Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2008, 16:54   #177
rasgan
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Miejsce: pokój służących
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Naiseria, Arwee, Silwilin

Silwilin jeszcze nigdy nie był tak pewny swego działania. Nie wiedział czy pcha nim wieloletnie doświadczenie, chęć przetrwania czy troska o towarzyszy. Wiedział tylko, że musi działać. Wiedział, że musi działać szybko i sprawnie. Jednym ruchem otwarł drzwi i wszedł do pokoju, w którym uprzednio zniknęła służka. Było to niewielkie pomieszczenie. Dwa łóżka, dwie komody, okno na tył domu. Nic nadzwyczajnego, po prostu zwykły pokój dla służących, a na jego środku dziewczyna. Brązowe włosy opadały na ramiona sięgając połowy pleców. Choć mnich dość szybko wpadł do pokoju to dziewczyna nie zdradzała ani odrobiny strachu czy zdziwienia.
- Czy możesz nam pomóc? Potrzebujemy posiłku, odzienia i odpoczynku. I powiedz, gdzie się znajdujemy?
- Zabawny jesteś, wiesz? -
odpowiedziała słodkim głosem. Zmierzyła wzrokiem wszystkich po kolei. Popatrzyła na mnicha oceniając jego siłę, budowę i chyba nawet oceniła go jako mężczyznę. Później popatrzyła na Naiserię, z pogardą, jakby chcąc pokazać jej że jest nikim, nic nie wartą wiejską dziewką uganiającą się za promykiem słońca, który nigdy nie będzie należał do niej. Na koniec popatrzyła na Arwee. Uśmiechnęła się lekko i ponownie przemówiła.
- Jednak się wydostaliście. Eksperyment się powiódł. Tylko co dalej? Co mi zrobicie? – rozłożyła ręce pokazując, że jest bezbronna, jakby chciała zachęcić do jakiegoś działania, ataku. Nikt się jednak nie poruszył, nikt nie zrobił nic, a ona kontynuowała swą przemowę.
- Myślicie pewnie, że jesteście wspaniali bo umknęliście z komnaty? Udało się wam z poprzednim eksperymentem, tak? Popatrzcie na siebie – tutaj nastąpiła wymowna chwila ciszy – Kogo sobą reprezentujecie? Szlachcianka zmuszona do życia jak wiejska dziewka. Dziecię Luny nieświadome tego co dzieje się w koło i stary druid, który myśli że poznał żywioły. Przecież to zabawne. Tylko dzięki szczęściu udało się wam przetrwać tak długo. A ja, ja od początku byłam za waszą śmiercią, teraz zaś dajecie mi sposobność ku temu, by zakończyć wasze żywota.
Nim którekolwiek z was zdążyło zareagować dziewczyna jednym susem dopadła Arweego. Wgryzła się w szyję druida, rozszarpała zębami krtań. Krew trysnęła szerokim łukiem chlapiąc nowy strój szlachcianki. Pazury dziewczyny wydłużyły się niesamowicie, wbiły się w ciało starca, by po chwili wyjść z niego z bijącym jeszcze sercem, które umarło na oczach dwójki przyjaciół. Ciało mężczyzny osunęło się na ziemie, pod nim zaś zaczęła się rozlewać kałuża gorącej krwi.

Miejsce: Początkowo placyk przed dworkiem, później w budynku
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Gnargo

Widok małego, martwego chłopca największe wrażenie zrobił na Merlisie, i nie było to miłe wrażenie. Dziewczyna z obrzydzeniem patrzyła na zwłoki, źle myślała o oprawcach chłopca, a już na pewno nie pałała sympatią do gruboskórnego krasnoluda, który jakby nigdy nic odwrócił się i udał w kierunku kuchni coś przekąsić.

Krasnolud zaś nie przejmował się niczym. Beztrosko pozostawił Nirela, Achmeda i Merlisę ich własnym rozmyślaniom samemu myśląc już tylko o czymś do jedzenia. Gnargo był zawiedziony śmiercią chłopca, przemianą bestii, czy czymkolwiek tam sobie to tłumaczyć. Nie interesowało go dlaczego tak się stało, interesowała go śmierć, a jej zapach wciąż nieuchwytnie unosił się w powietrzu.

Idąc w kierunku jadalni krasnolud czuł coś nienaturalnego w powietrzu. Jego rasa od zawsze była wyczulona na takie dziwne zachwiania energii w powietrzu, choć jej używanie było prawie niemożliwe dla krasnoludów. Owe odczucie dochodziło z za zamkniętych drzwi, które mijał. Krasnolud długo się nie zastanawiał. Otwarł je i uśmiechnął się w duchu. Kolejne zwłoki, tym razem ich dawnego przyjaciela Alkusa, zwisające na wielkim kolcu z sufitu. Pod ciałem rozlewała się wielka kałuża zaschniętej krwi. Krasnolud chciał wejść do środka, zbadać co się stało, lecz coś kazało mu pozostać na zewnątrz.

Z za ściany, jakby w sąsiednim pokoju słychać było rozmowę. Głos był znajomy, krasnolud słyszał go już gdzieś, postanowił to więc sprawdzić. Wejście do sąsiedniego pokoju spowodowało, że znów się uśmiechnął. Widać miał szczęście dzisiejszego dnia, ponieważ ponownie przyjdzie mu zasmakować krwi.

Nad ciałem jakiegoś starca stała kobieta z jego sercem w dłoni. Wyglądała na godnego przeciwnika, ale czy to ona jest przeciwko niemu? Odpowiedź na to pytanie przyszła błyskawicznie, w chwili gdy dostał na odlew ręką kobiety w twarz. Tylko wrodzona wytrzymałość jego rasy i potężna budowa uchroniły go przed złamaniem karku. Nie uchroniły go jednak przed wyrwaniem potężnej dziury w ścianie domu, którą zrobił wylatując na zewnątrz budynku, ciężko upadając na ziemię wśród gruzu.

Miejsce: Placyk przed dworkiem
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Merlisa, Nirel

Merlisa właśnie zajmowała się ranami Nirela. Musiała czymś zając swój umysł by tylko nie myśleć o martwym dziecku leżącym niedaleko. Dodatkowo ręka tropiciela nie wyglądała najlepiej, a nie wiadomo co mogło ich jeszcze spotkać. Niebianka zaczęła odczuwać dziwną aurę rozpościerającą się dookoła domu, lecz nie była ona na tyle silna by mogła ją zlokalizować dokładniej, czy też określić w jakikolwiek sposób. Tak czy siak, coś tutaj się nie podobało elfce. Z zamyśleń wyrwał ją wielki huk. Po chwili wraz z Nirelem i Achmedem zobaczyli co było źródłem hałasu. To krasnolud właśnie jakimś magicznym sposobem wyleciał przez ścianę budynku robiąc w niej sporą wyrwę. Dwójka towarzyszy bez zastanowienia pobiegła w kierunku ciężko wstającego krasnoluda. W środku zobaczyli trójkę ludzi – dwie kobiety i mężczyznę oraz ciało starca.

Miejsce: Sypialnia na piętrze
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Gwen

Gwen położyła się w łóżku. Ostatnie co poczuła przed zapadnięciem w głęboki sen to ciepły powiew suchego powietrza pachnącego piaskiem. Później przyszedł tylko sen...

Miejsce: Kraina Piasków
Czas: nieznany
Gracze: księżniczka Gwen



Tłum szalał. Krzyk był tak potężny, że można było go nawet odczuć w wibracjach powietrza, czy też w drżeniu ścian loży honorowej. Gwen popatrzyła z niedowierzaniem na swoje ręce, na swój ubiór. Miała na sobie luźne, fioletowe spodnie z jedwabiu zakrywające jej ciało od kostek zaledwie po biodra pozostawiając odsłoniętą sporą część wzgórka łonowego i brzucha, o pośladkach nawet nie chciała myśleć. Dużo wyżej, o wiele za wysoko zaczynał się biustonosz obszywany złotą nicią. Ten, podobnie jak spodnie nie zakrywał zbyt wiele z jej ciała.

Księżniczka stała w cieniu baldachimów i parasoli, dziesięciu eunuchów wachlowało powietrze by było jej dobrze. Ona zaś stała i patrzyła na arenę. Tysiące ludzi stało podobnie do niej, jak ona obserwowali poczynania gladiatorów. To był trzeci dzień olimpiady. Trzeci z siedmiu dni walk, gdy gladiatorzy mogli sobie wywalczyć drogę do wolności. Tłum czekał na jej reakcję. Musiała zadecydować, czy Rius, najlepszy z gladiatorów jej ojca ma zabić Adriusa, jej ukochanego Adriusa. Romans z gladiatorem był krótki i intensywny, a karą za niego była walka Adriusa z najlepszym z gladiatorów. Wynik był łatwy do przewidzenia.

Księżniczka nie mogła i nie chciała narazić się na gniew ojca. Nie mogła również pozwolić sobie na szepty za jej plecami. Przekręciła więc palec w dół i ze łzami w oczach wyszła z loży.

Miejsce: Sypialnia na piętrze
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Gwen

Bardka zbudziła się ze snu zlana potem, choć nie pamiętała snu, z jej oczu płynęły łzy, a w ustach, między zębami zgrzytał piasek. Z dołu dobiegały jakieś niepokojące odgłosy i wycie wilka.

Miejsce: Pokój Mi Raaza
Czas: kilka minut po południu
Gracze: Mi Raaz

Sen przyszedł i odszedł niemalże tak samo niespodziewanie. Miał jednak zbawienne skutki. W pokoju pachniało bzem, a rany młodzieńca jakby zniknęły. Nie było po nich żadnego śladu. Dopiero po chwili młodzieniec zorientował się, że tylko szczęście ocaliło mu życie. Choć sen wygoił wszystkie jego rany w sposób magiczny, to również mógł doprowadzić do jego śmierci.

Mi Raaz zerwał się z łóżka gwałtownie widząc jak wielkie cielsko gada wpełza pod jego koc. Wąż, o długości około trzech metrów wspinał się i wił dookoła pryczy, na której spał. Mnich nie pozostawiał wiele w sferze domysłów, niemal natychmiast orientując się w zamiarach zwierzęcia.

 
__________________
Szczęścia w mrokach...

Ostatnio edytowane przez rasgan : 01-03-2008 o 17:01.
rasgan jest offline