Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2008, 21:51   #155
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.


Zaskoczenie? Raczej szok i to bynajmniej nie wywołany uwięzieniem między lawiną a niemal bezdenną, z tego punktu odniesienia, przepaścią. Przynajmniej nie w lwiej części. Ojiisan nigdy jej nie dotykał. Krzyczał. Komentował. Szydził. Ale nie dotykał. Mimo, że znała go odkąd potrafiła formować myśli zdarzyło się to tylko raz gdy rozwścieczony przez jej niesubordynację uderzył ją tak dotkliwie, że upadła dopiero po drugiej stronie papierowej ściany. Nigdy tego nie powtórzył mimo, że mała Togashi nadal trwała w swym buncie na przekór oczekiwaniom niedoszłego nauczyciela. Była przekonana, aż do tego momentu, że jest traktowana jak coś nieczystego, a Jego towarzystwo jest tylko po to by każde jej potknięcie, każdy błąd i porażka miały świadka i nie mogły przebrzmieć niezauważone. A teraz? Może nie spodobało mu się, że niemal umknęła lawinie? A może wręcz przeciwnie nie zamierzał oddawać fali śniegu prawa o zabrania życia którym sam zamierzał rozporządzać. I skończyć. Może z troski? Ostatnia myśl wydawała się całkiem abstrakcyjna. Być może gdzieś tam w głębi istniała zduszona nadzieja, lecz każda konfrontacja z "Opiekunem" dobitnie pokazywała jej jak daleko zapędza się w swych urojeniach. Mimo chłodnego powietrza coraz szybciej opływającego jej ciało jej myśli nadal błądziły. Dlaczego nie wydusiła z siebie pytania gdy popychał ją w przepaść?! Powinna! Przynajmniej miała by jasność. A tak? "Nie." Musi zapytać! Dłoń trzymająca pieczę nad daisho niemal mechanicznie przesunęła je na bok i przycisnęła. Nie tylko po to by przepadło ale by miecze nie dołożyły dodatkowych obrażeń w momencie upadku. Zwinęła się chroniąc głowę i przyciskając tubus do swego łona. Nikt nie zarzuci jej że w tej ostatniej chwili porzuciła swe zadanie. Może na dole zdoła zadać swe pytanie.... tylko, że z tej wysokości... O tym starała się nie myśleć... Otworzyła oczy i...
Ledwie zdążyła je zamknąć. Powierzchnia śniegu była tuż przy niej. Z ulgą, że to już koniec gruchnęła w zaspę. Jednak wszystko było nie tak. Śnieg nadal był zimny. Ciało odpowiadało jak po ciężkim treningu poobijane choć tym razem jednostronnie. Przewróciła się na plecy. Żyła. A krawędź z której została tak bezceremonialnie zepchnięta znajdowała się dużo bliżej niż powinna. Dziewczyna zmusiła się by usiąść i rozglądała na wpół przytomnie. Przed nią ażurowa kurtyna przesypującego się śniegu przesłaniała widok pozostawiając wyobraźni jedynie kontury i plamy kolorów stanowiących przeciwległą stronę przepaści. Pobieżna kontrola potwierdziła, ze zrządzeniem Fortun nie zgubiła niczego. Niemal odruchowo strzepała śnieg z pokiereszowanego tubusu i poprawiła przeszkadzające w siedzeniu miecze. Półka skalna. Od góry, zaskoczona między lawiną a przepaścią, nie zauważyła jej. Jednak On zdołał. "Ojiisan?" Dopiero teraz dotarło do niej czego tak naprawdę brakowało w tej sytuacji. Surowej twarzy i długiego kazania wypominającego jej bezmyślność, niekompetencję i nieudolność. Rozglądnęła się, jakby w przekonaniu, że jej towarzysz zaraz pojawi się swoim zwyczajem każąc jej czekać tylko po to by dopiec jej po dwakroć. I nic. Tylko dzwoniąca w uszach cisza pozwalająca by do uszu małej Togashi dotarło każde najdrobniejsze trzeszczenie skały. Obciążona dodatkowym śniegiem półka powoli ustępowała sile grawitacji. Wtuliwszy się w ścianę zbocza, jak najdalej od krawędzi, Kyoko starała się przywołać strzępy logicznego myślenia. Opiekun po przejściu lawiny znikł bez wieści i choć dziewczyna wiedziała, że sprowadziła by na siebie jego gniew przyznając się do zmartwienia nie mogła go powstrzymać. Nie mogła też zostać na półce,a jedynym rozsądnym kierunkiem było wspięcie się w górę. Nawet jeśli krawędź skalnego nawisu, na którym znalazła tymczasowe schronienie i nieoczekiwany ratunek, wytrzymała by jej ciężar cały czas groziła by spadnięciem na nią podczas mozolnego poruszania się w dół. Do tego schodzenie po nieznanej ścianie, z ograniczoną widocznością i obolałym ciałem wcale nie musiała być łatwiejsza od wspinaczki w górę. Ostatnią przesłanką była konieczność powrotu na "szlak". Schodząc na dół czekało by ją dwa razy więcej wspinania w innym miejscu. Być może dogodniejszym, choć wcale niekoniecznie. Po za tym pięcie się w górę było dużo bardziej symboliczne i ważne dla tej małej osóbki niż większość mogła by przypuszczać. Umocowawszy i sprawdziwszy cały luźny dobytek zabrała się za pokonywanie ściany korzystając ze swego skromnego, ale obecnego w tej materii doświadczenia. Na górze po odsunięciu się od krawędzi będzie miała szansę na spokojny odpoczynek. Do tego stok po przejściu lawiny powinien być dużo łatwiejszy do pokonania. Wystarczyło więc wejść na górę...
 

Ostatnio edytowane przez carn : 27-03-2008 o 16:57. Powód: korekta
carn jest offline