Wątek: Znany Świat
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2008, 12:33   #56
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeff obudził się zlany potem. Usiadł, nie do końca wiedząc, skąd wziął się w tym miejscu. Wciąż pamiętał otaczające go szczyty gór i niewyraźną, kroczącą w jego stronę postać. Oraz przeszywający ból.
Przeżegnał się machinalnie.
- Sen mara... - powiedział do siebie.
Ponownie się położył, zastanawiając nad tym, który z jego wrogów jest tak zaciekły, by ścigać go nawet we śnie.
Cóż... Lista jego wrogów była żałośnie krótka, a żaden z nich nawet nie nająłby zbira... Najwyżej zrobiłby mu karczemną awanturę...
Wniosek płynący z rozmyślań nie nastrajał optymistycznie. Jeśli sen mówił prawdę, to pojawił się ktoś nowy...
Jeff skrzywił się.
Gdyby takie sny miały go nachodzić co noc... Paskudny pomysł...
Nie zamierzał nikomu opowiadać o tym, co spotkało go we śnie. I tak nikt nie potrafiłby udzielić mu rady. Z wyjątkiem może ojca Otto, ale do niego Jeff nie miał zamiaru się zwracać.
Przewracając się z boku na bok wsłuchiwał się w stukot bryłek lodu, uderzających o okno i w przedziwny sposób ogradzających go od widzianej we śnie równiny.
"Oby do rana przeszło" - pomyślał tuż przed zaśnięciem.

Druga część nocy, już bez koszmarów, trwała zdecydowanie zbyt krótko. Pukanie do drzwi wyrwało Jeffa ze snu.
"Trochę za wcześnie" - pomyślał niezbyt zadowolony, ubierając się i równocześnie konsumując lekki posiłek przyniesiony przez posługacza.
Zabrał swoje rzeczy, tradycyjnie sprawdził, czy czegoś nie zapomniał, a potem zbiegł na dół i uregulował rachunek. Dopiero wtedy miał okazję spojrzeć na twarze swych przyszłych towarzyszy podróży. Paru z nich wyglądało, jakby ich też coś wyrwało w środku nocy z mniej lub bardziej przyjemnego snu.
"Ciekawe, co im się śniło" - pomyślał. Ale nie zamierzał wypytywać.
Nie zwracał uwagi na niezbyt sprawiedliwe słowa księcia, który, tak jak zapowiadał ojciec Otto, był już gotowy do drogi.
- Witam - powiedział uprzejmie. - Śnieżyca ustała, może będzie piękny dzień...
Ruszył za księciem do stajni. Z pewnym zdziwieniem obejrzał stojący przed gospodą wóz księcia. Bez wątpienia bardzo praktyczny, ale bardziej wyglądający na wóz zwykłego kupczyka niż pojazd trzeciej osoby w kolejce do tronu.
"No proszę" - pomyślał mile zaskoczony. - "Więcej rozsądku niż dumy. To ci się chwali, książę."
Nie zwlekając zbytnio wszedł do stajni, osiodłał szybko Trafa, rzucił napiwek stajennemu i ruszył na szlak.

Po burzy było zadziwiająco cicho i przyjemnie. Pokryte białym puchem drzewa nadawały okolicy bajkowy wygląd. Lekki wiaterek nie przewiewał na wylot, jedynie od czasu do czasu strząsał na jadących odrobinę śniegu. Ciszę przerywało jedynie skrzypienie śniegu, miękki stukot kopyt, poskrzypywanie wozu i lekki metaliczny stuk wydawany przez uderzające o siebie części końskich rzędów i uprzęży.
Jeff jechał tuż za wozem. Nie miał ochoty na rozmowy. Ani z jadącymi konno, ani z siedzącymi na wozie.
Drzemał od czasu do czasu, wykorzystując umiejętność, którą powinien wykształcić w sobie każdy, kto odbywa długie podróże - umiejętność wykorzystywania na sen każdej sposobnej chwili.
"Spij teraz, bo nie wiadomo, kiedy znowu będziesz mógł przymknąć oczy."
Mógł drzemać spokojnie wiedząc, że jego koń nie oddali się w żadnym wypadku od reszty kawalkady. Poza tym, jak zdążył zauważyć, tak strażnicy księcia jak i giermek sir Ranorda bacznie obserwowali trasę wypatrując ewentualnych niebezpieczeństw.
Po paru godzinach jazdy podziękował Bogu, że pomyślał o zjedzeniu rano posiłku, bowiem książę wydawał się być ze stali i nie myślał o takich drobiazgach jak jedzenie czy odpoczynek. Dopiero gdy już dawno minęło południe książę zarządził krótki popas. I to musiało Wszystkim wystarczyć. W tej sytuacji najlepiej się mieli jadący na wozie. Może z wyjątkiem ojca Otto, który niezbyt przychylnym wzrokiem spoglądał od czasu do czasu na siedzącą za jego plecami trójkę podróżników.
Mimo wszystko dzień mijał dość szybko i Jeff, który chyba większość dnia poświęcił na odrabianie zaległości w spaniu, z pewnym zdziwieniem zauważył nadciągający wieczór.
Słysząc pytanie księcia rozejrzał się dokoła i powiedział:
- Wasza książęca Mość. Sądzę, że oprócz Waszej Wysokości jedyną osobą, która powinna się wypowiadać, jest lady Alisa. Jeśli nie ma ona nic przeciwko temu, to proponowałbym jechać dalej. Wszyscy - ręką ogarnął kawalkadę - jesteśmy doświadczonymi jeźdźcami, konie nie są zbyt zmęczone, a droga nie wygląda źle.
Podejrzliwym wzrokiem zmierzył chmury.
- Gdyby znów rozszalała się śnieżyca, to wolałbym być pod solidnym dachem, niż w byle jak skleconym szałasie. Konie też lepiej by się miały w stajni...
Spojrzał pytająco na Alisę. Oczywiście mogłaby jechać na wozie, ale ze względu na Devona wolał tego nie proponować. Nie chciał słyszeć, co przyszły rycerz ma do powiedzenia na temat "niestosowności podróżowania damy ze zgrają osobników niewiadomego pochodzenia".
 
Kerm jest offline