Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2008, 01:17   #596
Umbriel
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Czujność

Młody szlachcic starał się być naturalny, ale w istocie każda cząstka jego umysłu analizowała pieczołowicie całość otoczenia. Na tych martwych bagnach, był wyczulony na każdy ruch i każdy szelest. Teraz nie było już odwrotu, a on, jeśli w coś się pakował, zamierzał pieczołowicie dopilnować tego, by wyjść z opresji bez szwanku. Przystanął w lekkim rozkroku i przeczesał rękoma włosy.Słysząc głos lamii odchylił lekko głowę, pozostając jednak w tej samej pozycji, tak, by mieć na wszystko oko.

- Tak dla twojej informacji...- rzekła z pewnym ociąganiem Ilmaxi.- Jestem znacznie cięższa od ciebie. I nie mogę latać zbyt długo. Ze względu na budowę ciała me skrzydła szybko się męczą.

Zaśmiał się cicho i odrzekł spokojnie:

- Jak pobiegamy jeszcze przez pewien czas po tych bagnach, z pewnością stracisz na wadze i odzyskasz dawną sylwetkę - humor nie opuszczał go niemal nigdy. Pod jego maską znajdował się jednak głęboki, analityczny umysł. Trybiki pracowały wewnątrz, zbierając i koncentrujac poważne informacje, wyciągając wnioski i szybko określając obecne położenie. Właściwie, gdyby nie ten zwodniczy, lekkoduszny humor, mógłby ktoś rzec, iż jest to człowiek bardzo poważny, ciągle zamyślony, czy nawet zasępiony. Na zasępienie Gaalhil pozwalał sobie jednak rzadko, zwykle w samotności. Nie wyolbrzymiał problemów, ani nie roztrząsał ich, jeśli znał rozwiązanie, nie rozczulał się nad sobą.

Kiedyś, wędrując przez dzikie tereny natrafił na ubitą drogę. Las kusił żywą zielenią, a droga zapewniała odpowiednie bezpieczeństwo, by móc ją podziwiać. Chłopak jednakże poszedł lasem, pokonując wiele trudności. Patrząc na trakt narodziła się w nim wtedy myśl, która towarzyszyła mu przez całe życie.

"Takie drogi są dla słabeuszy. Korzyści dla siebie, czerpię z trudności"

I owszem, poznał wtedy wyjątkową osobę, co utwierdziło go, być może na całe życie w tym zdaniu. Wydawać by się mogło, iż to właśnie ta przekorna natura wiodła nim przez te wszystkie szlaki.

Uśmiechnął się do swoich myśli, a nieobecny wcześniej wzrok wrócił do normalnego, żywego wyrazu.

- Kyulii - szepnął do siebie i powstał, obserwując z podziwem jak Ilmaxi przeskakuje na stabilny grunt. Istota ta doprawdy wprawiała w podziw, a po za tym, młodzieniec zaczynał już czuć coś na wyraz sympatii do towarzyszki podróży.

Szlachcic usłyszał imię kobiety. Jego zawiłość doprawdy zadziwiała, uznał więc, iż skrót będzie najlepszym wyjściem.

Niepokój

Widząc jak jednoręka kobieta rusza, psionik gestem chciał ją zatrzymać, wiedział wszak, iż musiała być wyczerpana. Nie posłuchała, przeskakując z kępki na kępkę stabilnego gruntu, szukając najwyraźniej tropów, młodzieniec westchnął, po czym poprawił swój skórzany pasek, i ruszył spokojnie, dumnie wyprostowany, za swoimi "paniami". Skąpane w półmroku upiorne bagno, zdawało się być paradoksalnie bezpieczne. Psionik wiedział jednak, że chwila rozluźnienia może kosztować go życie. Oczywiście posiadał umiejętności, dzięki którym mógłby przefrunąć nad bagnem - ale, po pierwsze, nie chciał niepotrzebnie marnować energii, po drugie zaś - wolał by nic nie zaskoczyło go w locie, w wypadku gdyby znajdował się wprost nad morderczym błotem bagna. Sam skupił się na odpowiednim balansowaniu ciałem i kontrolowaniu otoczenia. Tymczasem Kyulii tropiła bez wytchnienia z taką zawziętością, jakby zabito jej rodzinę...

"Być może zabito? W każdym razie, osobista wojna tej kobiety przeciw jaszczuroludziom może nie wyjść nam na dobre. Muszę mieć trzeźwy umysł, by zahamowac jej temperament"

Po niedługim czasie dotarli do biednej wioski, złożonej z krytych strzechą chatek. Wszystko wyglądało nader marnie - zapewne siedziba jakiegoś dzikiego plemienia. Gaalhil spojrzał w niebo, szukając pomocy w promykach słońca. Jednocześnie zauważył, iż znaleźli się odkryci, na otwartym polu, najpewniej dawno zauważeni przez potencjalnego wroga. Nie napawało to optymizmem. Zwrócił się tedy do lamii

- Jak myślisz, ona zamierza napuścić nas na mieszkańców tej wioski? To kiepski pomysł, by stać tak na otwartym polu, jeśli mamy atakować. Dla łucznika jesteśmy teraz "jak na tacy". Po za tym, nie mam pewności, czy chcę atakować mieszkające tam istoty. Pomogliśmy kobiecie z dobrego serca, ale odwet to nie nasza sprawa - mówił spokojnym głosem, niczym mówca, który z dawna zaplanował sobie, co będzie mówił.

Widząc jaszczuroludzi w wiosce, rysy młodzieńca nieco stężąły. Wiedział już z kim miał do czynienia i cieszył się, że jeszcze nie atakują. Najwyraźniej bali się, lub nie byli tak wrogo nastawieni, jak początkowo zakładał. W przeciwieństwie do Kyulii, która cała kipiała nienawiścią.

- No to mamy impas - rzekł do Ilmaxi po czym wysunął się na przód grupy z ręką lekko opartą na rękojeści zdobionej szabli.

- Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? - zapytał bardziej siebie, niż lamię. - Moim zdaniem powinniśmy pertraktować... Tylko nie wiem czy z jaszczuroludźmi, czy z tą kobietą.

Czuł to uczucie, które zawsze przychodziło do niego z nienacka w takich sytuacjach. Nie, to nie był strach. To był niepokój oplatajacy chłodnymi mackami jego umysł. Niepokoił się o to, co stanie się, jeśli podejmie złą decyzję. Wciąż nie był pewien.

Każdy element mógł być teraz ważny... Śliskość podłoża, jego ułożenie, najbliższe kryjówki, miejsca strategiczne w wiosce. Obserwował wszystko, tak by wyłapać i przeanalizować jak najwięcej szczegółów.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline