Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2008, 19:44   #104
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Zamek

Jeszcze przez chwile spogladala w miejsce, w ktorym stal. Po bladym policzku spynela srebrzysta lza do ktorej po chwili dolaczyla nastepna. Czula sie zle. Ubytek energi potrzebnej do wywolania tego czaru mial jedynie niewielki na to wplyw. Oto bowiem oddala sie dobrowolnie na... smierc? Nie, watpila aby taka wlasnie przyszlosc ja czekala. Nagle poczula czyjes dlonie na swych nagich ramionach. Wampir stanowczo odwrocil ja ku sobie unoszac wyzej jej twarz.

- Zapomnij o nim. Od teraz nalezysz do nas.

Jego glos przyciagal. Wiedziala co robi, lecz nie miala sily przeciwstawic sie. Poslusznie zlozyla glowe na jego piersi by po chwili zanurzyc sie w mroku.



Budzila sie powoli. Pierwszym wrazeniem jakie dotarlo do jej wciaz zamglonego umyslu byl czyjs dotyk. Ktos, nie byla pewna kto delikatnie wodzil palcami po jej rece by wreszcie zatrzymac sie na szyji. Nie byla w stanie powstrzymac dreszczu. Najgorsza jednak wydawala sie niemoznosc wykonania najmniejszego ruchu, wydobycia chociazby krotkiego slowa. Nie mogla niczego uczynic nawet w chwili gdy poczula dlon w swych wlosach i bolesne uklucie na szyji. A wiec to mial byc jej koniec. Samotna wsrod wrogow, drazaca z zimna i strachu, zdana na laske i nielaske potwora, ktory spijal jej krew. Czula ze slabnie. Wszystkie dzwieki, wrazenia dochodzily jakby z oddali. Marco... Wspomnienie jego ust zblaklo. Czy kiedykolwiek tak naprawde czula je na swych wargach. Czy ma to teraz znaczenie. Usmiechnela sie lekko widzac delikatna biel tuz pred soba, dokladnie na wyciagniecie reki. Cos jednak nie pozwalalo jej tam pojsc. Cos wstrzymywalo, ciagnelo z powrotem do swiata zywych. Zdala sobie sprawe, ze wampir przestal sie pozywiac. Nie zabil jej, choc niewiele brakowalo. Dlaczego? .. Slyszala jego smiech, cos jej przypominal. Jego silne dlonie przygarnely jej oslabione cialo blizej. Calowal jej cialo z wprawa doswiadczonego kochanka.
Marco, gdzie jestes... Dlaczego nie przybywasz? Przeciez musialo minac juz troche czasu. Dlaczego?...
Niechetnie przywitala pierwsze oznaki wlasnego rozbudzenia. Byla elfem, istota ktora kocha radosc, szczescie i zycie, a jednak pobudzaly ja pieszczoty tego wampira. Dlaczego? .. Pytania przytlaczaly, tamowaly myslenie. Z chwila gdy jego usta odnalazly jej pelne piersi z ust dziewczyny wyrwalo sie krotkie westchnienie. Otworzyla oczy. Czar ktory wiezil jej cialo ulecial, lecz na jego miejsce przyszedl kolejny, znacznie bardziej potezny. Dlonie powedrowaly ku glowie nowego kochanka z namietnoscia wbijajac palce w miekkosc jego wlosow. Wygieta w luk napawala sie pieszczotami calkeim zapominajac o wszystkim co ja otacza. Teraz istnialo tylko jej cialo, jego usta, dlonie, ktore swobodnie wedrowaly po nim. Nie wzbraniala sie gdy odkrywal najsekretniejsze miejca, ani tez gdy zaglebil sie w niej, pocalunkiem tlumiac okrzyk rozkoszy. Poddala sie temu, jak wiele razy wczesniej. Czerpala moc, potrzebna jej do zycia. Niektorzy potrzebuja do tego krwi, ona milosci.. fizycznej.. duchowej.. coz za roznica. Wazne iz czula ja w sobie. Energia rozprzestrzeniala sie w niej swa moca tlumiac wszelkie wyrzuty sumienia odnosnie slodkiego Marco.
Oddychajac przerywanie spojzala na tego, ktory ze zwyciezkim usmiechem gladzil jej cialo.

- Carlos?....

Szok, zdziwienie, niepewnosc. wszystkie te uczucia w jednej chwili odmalowaly sie na jej obliczu. Szarpnela sie chcac uciec, chcac uwolnic sie od wiezow jego oczu.

- Nie...






Domek.


Michał, Alessandro.

Szukaliscie ich wszedzie. Na darmo. Nigdzie nie bylo ani sladu obu mezczyzn czy elfki. Dom stal cichy, pograzony w mroku, byl wrecz przytlaczajacy.
W koncu uswiadamiajac sobie, ze dalsze poszukiwania nie maja wiekszego sensu przystaneliscie w glownej izbie. To tu nie tak dawno jedliscie razem kolacje. Teraz zostaliscie tylko wy.
Wtem zza okna dobiegl was kwik przerazonych koni oraz ich glosny galop, ktoremu towarzyszyl radosny smiech kobiecy, ktory nastepnie przemienil sie w skrzek i.. ucichl. Spojzeliscie po sobie niepewni. Cos mowilo wam, ze to jeszcze nie koniec, lecz teraz wazniejszy zdal sie odglos krokow dobiegajacych z korytarza.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline