Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2008, 20:30   #14
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Spacer po miasteczku był nad wyraz pożyteczny. Tan Alander Sanssel poznał jego topografię odwiedził zielarza dowiedział się o możliwości zakupu ziół i preparatów.

„Przyda się takie rozeznanie jak już przejdę szkolenie, trzeba będzie zadbać o swoją sakiewkę”.

Na rynku spostrzegł kilku kupców nonszalancko obnoszących się ze swymi bogactwami, aż prosili się, aby ich oskubać. No, ale był już na tyle doświadczony, iż wiedział, że polowanie na cudzym terenie może się skończyć dużymi kłopotami, a nawet nożem w plecach.

Gdy zmierzch powoli zaczął się zbliżać zadowolony powrócił go gospody.
Ujrzał tam rozsiadających się znajomych z obiadu wiec szybko podszedł po drodze zamawiając kufel ciemnego piwa u Zorteka.

W czasie gdy karczmarz realizował zamówienie Tan Alander podszedł do stolika, przy którym rozmawiali El Saline i Tan Walnar.

- Witajcie państwo, widocznie jakiś koncert się szykuje. Pozwól pani nadmienić, iż przepięknie wyglądasz w tej sukni
- Dziękuję Tan Alanderze. Czy zechcesz się do nas przysiąść?

Walnar spojrzał na Alandera.
- Nie oceniajmy koncertu zanim go nie usłyszymy. To jak dzielenie skóry na niedźwiedziu, który nas goni.

„O cóż może chodzić, przecież jeszcze niczego nie oceniłem, strasznie drażliwy jest, może nie lubi muzyki ciekawym czemu.” – pomyślał elf obrzucając uważnym spojrzeniem mężczyznę.

- Miło będzie wysłuchać tak przedniego koncertu w znamienity towarzystwie. Nie słyszałem wprawdzie wcześniej o tym artyście, ale zawierzę twojej opinii pani - rzekł Tan Alander uśmiechając się promienie do Seliny
- Wkrótce będziemy mieli szanse się przekonać czy owy koncert jest wart czasu, jakiego przy nim spędzimy -odparła elfka.
- I oby nie był stracony - dodał Walnar.
- A jak wam panowie minął dzień?
- Całkiem mile to miasteczko, chociaż niewielkie. Ciekawe mają zioła nawet z tych mniej dostępnych - po tym tajemniczym stwierdzeniu mag uśmiechnął się.

„Bardzo miłe tak dużo dojrzałych kupców do zerwania. Widocznie bardzo dobrze się wszystkim powodzi, nawet złodziejom skoro, aż takie sakiewki wypchane noszą przy sobie kupcy.”


- Interesujesz się ziołami panie? - spytała El Saline.
- Miasteczko wydaje się sporo oferować - Walnar spojrzał w kierunku sceny i wrócił wzrokiem do reszty. - Choć mogłoby ciekawsze.
- Tak sądzisz Tan Walnarze? Mi miasto całkiem się spodobało. Przede wszystkim jest w miarę czyste, a i ludzie tutaj są zazwyczaj uprzejmi. - Następnie Saline zwróciła się do elfa. - Tan Alanderze, mówiłeś coś o ziołach, czy zechcesz to rozwinąć?
- Oszem pani, dużo ziół przydaje się w praktykach magicznych.

„No znacznie ciekawsze są możliwości bojowe, trujące i otumaniające owych ziół.” - poczym uśmiechnął się do swoich niezbyt miłych myśli, w których główną rolę odgrywali najważniejsi członkowie rodu Karrar.

- Muszę się zgodzić Tan Walnarze, kto widział w życiu, chociaż raz Ostragar ten nie będzie zachwycony tym miasteczkiem.

„Tak ciekawe jak by mu było gdyby musiał takich warunkach żyć.”

- Ach, aż wstyd się przyznać, ale w mojej podróży nie zahaczyłam jeszcze o Ostrogar. A cóż w nim takiego pięknego? - ozwał się melodyjny głos Saliny.
- Z tego, co słyszałem to większe miasto, stolica na wyspie - odrzekł Walnar.
- Życie moja pani. Takiego gwaru i różnorodności nie spotkasz w żadnym innym mieście. Te koncerty te akademie, teatry, wyższa kultura.- powiedział Alander.

„Pękate sakiewki i głupi kupcy no i dużo przeklętych przedstawicieli Karrar. Ma też dobre strony" wspominajac stołeczne zamptuzy na twarzy elfa pojawił się uśmiech, który zamaskował sięgnięciem po kufel z piwem.

