William Moorhous
William prowadził Jennifer umiejętnie omijając uczestników bankietu zajętych rozmowami. Kelnerzy krążyli między gośćmi przyjmując zamówienia z wymuszonymi i sztucznymi uśmiechami. - Członkiem zakonu jestem od niedawna. Jednak moje zainteresowania zakonem i tym samym związki z zakonem to już znacznie dłuższa historia. – odpowiedział na pytanie Jennifer. - Chciałbym zapytać… - William zaczął zadanie i w jednym momencie urwał wypowiedź.
Dostrzegł bowiem przechadzającego się tuż obok mężczyznę, który z ciekawością spoglądał na niego i Jennifer. Mężczyzna wyglądał na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Poza tym wyróżniał go wysoki wzrost i obfity brzuch ukryty pod staroświecko skrojonym surdutem. William nie znał go osobiście, ale domyślał się kim jest ten jegomość.
„To pewnie ten policjant, o którym mówiono żartobliwie, że spaceruje po sali przyjęć jak gdyby patrolował ulicę.” – pomyślał William, ale mimo wytężania pamięci nie mógł przypomnieć sobie jego nazwiska. - Dobry wieczór – przywitałem ze spokojem mężczyznę, który tak nietaktownie spoglądał na niego i jego towarzyszkę. - Wyśmienity wieczór - odrzekł mężczyzna lustrując wzrokiem Jennifer. - Przepraszam pana - ubiegłem jego następne słowa starając się jak najszybciej urwać rozmowę - ale muszę omówić z tą piękną panią pewne ważne kwestie natury moralnej. - zdanie zakończyłem dwuznacznym uśmiechem.
- W takim razie nie przeszkadzam – mężczyzna ukłonił się nieznacznie. - Kwestie natury moralnej... - burknął pod nosem oddalając się w przeciwnym kierunku.
Kiedy William upewnił się, że stracili z oczu natrętnego mężczyznę zapytał Jennifer: - Chciałem zapytać czy zna pani Edwarda Calla? |