Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2008, 15:30   #31
Cyrus
 
Reputacja: 1 Cyrus nie jest za bardzo znany
Kyle był profesjonalistą. W jego fachu po prostu nie było miejsca na pomyłki. Zabijał już od tylu lat, że czasem robił to odruchowo. To było dla niego naturalne jak oddychanie… właśnie zabrakło mu powietrza. Wiedział, że w tym co robi największe niebezpieczeństwo stanowiły nieprzewidziane sytuacje. Nie, uzbrojeni przeciwnicy czy brak siły, ale właśnie sytuacje które nie zostały przewidziane, bo jest to jedyny hazard na jaki może sobie pozwolić.
Wybiegł na wroga, ustawił swą broń w odpowiedniej pozycji aby jednym ruchem zakończyć kolejny żywot. Widział, że mierzy dobrze, ale co innego mierzyć do wampira, a co innego do żywej pochodni. Gdy wampir stanął w płomieniach wykonał serię nieprzewidzianych ruchów, oślepiał, i parzył. Poza tym, był równie szybki, co zaskoczyło Kyle’a.
Miecz o włos minął płonącą głowę więc nie pozostało mu nic innego jak zadowolić się nagrodą pocieszenia. Ręka odcięta tuż poniżej łokcia wciąż płonąc i wirując odleciała na bok.
Kyle zrozumiał, że tylko dzięki unikowi jego ofiara wciąż "żyje", zastanawiał się jednocześnie jak on to zrobił płonąc. To, że assasin opanował swój strach przed ogniem wdając się w walkę z płonącym wampirem było do przyjęcia, ale że ten sabatnik wciąż stojąc w płomieniach jest w stanie myśleć i działać racjonalnie? Nieprawdopodobne.
Zaskoczeniom Kyle’a nie było końca. Pochodnia rzuciła się w jego stronę, znaleźli się w pełnym zwarciu. Gangrel rzucił się mu na plecy, objął płonącą ręką i zatopił kły w jego szyi. Wspominając wszystkie dotychczasowe swoje walki Kyle nie pamiętał niczego podobnego, odczuwał przeraźliwy i nie do opisania ból gdy płonące szczęki rozrywały jego żyły. Płonął na zewnątrz i wewnątrz świeżej rany. Czuł, że jedyną jego nadzieją, jest zrzucenie i dekapitowanie przeciwnika, i to szybko.



Emma po chwili zorientowała się w jakim stopniu utrudnia walkę zamaskowanemu wojownikowi, ale było za późno. Ruszyła w stronę Maga aby spróbować jej pomóc swoimi wampirzymi sztuczkami nie do końca pewna czy zadziałają. Ale nie było jej dane się przekonać. Nagle poczuła się jakby wpadła pod autobus, nigdy niemiała styczności z tym pojazdem, ale podejrzewa, że gdyby miała, to właśnie takie to by było uczucie.
Poczuła potężne uderzenie, które trafiło ją w plecy wbijając łopatkę w klatkę piersiową, miażdżąc wiele organów i gruchocząc kości. Uderzenie to rzuciło nią wiele metrów do przodu jednocześnie odwracając jej ciało w locie. Przyjrzała się przeciwnikowi, potworowi ściskającemu pordzewiałą, grubą i niebezpiecznie wyglądającą rurę. Dopiero po chwili zorientowała się, że to była kobieta. Z całą pewnością klan nosferatu. Za życia musiała być chyba kulturystką gdyż jej muskulatura była naprawdę przerośnięta, teraz pomimo obwisłej skóry wciąż dało się dostrzec wszystkie te zarysy ponieważ wampirzyca wciąż miała na sobie strój gimnastyczny. Resztki włosów pokrywały jej głowę, policzki zwisały jak u buldoga. Jej oczy były bardzo podkrążone a nos miała haczykowaty jak najprawdziwsza baba jaga. Usta miała szeroko rozchylone ukazując szereg spróchniałych zębów przypominających zgliszcza po bombardowaniu.
Po upadku na ziemię Emma wciąż nie mogła oderwać wzroku od tej groteskowej postaci, która próbowała nieudolnie zniknąć powodując jedynie rozmycie swej sylwetki.
Emma była w naprawdę fatalnym stanie.



Hank odczuwał satysfakcję z rozrywania ciała tego gnojka, wiedział, że świr nie zasłużył na nic innego. Jednak sam malaviannin sprawił mu zawód swoim zachowaniem. Zamiast się dławić krwią i dostawać spazmów on wisiał bezwładnie na jego szponach. Zdawało się, że wykonuje serię jakiś nieokreślonych ruchów za plecami. Ale Hank był za bardzo skupiony na próbach rozerwania kręgosłupa aby to dostrzec. Nagle do pleców blondyna doskoczyła Gwen, na jej twarzy malowało się przerażenie i paniczny strach. Chyba się szamotała z rękoma świra. Po chwili świr uniósł lekko głowę i uśmiechając się powiedział: „Polly wants the cracker*.”
Wtem mina mu zrzedła i skonał w ułamek sekundy po tym jak oporne kręgi wreszcie poddały się sile Hanka. Jego ciało wciąż młode jak na wampirze standardy nie rozpadło się lecz zaczęło ulegać przyspieszonemu rozkładowi. Hank strząsnął z rąk rozkładające się truchło i dopiero wtedy zobaczył klęczącą Gwen z granatem w ręku.
Obydwoje spojrzeli w stronę walki skąd dobiegł dźwięk, który wydaje z siebie metalowy kij do baseballu odbijając piłkę. Obydwoje dostrzegli maszkarę stojącą z boku z niebezpiecznie wyglądającą prowizoryczną pałą i ciało wampirzycy z otwartym złamaniem obojczyka i grymasem bólu na twarzy.



Gwen stanęła koło Hanka i zaczęła się rozglądać. Gdy jej wzrok spoczął na bląd wampirze rozrywanym przez jej towarzysza dostrzegła, że wyciągnął coś z tylniej kieszeni spodni. Młoda wampirzyca przymrużyła oczy aby przyjrzeć się dokładniej obiektowi trzymanemu przez świra. Wtedy rozpoznała ten kształt, głównie pamiętając go z filmów. Był to granat, najprawdziwszy granat ręczny, taki jakiego używa się na wojnie. Wtedy Gwen nagle zdała sobie sprawę z tego w co się wplątała i czym jest sabat. Do teraz wydawało jej się, że znalazła się w środku jakiejś ulicznej rozróby, których przeżyła kilka w swoim życiu, ale teraz zdała sobie sprawę, że jest w samym środku Wojny, i to gorszej wojny od ludzkiej, bo wojny wampirów. Równocześnie zrozumiała, że sabat nie cofnie się przed niczym i zapłaci każdą cenę aby wygrać.
W ułamku sekundy jej umysł dokonał kalkulacji i oceniła, że nie zdoła uciec przed siłą rażenia więc instynktownie doskoczyła do rąk szaleńca próbując wyrwać mu śmiercionośną broń zanim zostanie użyta. Czuła jak silniejszy od niej malkawianin pomimo jej starań złapał za zawleczkę, usłyszała wypowiedziane przez niego zdanie, myślała, że to ostatnie sekundy jej istnienia. I wtedy coś w jego wnętrzu gruchnęło a on znieruchomiał. Martwe ciało w mgnieniu oka zamieniło się w stertę gnijącego mięsa i kości.
Gwen wciąż będąc w szoku trzymała w ręku granat i z oczami pełnymi ulgi patrzała na Hanka.
Sekundę później dostrzegła nowe zagrożenia. Zamaskowany wojownik był w poważnych tarapatach próbując zrzucić z siebie płonącego wampira a nieznajoma wampirzyca, która stanęła po ich stronie teraz leżała na ulicy a nad nią triumfowało monstrum.



Spike jak w amoku obserwował przebieg walk. Ze zgrozą stwierdził, że szala wygranej zmieniła się jak w kalejdoskopie. Wiedział, że gdy tylko sabat wykończy jego kompanów zabierze się za jego skórę. Zrozumiał, że gdyby nie jego brak zdecydowania mógłby być tam teraz z nimi aby im pomóc, a teraz musi znowu tracić czas na dotarcie na odsiecz. Aczkolwiek cień TIR’a w który był wtulony był taki kojący, bezpieczny i zachęcający. A jeszcze bardziej zachęcająca była pusta uliczka obiecująca bezpieczeństwo i wolność.
Sarvey musiał wykonać teraz bardzo szybki rachunek sumienia. Podjąć ważną decyzję i zastanowić się czy mógłby żyć ze świadomością swego tchórzostwa. Jedne było pewne, jeżeli chciał ruszyć do akcji musiał zebrać całą odwagę jaka w nim pozostała.


W między czasie sabatnik porażony elektrycznością podniósł się niezgrabnie. Ból jaki wciąż odczuwał przeszywał jego ciało gdy pozostałości wysokiego napięcia wciąż krążące po jego ciele dawały o sobie znać. Jego zwykle przetłuszczone włosy odstawały teraz w każdą stronę, czapka spadła mu z głowy. Myślał tylko o jednym, o tym, że musi się pożywić. A miał ku temu doskonałą okazję. Ciało jego oprawczyni leżało koło niego i zabarwiało śnieg na kolor czerwony, kolor który doprowadza jego zmysły do szału. Nie mógł pozwolić aby ta bezcenna ciecz się zmarnowała. Podczołgał się do niej licząc, że została tam jeszcze kropla życia. Przeliczył się, było więcej niż kropla. Kobieta była przynętą jak i pułapką samą w sobie, szybko złapała go za gardło jedną ręką, drugą przebiła jego serce kołkiem który jeszcze sekundę temu niemiał prawa bytu, po prostu nie istniał.
Nieruchomiejąc sabatnik zdał sobie sprawę z tego jak bardzo nie docenił Maga.

Wykonanie tylu gwałtownych ruchów i wyczarowanie kołka w jej stanie, z takimi obszernymi ranami wyczerpało doszczętnie siły dziewczyny. Czuła jak odpływa w krainę nieprzytomności. Ostatnie nadzieje położyła na barkach nieznajomych wampirów, które okazały się na tyle ludzkie aby bronić śmiertelnika. Z czymś takim się do teraz nie spotkała. Mimo to wierzyła, że zdołają ocalić siebie i ją.



W między czasie, w ciemnym zaułku przy Nocnej Lampce rosła mroczna postać, rosła obserwując walkę.
Był dumny ze swoich wojowników, są nieustraszeni. Ale wszystko poszło nie po jego myśli, to miał być tylko jeden Mag a tu proszę, cała masa znienawidzonej opozycji, do tego jeszcze jakiś przebieraniec. Nie wiedział kim oni wszyscy są, wiedział tylko, że musi dać im nauczkę, chociażby za zgładzenie Polly'ego.
Będąc przywódcą sfory od wielu lat nauczył się jednego, zawsze wysyłać wojowników przodem. Teraz ta nauka przyniesie korzyści.
Jego ciało było już prawie gotowe. Spoglądał na wszystko z wysokości dwóch i pól metra, miał olbrzymie siedmiopalczaste, szponiaste dłonie, jego szara skóra pokryta była śluzem.
Niechętnie przybierał tą formę, była ohydna, jednak tym razem nie dali mu wyjścia.
Pochodził z pradawnego, potężnego i dumnego klanu. Wkrótce pokaże wszystkim co to znaczy zadzierać z Tzimizce.

Wielka bestia wybiegła z zaułka i jednym ciosem pięści skosiła stojącą przy drodze latarnie. Bestia ta znana niektórym z opowiadań, była wynikiem długotrwałej choroby krwi chorego klanu.
Chęć walki upadła we wszystkich, odezwał się stary, znajomy, oślizgły i nieprzyjemny strach.
Oto walka z sabatem miała się dopiero rozpocząć…









* Notka od tłumacza. - Polly wants the cracker – Polly chce krakersa. Nieprzetłumaczalna gra słów, „cracker” w języku ang. oznacza również petardę.
 
__________________
When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead.
What from of plague are you?

Ostatnio edytowane przez Cyrus : 09-03-2008 o 16:20.
Cyrus jest offline