23-02-2008, 14:15 | #141 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | "Hmm, czy on czegoś nie knuje? Jeśli jest spostrzegawczy, to widzi mnie jako najsłabsze ogniwo, to jasne, że z naszej trójki ja wyglądam najbardziej naiwnie i nawet widać że czuję się nieswojo. Izabell to osoba z którą nie da się pogrywać, tak samo Nico. Mam nadzieję, że uważa mnie po prostu za interesującą kobietę. Nie dowiem się jeśli z nim nie pójdę." - Będzie mi bardzo miło - zwróciłam się do Williama po czym do swoich towarzyszy -Wybaczcie, spotkamy się później - mówiąc to tonem mającym oznaczać coś w stylu "mamy tu pewną misją, której rezultaty musimy potem skonsultować". O to, że Nico i Izabell sobie poradzą nie miałam najmniejszych obaw. Pewnie uda im się sporo dowiedzieć, ale skoro się rozdzielimy, będziemy mieli więcej możliwości zdobycia tych informacji. I gdzie do diaska podziewa się Call? Jeszcze go nie widziałam a stąd widać całkiem sporą część ludzi zebranych w sali. Wszyscy wyglądają tak dostojnie. Zapewne jest to miejsce gdzie znajdują się tylko ludzie na stanowiskach, lub mający odpowiednie zaplecze finansowe. Dobrze skrojone garnitury, nienagannie leżące sukienki, sama śmietanka. Chyba czas się przyzwyczajać do takich "przyjęć".
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
29-02-2008, 16:34 | #142 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | William Moorhous - "Będzie mi bardzo miło"– odpowiedziała Jennifer na propozycję Williama. - W takim razie będzie to obustronna przyjemność – odrzekł William uśmiechając się. Will zbliżył się o krok do Jennifer z zamiarem, aby podać jej pomocne ramię. Odczekał chwilę, aż kobieta poda mu dłoń i mając pewność, że wszystko w porządku rzucił spojrzenie na pozostałą dwójkę nowicjuszy. Nico i Izabell rozglądali się po sali. Od ich strony czuć było dymem papierosowym, ulatującym w stronę eleganckiego sufitu. William nie przepadał za osobami używającymi tytoniu, sam zresztą nie palił. - Wybaczą państwo – zwrócił się do pozostałej dwójki. – Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja spotkać się i porozmawiać. Po czym odwrócił się w stronę Jennifer i na niej skupił całą swoją uwagę. Z bliska wyglądała niezwykle pięknie. Wiliamowi przyszły do głowy porównania i zaczął komponować w myślach komplementy. Ale nim otworzył usta przyszło mu na myśl, że jeszcze za wcześnie na tego typu rozmowę. Komplement wypowiedziany nie w porę może wydać się nachalny i arogancki. Wiliamowi zależało na zachowaniu dobrego wrażenia. Więc zapytał tylko: - Na co ma pani ochotę? Woli pani spocząć czy może chciałaby panią obejrzeć siedzibę zakonu? – zapytał prowadząc ją w stronę środka sali bankietowej. |
01-03-2008, 11:23 | #143 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Podeszłam do Williama i wsunęłam rękę za jego ramię. Doszła do mnie woń jego całkiem dobrej wody kolońskiej, bardzo pasował mu ten zapach. Nie dość, że świetnie się ubiera to potrafi także zadbać o to jak pachnie - wszystko mu tak bardzo pasuje. To pewnie perfekcjonista - takich ludzi trzeba zbierać koło siebie jak najwięcej, bo na ogół można na nich polegać. Gdy odeszliśmy kawałek od Izabell i Nica, Moorhous spytał o moje preferencje odnośnie tego na co mam teraz ochotę. Z jednej strony miałam ochotę iść już do domu, to podpowiadała mi ta część mnie, która jeszcze nie dorosła i chce tylko siedzieć sobie w swoim pokoju i bawić się swoimi zabawkami. Jednak ta część mnie, która chce przypodobać się ojcu, chce zostać tutaj i dowiedzieć się jak najwięcej, poznać jak najwięcej ludzi i nawiązać nowe kontakty - Chętnie obejrzę zakon i poznam innych jego członków. Jak długo należy pan do zakonu, panie Moorhous?
