Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2008, 20:54   #41
Panda
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Red face Avarin Ronin

Propozycja Avarina od razu została odrzucona. No cóż... Mógł się tego spodziewać. Kazano mu iść po drewno na opał lecz nim zdążył się podnieść Słonko i Valar skoczyli w ciemny las i, no cóż, długo nie wracali.
W tym czasie Ronin przymknął oczy. Nie minęło może dziesięć minut, gdy sen przypomniał sobie o takim jednym, imieniem Avarin.

***

Leżał na piasku. Z każdym wdechem ziarenka drażniły jego śluzówki. W końcu coś zakręciło się mu w nosie aż kichnął, budząc się.
Jego oczom ukazała się bezkresna pustynia. Niebo przybrało fioletowoczerwone barwy. Wyglądało jakby za jedną z wydm chowało się słońce, chowało się przed nim.
Rozejrzał się dookoła. Pełno piachu, gdzieniegdzie większy kamień, zero życia. Nie dostrzegł nawet zeschniętego kaktusa. Nic. Wielkie, bezkresne pustkowie.
Ruszył powoli przed siebie. Niewiedząc dokąd idzie wlekł nogę za nogą. Rozglądał się na prawo i lewo, od czasu do czasu spoglądając za siebie. Po jakiejś godzinie obszedł jedną z wydm. W oddali zamajaczyła mu czerń. Czerń ta przypominała człowieka, lecz z tej odległości nie widział dokładnie. Gorące powietrze, unoszące się nad ziemią rozmywało kontury. Avariun ruszył przed siebie. Mimo, że maszerował już pół godziny słońce nie zaszło. Niebo wciąż wyglądało jak by ktoś zmieszał fiolet z czerwienią.
Ciągnął nogę za nogą, kierując się do postaci, której kontury z każdym metrem nabierały ludzkich kształtów. Przymknął oczy. Gdy znów je otworzył widział dokładnie Cień... Cień, który uformował się w... Królika?
Jakieś dziesięć metrów przed nim stał dwumetrowy humanoid, przypominający królika ze skrzydłami nietoperza oraz rogami kozy. Ubrany był w jakąś dziwną, skórzano-metalową zbroję w kolorach czerni i fioletu. Na nogach miał starą, czarną i mocno zniszczona hakamę. Przy pasie wisiała katana a obok niej mała klateczka. Na pochwie katany wisiało na sznurku kilka czaszeczek, które z każdym ruchem postaci obijały się o siebie z głuchymi puknięciami.
Na trójpalczastej ręce Cienia siedziało coś małego, jakby mały króliczek z kijem, na którego czubku majaczyła mała latarnia, oświetlająca pysk Cienia.
- To ON! W końcu do nas przybył! - krzyknął malec a białe ślepia Cienia wbiły się w Avarina niczym dwa ostrza.
- Tak, w końcu się do nas pofatygował. - mruknął basowym, donośnym głosem Cień.
- O co Wam chodzi? - spytał nieukrywając swego zdziwienia - Gdzie ja jestem? - dodał po chwili.
- Spokojnie Avarinie... Jesteś w swojej świadomości... A może inaczej. Jesteś w świecie, który stworzyłem zamykając się w Tobie. - odpowiedział BigBunny.
- W swojej świadomości? W Twoim świecie? - rozejrzał się dookoła - Nie mów że...
- Jestem Morgothem? - przerwał mu Cień - Tak się składa, że to ja... - dodał uśmiechając się szyderczo (swoją drogą wyobraźcie sobie szyderczy uśmiech na twarzy królika )
BigBunny delikatnie zamkną swą dłoń, w której trzymał mniejszego królika. Po chwili schował go do klateczki przy pasie i spojrzał na Avarina.
- Pewnie spytasz czemu tu jesteś... Wyprzedzę Twoje pytanie, od razu poznasz na nie odpowiedź. - mruknął - Podświadomie chcesz mnie z siebie wypędzić, prawda? Wiedziałem... Pierwszy raz tu jesteś, pierwszy raz mnie widzisz... Spytasz "Dla czego?", odpowiem "Jesteś gotów." - zaśmiał się Morgoth.
- Gotów do czego? - spytał zmieszany Avarin.
- Do tego, by ze mną stanąć oko w oko, by stłamsić mnie w sobie, by posiąść moją moc i zrobić ze mnie swego sługę. Chcesz tego prawda? Pragnąłeś tego odkąd dowiedziałeś się, że uciekłem do Ciebie, związałem swe losy z Tobą. - uśmiechnął się tajemniczo.
- Tak! Chciałem! - warknął Ronin - I wiem, że dam radę!
Dłoń spoczęła na rękojeści jego katany, zaciskając się w pewnym uchwycie. Ciszę, jaka zaległa, przerwało ciche "pyk" świadczące o tym, że katana wysuwa się z sayi. Chwilę później chłopak stał z swoją oddaną i kochaną bronią spoglądając w białe, bezdenne ślepia Demona. Na jego twarzy malowała się odwaga i pewność siebie.
Trójpalczasta dłoń objęła rękojeść katany a Morgoth spojrzał na chłopaka.
- Zaczynaj. - mruknął zachęcająco.
Młodzieniec ruszył w stronę Cienia ile sił w nogach. To co zauważył zdziwiło go bardzo. Był o wiele wolniejszy niż normalnie i szybciej odczuwał zmęczenie. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości od Demona wykonał podwójne cięcie, które przypominało literę "X". Był pewien że trafi...
BigBunny uśmiechnął się złowieszczo. Wyciągnął z sayi katanę, lecz nie do końca. Oby dwa cięcia Avarina zatrzymały się na półmetrowym kawałku ostrza broni Demona, zasłaniającej jego klatkę piersiową. Avarin odskoczył zaraz po uderzeniu przyglądając się z niedowierzaniem Morgothowi.
- W końcu to zauważyłeś... - mruknął - Jesteś wolniejszy i słabszy... - dodał po chwili.
Nim słowa dotarły do uszu Ronina Demon już nacierał na niego. Wykonał ukośnie cięcie od prawej do lewej, które z trudem udało się zablokować chłopakowi. Nim zdążył się otrząsnąć musiał blokować podcięcie. Z jeszcze większym trudem zablokował je, przytrzymując ostrze dłonią. Jednej rzeczy się nie spodziewał. Dosłownie sekundę po zderzeniu się kling dostał kopa pod żebra i odleciał jakieś dwa metry dalej.
Splunął krwią na piasek. Spojrzał na stopę, która spoczęła na ostrzu jego katany. Uniósł wzrok do góry. W jego oczy wpatrywały się białe ślepia Demona. Ostrze jego miecza wymierzone było w szyję chłopaka.
- To koniec. - mruknął Morgoth biorąc zamach.
Szybkie cięcie, piach wzbijający się w powietrze. Oczom demona ukazała się niezła dziura wyryta ostrzem jego miecza. Po Roninie nie było nawet śladu.
- Kurwa... Uciekł! - zaklął.

***

- Czart z nią... - usłyszał dość głośne słowa Paks.
Obudził się cały zlany potem... Rozejrzał się niepewnie dookoła. Ze spokojem stwierdził, że znajduje się w lesie. Mimowolnie uśmiechnął się. Musiał się przejść... Wstał i wszedł w gąszcz, znikając reszcie z oczu.
 
Panda jest offline