Po opatrzeniu rany nowego "kolegi" Abrahim zasiadł na wozie obok Santiago. Ze wszystkich tych ludzi, towarzystwo Estalijczyka odpowiadało mu najbardziej. Może to dlatego, iż również jest on z południa. Może nie tak dalekiego jak arab, ale jednak. Gdy zobaczył, iż nikt nie potrafi zajmować się lejcami, sam postanowił poprowadzić wóz. *Jedyny, proszę Cię byś oświecił mnie podczas tej drogi* - pomyślał, trzymając "stery" wozu w rękach. Potem popatrzył na krasnoluda, i rannego leżącego na wozie, tak jakby pocieszając oboje, iż to on prowadzi. Przybysz widział, jak jego dawni towarzysze tu w imperium prowadzili taki pojazd. Z trzeciej perspektywy nie wydawało się to trudną sztuką, aczkolwiek siedząc na miejscu woźnicy wszystko zawirowało, i teraz ta sztuka wydaje się być najtrudniejszą rzeczą na ziemi.
Mężczyzna popatrzył jeszcze, jak człowiek popisuje się jeździeckimi umiejętnościami. Jego wzrok przypominał wzrok ojca, który ogląda kolejny z popisów swojego syna. Miły, przyjacielski, aczkolwiek dający do zrozumienia, że takie cyrki nie robią na nim wrażenia. - U nas w Arabii każdy dziesięciolatek tak potrafi. Nie ma się czym zachwycać. - Szepnął żartobliwie na ucho Vasqueza, po czym ruszył wozem najlepiej jak tylko dało radę przy jego jeździeckich umiejętnościach.
Pożegnał się z elfami, a potem znowu zwrócił wzrok w kierunku Estalijczyka. - W tym zamęcie nie dokończyłem opowieści. - zaczął konwersację - Skończyłem na tym że przybyłem tutaj. Prawda? - zapytał. - Tak więc, przybyłem tu z grupka najemników z Tilei oraz Arabii. Tileańczycy przyjechali tu pomóc plewić chaos, lecz my opuściliśmy nasze ziemie, by uczyć ludzi wszystkiego co sami do tej pory zgłębiliśmy. Nasza misja przerodziła się jednak w pomoc najemnikom. Potem niestety grupa została rozbita w czasie nieudanej "akcji", a teraz jestem tu, gdyż chłopi nie za bardzo mnie tolerują.
Po chwili Abrahim doznał jakby olśnienia. Dał lejce Estalijczykowi, a sam wlazł na tył wozu jakby czegoś szukając. Szybko znalazł zioła, które przedstawiciele leśnego ludu dali im, aby wprowadzić Leonarda w stan snu. Popatrzył na krasnoluda siedzącego na wozie, i uśmiechnął sie mówiąc: - Panie Garnirze. Mam dla pana bojowe zadanie. Proszę wlać wodę do kociołka i rozgrzać go nad pochodnią, gdyż nie chcemy spalić naszego środka transportu. Potem proszę wlać wodę, wsypać garść ziół, i chwilę pomieszać w gorącym kotle. Potem niech pan delikatnie wybudzi naszego rannego i każe mu to wypić. Jak nie będzie chciał pić, proszę wlać mu to na siłę, byle by sie chłop nam nie utopił.
Po tych słowach powiedział jeszcze: - Tak wogóle, to się jeszcze nie przedstawiłem. No dobra. Przedstawiłem się, ale nie wam. Abrahim Abn'Jazzir. Uczony i wojownik, do usług
Po czym zaczął po kolei wyciągać rękę by się przywitać, tak jak zwykło to się robić w Imperium. Człowiek starał się również podjechać wozem pod konnych, aby i z nimi się przywitać. - Jesli mamy współpracować, nie powinno być między nami murów - rzekł. Potem zajął się już lejcami przy okazji pytając Estalijczyka: - A Ciebie, panie co tu sprowadza?...
__________________ "Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)
Ostatnio edytowane przez Bulny : 07-03-2008 o 17:40.
|