Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2008, 09:40   #151
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Uuuuu....
wypełniła głębie pustki w głowie małej Togashi gdy za wszelką cenę próbowała odzyskać równowagę i z grubsza przewidzianą przez naturę pozycję podróżowania ciała ludzkiego. Przesunęła się do przodu i obijając jedną dłonią od powierzchni pokrytego śniegiem stoku przeniosła ciężar ciała ponownie na nogi. Hałas. Drżenie. Panika zwierząt. Lawina. Mając nadzieję, że za nieoczekiwaną atrakcją stoją zaledwie, zawsze jej towarzyszące, ale ostatnio będące w drugim szarego zagrożeń Fortuny, a nie wypominający jej brak porannego treningu Ojiisan, podjęła oczywistą w tej sytuacji decyzję...
Wykluczając stanie w miejscu i wybieganie lawinie na przeciw, ucieczka w dół zbocza była następna na liście irracjonalnych reakcji. Mgła zasłaniała wszystko na tej karkołomnej trasie, a i nie potykając się niemal pewnym było, że tocząca sie masa śniegu, lodu i kamieni, przyspieszająca, w przeciwieństwie do męczącego się człowieka, z każdą chwilą, przegoni i nawet jeśli nie zabije samym swym impetem to pogrzebie żywcem pod zwałami zbitej powierzchni skazując na powolne uduszenie. Jedyną nadzieją było zejście jej z drogi. Niewielka postać ruszyła biegiem w bok zbocza kurczowo chwytając się nadziei, że lawina, wywołana prawdopodobnie przez zwierzęta, była zdarzeniem na tyle lokalnym by szybko znaleźć się na jej obrzeżu. Nawet jeśli miała by nie umknąć całkowicie z drogi pędzącego śniegu liczyło się zejście z trasy jego głównego poruszającego sie nurtu. Brzegi lawiny na ogół poruszały na boki dając szansę na uniknięcie drogi w dół zbocza z resztą lawiny jak i cieńszą warstwę śniegu w przypadku przysypania. Z jedną dłonią zaciśniętą na powierzonym jej tubusie, jakby z obawy, że trzymający go pasek może zawieść i drugą przyciskającą do boku daisho, koncentrowała się jedynie na jak najszybszym biegu po tym niegościnnym terenie wtłaczała całe dostępne rezerwy w swe i tak umęczone ciało...
 
carn jest offline  
Stary 02-03-2008, 21:45   #152
 
Wellin's Avatar
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Psa

- Nie potrafię dobrze odpowiedzieć na to pytanie Doji Yasuhiko-san. – Hiroshi mówił wolno starając się zyskać choć kilka chwil na zapełnienie czymś ziejącej nagle w głowie pustki.

- Znałem kilku bushi Ważki... – spróbował ponownie. – Tonbo Kimiko-san zawsze...

Młody bushi przełknął ślinę mimowolnie kurcząc się pod ciężarem nieruchomego, wyczekującego spojrzenia starego dyplomaty. Pozycja Doji Yasuhiko, lekko pochylona, uważna, oraz na wpół wyczekujący, na wpół powątpiewający wyraz jego oczu jasno dawały do zrozumienia, że dyplomata czeka na odpowiedź, nie zadowoli się unikami, i wątpi czy usłyszy cokolwiek wartego wysłuchania. Stary samurai doskonale wiedział jak za pomocą jednego choćby spojrzenia sprawić, aby rozmówca utracił pewność siebie. Czując palące ciepło na policzkach Hiroshi raz jeszcze wziął głęboki oddech usiłując odzyskać równowagę.

- Nie wiem Panie. – zaczął niepewnie – Mówią, że lew ryczy i atakuje ofiarę, którą ma przed sobą. Przepełniony wiarą w swą siłę, otwarcie dąży do starcia, dominacji i złamania woli przeciwnika. To jak Nepai, Panie o ile dobrze rozumiem nauki ojca. Nie zawsze, ale dość często. Nie wiem kto przewodził będzie negocjacjom, ale jeśli Feniks staje w miejscu Ważki, rozmowy będą inne niż zwykle.

Hiroshi unikał spojrzenia starszego Doji obserwując wyhaftowany na jego kimonie mon klanu. Starał przy tym wmówić sobie, że siedzi przed ojcem w znajomym pokoju, jak co wieczór odpowiadając na pytania, miast udzielać odpowiedzi dygnitarzowi obcego klanu.

- Aby uciszyć ryk Lwa wystarczy, aby Feniks był tym kim jest. – kontynuował z nieco większą pewnością siebie - Lew jest dumny, ale sprawiedliwy. Kieruje furię na tych którzy wzbudzili jego gniew. Tutaj zetknie się ze spokojem. I wydaje mi się, Doji Yasuhiko-san, że spokój przeważy.

Hiroshi mógł wyobrazić sobie możliwy przebieg sytuacji. Ktoś taki jak Isawa Seshiru, shugenja pomarszczona wiekiem, delikatna i drobna, siedząca naprzeciw pełnych irytacji samurajów Lwa. Obok Isawa Seshiru, Shiba Sakito, niemłody bushi którego matka była Kitsu, a który, jeśli wierzyć plotkom, od lat czuje głęboki afekt do drobnej shugenja powietrza. Hiroshi mógł niemal smakować kłębiące się w pomieszczeniu emocje. Mapa rozłożona na stole, gniewny bushi Lwa w pięknie zdobionej zbroi stuka palcem w ziemie Ważki, by po chwili dławiąc frustrację zacząć tłumaczyć coś spokojnie parze naprzeciwko. W końcu starsi ludzi po drugiej stronie stołu to tylko reprezentanci. Lew nie ma nic do zarzucenia Feniksowi. Na uprzejmość odpowiada się uprzejmością.

Jak walczyć z parą łagodnych, mających jak najlepsze intencje staruszków, którzy właściwie powinni dawno już ogolić głowy?

- Czy mylę się Panie? Uczono mnie, że otwarte przyznanie się do niewiedzy nie przynosi ujmy, jeśli tylko samuraj szczerze poszukuje prawdy. –
Hiroshi patrzył w dół na swoje zaciśnięte na materiale kimona ręce. - A nie wiem co myśleć o tej sytuacji, Doji Yasuhiko-san.
 
Wellin jest offline  
Stary 04-03-2008, 02:32   #153
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Wypatrując pennagolanów, trójka towarzyszy powoli wycofywała się ku traktowi. Fukurou milcząc podał swój łuk Manjiemu, który równie milcząco go przyjął, gdyż jego własny został przy Rinoko. Teraz nie było potrzeba wiele słów.

Pennagolany. Stworzenia, którymi nianie straszą niegrzeczne dzieci. Dzieci jednak wyrastają z czasów straszenia, wtedy też zwykle pennagolany tracą swą moc, stając się, jak wiele innych bajek, wspomnieniami.

Rozsądni rodzice nie pozwalają na to. Pennagolany bowiem, to jedyne stworzenia mrocznego kami, które potrafią znaleźć się w całym Cesarstwie. Walczy się z nimi na ziemiach Feniksa i Jednorożca, Smoka i Kraba. Walczy się z nimi także w centrum Cesarstwa, z jednym, zacnym wyjątkiem. Otoczone mocnymi zaklęciami najpotężniejszych z onmyoudou, obwarowane glifami strażniczymi Yogo, wreszcie otoczone niezliczonymi zaklęciami Isawa i Seppun, jak i ołtarzami strażniczymi do Siedmiu Fortun czy wielkich kami, potomków Słońca i Księżyca, jest jedno miejsce w całym Cesarstwie, gdzie o pennagolanach jedynie słyszano, i to od co najmniej paru pokoleń.

Otosan Uchi. Miasto Syna Niebios, potomka dynastii Hantei, władcy Rokuganu.

Ale najwspanialsze miasto Szmaragdowego Cesarstwa zupełnie nie interesowało teraz żadnego z trójki bushi. Byli - słusznie zresztą - zajęci czymś innym, daleko bardziej przyziemnym i daleko mniej wspaniałym.

Choć Mirumoto Fukurou - gdyby wiedział co teraz dzieje się w Otosan Uchi - mógłby wyrazić zupełnie odmienne zdanie.


Otosan Uchi, stolica Szmaragdowego Cesarstwa; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Ulicami dzielnicy świątynnej przechodził orszak pod monem czarnego smoka, otulonego wokół błyskawicy. Niosący ów mon młodzian czujnie rozglądał się dokoła, śląc chojrackie uśmiechy do co piękniejszych kobiet, nie widząc, jak ściąga tym na siebie coraz częstsze i coraz uważniejsze spojrzenia dowódcy.

- Yomei-san - Kitsuki Yasu z kolei spojrzenia dowódcy swej eskorty widział doskonale. Zresztą, prawdą było, że komuś tak biegłemu w naukach szkoły śledczych Smoka niewiele umykało. - On ma dopiero naście lat.
- Mój syn również, Kitsuki-sama. I był już na Murze Cieśli.
- Musisz być zeń dumny?

Nie bez powodu Yasu uczynił ze swych słów pytanie. Yomei był małomównym i milczącym samurajem. Pomimo wysokiej pozycji w swoim klanie, ów Mirumoto niewiele zdradzał na temat swojej rodziny. Zaś po ostatnich plotkach milczek stał się jeszcze bardziej milczący. Yasu był człowiekiem przenikliwym. Chlubił się tym. Dlatego podczas swoich okazjonalnych wizyt w stolicy zawsze prosił, by to sam Yomei był dowódcą jego eskorty. I powoli, nieustępliwie rozpracowywał tego zamkniętego w sobie człowieka. Korzystając z takich jak ta sytuacji. Oraz ze swego statusu przyszłego daimyo całej rodziny Kitsuki, który pozwalał mu na pewne poufałości względem tego oficera, nawet pomimo tego, że ten sobie tego nie życzył. Czego Mirumoto Yomei nie zdradzał, będąc człowiekiem dobrze wychowanym i znającym swe miejsce w Niebiańskim Porządku.

- Ubił dopiero jedno oni.

Odpowiedź była chłodna i spostrzegawczy obserwator dostrzegł by w niej naganę. Kitsuki Yasu był kimś więcej. Był synem człowieka równie małomównego i równie zamkniętego w sobie jak bushi koło niego. Uśmiechnął się więc, mówiąc nieco głośniej:

- Dopiero jedno? A jakie? Pewnie jakieś niewielkie?
- Oni no Kyoso - rzucił Yomei tym samym twardym i rzeczowym tonem. Strażnicy po bokach spojrzeli z zadziwieniem i uznaniem. Dla nich to nie było 'dopiero jedno oni'. Już nie.
- Powiedz mi, Yomei-san, co masz zamiar zrobić z synem teraz?
- Nie rozumiem, Kitsuki-sama.
- Pogromca oni. Całkiem niezła reputacja. Jeśli nie znajdziesz dla niego zajęcia, ja jakieś znajdę.
- Dziękuję, szlachetny panie. Będę pamiętał.

Próżno byłoby szukać w głosie hardego Mirumoto jakiejś wdzięczności. Spostrzegawczy dosłyszałby tam ślad niechęci. Dziedzic pierwszego pomiędzy Kitsuki jednak zachowywał się tak, jakby najwyraźniej to przeoczył...


* * *

- To ten?
- Ten? Znaczy?
- Ten obok Kitsuki Yasu.
- On właśnie.
- I co mam z nim zrobić? Upokorzyć? Zdobyć sekrety?
- Nie, moja droga. Tylko zabić. Nic więcej.
- Mówisz o dobrze wyszkolonym bushi Mirumoto. Wysokim rangą oficerze. Na Dworze Cesarskim.
- Naprawdę?! - drugi głos aż ociekał jadem i udawanym zdziwieniem - Poważnie, moja droga?! A to nie jest dzieciak z rodu Shinjo na swoim wspaniałym rumaku na Płonących Piaskach?! No popatrz popatrz. Nigdy bym się nie domyślił!

