Garnir siedział na wozie w czasie walki rycerzy, słyszał odgłosy ale nie przejął się za bardzo zaistniałą sytuacją, musiał uspokoić się po jego ataku paniki i wspomnień. Wciąż źle się czuł po maksymalnie wyniszczającej walce z Chaosem w umyśle. Miał przyspieszony oddech, lecz powoli wracał do status quo.
- Kiedy to minie, Garnir kiedy to minie? - mówi sam do siebie
*Długo nie wytrzymam jak tak dalej będzie, wyniszczę siebie i swoje życie. Basta! Trzeba pokonać to zło, Karak Norn przybywam!*
Myśląc wstał aż na wozie i uderzył pięścią w pierś i krzyknął słowa po krasnoludzku oznaczające:
- Walczyć za klan to zaszczyt.
I usiadł na wóz. Przybyła reszta i ruszyli....
Gdy Abrachim poprosił Garnira o przygotowanie wody ten zgodził się mówiąc:
-
Wiesz "czarciskóry" - powiedział to miło, z żartem -
zrobię to lecz już nigdy nie pytaj się o mój dom, widzisz chyba jakie mam ataki nad którymi nie panuję, a na pewno widziałeś mój stan
Potem Leonard kopnął w kociołek z wodą rozlewając na cały wóz, Garnir powiedział z ironią:
- Jak dziecko w kołysce, macha nogami jak niemowlę, ehh.
Leonard wypowiedział słowa:
-K... kim jesteś...? - a Garnir na to - twoim przewodnikiem po tym świecie, śpij dobrze. Garnir próbował ułożyć Leonarda do snu, a potem posprzątał rozlany kociołek.
[ukryj=Mortarel] Mam opiekę nad zwierzętami
(taka mała rozluźniająca notka)[/ukryj]
Następnie Garnir wreszcie wczuł się w rolę przewodnika i prowadził kompaniję drogą którą znał.