Administrator | - Jakie szczęście, że trafiłem na Gartha - powtarzał co chwila Duncan, przeciskając się przez ciasne korytarze, które wydawały mu się dziwne jasne. - Sam bym tu zabłądził.
Gdy Garth wyciągnął broń Duncan poczuł się zaskoczony. "Czyżby jakieś niebezpieczne zwierzęta?" - pomyślał.
Sam miał przez moment wrażenie, że czuje płynącą w jego stronę falę wrogości. Ale nie zdążył się zdziwić tym faktem. "To ma być Świat Zjednoczonych Ras? Ładne zjednoczenie" - przemknęło mu przez głowę, gdy zielone stwory zaatakowały z wrzaskiem"
Niewiele myśląc machnął ręką i... wysłał w stronę napastników garść ognistych kulek. "Jestem magiem?" - z zaskoczeniem skomentował słowa Gartha. - "Prawdziwym magiem ognia?"
Ale druga próba, mimo najwyższych wysiłków, nie powiodła się. Duncan z zawodem patrzył na swoje ręce. Dopiero po chwili chwycił kij, by wspomóc gnoma. Ale, na szczęście, Garth poradził sobie z tymi goblinami, które nie uciekły po ataku ognistymi pociskami.
- Nie mam pojęcia, co się stało - rozłożył bezradnie ręce na widok pełnego wyrzutów spojrzenia Gartha.
Gnom tylko pokiwał głową.
Dwie godziny później Duncan wkraczał siedział naprzeciw człowieka, który bacznie mu się przyglądał.
- To mag ognia - kończył swe opowiadanie Garth. - Ale taki jakiś dziwny...
Jego rozmówca uśmiechnął się.
- Rozumiem. Wiesz - spoglądał na gnoma - zajmę się nim. Da sobie radę...
Po serii podziękowań, pożegnań i uścisków dłoni Garth wyszedł, a Duncan spojrzał na gospodarza.
- Możesz mi coś opowiedzieć o tym świecie, magu?
Kolejne dni były mniej więcej takie same. Zaczynało się zawsze od prób myślowego porozumiewania. I chociaż często Duncana bolała po tym głowa, to większość przekazywanych mu przez mentora myśli potrafił odczytać, szczególnie jeśli dotyczyły niezbyt skomplikowanych problemów.
- To nie jest żadne czytanie w myślach - powtarzał mag, który kazał się zwać Steely. - Jesteś w stanie porozumieć się z kimś, kto ma podobny talent. Ja to nazywam 'myślomową'.
Duncan przypomniał sobie, że podobne określenie spotkał w jednej z książek. Pamiętał nawet, której...
- Natomiast odczytywanie cudzych myśli... - skrzywił się. - To bardziej bajka, niż prawda. Umysły istot rozumnych są tak skomplikowane, a istoty innych ras...
Pokręcił głową.
- Zdarza się tak, że odczytuje się pojedyncze myśli, ale na to za bardzo nie licz.
Potem była zabawa w przesuwanie. Duncan wysiłkiem woli przesuwał i podnosił małe przedmioty - monety, kostki, klucze, mały nożyk. Jego mentor przestrzegał go by nie próbował podnosić większych rzeczy.
- Masz za słaby talent - mawiał. - Zajmuj się tym, co umiesz najlepiej.
Największym, a może najciekawszym, sukcesem Duncana w tej dziedzinie było rozwiązanie sznurowadeł Gartha, który wpadł tego dnia z tradycyjną wizytą. Gnom zdziwił się co nieco, gdy po raz drugi musiał zawiązywać buty. Podejrzliwym wzrokiem spoglądał to na Duncana, a potem roześmiał się.
- Niezła sztuczka - stwierdził.
Od tego momentu Duncan zaczął pracować nad inną niespodzianką - rozwiązanie sznurowadeł i ponowne ich związanie... Niekoniecznie przy tych samych butach... I szło mu coraz lepiej...
Jako potencjalny mag ognia Duncan zajmował się najwięcej czarami związanymi z ogniem. I chociaż Steely nie był specjalistą w tej dziedzinie, to jego uwagi pomogły Duncanowi w stawianiu pierwszych kroków.
Zaczęło się od rzeczy podstawowej - rozpalania ogniska. I to w taki sposób, by przy okazji nie spłonęło pół lasu.
Ku zdziwieniu Duncana nie musiały to być wylatujące z dłoni płomienie (Duncan od razu przypomniał sobie płonącą kurtkę opryszka), ani rzucony z pewnej odległości ognisty pocisk. Mniej widowiskowe, a równie skuteczne, okazało się użycie samej myśli...
Duncan zabawiał się zapalaniem świec, podgrzewaniem wody w misce, oraz podgrzewaniem metalu. Co czynił, rzecz jasna, z bezpiecznej odległości, jako że rozgrzany metal był niebezpieczny również dla maga.
Duncan miał świadomość, że gdy rozwinie w pełni swój talent będzie mógł nie tylko rzucić kulę ognia, ale i stopić żelazo, tchnieniem ognia stopić piasek na szkło, a nawet wysiłkiem woli formować szkło, niczym wytapiacz w hucie.
Ale tego typu wyczyny były daleko przed nim.
- Nabierzesz wprawy - powtarzał Steely - wybierzesz się na pustynię i tam potrenujesz. Nie chcę stracić domu. Przywiązałem się do niego....
Duncan powoli przyzwyczajał się do nowego świata. Dziwne, wydłużone uszy po pewnym czasie przestały mu przeszkadzać, a zdolność widzenia w ciemnościach, typowa ponoć cecha elfów, bardzo mu się spodobała. Mimo długich godzin spędzonych na trenowaniu czarów dużo czasu spędzał na dworze. A gdy w piwnicy maga, pełnej różnych rupieci, przez lata tam gromadzonych, znalazł łuk, naprawił go i zaczął odświeżać nieco zapomnianą umiejętność.
Wyruszał właśnie po kolejną porcję czynnego odpoczynku, gdy stojąc w drzwiach do wieży ujrzał nieco dziwną parę - małą dziewczynkę o wilczym wyglądzie, dosiadającą pokaźnych rozmiarów wilka. Para zdawała się kierować w stronę siedziby maga.
- "Chyba będziemy mieli gości" - rzucił myślową wiadomość w głąb wieży. |