Zapadła chwila ciszy, gdy właścicielka pierwszego głosu przewiercała wzrokiem towarzysza, rozszerzonymi oczyma sypiącymi skry gniewu kwitując jego sarkazm. Ten jednak nie przejmował się tym zbytnio, spokojnie kontynuując:

- Masz miesiąc. Po upływie miesiąca Yomei ma nie żyć, albo być skompromitowany tak, by w hańbie wyjechać z Otosan Uchi. To mój warunek. Spełnij go, a uleczę Twego syna. Możesz oczywiście odmówić i nadal prosić o pomoc tego nadętego Seppuna. A nuż w końcu dotrzesz do jego pokoi, Matsu-san. Do którego przedpokoju już dotarłaś? Trzeciego? Jak na pół roku czekania to imponujący rezultat. Wkrótce zaczniesz sypiać z urzędnikami, bo wątpię, byś miała jeszcze coś na łapówki. Kobieta, która żeni się tak, jak Ty się ożeniłaś, nie jest w łasce wśród Matsu. Nie licz na pomoc sióstr. Kitsu nic nie pomogli, inaczej nie byłoby Cię tutaj, nie próbowałabyś wyjednać łaski u pana Czterech Świątyń. A Seppun Daiori ma wiele na głowie. Wieeelee.

Długa chwila ciszy zapadła po tych słowach. Orszak Smoków zdołał przejść mimo, Kitsuki Yasu o coś pytający zdawkowo odpowiadającego oficera w zielonej zbroi. Przewinęło się paru chłopów, niosących jakichś palankin. Ruch - podczas przejścia orszaku daimyo Kitsuki przyczajony na skraju ulicy - teraz powrócił by szeroką rzeką rozlać się na całą tejże ulicy szerokość.

Matsu milczała. To ten pierwszy głos odezwał się ponownie, ten, którego właściciel opierał się o ścianę domu, akurat między oknami, akurat tam, gdzie padał cień wystarczający, by z ulicy jego sylwetka była całkowicie niewidoczna, by nawet stojąca trzy kroki od niego samurai-ko Matsu nie mogła dojrzeć jego twarzy. Jedynie słyszeć jego głos.

- Czekam tydzień na Twoją odpowiedź, Matsu-san. Mogę czekać dłużej. Ja mogę czekać nawet miesiącami. Ale Twój syn może nawet nie mieć tego tygodnia. Jeśli mam go leczyć, powinienem zacząć już zaraz. To daje mu największe szanse.

- Ja... - Matsu zaczęła chrapliwie, by umilknąć. Tamten nie mówił już nic. Nie chciał się zdradzić. Obawiał się, że jeśliby ją pogonił czy zachęcił, jeśliby się po prostu do niej odezwał, zdradził by go głos, nabrzmiewający rozpierającym go poczuciem triumfu. Znalazł. Znalazł, nareszcie znalazł odpowiednie narzędzie...


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Wielu wie o istnieniu pennagolanów. Sporo osób wie, jak podstępne to kreatury i jak złowrogie. Podobnie duża ilość osób zdaje sobie sprawę z tego, jak odrażająco wyglądają: odcięte, unoszące się w powietrzu głowy ciągnące za sobą napełnione krwią wnętrzności. Stwory te brzydziły samym wyglądem i kto raz je ujrzał doskonale rozumiał, czemu księżniczki i inne piękne kobiety z opowieści mdlały na ich widok tak często. Były jednak pewne rzeczy, które znane były znacznie węższej publice.

Jak na przykład to, że pennagolany konserwowały swoje flaki w occie. Jak to, jak wysoko potrafiły latać i jak szybko. Jak to, że zwykle piły krew, lecz czasem, w chwili wielkiego głodu, mogły jeść mięso. Oraz jak to, że dało się je zabić zwykłą bronią, a ich dotknięcie, choć czyniło człowieka nieczystym, bardzo rzadko przynosiło Skazę.

Akito był jednym z takiej węższej publiki. Fukurou nie pamiętał dokładnie jak można było zabić pennagolana, a ostrożność kazała mu myśleć o pewnikach - kryształowych ostrzach, ostrzach poświęconych lub broni pokrytej jadeitem - te bowiem działają na praktycznie każdą kreaturę Cienia. Manji pomylił innych nieumarłych Rokuganu z pennagolanami, w jego wyobrażeniu wampiry założyły maski porcelanowe, jakie ma każdy zombie.

Pomimo jednak ponurych myśli Kraba, który szacował ilość pennagolanów na kilkadziesiąt... bushi dostali się na trakt bez problemu.


Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Wybicie się ujawniłoby obserwatorom małej Togashi zręczność dziewczyny. Pytanie, czy podyktowaną okolicznością i niewątpliwym zagrożeniem? Być może, ale nawet jeśli nie, nic straconego, nikt bowiem w okolicy teraz nie był jakoś obserwacją zainteresowany. Kozice uciekały aż się kurzyło, niczym ostatni idioci susami podążając w dół zbocza, co sama Kyoko bardzo rozsądnie wykluczyła jako trasę ucieczki, jeszcze nim zdołała powstać z powrotem na nogi.

Bieg w bok zbocza wcale nie był łatwy. Zdawało się, sama góra postanowiła sprzymierzyć się ze schodzącą zboczem białą falą śmierci. Kyoko bowiem widziała teraz ścianę, potężną, śmiercionośną, szybką, o wiele za szybką. Biegnąc, ściskając w dłoniach tubus, katanę i wakizashi dziewczyna w ostatniej chwili dostrzegła i przesadziła niewielką zapaść śnieżną, by zaraz potem kolejnym skokiem przesadzić jakąś zaspę i... stanąć, desperacko machając ramionami, zatrzymując się dokładnie na skraju kilkudziesięciometrowej przepaści.

Wzbity przez jej pęd śnieg białym obłokiem opadał w dół białym obłokiem, a Kyoko poczuła szybko budujący się w niej strach, ucisk krtani i łomoczące serce czy pulsującą głośno, niemal zagłuszając świat i lawinę, krew w skroniach.

Poczuła narastającą panikę. Jasnym stało się, dlaczego kozice mknęły w dół. Nawet one nie miały tutaj ścieżki.

Biały pył ogarnął dziewczynę. Grzmot stał się całym światem. Na moment, niczym łaska skazańca, pokazał się spomiędzy chmur zabłąkany promień. A zaraz po nim susem wylądował zaraz za dziewczyną klnący jak szewc ojiisan.

- Nie zatrzymuj się teraz, kretynko!!

Poczuła jeszcze potężne, oburącz pchnięcie w plecy a potem uderzyło ją w twarz powietrze...


Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 13 dzień miesiąca Psa

- Taak - przeciągnął to słowo złośliwie się uśmiechając Doji - Potrafię sobie wyobrazić Feniksa, wystawiającego odpowiednich mediatorów. Takich, na których ciężko byłoby krzyczeć tudzież którym ciężko byłoby grozić... przynajmniej niektórym - akcent na niektórym był wyraźny - samurajom Klanu Lwa. Skoro zaś taki starzec jak ja to widzi, to jestem też pewien, że będzie to widział ktoś w Klanie Lwa. Zatem, Lew może wystawić do negocjacji Matsu.

Doji Yasuhiko wpił się spojrzeniem w młodego bushi:

- Rozmawiałeś kiedyś z Matsu? Głośnym, aroganckim i pysznym samurajem, przekonanym o swojej nad Tobą przewadze? Rozmawiającym z Tobą z pozycji siły, NAWET, jeśli jej nie posiada, nie dającym sobie wytłumaczyć pewnych rzeczy a nade wszystko wierzącym w Cesarza i chwalebną śmierć na polu bitwy? Rozumiejącym wojnę jako przedłużenie dworu a dwór jako przedłużenie wojny? Czy sądzisz, drogi Shiba Hiroshi, że spokój przeważy, jeśli rozmówcami będą Matsu?

Yasuhiko zarechotał żabio, zadowolony ze swej perory.

- Mi się to widzi ciekawym sparowaniem - złośliwie dodał. - Spokojne Feniksy i hałaśliwi, napastliwi Matsu. Czy to nie na Waszych ziemiach, drogie Feniksy, powiada się iż należy unikać głośnych i napastliwych bo są udręką ducha?
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 28-07-2008 o 02:44. Powód: Literówka
Tammo jest offline  
Stary 07-03-2008, 20:43   #154
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Gdy samurajowie jechali, Manji rozpoczął najłagodniejszym głosem na jaki mógł się zdobyć.

- Drodzy przyjaciele, czas najwyższy abym was przeprosił za mój niecny postępek. Pozwoliłem sobie zareagować tak jakbym był na ziemiach Skorpiona. Bardzo mi przykro i proszę was o wybaczenie.

Manji zamilkł na chwilę, wystarczająco długą, aby jego słowa przebrzmiały w umysłach towarzyszy. Po czym wyciągnął rękę aby uściskać na zgodę ręce towarzyszy.

- Mam nadzieję, że otrzymana lekcja zapadnie każdemu z nas głęboko w pamięć, a jest to lekcja o tym jak się nie działa w grupie. - Uśmiechnął się do kompanów.

Przez jakiś czas Manji jechał w zamyśleniu, zastanawiał się czy wielkim nietaktem będzie powiedzieć to co już od dawna miał zamiar zrobić. Ośmielony jednak sposobem wytknięcia błędu przez Smoka, zdecydował się wydusić to z siebie.

- Chciałbym prosić cię, Fukurou-san, abyś choć nakreślił co sprawiło, że zdecydowałeś się wyruszyć przez Shinomen Mori. - Powiedział zaczepnie wciąż nie do końca przekonany o poprawności zamierzonego czynu.

- Przy okazji chciałbym się upewnić, że obaj znacie 'Sztukę wojny' Akodo-kami, a dokładnie chodzi mi o traktat 'o drogach krętych i o drogach prostych'. Jeśli tak bardzo ci się spieszy Fukurou-san to nie rozumiem dlaczego wybrałeś drogę choć z pozoru prostą to jednak bardzo krętą. Jeśli przekroczymy Shinomen Mori w komplecie to będzie ogromny sukces, a mam pewne wątpliwości abyśmy przekroczyli puszczę wraz z naszymi końmi. My moglibyśmy przemieszczać się nawet forsownym marszem ale nie nasze konie, no może za wyjątkiem Syna Wiatru. Zastanówcie się proszę nad tym jakie jest prawdopodobieństwo, że dotrzemy na drugi skraj puszczy konno, osobiście uważam, że jest ono bardzo niewielkie. Do tego istnieje prawdopodobieństwo, że będziemy zmuszeni nadłożyć drogi aby uniknąć wrogich oddziałów stojących nam na drodze. Podsumowując, jadąc przez Las Stu Śmierci będziemy musieli stawić czoła jego mieszkańcom, poruszać się po nierównym terenie, bo śmiem wątpić aby była tam dobrze utrzymana droga, po której można szybko się przemieszczać, a po wyjściu będziemy musieli dreptać na piechotę do celu. Z pewnością znacznie wydłuży to naszą podróż, a nawet może ją zakończyć w puszczy. Natomiast przemieszczając się traktem nie sforsujemy koni, damy im wypocząć i sami będziemy wypoczęci oraz będziemy mogli snuć plany jak uporać się z wypełnieniem naszej wspólnej misji czyli doręczenia daisho poległych. Będziemy wypoczęci, a tym samym gotowi stawić czoła przeciwnościom losu. Całość dotyczy zwykłych bushi, którymi obaj nie jesteście. - Nie spoglądał na towrzyszy obawiając się, że ich miny go speszą.

