Sir Ranord trafienie Devona podsumował uśmiechem i kiwnięciem głową. Coś w stylu uznania mignęło w jego jedynym oku. Po chwili jednak gdy młodzik rzucił się do bezładnej szarży usta rycerza wykrzywił pogardliwy grymas. Bieg, do tego cięcie z ramienia tak wyraźnie sygnalizowane że chyba musiałby nie mieć obojga oczu by go nie dojrzeć. Na Był tylko na wpół oślepiony! Spokojnie zrobił delikatny kroczek w lewo schodząc z linni ataku i uderzył oszczędnym pchnięciem w splot słoneczny. Gdy Devon zwinął się usiłując złapać oddech Trweskov puknął go leciutko dwa razy w ramię swoim mieczem zaliczając trafienia brakujące mu do zwycięstwa. Po czym stanął w pozycji i oddał salut kończąc walkę. Miecz rzucił giermkowi po czym zdjął rękawice i narzucił na ramiona swój podbity wilczym futrem płaszcz. Nie uśmiechał sie, nie szydził, nawet nie spojrzał na powoli odzyskującego oddech przeciwnika. Uznał sprawę za załatwioną i zaczął zwyczajnie szykować się do drogi. Dociągnął rzemienie uprzęży swojego podróżnego konia po czym wskoczył na siodło. -Myślę że możemy już ruszać. Czy wszyscy sie zgadzają?
Powiedział patrząc badawczo po twarzach podróżnych.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |