Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2008, 22:42   #13
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Kathryn w zamyśleniu delikatnie stukała końcem stalówki o blat stołu. Książka pożyczona od Salomona nie spełniła jej oczekiwań. Autorowi udało się zbić wszelkie interesujące i nowatorskie idee nudnym i apatycznym językiem, równie ciekawym jak niedoprawiona kasza. El Pauleno – mag i iluzjonista. Bardziej mag niż iluzjonista. Jego ksiązka nie dawała odpowiedzi na jej pytania.
Jako iluzjonista powinien wiedzieć, że największym ograniczeniem czarodzieja jest jego własna wyobraźnia, własny umysł; on niestety jednak pozostawał przy jednoznacznej, fizycznej niemal, praktyce magowskiej. Dobry w sprawach technicznych – można by nazwać go nawet błyskotliwym, gdyby nie kompletny brak warsztatu literackiego – gubi się całkowicie w momencie wkroczenia na płaszczyznę metafizycznych dywagacji. Spojrzała krytycznie na objętość księgi: z nudnego tomiszcza dałoby się kilkoma zdecydowanymi ruchami ręki zrobić interesującą broszurkę. Wzięła trzecią już kartę pergaminu pokrytą jej drobnym, ostrym pismem i zanurzyła stalówkę w inkauście. „Księgi jako nagrobki myśli. Spętanie formą. Forma jako treść. Oko jako zwierciadło. Lustro + lustro = nieskończoność odbić. Nieskończone zapętlenie poprzez oko. Pomnażanie wizerunków. Krzywe zwierciadła i tych wizerunków zniekształcanie. Oko – odbicie umysłu w tafli. Dusza [?]. Lustrzany pryzmat? Lustrzana kula? Więzienie. Przejście [?!] Symbolika”. Zniechęcona odłożyła pióro. „Kolejny ontologiczny problem, który wypełni niejedno popołudnie spędzone z Salomonem. Czy wizerunek istnieje w sposób obiektywny? Czy lustrzane odbicie posiada swój własny byt? Czym na wszystkie demony jest to, co odbija się w zwierciadłach? Złudzeniem posiadającym własny byt czy też przedłużeniem bytu obiektu odbijającego się?”. Zamknęła książkę i rozparła się wygodniej na krześle. Starczy.

Była znudzona.

Wpatrując się w sufit, przysłuchiwała się rozmowie toczącej się tuż koło niej. Intonacja głosów, ich barwa, melodyka, imiona i nazwy przewijające się jak mantra. Plany raczej sprecyzowane mam, na dłuższy okres szkolenie po to tu przybyłem, a potem muszę się wybrać w okolice Kurtowego dworu. To melodyjny głos elfa podającego się za maga. Niestety nie sprawdzałam jeszcze gdzie wlaściwie mieszka Kurt, zostało jeszcze trochę czasu zanim się tam wybierzemy z Tan Walnarem. To elfka zachowująca się tak, jakby jej największym marzeniem było wskoczenie Walnarowi do łóżka. Weźmy na przykład to wino. Jak przyjemny smak zostawia na podniebieniu. I znów elfia wielbicielka przyjemności wszelakich. Jestem Czarny Rycerzem. Kathryn przeniosła spojrzenie na człowieka. No proszę, jaka niespodzianka. Tak, też to zauważyłam, jest dość... jakie to słówko... ah, apatyczny! Znów elfka. Osobiście nie ufam za grosz iluzjonistom. Cichy szept Walnara. Jasna poczuła budzącą się iskrę zainteresowania, która niestety – jak sam temat - narodziła się i umarła w tym jednym, jedynym zdaniu. Po odwiedzeniu złoczyńcy spotka go zasłużona kara. Odbierzemy skradzione przedmioty a resztę można uznać za łup wojenny. Zwłaszcza posiadłość może być interesująca. Znów czarny rycerz. W tym przydałby się ktoś o odpowiednich zdolnościach. Na przykład złodziej… Zmarszczyła lekko brwi. Drogi Walnarze, umiem chodzić cicho jak kot i skryć się w cieniu równie dobrze jak niejeden złodziej. Kwestia praktyki, a tej trochę miałam. Przez twarz Kathryn przemknął cień drapieżnego uśmiechu.

Była bardzo znudzona.

* * *

- Naprawdę jesteście czarnym rycerzem? – spytała niskim, lekko schrypniętym głosem siedząca niedaleko Walnara kobieta.
Siedziała bokiem do stołu, wyciągając przed siebie długie nogi obciągnięte zamszowymi spodniami. Dwa sztylety przy pasie, biała, niedbale rozpięta koszula, ciemny rzemyk ginący w dekolcie, łokieć oparty na książce oprawionej gładką solidną skórą. Na jej twarzy światłocień rysował wciąż nowe rysy – raz delikatne i elfie, to znów wydobywał ostrą, ludzką twarz, tylko po to by zaraz połączyć je w jedną całość. Tak jakby migotliwe światło świec i lamp nie mogło zdecydować się która z nich powinna zostać nakreślona. Złociste oczy podmalowane czarną barwiczką wpatrywały się z lekkim powątpiewaniem w rycerza.
Walnar obrócił się ku Kathryn.
- Istotnie jestem nim - odparł po chwili. - Jakaż to ciekawość skłoniła cię do tego pytania pani…?
- Zapewne niezdrowa - wzruszyła lekko ramionami.
- Ciekawość nie może być niezdrowa. To raczej wiedza bywa czasami niezdrowa i to kto ją posiada lub ukrywa.
- Nie może? Więc jeśli teraz poszłabym do twego pokoju szukając niepodważalnego dowodu twego rycerstwa, pochwaliłbyś moje głębokie zainteresowanie swoją osobą?
Rycerz zmarszczył czarne brwi.
- To było by przekroczenie granicy dobrego smaku.
- Ah, ale zdrowe przekroczenie, jeśli dobrze rozumiem twoje poprzednie słowa - uśmiechnęła się leciutko.
- Może tak, może nie. Wszystko zależy od punktu widzenia. Równie dobrze można by to było uznać za włamanie i próbę kradzieży. A wtedy kara była by surowa.
- Ach, włamanie i próbę kradzieży, tak? Z surową karą? Czy łamanie prawa obraża cię, panie, jako rycerza?
- Prawo powinno być przestrzegane, przez każdego. A co do kar. Wszystko zależy od tego jaka była wina. – Spojrzał znacząco na kobietę - i kto wyznacza wyrok.
Kathryn roześmiała się głośno. Pokręciła z rozbawieniem głową i wstała od stołu. Włożyła do plecaka swoje rzeczy i butelkę wina.
- Byłam ciekawa jakiż to rycerz mówi o korzystaniu z usług złodzieja i całuje po rękach kobietę, która w zasadzie przyznała się do wieloletniej, złodziejskiej praktyki. Teraz już wiem. - Skłoniła się lekko. - Dziękuję ci panie, rozjaśniłeś mój dzień.
- Zawsze do usług - uśmiechnął się przy tym ironicznie.
Popatrzyła na Walnara przez ramię.
- Do zobaczenia w posiadłości Kurta.
- Czas pokaże.
Wychodząc z karczmy, Kathryn pomachała Zortekowi ręką.
- Będę na tarasie.
- Jasna, tu nie ma tarasu.
- Oczywiście, że jest. Wystarczy poszukać.

* * *

Kathryn leżała na dachu karczmy wpatrując się w nocne niebo. Pod plecami czuła szorstkie i nierówne dachówki, na języku miała jeszcze smak dojrzałego wina, lekki wiatr przyjemnie chłodził skórę. Nie była pewna czy nie popełniła dużego błędu robiąc sobie wroga ze szlachetnie urodzonego rycerza, miłośnika pięknych elfek. Ale Walnar zwyczajnie wpadł jej prosto w ręce jak dojrzały owoc – wyrażając przyzwolenie na złodziejstwo, przyznając się do chęci zagarnięcia cudzej własności, mówiąc, że prawo musi być przestrzegane przez wszystkich. Najprawdopodobniej jedyny spośród zgromadzonych gości, by zaskoczyć ją, rozproszyć choć na chwilę wszechogarniającą nudę. Nudę tak silną, że zabijającą inne emocje. I choć sama rozmowa zakończyła się rozczarowaniem, to jego gniew pulsujący pod ironicznym uśmiechem dawał mglistą nadzieję, że rycerz ma więcej charakteru niż anemiczna gąsienica. „Yazon nie miał racji mówiąc, że potrzebuję spokoju i odpoczynku. Nie miał racji mówiąc, że to zmęczenie, że muszę odciąć się, odgrodzić. Że powinnam opuścić na jakiś czas Ostrogar. To jest tak, jak mówił Matti’ja – ta nuda, to szaroskrzydłe dziedzictwo mieszanej krwi. Umysł kłóci się z długowiecznym ciałem. Postrzeganie czasu, intensywność doświadczeń, emocjonalna świeżość i oczywistość. Niczego nowego pod niebem tego świata”.

Nigdy jeszcze nie czuła się tak pusta i wypalona jak teraz, leżąc z oczami wbitymi w bezchmurne niebo.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 05-03-2008 o 13:17.
obce jest offline