- Akito-san dorobiłeś się wroga na Murze, w twierdzy nie miał okazji aby się zemścić, ale poza nią, a zwłaszcza w Shinomen Mori ma na to świetną okazję. Tylko głupiec przepuszcza świetną okazję, zabicie nas na skraju puszczy to łatwizna i na dodatek bez świadków. - Zamilkł na chwilę aby słowa trafiły do słuchaczy.
- Co się zaś tyczy ciebie, Fukurou-san to myślę, że Twój szanowny ojciec ma wielu wrogów, a tym samym Ty ich masz. I gdyby ktoś miał inne polityczne plany niż Twój ojciec to mógłby go chcieć zabić, pohańbić lub szantażować. Najlepszy byłby szantaż lub jego próba, bo zabić i zhańbić byłoby bardzo trudno, ale porwać ciebie i trzymać jako zakładnika to gratka. Wielu szlachetnych mężów się złamało gdy więziono i torturowano ich bliskich. - Manji dramatycznie zawiesił głos, chciał aby Fukurou dobrze zrozumiał powagę sytuacji. Kontynuował wciąż bardzo poważnie.
- Sprawa porwania ciebie była nie łatwa gdy byłeś w Twierdzy Ostrza Blasku, bo tam Klan Kraba zapewniał ci ochronę, a tym samym Twojemu szacownemu rodzicowi. Teraz jednak wydaje mi się, że ktoś cię sprytnie wywabił na zewnątrz, a jeśli moje podejrzenia są prawdziwe to już czeka na ciebie przy wejściu do puszczy. Dlaczego tam? W twierdzy aż wrzało od plotek, że się tam udajemy. Czy zatem nie lepiej okazać się sprytniejszym od potencjalnych wrogów i zmienić plany tuż przed wjazdem do puszczy? Czy nie lepiej by było pozwolić Twojemu ojcu działać w spokoju? Z pewnością na głównym trakcie czekają na nas czujki na wypadek gdybyśmy rozsiewali plotki, ale na nie możemy się przygotować i ze zwierzyny łownej stać się bardzo groźnym myśliwym. Interesuje mnie co cię wywabiło z twierdzy i mam nadzieję, że nie jest to list, bo list jest największym zdrajcą jeśli się nie koduje wiadomości.

Manji zamilkł, chciał aby Krab i Smok się wypowiedzieli. Obawiał się, że przekroczył granicę etykiety.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 08-03-2008, 21:51   #155
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.


Zaskoczenie? Raczej szok i to bynajmniej nie wywołany uwięzieniem między lawiną a niemal bezdenną, z tego punktu odniesienia, przepaścią. Przynajmniej nie w lwiej części. Ojiisan nigdy jej nie dotykał. Krzyczał. Komentował. Szydził. Ale nie dotykał. Mimo, że znała go odkąd potrafiła formować myśli zdarzyło się to tylko raz gdy rozwścieczony przez jej niesubordynację uderzył ją tak dotkliwie, że upadła dopiero po drugiej stronie papierowej ściany. Nigdy tego nie powtórzył mimo, że mała Togashi nadal trwała w swym buncie na przekór oczekiwaniom niedoszłego nauczyciela. Była przekonana, aż do tego momentu, że jest traktowana jak coś nieczystego, a Jego towarzystwo jest tylko po to by każde jej potknięcie, każdy błąd i porażka miały świadka i nie mogły przebrzmieć niezauważone. A teraz? Może nie spodobało mu się, że niemal umknęła lawinie? A może wręcz przeciwnie nie zamierzał oddawać fali śniegu prawa o zabrania życia którym sam zamierzał rozporządzać. I skończyć. Może z troski? Ostatnia myśl wydawała się całkiem abstrakcyjna. Być może gdzieś tam w głębi istniała zduszona nadzieja, lecz każda konfrontacja z "Opiekunem" dobitnie pokazywała jej jak daleko zapędza się w swych urojeniach. Mimo chłodnego powietrza coraz szybciej opływającego jej ciało jej myśli nadal błądziły. Dlaczego nie wydusiła z siebie pytania gdy popychał ją w przepaść?! Powinna! Przynajmniej miała by jasność. A tak? "Nie." Musi zapytać! Dłoń trzymająca pieczę nad daisho niemal mechanicznie przesunęła je na bok i przycisnęła. Nie tylko po to by przepadło ale by miecze nie dołożyły dodatkowych obrażeń w momencie upadku. Zwinęła się chroniąc głowę i przyciskając tubus do swego łona. Nikt nie zarzuci jej że w tej ostatniej chwili porzuciła swe zadanie. Może na dole zdoła zadać swe pytanie.... tylko, że z tej wysokości... O tym starała się nie myśleć... Otworzyła oczy i...
Ledwie zdążyła je zamknąć. Powierzchnia śniegu była tuż przy niej. Z ulgą, że to już koniec gruchnęła w zaspę. Jednak wszystko było nie tak. Śnieg nadal był zimny. Ciało odpowiadało jak po ciężkim treningu poobijane choć tym razem jednostronnie. Przewróciła się na plecy. Żyła. A krawędź z której została tak bezceremonialnie zepchnięta znajdowała się dużo bliżej niż powinna. Dziewczyna zmusiła się by usiąść i rozglądała na wpół przytomnie. Przed nią ażurowa kurtyna przesypującego się śniegu przesłaniała widok pozostawiając wyobraźni jedynie kontury i plamy kolorów stanowiących przeciwległą stronę przepaści. Pobieżna kontrola potwierdziła, ze zrządzeniem Fortun nie zgubiła niczego. Niemal odruchowo strzepała śnieg z pokiereszowanego tubusu i poprawiła przeszkadzające w siedzeniu miecze. Półka skalna. Od góry, zaskoczona między lawiną a przepaścią, nie zauważyła jej. Jednak On zdołał. "Ojiisan?" Dopiero teraz dotarło do niej czego tak naprawdę brakowało w tej sytuacji. Surowej twarzy i długiego kazania wypominającego jej bezmyślność, niekompetencję i nieudolność. Rozglądnęła się, jakby w przekonaniu, że jej towarzysz zaraz pojawi się swoim zwyczajem każąc jej czekać tylko po to by dopiec jej po dwakroć. I nic. Tylko dzwoniąca w uszach cisza pozwalająca by do uszu małej Togashi dotarło każde najdrobniejsze trzeszczenie skały. Obciążona dodatkowym śniegiem półka powoli ustępowała sile grawitacji. Wtuliwszy się w ścianę zbocza, jak najdalej od krawędzi, Kyoko starała się przywołać strzępy logicznego myślenia. Opiekun po przejściu lawiny znikł bez wieści i choć dziewczyna wiedziała, że sprowadziła by na siebie jego gniew przyznając się do zmartwienia nie mogła go powstrzymać. Nie mogła też zostać na półce,a jedynym rozsądnym kierunkiem było wspięcie się w górę. Nawet jeśli krawędź skalnego nawisu, na którym znalazła tymczasowe schronienie i nieoczekiwany ratunek, wytrzymała by jej ciężar cały czas groziła by spadnięciem na nią podczas mozolnego poruszania się w dół. Do tego schodzenie po nieznanej ścianie, z ograniczoną widocznością i obolałym ciałem wcale nie musiała być łatwiejsza od wspinaczki w górę. Ostatnią przesłanką była konieczność powrotu na "szlak". Schodząc na dół czekało by ją dwa razy więcej wspinania w innym miejscu. Być może dogodniejszym, choć wcale niekoniecznie. Po za tym pięcie się w górę było dużo bardziej symboliczne i ważne dla tej małej osóbki niż większość mogła by przypuszczać. Umocowawszy i sprawdziwszy cały luźny dobytek zabrała się za pokonywanie ściany korzystając ze swego skromnego, ale obecnego w tej materii doświadczenia. Na górze po odsunięciu się od krawędzi będzie miała szansę na spokojny odpoczynek. Do tego stok po przejściu lawiny powinien być dużo łatwiejszy do pokonania. Wystarczyło więc wejść na górę...
 

Ostatnio edytowane przez carn : 27-03-2008 o 16:57. Powód: korekta
carn jest offline  
Stary 09-03-2008, 13:56   #156
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Wkrótce już Togashi Kyoko nie myślała o niczym innym jak o kolejnym kroku. Wystarczyło przejść trzy metry by zrozumieć, przypomnieć sobie jak wymagające potrafią być góry. Szukanie kolejnego uchwytu, umieszczanie palców, wyszukiwanie stopami miejsc, gdzie można oprzeć się całym ciężarem ciała i nie spaść... Wszystko to drenowało ją szybciej niż sądziła. Chwilę przed połową dystansu zrozumiała, że jeśli ma zamiar móc się wrócić, to teraz. Wszystko albo nic. Jeśli pójdzie dalej, musi zdobyć tę ścianę lub spadnie. A tym razem wspinaczka szła jej wyjątkowo kiepsko...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 11-03-2008, 22:57   #157
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Gdy dotarli do wierzchowca Skorpiona Fukurou zmówił cicho krótką modlitwę do Fortun stojąc twarzą w kierunku z którego przybyli. Zmówił ją w intencji spokoju ducha wieśniaka i jego syna. Żałował, że nie może zrobić nic więcej...Ale Krab miał rację. Smok wsiadł na swego wierzchowca i ruszył za pozostałymi.
- Chciałbym prosić cię, Fukurou-san, abyś choć nakreślił co sprawiło, że zdecydowałeś się wyruszyć przez Shinomen Mori. - Powiedział zaczepnie Manji wciąż nie do końca przekonany o poprawności zamierzonego czynu. Skorpion miał rację, to był duży nietakt. W końcu to była osobista sprawa Smoka. Niemniej Fukurou był towarzyszom winien pewne wyjaśnienia...Zanim jednak zdążył odpowiedzieć Manji zaczął opowiadać o swych pomysłach i podejrzeniach...Przypominało to nieco szkolne wykłady dla młodych dobrze urodzonych bushi, jakie widział w Otosan Uchi. Na które, na szczęście nie musiał uczęszczać...Słowa Skorpiona zawierały mądrość, ale były spóźnione. O, co najmniej, dzień.
- Jazda poprzez Las Stu Śmierci, może i być drogą dłuższą, ale może być i krótszą. A przejazd traktem dłuższą trasą na pewno będzie trwał zbyt długo. Zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw Shinomem Mori, ale też i nie mam wielkiego wyboru...Czas nie jest po mojej stronie. Zaginęła Akodo Michiko, wątpię by to imię coś mówiło Manji-san. Dlatego muszę się dostać Shiro no Tengu, jak najszybciej – Smok przerwał na moment...Dłoń położył na liście schowanym za obi. A jeśli Manji miał rację? Jeśli to pułapka?...Nie miał żadnych dowodów poza listem...niedokończonym listem Michiko. Wargi Fukurou wygięły sie w gniewie. Miał uciekać? Skryć się pod kamieniem, tylko dlatego, że słowa Skorpiona wzbudziły wątpliwości w sercu Smoka? Pułapka czy nie...W tą sprawę świadomie lub nieświadomie zaangażowana była Michiko. Jedna z niewielu osób które Smok darzył przyjaźnią. Fukurou ponownie się odezwał. - Jeśli rzeczywiście ktoś się na nas zasadza...Czy to na mnie, czy na Hida Akito, czy też na ciebie...To prędzej, czy później przyjdzie się nam z nim zmierzyć. Chlubiłeś się swymi umiejętnościami zwiadowcy Manji-san ...Więc bez trudu powinieneś wykryć zasadzkę, zanim w nią wjedziemy. Nie zamierzam się kryć, tylko dlatego, że być może, ktoś na mnie poluje.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-03-2008 o 06:52.
abishai jest offline  
Stary 14-03-2008, 17:41   #158
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; 3 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.