- A wraz z wielkością pojawiają się pewnie także problemy z czystością miasta. Domyślam się także ze nie trudno tam o zamieszki, kradzieże czy inne niebezpieczeństwa. Każda moneta ma dwie strony, nie ważne czy to srebrniak czy sztuka złota - odparła elfka.
- Przemieszane z bagnem motłochu, dzielnicą slumsów, kradzieżami, mordami i występkami - dodał Walnar. Przez chwilę myślami był gdzie indziej.
- Widzę Tan Walcarze, że zgadzamy się w tej kwestii - Saline uśmiechnęła się do towarzysza.
- Istotnie.
- Owszem, to niezaprzeczalny minus wszystkich dużych miast
- Alander pociągnął łyk mocnego korzennego piwa z kufla uśmiechając się do swoich myśli. Wszak i w najgorszych dzielnicach miał wielu znajomych i dobrych druhów. Wiele godzin spędził w niezbyt szanowanych dzielnicach Get-warr-Garu i tam zawsze wiedział, iż żyje, bawi się i walczy pełną piersią


Zortek podał kolację, która jak zwykle wyglądała bardzo apetycznie. Wszyscy mieliśmy już zacząć jeść, gdy na scenę wszedł bard by rozpocząć swój koncert. Na sali zapanowała cisza, każdy oczekiwał tego, co zaraz nastąpi.
Muzyka była wspaniała, przenosiła iście w czarowny świat stworzony tylko słowem i melodią pieśni przez barda.
„Żadne iluzje temu nie dorównują, wszak każdą z nich da się przejrzeć będąc odpowiednio skupionym.”


Zasłuchany mag wpatrywał się chwilę nieco nieprzytomnym wzrokiem. Zdawało mu się, iż muzyka jeszcze długo dźwięczała w sali. Rozmowa towarzyszy ocknęła z zadumy Tan Alandera.

- Zaiste dorównuje on Tan Derenowi Dasowi, którego miałem przyjemność słuchać w Gett-war-Garze.

Saline zaczęła jeść zimną już potrawę.

- Potrawy już wystygły, to jeden z minusów wysłuchania koncertu
- dodał Alander.
Walnar spożył chłodny posiłek, odsunął pusty talerz.

- Minusy, plusy, wszystko się równoważy.
- Nadal jednak kolacja była bardzo smaczn
a - powiedziała Saline.
- Karczmarz się postarał - rzekł człowiek.
- Jak zwykle z resztą - odparła elfka. - Jakie macie plany panowie na jutrzejszy dzień?
- Jak na letnie potrawy są w miarę dobre - dodał Alander - Plany raczej sprecyzowane mam, na dłuższy okres szkolenie po to tu przybyłem, a potem muszę się wybrać w okolice Kurtowego dworu. Wolny tylko będę w czasie posiłków moja pani.

„Ciekawe ile zedrze za ta chcianą czy niechcianą dodatkową rozrywkę. Zawsze jest jakiś cel w takich działaniach.” Szybkimi dyskretnymi ruchami posprawdzał sakiewki tą widoczna i te dokładniej ukryte. „No miałem szczęście nikt się do nich nie dobierał”

- Ja również będę raczej zajęty u mego chwilowego mentora - rzekł Walnar.
- To chyba jakiś dziwny przypadek. Ty też panie wybierasz się do Kurta? - spytała elfka.
- Jak już mówiłem Tan Walnarowi zioła tam są, które potrzebne są memu mentorowi. Ciekawe gdzie ten Kurtowy dwór jest, nie wypytałem wcześniej, czyżby to była nazwa jakiejś miejscowości?
- Jak na mój gust to posiadłość
- odparł Walnar.
- Niestety nie sprawdzałam jeszcze gdzie wlaściwie mieszka Kurt, zostało jeszcze trochę czasu zanim się tam wybierzemy z Tan Walnarem.
- To raczej nie problem dowiedzieć się o lokalizację
- powiedział rycerz.

„Ciekawe, o jakich mentorach wspominają i czym się trudnią. On mi wygląda na rycerza zaś Saline to pewnie jakaś artystka”

Tan Alander gestem przywołał karczmarza przechodzącego opodal. Ten szybko znalazł się przy stoliku.

- Słyszałeś może coś o Kurtowym dworze?
- Nie szanowny panie, nic żem nie słyszał. Czym mogę jeszcze służyć?
- odpowiedział zagadnięty gospodarz.
- Może jeszcze tego piwa tak ze dzban. - podając opróżnione naczynie odpowiedział mag.
- Służę uprzejmie. - Karczmarz zebrał zamówienia i naczynia i ruszył za ladę by przygotować zamówienia.

