Leonard zaczął powoli dochodzić do siebie. Okropnie bolała go głowa, nie chwycił jednak za nią, w typowym geście, lecz sięgnął do kieszeni płaszcza, grzebiąc w nich nerwowo.
Zaczął coś syczeć przez zęby, co wprawniejsze ucho mogło dosłyszeć imina różnorakich mniej bądź bardziej znanych czortów. -Gdzie jest to cholerstwo?
Zapytał przytłumionym głosem. Nagle zerwał się do pozycji siedzącej i zobaczył krasnoluda siedzącego tuż obok niego, który parzył jakieś zioła o dziwnym aromacie. Przypominał mu Szkarłatny Cień, Estalijski narkotyk, chyba najbardziej uzależniający ze wszystkich w Starym Świecie.
Nagle jego źrenice rozszerzyły się i po chwili zaczął się miotać, próbując odpędzić coś ze swojego ciała. *Nie! Zostawcie mnie! Tylko nie te małe robaczki!* -Na Morra! Zdejmijcie je ze mnie!
Zaczął krzyczeć, nie przestając się rzucać. Widok ten był o tyle dziwny, że nic nieproszonego na Leonardzie nie zagościło. Machał po swoim ubraniu, próbując wcisnąć się w kąt wozu.
W pewnym momencie wymachnął nogą, trafiając prosto kociołek, w którym gotował się wywar, rozlewając jego zawartość po podłodze wozu.
W tej chwili ucichł i nieco uspokoił się. Siedział, drgając w przerażeniu, oglądając powoli swoje szaty. Znów spojrzał na krasnoluda -K... kim jesteś...? - rozejrzał się dookoła, po czym wymówił z panicznym strachem – Gdzie mnie wieziecie?
Nie potrafił się uspokoić, cały rozedrgany, kulił się w kącie wozu, obserwując otoczenie, zerkając co jakiś czas na krasnoluda. Powoli sięgał pod płaszcz, zdawało się, że coś spod niego wyciąga.
Ostatnio edytowane przez Marchosias : 07-03-2008 o 18:26.
Powód: Trobny błond
|