Już wcześniej odrzuciła drogę w dół jako niepewną. Do tego z każdą chwilą nadwyrężona półka stawała się coraz nie stabilniejsza. "Nie." Powrót był zbyt ryzykowny. Poza tym zdecydowała iść w górę i ułomność ciała musiała ustąpić decyzji umysłu. Ot ostatnio musiała za mało przykładać się do praktykowania wspinaczki. Podróże po płaskim i wygodnym Rokuganie musiały rozleniwić ją bardziej niż mogła przypuszczać. Co wcale nie usprawiedliwiało podszeptów każących jej zawrócić. Togashi nie zawracali ze swej drogi jeśli sami tak nie zdecydowali. A ta Togashi nie zamierzała po raz kolejny ustępować drażniącej się z nią górze. Starając się przykładem swej pierwszej, tej najważniejszej w tych górach wspinaczki zmobilizować swe niechętne ciało ruszyła dalej. W górę.
 

Ostatnio edytowane przez carn : 27-03-2008 o 16:58.
carn jest offline  
Stary 18-03-2008, 11:38   #159
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

Umysł młodego dziecka rządzi się własnymi prawami. Dla dorosłych czasem dziwnymi, czasem śmiesznymi. Najczęściej po prostu innymi od ich samych. Dzieci są niezwykłe. Są niczym nieoszlifowane diamenty – zaskakując refleksami. Lecz tak samo jak w diamentach, błądzące w nich światło… szybko się nudzi.

Basura przed wieloma laty nauczył się i zrozumiał iż wiele od niego się wymaga. Sam aprobował dyscyplinę i powagę która w nim istniała. Nie wybuchał śmiechem. Nie bawił się jak jakiś podlotek. Był już prawie dorosły. Gdyby nie trudna sytuacja z daimyo, pewnie przygotowywał się do gempukku. A to wymaga dorosłości. Zwłaszcza od syna Karo Takatsukasa.

Ale czyż jest ktoś mocny wobec siły Fortun? Czy ktoś jest silny oponować wobec młodzieńczej postawy i myśli, podczas kiedy Przodkowie z lubością spoglądaj na dziecię, mając jakby w spojrzeniu „każdy kiedyś taki był”, „on jeszcze dorośnie”. Bo przecież Basura był dopiero dzieckiem.

I tak jak wyuczone schematy, dyscyplina i ciężka nauka dawała efekty. Basura siedział w skupieniu i napięciu uczestnicząc w słowach Sensei. Tak jego umysł nie mógł uciec od fantazyjnych młodzieńczych kolein myślenia.

Hayabusa. Yotogi. Tatsune. Tamahome?

Basura widział w wyobraźni wielkich bushi. Postawnych, dumnych, wyprostowanych. Stojących w czwórkę i wpatrujących się w Basurę. Każdy z nich był uosobieniem ideału drogi. Wielkie zbroje, obnażone miecze, harde miny.
- Jestem Hayabusa. Jestem Yotogi. To ode mnie się wywodzisz Basura synu! Spraw abym był z Ciebie dumny. Jestem Tatsune! Pamiętasz mnie? Pamiętasz moją twarz? – kolejna z postaci odzywała się – To ja jestem Tamahome! Słyszałeś o mnie? Jestem wielkim i wspaniałym bushi Sokoła. Postacią z Twych opowieści i legend. Chodź tu do nas! Stań u naszego boku. Bądź wielki i nie zawiedź. Razem raz jeszcze osłonimy naszą rodzinę.

W dziecięcej wizji wielcy przodkowie odnosili się z wielkim szacunkiem do Basury. Byli tak blisko. Byli tak silni. Dawali mu tę siłę, oparcie i pewność. Basura w dziecięcej wizji sam stał w zbroi, ściskając yari. Czekał na wroga, gotów bronić i być dzielny.

Wyobrażenie i skojarzenie było tak wspaniałe i kuszące że na chwilę Basura się zapomniał. Chciał być takim samym bohaterem. Silnym, dumnym i dzielnym. Czy nie tego od niego oczekiwano? Czy Sensei nie to sugerował?

Być może zupełnie co innego miał na myśli. Ale jak można stawać w opór z młodzieńczym umysłem pełnym fantazji i wyobrażeń nie godnych dorosłego? Jak można źlić się na dziecko i jego nie dorosłe skojarzenia, podczas kiedy Przodkowie siedzą w koło śmiejąc się i poklepując po kolanach. Wymieniając uwagi. „Każdy taki był”, „on jeszcze dorośnie”, „jeszcze dziecko, a kiedyś bohater”.

– Hatsushita-sama, jestem gotów bronić mej rodziny. Zawsze i wszędzie. Dlatego ruszmy tym szlakiem – wskazał po kolej miejsca-imiona – By dotrzeć do Tamahome. Powinniśmy zdążyć w dzień. Hai?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 22-03-2008, 21:59   #160
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


Gdy samurajowie jechali, Manji rozpoczął najłagodniejszym głosem na jaki mógł się zdobyć.

- Drodzy przyjaciele, czas najwyższy abym was przeprosił za mój niecny postępek. Pozwoliłem sobie zareagować tak jakbym był na ziemiach Skorpiona. Bardzo mi przykro i proszę was o wybaczenie.

Gdy pauza jaką zrobił przebrzmiała niepowtarzalnie, dodał.

