Krzysztof przez większość drogi siedział w miarę blisko Alisy, choć sam nie wiedział co to miało dać. „Chyba naprawdę jestem zboczeńcem” – pomyślał, jakby nie wiedział tego od czternastego roku życia.
Trochę się zdenerwował, gdy dowiedział się, że nie zatrzymają się na noc, nie miał jednak wyboru.
Gdy wóz stanął kulił się drżąc z zimna, jedząc suchary oraz mięso. To drugie było, według niego za słone i sięgnął po bukłak, ale gdy tylko przyłożył go do ust przeklął swą niedomyślność – woda było obłąkańczo zimna. - Póki konie odpoczywają mamy trochę czasu a i kawałek równej ziemi sie znajdzie jeśli śnieg udeptać. Popiół mam w baryłce przy wozie, będzie czym posypać śnieg by sie nie ślizgać. Co Ty na to, mości Devonie, by naszą sprawę załatwić tu i teraz bez zwłoki? – rozległ się głos rycerza.
Krzysztof uśmiechnął się. Będzie na co popatrzeć, a przy okazji nikt nie zginie – zabójstwo młodego szlachcica byłoby skazą na honorze takiego doświadczonego rycerza. - Mądrze prawisz, sir... – przez chwilę szukał w umyśle imienia owego wojownika, w końcu przypomniał sobie, jak kilkukrotnie padało ono podczas wczorajszego wieczora - Ranord. Oczekuję twego zwycięstwa, panie.
__________________ "Precz z agresją słowną!
Przejdźmy do czynów!" - Labalve |