Jeff niezbyt chętnie zapatrywał się na postój. Ale w tym wypadku wola księcia była prawem.
Najpierw zajął się koniem. Co prawda paszy dla niego nie miał zbyt wiele, ale trochę owsa i parę marchewek zawsze się znalazło. Ale nawet gdyby nic nie było do jedzenia, to i tak wiedział, że dzielny rumak bez problemów dojedzie do miasta.
Na wszelki wypadek starannie przywiązał Trafa do niewielkiego drzewka, a potem ruszył w stronę reszty towarzystwa.
Skorzystał z zaproszenia księcia i zajął miejsce na wozie. Nie jadł zbyt dużo - przemarznięte mięso i suchary nie były najlepsza strawą. Nie pił również dużo, tyle tylko, by słonawe i suche jedzenie łatwiej przeszło przez gardło. Jedna rzecz zwróciła jego uwagę. "Ciekawe, co ojciec Otto chce od barda" - pomyślał.
Ale, rzecz jasna, nie pytał. Wypytywanie osób duchownych o cokolwiek nie świadczyło o zbyt wysokiej mądrości.
Zjadł najszybciej ze wszystkich. Podziękował za poczęstunek i gdy książę wstał, on również był gotów do drogi.
Gdy poprawiał popręg Trafa dobiegły go słowa sir Ranorda. "Pojedynek?" - pomyślał ze zdumieniem. - "Gdy książę kazał ruszać? On chyba źle słyszy..."
Trzymając Trafa za wodze skierował się w stronę rycerza.
- Sir Ranordzie - powiedział niezbyt głośno. - Skoro książę chce już jechać, to chyba nie starczy czasu nawet na przygotowanie pola, a co dopiero na pojedynek...
Widząc, że książę znalazł się w siodle poszedł w jego ślady. |