Czapka z lisa kupiona u starego żyda była droga jak pieron, Daniłłowicz później chciał mu z paroma panami braćmi stopy za zdzierstwo poprzypiekać, ale staruszek zwiał w ostatniej chwili, a po całonocnej biesiadzie nikt sił nie miał gonić dziada. A jednak w tej chwili futro tego zwierzaka dowiodło swej wartości- to na ozdobnym fragmencie z niej zatrzymała się potężna szabla Rożyńskiego. Szlachcic w tej chwili jeszcze o tym nie wiedział...
Gdy otworzył oczy był pewien, że znalazł się już po drugiej stronie. Ale nie było tu gorąco, jego przyrodzenia nie grzała smoła, w której winien znajdować się po pas... Czemu? Bóg się ulitował? A nad nim stała na dodatek jakaś postać w kapturze. - Niech mnie... Święty Piotr, mam rozumieć?- spytał się, poprawiając resztki czapy. - Tyś Piotra nie widział, psia mać twoja, Daniłłowicz!- ryknął osobnik, a Władysław nie miał już wątpliwości, że to Boruta "w cywilu".- Ja ci rumaka, ja cię z opresji ratuję, a ty nawet głupiego Rożyńskiego usiec nie umiesz!
- Alem się starał jako mogłem, diable miły...
- Starałem się to i ja was potopić parę tysięcy lat temu! Ale wtedy mi zabawę zepsuli i Noe z desek łajbę zbudował, a teraz i twój wróg zwiał! I jak ja mam te ponad sześć lat z tobą na mych usługach wytrzymać?!
- No ale sam zrozum, na Boga...- usiłował się tłumaczyć warchoł
- Daniłłowicz, nie poprawiacie swej sytuacji wspominając o tym facecie!- ryknął diabeł- Będę musiał za ten objaw dobrego serca dalej tego niewiernego jezuitę, co spowiedzi ludzkie rozpowiadał, poprzypiekać, ale do piekła cię nie wezmę, bo mi jeszcze duszyczki rozpijesz...
- A właśnie, jak już o piciu mowa...- ożywił się nagle Władysław- To picie grzechem jest, prawda? Więc wy w otchłani win i miodów bez liku macie, ma się rozumieć?
- Rzecz jasna, mamy.- odparł Boruta, lecz pełen perfidii uśmiech na jego twarzy sugerował, iż nie wszystko wygląda tak pięknie- Jeno bez alkoholu żadnego, a łeb rypie jak po ruskiej gorzale! Obłąkańczy wrzask Daniłłowicza wybudził z tego pół-snu nie tylko jego, lecz też wszystkie zwierzęta w promieniu przynajmniej ośmiu zdrowasiek drogi. - To wszystko zwidy jakieś...- mruknął sam do siebie, lecz gdy chwilę później stanął obok niego koń, wpatrując się w niego ślepiami pełnymi gniewu zrozumiał, iż naprawdę może mieć problemy. Powstał więc szybko i dosiąść go próbując powziął decyzję, by ruszyć ku obozowisku, gdzie resztę szlachty spotkać winien.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie.
Ostatnio edytowane przez Kutak : 01-03-2008 o 00:24.
|