- Mam nadzieję, że otrzymana lekcja zapadnie każdemu z nas głęboko w pamięć, a jest to lekcja o tym jak się nie działa w grupie. - Uśmiechnął się do kompanów.

Tu Akito miał sobie nieco do zarzucenia. Dał się ponieść emocjom zamiast pilnować własnych obowiązków. Manji mówił sam do siebie, choć może nie zdawał sobie z tego sprawy. To on nie działał grupowo. Krab zaś powinien działać tak, aby zabezpieczyć przede wszystkim interesy własnego Klanu. To bardziej nakazywało reakcję indywidualną niż grupową, ale nawet tej nie podołał.

Akito od razu wyłapał insynuację, iż na ziemiach Skorpiona podobne zachowanie nie zasługiwałoby na naganę. Nie było to wytłumaczenie jakiego mógł oczekiwać, była to sugestia, że na ziemiach Skorpiona, Manji zignoruje towarzyszy tak jak to zrobił teraz. Z drugiej strony ziemie Skorpiona były o wiele mniej niebezpieczne niż tereny Kraba. „Może i Manji ma rację, co do innych sposobów działania na terytoriach jego klanu?

„Traktat 'o drogach krętych i o drogach prostych" musiał być zaiste zawiłym traktatem. Po omówieniu go przez Manjego, Krab nic nie zrozumiał z tego co mówił. Przemawiał być może zbyt zagadkowo…

- Akito-san dorobiłeś się wroga na Murze, w twierdzy nie miał okazji aby się zemścić, ale poza nią, a zwłaszcza w Shinomen Mori ma na to świetną okazję. Tylko głupiec przepuszcza świetną okazję, zabicie nas na skraju puszczy to łatwizna i na dodatek bez świadków. - Zamilkł na chwilę aby słowa trafiły do słuchaczy.

To zaś zrozumiał nad wyraz.

- Może i mam wroga na Murze, ale co Manj-san pozwala Ci przypuszczać, że posunąłby się, aż do takich działań? Skąd to przekonanie, że każdy nie-głupiec posunąłby się do morderstwa?

Akito również pozwolił aby jego słowa odpowiednio przebrzmiały. Nie podobały mu się te insynuacje skierowane w stronę jego Klanu. To że wśród Skorpionów roi się od intryg, kłamstw i morderstw nie znaczy jeszcze, że w jego Klanie dzieje się podobnie. W głębi ducha jednak dobrze wiedział, że to o czym mówił Manji było możliwe…nawet bardzo. Idealistyczne wyobrażenie Akito na temat swojego Klanu nie raz już było podważane i negowane. Zawsze jednak wolał myśleć pozytywnie o członkach swojego Klanu, dlatego też z takim trudem przyjmował do siebie możliwość podstępnego ataku ze strony Kraba. Po chwili gdy zdołał przemyśleć sprawę, spuścił nieco głowę i odrzekł.

- Przepraszam Manji-san, i przyjmuję Twoje przeprosiny. Masz rację możliwość zasadzki istnieje zawsze i należy spodziewać jej się zewsząd, aby nie zostać zaskoczonym.

Gdy wraz ze Smokiem zmówił krótką modlitwę do Fortun poczuł się o wiele lepiej, mimo fatalnego zachowania, żadnemu z bushi nic się nie stało. Mogła to być również zasługa Fortun…kto wie?

Potem przemówił Smok

- Chlubiłeś się swymi umiejętnościami zwiadowcy Manji-san ...Więc bez trudu powinieneś wykryć zasadzkę, zanim w nią wjedziemy. Nie zamierzam się kryć, tylko dlatego, że być może, ktoś na mnie poluje.

Gdy te słowa zdążyły już przebrzmieć Krab zrozumiał swoisty nietakt jaki popełnił Mirumoto. Jeśli tak ufał zwiadowi Skorpiona, nie powinien przecież iść za nim w pościg, by go zatrzymać.
Akito zastanawiał się przez moment czy Manji zechce to wykorzystać. Jego myśli zaprzątane były jednak przez wciąż grożące niebezpieczeństwo. Oczy miał dookoła głowy i nie wahał się obejrzeć za siebie. czy też spojrzeć na to co czai się w koronach drzew.

- Rozumiem Twój pośpiech, skoncentrujmy się jednak na wykonaniu zadania. Proszę Was byście nie zapominali o chorągiewkach – zwłaszcza dla swojego własnego dobra. Jak mam efektownie pomóc, jaką strategię zastosować, gdy nie wiem co się dzieje?[/i] – powiedział retorycznie, choć kontekst wypowiedzi wyraźnie wskazywał, że pije do Manjego.

- Adaptacja do sytuacji – tak mnie zawsze uczono, ale podkreślano też, że im więcej informacji o przeciwniku tym efektywniejsza jest walka z nim, przyznasz mi chyba rację Manji-san?

Krab jechał, wyraźnie zadowolony z zachowania wierzchowca. Zamierzał mu to jakoś wynagrodzić, był mocno zdziwiony jego postawą, mimo iż powinien wiedzieć co nieco o wierzchowcach zwiadowców. Cieszył się, że nie napotkali na bestie, które pożarły drwala. Na razie jednak wolał skupić się na przyziemnych sprawach, włącznie z zasadzką.

- Jeśli to pułapka, to byłoby to trochę nieodpowiedzialne z Twojej strony Mirumoto-san. Dopuszczasz taką możliwość, stąd me słowa. Gdybym miał cień podejrzeń, że ma misja może napotkać takie trudności, musiałbym o nich poinformować tych, którzy powierzali mi w zaufaniu przesyłki kurierskie. Tak przynajmniej myślę.

- Prędzej czy później to może niewielkie znaczenie, jednak nie wtedy gdy rozstrzyga pomiędzy wypełnieniem obowiązków lub też nie…

Krab zawiesił głos, czując, że znów obrywa się nie temu komu trzeba
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 27-03-2008 o 18:27.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172