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
02-03-2008, 18:51 | #144 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | William Moorhous William prowadził Jennifer umiejętnie omijając uczestników bankietu zajętych rozmowami. Kelnerzy krążyli między gośćmi przyjmując zamówienia z wymuszonymi i sztucznymi uśmiechami. - Członkiem zakonu jestem od niedawna. Jednak moje zainteresowania zakonem i tym samym związki z zakonem to już znacznie dłuższa historia. – odpowiedział na pytanie Jennifer. - Chciałbym zapytać… - William zaczął zadanie i w jednym momencie urwał wypowiedź. Dostrzegł bowiem przechadzającego się tuż obok mężczyznę, który z ciekawością spoglądał na niego i Jennifer. Mężczyzna wyglądał na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Poza tym wyróżniał go wysoki wzrost i obfity brzuch ukryty pod staroświecko skrojonym surdutem. William nie znał go osobiście, ale domyślał się kim jest ten jegomość. „To pewnie ten policjant, o którym mówiono żartobliwie, że spaceruje po sali przyjęć jak gdyby patrolował ulicę.” – pomyślał William, ale mimo wytężania pamięci nie mógł przypomnieć sobie jego nazwiska. - Dobry wieczór – przywitałem ze spokojem mężczyznę, który tak nietaktownie spoglądał na niego i jego towarzyszkę. - Wyśmienity wieczór - odrzekł mężczyzna lustrując wzrokiem Jennifer. - Przepraszam pana - ubiegłem jego następne słowa starając się jak najszybciej urwać rozmowę - ale muszę omówić z tą piękną panią pewne ważne kwestie natury moralnej. - zdanie zakończyłem dwuznacznym uśmiechem. - W takim razie nie przeszkadzam – mężczyzna ukłonił się nieznacznie. - Kwestie natury moralnej... - burknął pod nosem oddalając się w przeciwnym kierunku. Kiedy William upewnił się, że stracili z oczu natrętnego mężczyznę zapytał Jennifer: - Chciałem zapytać czy zna pani Edwarda Calla? |
04-03-2008, 21:42 | #145 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Moorhous prowadził mnie przez sale, a ja z chęcią dawałam się prowadzić. Niektórzy spoglądali na nas z zainteresowaniem, inni ledwie zerknęli i odwracali wzrok. Aż doszliśmy do ciekawego mężczyzny, z lekką nadwagą. No dobrze, po prostu z nadwagą. - Dobry wieczór - przywitałam się z mężczyzną. Nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył, dżentelmen tak nie patrzy na damy. No ale może nie wszyscy z tej "śmietanki" są dobrze wychowani. Cieszę się, że szybko wymigaliśmy się od jego towarzystwa, nawet pod tak błahym pretekstem. - Chciałem zapytać czy zna pani Edwarda Calla? - powiedział William. Czemu on pyta o Call'a?! Nie mógł wiedzieć o naszej rozmowie w klubie, chyba że sam Call mu powiedział. Nie ma go tu, co jest trochę podejrzane. Chyba mu nic nie zrobili? Ale może po prostu William wie, ze dzięki Call'owi dostaliśmy się do bractwa, więc nie mogę teraz zaprzeczyć, trzeba ciągnąć tę grę i starać się nie wpaść w dołek, który kopię. - To jest owe pytanie natury moralnej? - zaśmiałam się. - Tak, miałam okazje poznać pana Call'a, rozmawialiśmy chwilę całkiem niedawno w pewnym klubie. Czemu pyta pan akurat o niego? Mam nadzieję, że niczego nie popsułam. Ciekawe co odpowiedziałaby Izabell albo Nico. Czemu nie mam takiego przebicia jak oni? Mogłabym się wiele od panny Review nauczyć, gdyby tylko chciała mi pewne rzeczy pokazać. Jeśli zawalę sprawę, to an pewno pokaże mi swój gniew, a akurat tego oglądać nie chcę.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
21-03-2008, 22:06 | #146 |
Reputacja: 1 | Ludzie w sali nie zwracali już większej uwagi na nowoprzybyłych. Ukradkowe spojrzenia ustały, rozmowy przeszły na swój zwyczajowy tok a delikatne dźwięki ragtime`u z gramofonu doskonale komponowały się z dymem tytoniowym i brzękami kieliszków. Jennifer i William odeszli trochę od Izabelli i Nico, choć nadal mieli ich w zasięgu wzroku. Pomiędzy nimi przechadzali się bywalcy i członkowie zakonu, trzymając kieliszki w ręce i tocząc przyciszone rozmowy. Jedna grupa rozmówców stanęła nieopodal zaczepiając przechodzącego kelnera. - Niech pan nie zapomina, że to właśnie przez takie warunki mieliśmy to, co przytrafiło się w 1918 roku - szpakowaty mężczyzna po pięćdziesiątce tłumaczył coś dwóm młodszym kolegom. - Od dwóch ludzi się zaczęło. Baraki, ścisk, nędza i oczywiście przekonanie, że u nas będzie lepiej. - A to przypadkiem nie była robota Niemców? - spytał łysiejący blondyn w okularach. - Mówi się, że to jednak było zaplanowane przez nich. Wojna była przegrana, ale chcieli po sobie pozostawić jeszcze coś. W końcu Bayern robił na to tabletki...Jedna z ich łodzi była nawet widziana w Orleanie - Tylko, że one nic nie dawały. Panie kolego, przecież choroba zabiła miliony ludzi... - tu wtrącił się trzeci rozmówca, wąsaty i ze śladami oparzenia na prawym policzku. - A skąd wiadomo, że nie byłoby ich więcej gdyby nie szczepienia i tabletki? - Nie wiadomo, choć efekty były nikłe. Przecież brali nawet ochotników na Deer Island by testować szczepionki. I co? I nic. Nie dało rady. Starszy pan upił łyk wina z kieliszka. - I dlatego uważam, że lepiej będzie jeśli te baraki dla emigrantów zniknął z portu i okolic. Z tego nic dobrego nie przyjdzie. Blondyn pokiwał głową na znak zgody. - Panie Holden, zgadzam się. Jeśli nie podłe warunki to podstępne działanie może spowodować, że znów będziemy mieć problem. Proszę spojrzeć na prohibicję, niepokoje na Bałkanach, przestępczość. Nie wiadomo, do czego to doprowadzi... Mężczyźni oddalili się nadal prowadząc ożywioną dyskusję. Wieczór trwał w najlepsze.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
23-03-2008, 18:00 | #147 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „- To jest owe pytanie natury moralnej?” – zapytała Jennifer i zaśmiała się uroczo próbując ukryć zaskoczenie wywołane pytaniem o Edwarda Calla. William słysząc te słowa również uśmiechnął się. W myślach przyznał, że Jennifer okazała się ciekawą towarzyszką i rozmówczynią. „- Tak, miałam okazje poznać pana Call'a, rozmawialiśmy chwilę całkiem niedawno w pewnym klubie.” – odpowiedziała Jennifer. „Ona jest szczera” – pomyślał William, który spodziewał się po Jennifer większego zmieszania. Przypuszczał nawet, że w chwili obecnej może wyprzeć się znajomości z Callem. W końcu była z nim sama, zręcznie oddzielona od stadka nowicjuszy, nie miała wsparcia Izabell i Nico. A mimo tego zdecydowała się mówić prawdę. William był pełen uznania dla tej młodej damy. „Ona jest szczera” – William powtórzył myśl jeszcze raz. - Tak to pytanie było natury moralnej. – odpowiedział kobiecie - „Moralność to prawda w pełni rozkwitu” jak mawiał staruszek Hugo. A pani mówi prawdę. Zwłaszcza, że mówi pani do osoby, którą pani za na od kilkunastu minut. - William ze swobodą akcentował słowa - Doceniam pani szczerość. Widzę, że jest pani osobą godną zaufania. „- Czemu pyta pan akurat o niego?” – zapytała Jennifer. William obdarzył ją głębszym spojrzeniem. Zaczerpnął haust powietrza i chciał kontynuować wypowiedz. Ale właśnie w tym momencie tuż obok przystanęła na chwilę grupka gości prowadząca ożywioną dyskusję. Mężczyźni rozmawiający tuż obok, ogólny tłok na sali oraz wścibscy i ciekawscy kelnerzy pojawiający się w najmniej odpowiednich momentach rozmowy uświadomiły Williamowi, że nie jest to odpowiednie miejsce na swobodną rozmowę. - Pytam o Edwarda Call’a, ponieważ wiem o waszym spotkaniu w klubie „Odeon”. Call prosił mnie, abym skontaktował się z wami. – Williamowi oczy zabłysły. – Ta sala nie jest dobrym miejscem do swobodnych rozmów. Myślę, że powinniśmy wrócić do pani znajomych i razem udać się w bardziej dyskretne miejsce. William odetchnął i rozejrzał się po sali poszukując wzrokiem pani Review i pana Castelano. - Co pani myśli o mojej propozycji?- zapytał Will. Nim poprowadził Jennifer w stronę pozostałych nowicjuszy jeszcze raz spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem i powiedział: - Bardzo cieszę się, że panią dziś zapoznałem. Bardzo odpowiada mi pani towarzystwo. Mam nadzieję, że podziela pani moje zdanie – kolejny raz uśmiechnął się do Jennifer. |
01-04-2008, 20:36 | #148 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Ha! Czułam, że on może wiedzieć o tym spotkaniu, przecież inaczej nie pytał by akurat o niego. Tak, kłamstwo ma zawsze krótkie nogi. William twierdzi, że jestem szczera, ale czy sam jest szczery? Na ile mogę mu ufać? To, że mówi, że jest od Call'a nic jeszcze nie znaczy. Ciekawe jak rozwinie się ta znajomość. Rzuciłam okiem po sali. Nico i Izabel nadal byli razem, mogli liczyć na swoje wsparcie. Chciałabym wiedzieć jak najlepiej postąpić. Ale raz się żyje, a kto nie ryzykuje ten nic nie ma. Do dzieła Jenifer. - Panie Moorhous, dlaczego skoro chce pan rozmawiać z naszą trójką, nie zrobił pan tego od razu? Oczywiście możemy iść do pana Castelano i panny Review. - odpowiedziałam. - Co zaś się tyczy naszej znajomości, czas pokarze jak się ona potoczy.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
09-04-2008, 09:48 | #149 |
RPG - Ogólnie Reputacja: 1 | Wiliam Moorhous „- Panie Moorhous, dlaczego skoro chce pan rozmawiać z naszą trójką, nie zrobił pan tego od razu?” – wstrzeliła pytaniem Jennifer. William nie był bardzo zaskoczony, że panna Brown zdradziła się tym szybkim i nieprzemyślanym pytaniem. Niecierpliwość młodej kobiety wylazła na wierzch jak wstydliwa prawda o utraceniu niewinności. „Ta młoda dama ma duży zmysł obserwacji i dobry tok rozumowania, ale dużo musi się jeszcze nauczyć. Takie pytania należy zadawać sobie w głowie, ale nigdy na głos.” To bardzo istotne pytanie, ale odpowiedź trzeba zdobyć okrężną drogą. Wydedukować i wywnioskować odpowiedź z zachowania, innych słów i przesłanek. Panna Brown jeszcze tego nie wie. Co w głowie to na języku to wada młodych i niedoświadczonych ludzi. W tej sytuacji rzucać takim pytaniem to tak jakby milutko rozmawiać przez kilkanaście minut, a potem nagle uderzyć kogoś w twarz i wyzwać na pojedynek. William przyjął uderzenie, ale nie zamierzał wdawać się w potyczki słowne. Miał na tyle rozsądku, aby odpowiedzieć: - Teraz widzę, że odwagi również pani nie brakuje.– powiedział enigmatycznie. „Niech ona domyśla się czego dotyczą te słowa” – dopowiedział w myślach. - Cenię sobie pani szczerą chęć zdobycia odpowiedzi na to pytanie, ale pani pytanie nie należało do najmilszych.– odpowiedział William z rozbrajającą szczerością, bo w końcu powiedział to co przed chwilą pomyślał. – Mimo tego odpowiem na pani pytanie.– dodał. - Potrzebowałem i nadal potrzebuje sprzymierzeńca. Dlatego chciałem porozmawiać z panią na osobności. Intuicja podpowiedziała mi, że pani nadaje się do tej roli najlepiej. Czyli mówiąc prostymi słowy: zaufałem pani. – odpowiedział spokojnie na zadane pytanie. „Cholera! Dawno nie byłem tak szczery jak teraz.” – zawahał się w myślach przez chwilę czy nie za dużo jej mówi. Ale nawet gdyby chciał było już za późno, aby cofnąć wypowiedziane słowa. |
13-04-2008, 16:31 | #150 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | Zaufał mi! Ha, jasne. Po prostu znalazł najsłabsze ogniwo. Spojrzałam w kierunku Nica i Izabell. Tak, im trudno zaufać, do nich trudno dotrzeć. Ale jeśli William myśli, że zdobywając we mnie sprzymierzeńca, będzie mu łatwiej, to bardzo się myli. Teraz moi towarzysze będą tylko bardziej czujni i uważni. Zobaczmy co z tego wyniknie. Przez chwilę milczałam nie odpowiadając Williamowi. Mrużąc oczy spojrzałam głęboko w jego źrenice zastanawiając się czy będzie tym zakłopotany, czy odwróci wzrok. Zastanawiałam się czy mogę mu ufać, jak on podobno ufa mi. Ale jeszcze nie teraz, zbyt wiele mogę stracić lokując źle swoje zaufanie. - Proszę wybaczyć jeśli pana uraziłam. Chodźmy więc do moich towarzyszy. Nie czekając na jego reakcję ruszyła w kierunku Nica i Izabell.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |