Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2008, 20:01   #12
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Dość przytulny i cichy pokój był miłą odskocznią od gwaru karczmy i ulic. Siedząc przy małym stoliczku Saline rozłożyła wszystkie swoje przyrządy - ledwo się zmieściły. Potrafiła spędzać mnóstwo czasu dbając o swoją urodę i nie lubiła pokazywać się ludziom w kiepskim stanie. Zawsze trzeba o siebie dbać, już dawno nauczyła się, ze to przynosi spore profity.

W mieście przechadzała się zaglądając do różnych sklepików i rozmawiając z wieloma ludźmi. Kupiła trochę winogron, które zjadła z wielkim apetytem, w końcu spędzi w mieście trochę czasu a do kolacji jeszcze daleko. W końcu jednak zajrzała do tej części miasta, która ją najbardziej zainteresowała. Oto miejsce gdzie znajdzie coś odpowiedniego an dzisiejszy wieczór.

Weszła do pierwszego sklepu i od razu zjawił się przy niej właściciel proponując swoje towary. A to piękna suknia, a to koszula z najlepszego jedwabiu, ale Saline wiedziała czego szuka, i od razu zauważyła, że tutaj tego nie znajdzie. Udała się do kolejnego sklepu, tu już poszczęściło się jej bardziej. Bardzo miły, ale nie nachalny sprzedawca, oferował towary od dobrej jakości i przystępnej cenie. A do tego czarował klientów pięknym uśmiechem, robienie wrażenia wyglądem nie jest bardzo trudne gdy jest się elfem. Z El Isante, bo tak nazywał się sprzedawca, dogadała się świetnie w melodyjnym języku elfów. Kupiła od niego wygodną, zieloną suknię z dekoltem nie odsłaniającym zbyt wiele, ale dającym możliwość popuszczenia wodzy fantazji. U El Isante kupiła też ubranie podróżne, jej obecne jest już trochę sfatygowane, dobrze mieć zapasowe.

W kolejnym sklepie kupiła czerwoną suknię ze złotymi lamówkami wzdłuż dekoltu i mankietów szerokich rękawów. Do tego dobrała kolczyki, gdyż sprzedawca miał także dość spory wybór biżuterii. Jednak jak się okazało, kompletnie nie zna się na minerałach, sprzedał Saline kolczyki z Czerwonego Opalu za śmiesznie niską cenę, gdyż sądził, że to zwykły Realgar! Głupiec, przecież Realgar jest łupliwy i ma inny połysk. Kupiec miał też kolczyki z Zielonego Opalu Błyskowego, i te też sprzedał za niższą cenę niż wskazuje ich prawdziwa wartość. Saline nie miała zamiaru mówić mu co tak naprawdę sprzedaje i ile powinno to kosztować, było jej to bardzo na rękę, że jej sakiewka nie zubożeje aż tak bardzo.

Elfka zaszła do jeszcze kilku sklepów ale nie znalazła już nic ciekawego. W końcu nadszedł czas by wracać do karczmy, słońce znikało już za murami miasta. Wracając mijała ludzi spieszących się do swoich domostw, na ogół uprzejmych, ale czasem i gburowatych. Na przykład wpadła przypadkiem na jakiegoś Tana i uprzejmie przeprosiła, a ten tylko rzucił jej pogardliwy wzrok i przeszedł dalej nie racząc nawet jej odpowiedzieć. Ale swoją drogą nie wyglądał jak tutejszy, pewnie zajechał tu z jakiegoś Ostrogaru czy innego miasta i myśli, że wszyscy tu to motłoch.

"Tępy gbur, gdzie się tacy rodzą?". Myślała Saline dochodząc już do karczmy. Nie lubiła sytuacji, w której była traktowana jak śmieć, miała nadzieję, że reszta wieczoru pozwoli jej zapomnieć o tym niemiłym incydencie. Gdy weszła do sali od razu poczuła się lepiej. Znajomy już gwar był miły dla jej uszu i zapowiadał ciekawą noc. Udała się do pokoju by ubrać swoją nową czerwoną suknię i zejść na kolację.

Przygotowania zajęły jej tylko kilka minut. Suknia leżała idealnie a kolczyki i naszyjnik pięknie dopełniały jej strój. Chciała też kupić jakąś ciekawą bransoletę, ale nikt nie miał nic ciekawego, a byle czego elfka nosić nie będzie. Schodząc ze schodów znowu spora część ludzi spojrzała się w jej kierunku. Jakie to typowe. Usiadła przy wolnym stole i zamówiła jedzenie oraz wino. Rozejrzała się za Tan Walnarem lub Tan Alanderem ale nigdzie ich jeszcze nie widziała. Za to było tu kilka pięknych kobiet, a jedna wręcz była zachwycająca. Bogowie nie skąpili jej urody.

Po chwili do karczmy wszedł Tan Walnar i rozejrzał się po sali. Gdy spostrzegł elfkę skierował się w jej stronę i skłonił się na powitanie.
- Witaj droga El Saline. Mam nadzieje ze miło spędziłaś dzisiejsze popołudnie - rzekł uśmiechnąwszy się lekko.
Saline odwzajemniła uśmiech i gestem pokazała Walnarowi by usiadł.
- Witaj panie. Tak, moje popołudnie bylo przyjemne, a widzę ze i wieczór zapowiada się wspaniale.
- Wygląda na to ze ktoś będzie prezentował swoje talenty. - Walnar siadł obok dziewczyny.
- Tak, i to nie byle kto, a doskonale znany artysta. Miałam już okazję go kiedyś słyszeć, to zaiste muzyka godna uszu królewskich.

W tym czasie Tan Alander podszedł do stolika przy którym rozmawiali El Saline i Tan Walnar.
- Witajcie państwo, widocznie jakiś koncert się szykuje. Pozwól pani nadmienić iż przepięknie wyglądasz w tej sukni
- Dziękuję Tan Alanderze. Czy zechcesz się do nas przysiąść?
Walnar spojrzał na Alandera.
- Nie oceniajmy koncertu zanim go nie usłyszymy. To jak dzielenie skóry na niedźwiedziu który nas goni.
- Miło będzie wysłuchać tak przedniego koncertu w znamienity towarzystwie. Nie słyszałem wprawdzie wcześniej o tym artyście ale zawierzę twojej opinii pani - rzekł Tan Alander.
- Wkrótce będziemy mieli szanse się przekonać czy owy koncert jest wart czasu jakiego przy nim spędzimy -odparła elfka.
- I oby nie był stracony - dodał Walnar.
- A jak wam panowie minął dzień?
- Całkiem mile to miasteczko chociaż niewielkie. Ciekawe mają zioła nawet z tych mniej dostępnych - po tym tajemniczym stwierdzeniu mag uśmiechnął się.
- Interesujesz się ziołami panie? - spytała El Saline.
- Miasteczko wydaje się sporo oferować - Walnar spojrzał w kierunku sceny i wrócił wzrokiem do reszty. - Choć mogło by ciekawsze.
- Tak sądzisz Tan Walnarze? Mi miasto całkiem się spodobało. Przede wszystkim jest w miarę czyste, a i ludzie tutaj są zazwyczaj uprzejmi. - Następnie Saline zwróciła się do elfa. - Tan Alanderze, mówiłeś coś o ziołach, czy zechcesz to rozwinąć?
- Oszem pani, dużo ziół przydaje się w praktykach magicznych. Muszę się zgodzić Tan Walnarze kto widział w życiu chociaż raz Ostragar ten nie będzie zachwycony tym miasteczkiem.
- Ach, aż wstyd się przyznać, ale w mojej podróży nie zahaczyłam jeszcze o Ostrogar. A cóż w nim takiego pięknego?
- Z tego co słyszałem to większe miasto, stolica na wyspie - odrzekł Walnar.
- Życie moja pani. Takiego gwaru i różnorodności nie spotkasz w żadnym innym mieście. Te koncerty te akademie, teatry, wyższa kultura - powiedział Alander.
- A wraz z wielkością pojawiają się pewnie także problemy z czystością miasta. Domyślam się także ze nie trudno tam o zamieszki, kradzieże czy inne niebezpieczeństwa. Każda moneta ma dwie strony, nie ważne czy to srebrniak czy sztuka złota - odparła elfka.
- Przemieszane z bagnem motłochu, dzielnicą slumsów, kradzieżami, mordami i występkami - dodał Walnar. Przez chwilę myślami był gdzie indziej.
- Widzę Tan Walnarze że zgadzamy się w tej kwestii - Saline uśmiechnęła się do towarzysza.
- Istotnie.
- Owszem, to niezaprzeczalny minus wszystkich dużych miast - Alander pociągnął łyk mocnego korzennego piwa z kufla.

Zortek podał kolację, która jak zwykle wyglądała bardzo apetycznie. Wszyscy mieliśmy już zacząć jeść, gdy na scenę wszedł bard by rozpocząć swój koncert. Na sali zapanowała cisza, każdy oczekiwał tego co zaraz nastąpi. Niektórzy już słyszeli talent owego człowieka, i ci z jeszcze większą niecierpliwością oczekiwali na koncert. I wtedy zaczął swoją melodię, która popłynęła przez salę łagodnymi tonami. Melodię, która porwała wszystkich obecnych w jakieś tajemnicze krainy, w zakątki jak ze snu lub jak stworzone strumieniem magii. Piękne nuty unoszące się w powietrzu pobudzały wyobraźnię, i nikt w czasie koncertu nie myślał nawet o jedzeniu. Elfka słuchała urzeczona muzyką. Gdy bard skończył, w jej uszach nadal odbijały się ostatnie dźwięki melodii.

Przypomniała sobie gdy pierwszy raz słyszała grę El Dragorusa, było to kiedy odwiedził on Olgrion niecałe dwa lata temu. Była wtedy na jego koncercie z niejakim Tan Artusem, niezwykle urodziwym elfem, którego Saline co prawda lubiła, ale jakoś wszyscy na siłę próbowali ich wyswatać. Był to jeden z powodów, dla którego Saline opuściła rodzinne miasto. Czuła, że jeśli zostanie tam dłużej, ich rodziny zmuszą ich do ślubu wbrew ich woli. Artus co prawda często pokazywał się publicznie z Saline by trzymać pewien poziom, ta wiedziała jednak, że zakochany był w pewnej półelfce z niższej klasy, o ciekawej urodzie i bystrym umyśle. Teraz, słuchając znów tej muzyki, przypomniała sobie Artusa jakby siedział obok niej. Wiele razem przeżyli i zawsze byli dobrymi przyjaciółmi. Tęskniła za nim równie mocno jak za rodziną.

- Trzeba przyznać, ma talent - powiedział Walnar.
Saline na dźwięk słów Walnara zdała się obudzić z głębokiego snu.
- Co? Ach... tak. Masz rację - odparła. - Och, ale widzę że nie daje się namówić na przedłużenie występu, jaka szkoda.

Zasłuchany mag wpatrywał się chwilę nieco nieprzytomnym wzrokiem. Zdawało mu się iż muzyka jeszcze długo dźwięczała w sali. Rozmowa towarzyszy ocknęła z zadumy Tan Alandera.

- Zaiste dorównuje on Tan Derenowi Dasowi, którego miałem przyjemność sluchać w Gett-war-Garze.

