Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2008, 21:58   #597
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna
“Czyli tam, gdzie diabeÅ‚ mówi dobranoc.”


Jeden krok naprzód. Jeden krok opłacony fizycznym bólem każdej, najmniejszej cząstki ciała. Jednak nie on był najgorszy. Tak naprawdę to było nic. Nieraz Aeterveris była świadkiem cierpienia cudzego albo własnego. I zapewne jeszcze przy wielu, wielu okazjach będzie... chyba, że już wkrótce przyjdzie jej umrzeć. Gorsze zagrożenie kwitło w jej sercu. Niczym chwast, który trafił na żyzny grunt i tak się rozrósł, że stłumił wszystkie inne rośliny.

***

- Erilet, co to znaczy?
- Ja... ja nigdy nie widziałam, żeby którykolwiek z runicznych kamieni pękł. I to jeszcze ten...
- Co to znaczy?!
- Ten run... on oznacza śmierć.


***

Kolejny krok... Czy to nogi tak ciążą? Czemu całe ciało zdaje się tak ciężkie? Zmęczenie. Przyczyna klęski niejednego człowieka. Zarówno legendarnych bohaterów, którzy umierali na polu walki, do grobu ciągnąć legiony przeciwników, jak i zwyczajnych ludzi, wziętych do niewoli i zmuszanych do prac ponad ich siły. Czy i ona miała podzielić ich los? Zmęczenie tryumfujące nad wolą przetrwania. Zmęczenie każące się poddać i przyjąć przeznaczenie jakimkolwiek by nie było. Nawet bohaterowie prędzej, czy później przegrywali nie mając sił, by dłużej walczyć. Bohaterowie? Xandos?

***

„Znów ku niebu wzniesiesz miecz,
Znów ruszysz krwawym szlakiem,
Przeznaczeniem twym jest żyć,
Jako wieczny bohater.

Nie zgaśnie blask twych czynów,
Nie umrze pamięć o nich,
W pieśniach ocalone,
Jak gwiazdy pozostanÄ…,
LÅ›niÄ…ce i niezliczone.”


***

Nie mogła się poddać! Nie kiedy odnalazła cel swojego życia! Musiała walczyć dla niego... Gdyby same chęci, same myśli miały moc zmiany świata, to Aeterveris już dawno wydostałaby się z tych przeklętych bagien. Jednak to nie wystarczało. Potrzebne było coś więcej. Magia, działanie, cokolwiek. Ale tak naprawdę, dziewczyna zrobiła już wszystko, co mogła. Teraz pozostało jej jedynie iść przed siebie. Iść i nie poddawać się. Czasem jednak nasze ciało nie chce podporządkować się myślom.

Cały świat zawirował wokoło dziewczyny, tak szybko, że wszystko dokoła stało się jedynie niewyraźnymi plamami. Cienie zatańczyły przed oczami kobiety, na przemian łącząc się i rozdzielając. Aeterveris nie czułą nawet, jak jej stopy odrywają się od podłoża. Błękitne włosy gwałtownie zafalowały i otuliły twarz, niczym chusta albo całun.

Dziewczyna osunęła się na zimną, miękką ziemie, gdy umęczone ciało odmówiło posłuszeństwa. Wiedziała, że musi wstać, że musi iść dalej, ale zabrakło sił. Czy to jej oddech, krótki i urywany? Nie, to konająca ziemia. Czy to jej serce wali tak dziko i szaleńczo? Nie, to bagno cieszy się z nowej ofiary.

Ziemia, tak przyjemnie zimna i miękka, wspanialsza niż najdoskonalsze łoże. Ciemność, cicha i spokojna, jak milczący towarzysz cierpliwie czekający na przyjaciela. A Aeterveris... Nie czekała już na nic, tylko na łaskawą śmierć, która przykryje ją swym czarnym płaszczem. Prawdziwe wyzwolenie, wolność od tego wszystkiego. Bezpieczeństwo, cisza, spokój i... niebyt. To wszystko było w zasięgu jej ręki. Tak wiele, a jedyną zapłatą -jeden oddech. Ostatni oddech w życiu.

