Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2008, 16:38   #38
MrYasiuPL
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Zwiad
Cała grupa weszła do środka. Portal zamknął się za wami z głośnym odgłosem, niepodobnym do niczego co znaliście. Powietrze było tu ciężkie a jednocześnie zimne. Chłód przenikał przez wasze ciała tak jakbyście nie mieli niczego na sobie. Kontem oka zobaczyliście niebo. Fioletowo-czarne obłoki skrywały purpurową przestrzeń nad wami. Podłoże wyraźnie się poruszało, zupełnie jakby tworzyło je żywe ciało. Nie było widać nic, co znajdowało się dalej niż kilkanaście kroków z powodu gęstej zielonkawej mgły. Gdzieś w pobliżu usłyszeliście przeszywający ryk jakiegoś stworzenia.

Amillay szła przodem. Przez chwilę zastanawiała się. Potem otworzyła przejście. Wyleciał z niego wrogi mag. Leżał na ziemi z trudem zaczerpując tchu. Brama już zniknęła. Wszyscy zaatakowaliście czarodzieja. Zabicie go nie było trudne. Właściwie to nie wiedzieliście kto zadał śmiertelny cios. Wszystko udało by się gdyby nie dziwne zdarzenie. Amillay poczuła zew groty… kilku grot… siedmiu! Jakimś cudem zjawiło się tu siedmiu magów. Z za mgły wyszedł jednak jeden człowiek. Był dosyć młody, odziany w czarną szatę spod której widać było skórzaną zbroję z dziwnymi symbolami przedstawiającymi płonącą wyspę czy ląd. Wyglądał zupełnie inaczej od martwego już maga. Mimo to, obu łączył brak włosów. Obcy wyszczerzył zęby. Już zareagowaliście jednak na spotkanie wam mknęły fale. Czarodziejka ze zdumieniem zobaczyła że fale są przesycone 7 grotami. O ile dobrze pamiętała, najpotężniejszy znany jej mag używał dwóch naraz.
Potem wszystkich ogarnął mrok.

Obudziliście się cali obolali, z licznymi ranami. Wyglądało na to że przeżył tylko Matellus, Oin i Amillay. Byliście w wozie-klatce. Prawdopodobnie więzieniu. Prócz was, znajdowało się tu jeszcze trzech więźniów. Zabrano wam broń oraz wszystkie osobiste przedmioty. Mieliście jednak na sobie te same stroje. Z za krat widać było krajobraz. Śnieg, lód, drzewa...
Po waszej stronie szedł jakiś mężczyzna. Zwykły żołnierz, mimo to różnił się od tych których widzieliście na bitwie. Wyglądał na kogoś doświadczonego a pozatym nosił inny mundur.




Niu
Atak kawalerii okazał się całkowicie nie udany. Mimo, iż uderzenie jazdy spowodowało duże straty w szeregach wroga, to jeźdźcy utknęli w tłumie piechurów. Nie było mowy by oddział wyrwał się z tej pułapki. Kawalerzyści próbowali przerąbać sobie drogę, lecz imperialnych piechurów było zbyt wielu.
Niu bez powodzenia próbowała przebić się przez mur żołnierzy Imperium. Cięła mieczem gdzie popadnie, lecz powoli zaczynało jej brakować sił. Mięśnie zaczynały ją boleć coraz bardziej, a ręce zaczeły robić się ociężałe. Jej ruchy były coraz wolniejsze, aż wreszcie machała mieczem już jedynie samą siłą woli. Nagle poczuła przeszywający ból, którego epicentrum mieścieło się w jej boku. Poczuła jak jej dusza zaczyna uchodzić z ciała. Spojrzała w bok i zobaczyła jak jakiś Imperialista wyjmuje z jej poku włucznię. Gdy ostrze włuczni opuściło jej ciało, zsunęła się z konia i upadła na ziemię. Po chwili jej oczy zasnuła mgła, jej dusza powędrowała do innego świata.