Saline zaczęła jeść zimną już potrawę.
- Potrawy już wystygły, to jeden z minusów wysłuchania koncertu - dodał Alander.
Walnar spożył chłodny posiłek, odsunął pusty talerz.
- Minusy, plusy, wszystko się równoważy.
- Nadal jednak kolacja była bardzo smaczna - powiedziała Saline.
- Karczmarz się postarał - rzekł człowiek.
- Jak zwykle z resztą - odparła elfka. - Jakie macie plany panowie na jutrzejszy dzień?
- Jak na letnie potrawy są w miarę dobre - dodał Alander - Plany raczej sprecyzowane mam, na dłuższy okres szkolenie po to tu przybyłem, a potem muszę się wybrać w okolice Kurtowego dworu. Wolny tylko będę w czasie posiłków moja pani.
- Ja również będę raczej zajęty u mego chwilowego mentora - rzekł Walnar.
- To chyba jakiś dziwny przypadek. Ty też panie wybierasz się do Kurta? - spytała elfka.
- Jak już mówiłem Tan Walnarowi zioła tam są które potrzebne są memu mentorowi. Ciekawe gdzie ten Kurtowy dwór jest, nie wypytałem wcześniej, czyżby to była nazwa jakiejś miejscowości?
- Jak na mój gust to posiadłość - odparł Walnar.
- Niestety nie sprawdzałam jeszcze gdzie wlaściwie mieszka Kurt, zostało jeszcze trochę czasu zanim się tam wybierzemy z Tan Walnarem.
- To raczej nie problem dowiedzieć się o lokalizację - powiedział rycerz.
Tan Alander gestem przywołał karczmarza przechodzącego opodal. Ten szybko znalazł się przy stoliku.
- Słyszałeś może coś o Kurtowym dworze?
- Nie szanowny panie, nic żem nie słyszał. Czym mogę jeszcze służyć? - odpowiedział zagadnięty gospodarz.
- Może jeszcze tego piwa tak ze dzban - podając opróżnione naczynie odpowiedział mag.
- Służę uprzejmie. - Karczmarz zebrał zamówienia i naczynia i ruszył za ladę by przygotować zamówienia.
- Właściwie zorientuje się już jutro jak tam trafić, lepiej wcześniej niż później - powiedziała Saline gdy Zortek już się oddalił.
- Mamy sporo czasu jak widzę na to. Każde z nas jest czymś zajęte. - Walnar napił się wina z kielicha.
- Niestety, czasem wpada się w taki wir obowiązków, że nie ma czasu na... przyjemności. - Saline zaakcentowała ostatnie słowo.
- Nie powiedziałbym. Właśnie przyjemności miedzy obowiązkami sprawiają że wiemy iż żyjemy. Na przyjemności zawsze znajdzie się czas. - odrzekł człowiek.
- To prawda. Weźmy na przykład to wino. Jak przyjemny smak zostawia na podniebieniu. Zortek zadbał dziś o gości. - Saline spojrzała w stronę zabieganego karczmarza. - Sam koncert to także uczta dla uszu, ciekawe czy coś jeszcze ciekawego przygotowano na najbliższe dni.
- Owszem wieczorami, trochę czasu pewnie każdy zdoła wygospodarować. A jeśli obsługa będzie nadal taka, to zaiste będzie to ciekawe przeżycie - powiedział elf.

- Skąd pochodzicie panowie? - spytała Saline po krótkie pauzie.
- Długo mieszkałem w Get-war-garze - odparł Alander.
- Z paru miejsc można by rzec. Znad brzegów Złotej Zatoki - odpowiedział rycerz.
- Tan Walnarze, znowu mamy coś wspólnego. Urodziłam się w Olgrionie.
- Poniekąd, Olgrion z tego co wiem nie leży nad Złotą Zatoka. A ja urodziłem się w pobliżu Gór Czerwonych nad ową zatoką.- Walnar uśmiechnął się do Saline - Ale istotnie, całkiem blisko siebie żyliśmy.
- Ach, czyli po przeciwnej stronie owej zatoki. Olgrion leży przecież rzut kamieniem od Złotej Zatoki. Hmm, więc tak, żyliśmy niedaleko siebie, ale ja żyłam zdecydowanie dłużej - elfka zaśmiała się.
- Nie da się tego ukryć droga El Saline.
- A musieliśmy przebyć tak długa drogę by się spotkać.

W czasie gdy inni wymieniali się wiadomościami geograficznymi mag dumał i wydawał się nieobecny. Ruch w karczmie zaczynał powoli maleć.

- Przyznam że trochę tęsknię za rodzinnym miastem i za wygodami własnego domu - kontynuowała Saline.
- Ale chyba nie żałujesz że go opuściłaś?
- Nie, nadszedł czas by pozwiedzać trochę świata i zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. A przy okazji poznałam nowych, ciekawych ludzi.
- O to właśnie chodzi moja droga. O to w życiu chodzi.
- Owszem nigdy dość nowych doświadczeń drodzy państwo - odezwał się w końcu Alander.
- Tak, Doszłam do wniosku że na spokojne życie jeszcze będę miała czas, a najbliższe 200 czy 300 lat mogę spędzić ciekawie - Saline zaśmiała się.
- A owszem jakieś czterysta lat wędrówek to jest to - roześmiał się mag.
- Cóż, ludzie nie mają tyle czasu. Dlatego żyjemy ciągle pełnią życia.
- Właśnie to, że krócej trwa wasze życie sprawia, że jest pełniejsze i szybsze, elfy rzadko pozwalają sobie na takie coś, ale mam zamiar spróbować - odrzekła Saline.
- Zapraszam zatem do wspólnej wędrówki. Z pewnością będzie pełna życia. - Walnar uśmiechnął się lekko.
- No to iż można się uczyć tyle dłużej, jednak daje wiele przyjemności, a nawet te trzysta lat podróży zapowiada się wspaniale, ileż nowych wyzwań na każdym kroku. Dziękuję, wielce to szlachetne z twojej strony panie - odpowiedział Alander.
- Chętnie skorzystam z propozycji Tan Walnarze, z reszta już skorzystałam, przecież do Kurta wybieramy się razem.
- Istotnie. Skoro się wybieramy tam wspólnie z chęcią bym usłyszał czym się pani zajmujesz. I ty Tan Alanderze.
- Jestem magiem.
- Ja zaś trudnię się kupiectwem. A ty panie?
- Jestem Czarny Rycerzem - odparł tonem jakby oznajmiał że idzie na śniadanie.
- Dość ciekawa... profesja. Co cię skłoniło do obrania takiej drogi panie?
- Co mnie skłoniło? - uśmiechnął się do siebie, spoglądając w blask świecy. - Można powiedzieć że życie zdecydowało za mnie.
- Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń czuję się zmęczony, pozwolicie iż opuszczę was i udam się na spoczynek - powiedział Cedryk.

Po tych słowach kłaniając się współbiesiadnikom elf odszedł aby zregenerować siły snem. Walnar i Saline skinęli głową elfowi na pożegnanie i odprowadzili go wzrokiem.

- Tan Walnarze, czy zechcesz opowiedzieć o tym jak to twój los pokierował twoimi ścieżkami czy może jest to dość osobista kwestia?
- Jak już mówiłem to życie tak mnie ukierunkowało, przeżycia za młodu. W szczegóły nie chciał bym się wdawać.
- Rozumiem, takie twoje prawo panie. Czy mogłabym coś zaproponować? Co prawda znamy się krótko, ale może darujemy sobie te tytuły? Jestem Saline, po prostu.
- W sumie możemy się bliżej poznać. Zwłaszcza, że dobrze się porozumiewamy. - Walnar uśmiechnął się lekko. - Propozycja jest zatem jak najbardziej na miejscu. Ale tylko wobec nas dwojga droga Saline.
- Cieszę się, że również tak uważasz. Będzie nam się lepiej podróżować. Wyobraź sobie sytuację, kiedy jedziemy do Kurta a tu w krzakach zauważyłam złodziei. Szybciej krzyknąć "Walnarze uwaga!" niż Tan Walnarze racz uważać na prawicę" - elfka zaśmiała się. - Na razie nie poznałam się tu z nikim na tyle by tak po prostu przejść na "ty", i także nikogo na tyle nie polubiłam. A co sądzisz o Tan Alanderze?
Owszem, takie sytuacje wymagają szybkiej reakcji. - Nalał sobie wina, wychylił łyk - A co do lubienia kogoś. Kto wie, może w przyszłości zaowocuje to przyjaźnią. Tan Alander Wydaje się być chwilami nieobecny. Bujający w obłokach. Ale jak to mag, może się przydać.
- Tak, też to zauważyłam, jest dość... jakie to słówko... ah, apatyczny! Wybacz, nadal Wspólna Mowa wydaje się mieć dla mnie tajemnice. I oczywiście magia się przydaje, jeśli będzie na tyle szybki by jej użyć. Chociaż mam nadzieję, że nie będzie nam dane przekonywać się o jego zdolnościach ofensywnych.
- Jak to mówią, lepiej mieć maga po swojej stronie niż przeciwko. Choć osobiście wolę kapłanów.
- Mi jest to zupełnie obojętne jak długo magia stoi po mojej stronie.
- Cóż, widzę że jesteśmy wyjątkowo zgodni w paru szczegółach droga Saline.
- Pamiętam jak parę lat temu był u nas w mieście pewien iluzjonista. Myśleliśmy że to zwykłe sztuczki, nie mające nic wspólnego z magią. Tym czasem okazał się być dość potężnym magiem. Najlepsza magia jest taka, której się nie spodziewasz.
Walnar zmarszczył brwi i rzekł coś szeptem.
Saline kiwnęła głową - Rozumiem Cię.
Mężczyzna odetchnął głębiej i rzekł już zwykłym głosem - Sądzę, że sprawa z Kurtem będzie dość prosta w rozwiązaniu.
- Tym bardziej że co dwie głowy to nie jedna. A przepraszam, trzy.
Po odwiedzeniu złoczyńcy spotka go zasłużona kara. Odbierzemy skradzione przedmioty a resztę można uznać za łup wojenny. Zwłaszcza posiadłość może być interesująca.
- Ja muszę od niego odebrać pewną określoną sumę pieniędzy, nic innego mnie nie interesuje. Ale masz wolną rękę, nie będę ci przeszkadzać w poszukiwaniu cennych przedmiotów. - elfka uśmiechnęła się i odchyliła na krześle.
- Wszystko zależy od tego jak cenne te przedmioty będą dla mnie i czy mnie zainteresują - Wa;nar wychylił łyk wina.
- Jeśli to rzeczywiście taki łotr, może mieć u siebie kilka ciekawszych rzeczy.
- Trzeba będzie jednak uważać. Może mieć jakąś ochronę, paru sługusów, którzy będą mieli pilnować jego tchórzliwego tyłka.
- Tak, najlepiej będzie opracować jakiś konkretny plan i poobserwować chwilę posiadłość zamiast od razu do niej wchodzić jak do karczmy.
- W tym przydałby się ktoś o odpowiednich zdolnościach. Na przykład złodziej, tudzież mag zamieniony w ptaka i z góry sprawdził co też może być za ewentualnym murem.
- Drogi Walnarze, umiem chodzić cicho jak kot i skryć się w cieniu równie dobrze jak niejeden złodziej. Kwestia praktyki, a tej trochę miałam. - Saline mrugnęła do towarzysza.
- Ach rozumiem. Kupieckie sztuczki - uśmiechnął się lekko.
- Mam ich jeszcze wiele w zanadrzu. Gibkość, zwinność, cechy które bardzo się przydają... w wielu sytuacjach.
- Nie wątpię moja droga. Nie wątpię. Mam jednak nadzieje, że w razie takiego zwiadu będziesz uważać.
- Oczywiście. Cenię sobie swoje życie. No i smutno mi na myśl jakbyś rozpaczał gdyby coś mi się stało! - Saline najwyraźniej dopisywał dobry humor.
- Rozpacz ? Na pewno smutek. Na rozpacz nie znamy się aż tak dobrze - uśmiechnął się.
- Mamy dobrych kilka dni by poznać się lepiej. Dni i nocy. Ale ta powoli dobiega końca. Udam się teraz na spoczynek, na pewno spotkamy się jutro. Dobranoc Walnarze.
- Dobranoc Saline - wstał żegnając elfkę.- Na pewno nie będzie to czas stracony.

Saline odchodząc podeszła jeszcze do Zorteka.
- Proszę o przygotowanie ciepłej kąpieli.
- Oczywiście.

Następnie elfka udała się do swojego pokoju czekając na możliwość zmycia z siebie trudów dnia. Wiele udało jej się dziś osiągnąć. Współpraca z tym kupcem może okazać się wielce interesująca, widać, ze dobrze sobie tutaj powodzi. No i ten Kurt, jakiż to dziwny przypadek że aż trzy osoby na raz wybierają się w okolice jego posiadłości, a podobno do niedawna ciężko go było zlokalizować. Elfka cieszyła się jednak, że udało jej się dzięki temu nawiązać nić znajomości z Walnarem. Czarny Rycerz! Saline sporo o nich słyszała, nie cieszą się najlepszą reputacją. Niby przestrzegają Kodeksu, ale jednak według swojego widzimisię. Wielu zajmuje się też czarną magią. Jednak Walnar, co wynikało z rozmowy, najwyraźniej o magii pojęcia nie ma. "To chyba dobrze" - pomyślała Saline. Teraz już wiedziała, dlaczego to właśnie on przyciągnął jej wzrok, było w nim coś złego, a takie rzeczy zawsze przyciągają jak magnes, powodują dreszczyk emocji. Tak, ta znajomość może być wielce interesujące.

Saline zaśmiała się na myśl o tym, że jej matka pewnie na wiadomość o tym z kim zaprzyjaźniła się jej córka zaczęła by odprawiać jakieś gorące modły do Sharami by Saline zmądrzała i unikała tego człowieka. Była to jednak ostatnia rzecz na jaką elfka miała ochotę. A pierwszą rzeczą o jakiej teraz marzyła tą kąpiel, po której ułoży się do snu. Jutro czeka ją ciężki dzień, ale zapewne bardzo owocny. A może i tym razem sny uprzyjemnią jej noc.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline