Kacper Przesunął się i po kilku nieudanych próbach udało mu się zapalić kaganek. Mdłe światło rozpędziło mrok w izbie powołując do życia setki mniej lub bardziej fantastyczne cienie.
Miał chwile by przyjrzeć się gospodarzowi. Młoda, ale już zmęczona życiem twarz, w dodatku poszarpana licznymi blizna z jednej strony nie wywoływała strachu czy obrzydzenia. Może i udział miał w tym głos nieznajomego, głęboki i miękki, uspokajający.
Kacper opanował drżenie rąk. Nie wydawało się by człowiek ten miał wobec niego złe zamiary. A przecież powinien krzyczeć, wołać "złodziej !", by zbudzić sąsiadów.
Podniósł leżący sztylet i zatknął go za pas. Choć gospodarz opierał się na solidnej lasce, ta wydawała sie mu służyć jedynie jako pomoc przy chodzeniu. Młodzieniec wolał jednak nie ryzykować.
- Nie jestem Panie bandytą czy rabusiem. Chyba można mnie nazwać posłańcem losu. Panie powiem wprost - czy oczekiwałeś kogoś ? Kogoś kto nie jest mile widziany w Streissen ? Ten ktoś nie przyjdzie - zakończył dramatycznie starannie unikając czegokolwiek co mogłoby wskazać na płeć czy rasę owego "ktosia".
Ostatnio edytowane przez Arango : 04-03-2008 o 16:13.
|