Dziewczyna balansując na granicy utraty przytomności, powolnym ruchem sięgnęła do kryształowego flakonika zawieszonego na szyi. Dotyk zimnego kryształu sprawił, że gwałtownie cofnęła rękę. Było jej tak dobrze, gdy kroczyła pomiędzy ludźmi dając im nadzieje na lepsze jutro. A teraz, gdy ona potrzebowała pociechy i wsparcia, gdzie oni wszyscy byli? Była sama. Jedyny, wciąż żywy wyjątek na tym cmentarzu. Ale to nie miało potrwać długo.

”To już koniec... Nie wiesz, dokÄ…d zmierzasz... Nie masz siÅ‚... JesteÅ› zwierzynÄ… Å‚ownÄ…... PozostaÅ‚a ci tylko nadzieja, ale czy ona ciÄ™ wykarmi? Czy uratuje przed poÅ›cigiem? Czy wskaże kierunek? Nie!

Nie chciała tego kończyć... Nie tu i nie tak. Ale, czy miała wybór? Dłoń wyciągnęła kryształowy korek zamykający flakonik. Jeden łyk i wszystko skończy się szybko i bezboleśnie. Olbrzymim wysiłkiem Aeterveris otworzyła oczy, by ostatni raz spojrzeć na niebo. Jednak nawet to nie było jej dane. Ciemność przesłaniała cokolwiek, poza najbliższymi drzewami.

W oczach kobiety widać było cały ciężar i smutek, jaki wypełniał jej serce. Powieki opadły, na nowo kryjąc srebrny blask, tak złudnie przypominający dwa księżyce. Przez krótką chwilę Aeterveris widziała jeszcze twarz ukochanego. Wargi dziewczyny rozchyliły się na moment, by wyszeptać słowa.

- Wybacz ukochany.

Smukła dłoń uniosła flakonik z trucizną do ust...

***


„Jak dzika jest serca pieśń,
Tak nieodparta miłość,
Nie skryje jej żaden cień,
Nie pogrąży nienawiść.”


***

Gorzki smak trucizny, która powoli płynie przez gardło. Gorycz większa od łez płynących z oczu załamanego człowieka. Tego właśnie spodziewała się Aeterveris. Wpierw fali ciepła roznoszącej się po całym ciele wraz z krwią, a później... Później już tylko zanikania w błogiej nieświadomości. Tego oczekiwała, jednak świat rzadko daje nam to czego pragniemy.

Fiolka zatrzymała się, gdy zimny kryształ dotknął warg kobiety. Oczy, na nowo otwarte, obserwowały otoczenie w napięciu. Dawne odruchy, uśpione przez tyle lat życia pośród ludzi, teraz obudziły się na nowo. Od zawsze tkwiły na granicy świadomości, ale nadszedł czas, by znowu pomogły. Aeterveris znieruchomiała nasłuchując najlżejszego odgłosu na tych wymarłych bagnach.

Gdy do czułych uszu dotarł jakiś dźwięk, po całym jej ciele przeszły ciarki. Trzask gałęzi pod stopami gnolli? Nie, to było coś innego. Jakby... trzepot skrzydeł! Dziewczyna w jednej chwili poderwała się na nogi. Z początku zakręciło się jej w głowie, tak, że nieomal znów nie wylądowałaby na ziemi. Jednak, gdy tylko pierwsze uczucie dezorientacji minęło, dziewczyna ruszyła w kierunku, z którego zdawało się jej, że słyszała dźwięk.

Radość wypełniała serce Aeterveris, tak, że już niewiele więcej do niej docierało. Zmęczenie, strach, poczucie pustki, wszystko to minęło tak szybko, jak mgnienie oka. Dziewczyna pędziła na złamanie karku, ślizgając się na mokrej ziemi, gdzie niegdzie tonąc aż po kolana w bagnie. Parę razy omal nie wpadła i nie utonęła w odmętach, ale zdawało się, że teraz nic nie jest jej wstanie zatrzymać. Biegła tak szybko, zręcznie i pewnie, jakby była pełna sił.

Nagle wypadła z jakiś kolczastych roślin, których fragmenty zaplątały się w jej włosy. Stała na krawędzi sporego, prawie pustego terenu. Oczy Aeterveris nie potrafiły dość dobrze widzieć w ciemnościach, by sięgnąć spojrzeniem do krańców przestrzeni, ale dziewczyna miała dziwne wrażenie, że znalazła się na wyspie. I to nie małej. A świadczył o tym ponury zarys jakiejś twierdzy... albo raczej jej ruin.

Krzyże umieszczone na szczytach zgliszczy dodaÅ‚y Aeterveris otuchy i nieco oÅ›mieliÅ‚. Gdyby to byÅ‚o zÅ‚e, przeklÄ™te miejsce, nikt nie umieszczaÅ‚by tu symboli paladynów. Tak bynajmniej myÅ›laÅ‚a dziewczyna, do czasu, gdy podeszÅ‚a bliżej. Na wyciÄ…gniÄ™cie rÄ™ki miaÅ‚a coÅ›, co dawniej zapewne byÅ‚o częściÄ… murów. Teraz znacznie bardziej pasowaÅ‚a do tego nazwa „starych, rozpadajÄ…cych siÄ™ kamieni, uÅ‚ożonych jeden na drugim”.

Dziewczyna uklękła przy jednym z takich murków i spróbowała przyjrzeć się mu nieco dokładniej, pomimo panującego półmroku. Miała nadzieje, że ruiny tylko z pozoru są tak stare na jakie wyglądały i że kamienie zdradzą ich prawdziwy wiek. Tym większy był jej zawód, gdy okazało się, że twierdza swoje dni chwały miała już całe wieki za sobą. Jednak nie to miało być największym zaskoczeniem. W pewnym momencie spojrzenie Aeterveris padło na pewien fragment muru, na którym dostrzegła coś ciekawego. Płaskorzeźby, bo właśnie tym musiały być zatarte fragmenty, przedstawiały coś bardzo nieprzyjemnego. Dłoń dziewczyny powoli sunęła po kamieniach, dokładnie badając fakturę i kształty ozdób. Węże? Składanie ofiar z ludzi?! Aeterveris czuła, jak jej żołądek zawiązuje się w supeł, na znak protestu. Pomimo to, ogarnięta jakąś mroczną fascynacją, dziewczyna szła wzdłuż muru, dotykiem starając się odnaleźć kolejne płaskorzeźby. Prawdopodobnie jeszcze długo nie mogłaby odwrócić od nich spojrzenia, ale nagle martwą cisze przeciął dźwięk.

Kobieta błyskawicznie uniosła spojrzenie w górę, a w jej dłoni błysnął rapier gotowy do sparowania ataku. Jednak zamiast gnolli, ze zrujnowanego dachu poderwało się jakieś niewielkie zwierze. Przez panującą ciemność, chwilę zajęło Aeterveris zrozumienie, że to nic groźnego, a jedynie gawron. Czarne pióra wspaniale zlewały się z półmrokiem otulającym bagna, dzięki czemu ptak był prawie niewidoczny. Nie dziw wiec, że dziewczyna nie dostrzegła go wcześniej.

Zanim jednak zdołała przyjrzeć się stworzeniu, to już znikłą w labiryncie utworzonym przez zrujnowaną budowle. Aeterveris, która gwałtownie rozbudziła się z osłupienia, ruszyła biegiem zaraz za nim. Widok innej żywej istoty wprawił ją niemal w euforie. Skoro ptak zdołał tu przeżyć, to albo dotarła na skraj moczar albo gdzieś w pobliżu znajdowało się źródło pożywienia. Biegnąc za ptakiem, nierozważna dziewczyna zapomniała o wszystkim. O tym płaskorzeźbach, o ścigających ją gnollach, licznych pułapkach bagien, a nawet o tym, że czarne ptaki przez wróżbitów uznawane są za symbol nieszczęścia. Dla niej liczyło się tylko dwie rzeczy... w końcu nie była sama na tych przeklętych bagnach i miała szanse na przeżycie!
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 01-03-2008 o 22:11.
Markus jest offline