- Właściwie zorientuje się już jutro jak tam trafić, lepiej wcześniej niż później
- powiedziała Saline gdy Zortek już się oddalił.
- Mamy sporo czasu jak widzę na to. Każde z nas jest czymś zajęte. - Walnar napił się wina z kielicha.
- Niestety, czasem wpada się w taki wir obowiązków, że nie ma czasu na... przyjemności. - Saline zaakcentowała ostatnie słowo.
- Nie powiedziałbym. Właśnie przyjemności miedzy obowiązkami sprawiają, że wiemy, iż żyjemy. Na przyjemności zawsze znajdzie się czas. - odrzekł człowiek.
- To prawda. Weźmy na przykład to wino. Jak przyjemny smak zostawia na podniebieniu. Zortek zadbał dziś o gości. - Saline spojrzała w stronę zabieganego karczmarza. - Sam koncert to także uczta dla uszu, ciekawe czy coś jeszcze ciekawego przygotowano na najbliższe dni.
- Owszem wieczorami, trochę czasu pewnie każdy zdoła wygospodarować. A jeśli obsługa będzie nadal taka, to zaiste będzie to ciekawe przeżycie. - powiedział elf.

- Skąd pochodzicie panowie? - spytała Saline po krótkie pauzie.
- Długo mieszkałem w Get-war-garze. - odparł Alander.

W czasie, gdy inni wymieniali się wiadomościami geograficznymi mag dumał i wydawał się nieobecny. Ruch w karczmie zaczynał powoli maleć.

- Przyznam, że trochę tęsknię za rodzinnym miastem i za wygodami własnego domu - kontynuowała Saline.
- Ale chyba nie żałujesz że go opuściłaś?
- Nie, nadszedł czas by pozwiedzać trochę świata i zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. A przy okazji poznałam nowych, ciekawych ludzi.

„Zmierzyć się z życiem, jakaż kwiecista mowa, ani chybi jakaś artystka – pewnie poetka.”
Tan Alander przypomniał sobie te wszystkie ciężkie chwile, kiedy to musiał się mierzyć z życiem. Niedostrzegalny dreszcz wstrząsnął plecami maga.

- O to właśnie chodzi moja droga. O to w życiu chodzi.
- Owszem nigdy dość nowych doświadczeń drodzy państwo
- odezwał się w końcu Alander.
- Tak, Doszłam do wniosku, że na spokojne życie jeszcze będę miała czas, a najbliższe 200 czy 300 lat mogę spędzić ciekawie - Saline zaśmiała się.
- A owszem jakieś czterysta lat wędrówek to jest to - roześmiał się mag.
- Cóż, ludzie nie mają tyle czasu. Dlatego żyjemy ciągle pełnią życia.
- Właśnie to, że krócej trwa wasze życie sprawia, że jest pełniejsze i szybsze, elfy rzadko pozwalają sobie na takie coś, ale mam zamiar spróbować
- odrzekła Saline.
- Zapraszam, zatem do wspólnej wędrówki. Z pewnością będzie pełna życia. - Walnar uśmiechnął się lekko.
- No to, iż można się uczyć tyle dłużej, jednak daje wiele przyjemności, a nawet te trzysta lat podróży zapowiada się wspaniale, ileż nowych wyzwań na każdym kroku. Dziękuję, wielce to szlachetne z twojej strony panie
- odpowiedział Alander.
- Chętnie skorzystam z propozycji Tan Walnarze, z reszta już skorzystałam, przecież do Kurta wybieramy się razem.
- Istotnie. Skoro się wybieramy tam wspólnie z chęcią bym usłyszał, czym się pani zajmujesz. I ty Tan Alanderze.
- Jestem magiem.
- Ja zaś trudnię się kupiectwem. A ty panie?
- Jestem Czarny Rycerzem
- odparł tonem jakby oznajmiał, że idzie na śniadanie.

„Ciekawe, czyli prawo będzie wspierać nawet najbardziej okrutne czyny będzie dokonywać, jeśli będzie wiedział, iż uzna za słuszne. Iście postawa urodzonego mordercy.” Tan Alander rozważał, do czego może się posunąć taki człowiek, widział już potencjalne zagrożenie.

- Dość ciekawa... profesja. Co cię skłoniło do obrania takiej drogi panie?
- Co mnie skłoniło?
- uśmiechnął się do siebie, spoglądając w blask świecy. - Można powiedzieć, że życie zdecydowało za mnie.
- Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń czuję się zmęczony. Pozwolicie, iż opuszczę was i udam się na spoczynek - powiedział Cedryk.

Po tych słowach kłaniając się współbiesiadnikom elf odszedł, aby zregenerować siły snem. Walnar i Saline skinęli głową elfowi na pożegnanie i odprowadzili go wzrokiem.

Ostatnie chwile przed snem Mag spędził na przygotowaniach do szkoleń, sprawdził wszystkie potrzebne rzeczy. Przelał też całą niewykorzystaną w tym dniu energię do swego amuletu służącego za magazyn podręczny magii.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 02-06-2008 o 19:47.
Cedryk jest offline