Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2008, 12:35   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jakie szczęście, że trafiłem na Gartha - powtarzał co chwila Duncan, przeciskając się przez ciasne korytarze, które wydawały mu się dziwne jasne. - Sam bym tu zabłądził.
Gdy Garth wyciągnął broń Duncan poczuł się zaskoczony.
"Czyżby jakieś niebezpieczne zwierzęta?" - pomyślał.
Sam miał przez moment wrażenie, że czuje płynącą w jego stronę falę wrogości. Ale nie zdążył się zdziwić tym faktem.
"To ma być Świat Zjednoczonych Ras? Ładne zjednoczenie" - przemknęło mu przez głowę, gdy zielone stwory zaatakowały z wrzaskiem"
Niewiele myśląc machnął ręką i... wysłał w stronę napastników garść ognistych kulek.
"Jestem magiem?" - z zaskoczeniem skomentował słowa Gartha. - "Prawdziwym magiem ognia?"
Ale druga próba, mimo najwyższych wysiłków, nie powiodła się. Duncan z zawodem patrzył na swoje ręce. Dopiero po chwili chwycił kij, by wspomóc gnoma. Ale, na szczęście, Garth poradził sobie z tymi goblinami, które nie uciekły po ataku ognistymi pociskami.
- Nie mam pojęcia, co się stało - rozłożył bezradnie ręce na widok pełnego wyrzutów spojrzenia Gartha.
Gnom tylko pokiwał głową.

Dwie godziny później Duncan wkraczał siedział naprzeciw człowieka, który bacznie mu się przyglądał.
- To mag ognia - kończył swe opowiadanie Garth. - Ale taki jakiś dziwny...
Jego rozmówca uśmiechnął się.
- Rozumiem. Wiesz - spoglądał na gnoma - zajmę się nim. Da sobie radę...
Po serii podziękowań, pożegnań i uścisków dłoni Garth wyszedł, a Duncan spojrzał na gospodarza.
- Możesz mi coś opowiedzieć o tym świecie, magu?

Kolejne dni były mniej więcej takie same. Zaczynało się zawsze od prób myślowego porozumiewania. I chociaż często Duncana bolała po tym głowa, to większość przekazywanych mu przez mentora myśli potrafił odczytać, szczególnie jeśli dotyczyły niezbyt skomplikowanych problemów.
- To nie jest żadne czytanie w myślach - powtarzał mag, który kazał się zwać Steely. - Jesteś w stanie porozumieć się z kimś, kto ma podobny talent. Ja to nazywam 'myślomową'.
Duncan przypomniał sobie, że podobne określenie spotkał w jednej z książek. Pamiętał nawet, której...
- Natomiast odczytywanie cudzych myśli... - skrzywił się. - To bardziej bajka, niż prawda. Umysły istot rozumnych są tak skomplikowane, a istoty innych ras...
Pokręcił głową.
- Zdarza się tak, że odczytuje się pojedyncze myśli, ale na to za bardzo nie licz.
Potem była zabawa w przesuwanie. Duncan wysiłkiem woli przesuwał i podnosił małe przedmioty - monety, kostki, klucze, mały nożyk. Jego mentor przestrzegał go by nie próbował podnosić większych rzeczy.
- Masz za słaby talent - mawiał. - Zajmuj się tym, co umiesz najlepiej.
Największym, a może najciekawszym, sukcesem Duncana w tej dziedzinie było rozwiązanie sznurowadeł Gartha, który wpadł tego dnia z tradycyjną wizytą. Gnom zdziwił się co nieco, gdy po raz drugi musiał zawiązywać buty. Podejrzliwym wzrokiem spoglądał to na Duncana, a potem roześmiał się.
- Niezła sztuczka - stwierdził.
Od tego momentu Duncan zaczął pracować nad inną niespodzianką - rozwiązanie sznurowadeł i ponowne ich związanie... Niekoniecznie przy tych samych butach... I szło mu coraz lepiej...
Jako potencjalny mag ognia Duncan zajmował się najwięcej czarami związanymi z ogniem. I chociaż Steely nie był specjalistą w tej dziedzinie, to jego uwagi pomogły Duncanowi w stawianiu pierwszych kroków.
Zaczęło się od rzeczy podstawowej - rozpalania ogniska. I to w taki sposób, by przy okazji nie spłonęło pół lasu.
Ku zdziwieniu Duncana nie musiały to być wylatujące z dłoni płomienie (Duncan od razu przypomniał sobie płonącą kurtkę opryszka), ani rzucony z pewnej odległości ognisty pocisk. Mniej widowiskowe, a równie skuteczne, okazało się użycie samej myśli...
Duncan zabawiał się zapalaniem świec, podgrzewaniem wody w misce, oraz podgrzewaniem metalu. Co czynił, rzecz jasna, z bezpiecznej odległości, jako że rozgrzany metal był niebezpieczny również dla maga.
Duncan miał świadomość, że gdy rozwinie w pełni swój talent będzie mógł nie tylko rzucić kulę ognia, ale i stopić żelazo, tchnieniem ognia stopić piasek na szkło, a nawet wysiłkiem woli formować szkło, niczym wytapiacz w hucie.
Ale tego typu wyczyny były daleko przed nim.
- Nabierzesz wprawy - powtarzał Steely - wybierzesz się na pustynię i tam potrenujesz. Nie chcę stracić domu. Przywiązałem się do niego....

Duncan powoli przyzwyczajał się do nowego świata. Dziwne, wydłużone uszy po pewnym czasie przestały mu przeszkadzać, a zdolność widzenia w ciemnościach, typowa ponoć cecha elfów, bardzo mu się spodobała. Mimo długich godzin spędzonych na trenowaniu czarów dużo czasu spędzał na dworze. A gdy w piwnicy maga, pełnej różnych rupieci, przez lata tam gromadzonych, znalazł łuk, naprawił go i zaczął odświeżać nieco zapomnianą umiejętność.

Wyruszał właśnie po kolejną porcję czynnego odpoczynku, gdy stojąc w drzwiach do wieży ujrzał nieco dziwną parę - małą dziewczynkę o wilczym wyglądzie, dosiadającą pokaźnych rozmiarów wilka. Para zdawała się kierować w stronę siedziby maga.
- "Chyba będziemy mieli gości" - rzucił myślową wiadomość w głąb wieży.
 
Kerm jest offline