Biegł. Spacerował. Robił, co chciał. Widział złote drzewo. Najpierw chciał puścić się pędęm, ale stwierdził, że ma jeszcze dużo czasu. Poszedł spokojnie. Kroczył tak przez chwilę i prawie dotarł do drzewa. Już chciał wyciągnąć rękę i dotknąć błyszczącej i świecącej kory... - Witamy wśród żywych - powiedział wesoło Ridasel.
- No fajnie, to ja już nie mam pytań. Ostatnie co pamiętem, to jakiś zbój, któremu poderżnąłem gardło, a on wsadził mi miecz w płuco. Potem to już jakieś drzewo i cuda niewidy. Dobrze, że się dowlokłem do końca lasu. I... dzięki. Nie każdy uratowałby drowa. Nawet z elfów. Teoretycznie powinniście rzucić mnie na bruk i zostawić, żebym się wykrwawił - Thanatosowi wracał powoli humor. - Powinniście uciekac, za godzinę przybędą tu następni - powiedział młodzieniec, po czym napomknął coś o przejściu w studni. Następni? Ilu ich, do cholery jest - pomyślał drow. Ale chłopak już wypchnął ich z domu i zamknął go na siedem pieczęci.
- Trzeba przyznać, że pomysł Ridasela jest niezły. Nawet, jeśli nie będzie tam jego siostry. Gdyby czarni przyjechali tak z 15 minut później, pewnie sami znaleźlibyśmy ten tunel. Trzeba się zmywać - po tych słowach mag popatrzył wyczekująco na swego towarzysza.
__________________ uwaga na potwora latające spaghetti xD |