony. Wciągnął zaszokowanych chłopaków do środka mieszkania, po czym szybko przebiegł do dwóch małych pokoi, zamykając i zasłaniając po drodze okna. Wreszcie wrócił do przedpokoju, przybliżył twarz bardzo blisko do twarzy obu gości i konspiracyjnym szeptem zapytał:
- To WY? Przybyliście? |