Quenril Alberai
Byłeś zadowolony z tego, żę udało ci się pokonać imperialnego piechura. Początkowo wydawało się, że będzie on ostatnią osobą jaką zobaczysz w swoim życiu, jednak on cie zlekceważył i zapłacił za to własnym życiem. Początkowo zgrzyt kości jaki poczułeś w czasie walki nie sprawiał ci żądnego problemu. Wydawało się, że to zwykłe pstryknięcie w stawach. Wilokrotnie słyszałeś jak ludzie potrafili strzelać palcami i uważałeś, że teraz było podobnie. Jednakże po przejściukilku metrów twoje prawe kolano zaczęło cię boleć. Ból z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz silniejszy, co utrudniało ci poruszanie się. Na szczęście tłum walczących wolów ciebie zrzedniał. Ogłeś swobidnie poruszać się między już jedynie gupkami walczących żołnierzy. Bitwa dobiegała końca i doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę. Równie dobrze wiedziałeś, że strona tego konfliktu, po której ty byłeś nie była stroną wygraną.
Zaczęłeś się rozglądać i zastanawiać się co robić. Przeżyłeś, ale co dalej miałeś zrobić? Nie wiedziałeś jak Imperialiście traktują jeńców, zwłaszcza tych pochodzących z twojego klanu. Może nie rozpoznaliby w tobie handlarza niewolników, ale można było się spodziewać, że będą postępować zgodnie ze stereotypami mówiącymi, że każdy przedstawiciel Wodnego Klanu zajmuje się niewolnictwem, albo jest łowcą lub handlarzem niewolników. Nie zastanawiałeś się długo i postanowiłeś wynosić się jak najszybciej z pla bitwy. Nie wiedziałeś gdzie się udać, lecz w tej chwili kierunek był obojętny, najważniejsze było by się z tego miejsca jak najszybciej oddalić. Jednakże los nie dał ci daleko odejść. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów natknąłeś się na kilku żołnierzy, którzy dobijali rannych niemogących stać o własnych nogach. Zerwałeś się do ucieczki, bo wiedziałeś, że nie masz w walce z nimi szans. Boląca wciąż noga nie pozwoliła ci jednak na długą ucieczkę i po chwili poczułeś uderzeniw w głowę, a świat nagle pokrył mrok.
Ocknąłeś się w olbrzymim bólem głowy. Bólem tak dotkiwym, że przewyższał wcześniejszy ból kolana, o którym zdążyłeś już apomnieć. Gdy chciałeś sprawdzić czy nie masz rozbitej głowy, zauważyłeś, że jesteś spętany i znajdujesz się w jakiejś klatce. Klatka ta postawiona była na wozie, który poruszał się ośnieżona drogą i była zbudowana z drzewna. Nie byłeś sam w taj klatce, znajdowali się w niej jeszcze krasnolud, jaszczur i jeszcze jacyś ludzie, w tym kobieta.



Lekka piechota - pododdział 5 - dziesiętnik Debran Warron
Bronthion


Bronthion z wysiłkiem otworzył oczy. Głowa bolała tępym, pulsującym bólem z gatunku tych, których nie można pozbyć się przez cały dzień. Przez moment nie potrafił określić, gdzie jest ani co tutaj robi. Dopiero, gdy jego wzrok spoczął na nadpalonych zwłokach żołnierza Imperium przypomniał sobie, co to za miejsce. Zgiełk bitwy cichł już z wolna i dobiegał z oddali, najwyraźniej front przesunął się i to znacznie. Pozostawało tylko pytanie, w którą stronę i na czyją korzyść. Dopiero, gdy z stęknięciem spróbował wstać, zobaczył kilkunastu mężczyzn rzucających jakieś kawałki materiału na zmarłych i rannych. Dookoła kręcili się też inni znoszący pokaleczonych, którzy rokowali na wyzdrowienie. Bronthion spojrzał dookoła, sprawdzając, czy ktoś nie zauważył jego obecności. Niestety jednak zauważył. Ostatnim, co widział był topór, które zbliżało się z potworną prędkością do jego głowy. Ostrze z trzaskiem przebiło kości czaszki wbijając się głęboko i zabijając błyskawicznie nieszczęśnika.
Żołnierz wyszarpnął ostrze ze stygnącego już ciała i splunął na ziemię.

- Ci z Północy niegdyś nie zrozumieją, ze to tylko kwestia czasu. Jeszcze rok, albo dwa i zajmiemy całe ich ziemie. Jedną po drugiej. –



Avagornis, Garret

Walczyliście wspólnie z kilkunastoma innym żołnierzami waszej armii. Czerwone mundury zdawały się być wszędzie. Na miejsce jednego, który padł zaraz przychodziło trzech następnych. Szybko zostaliście otoczeni, stojąc zwróceni do siebie plecami szykowaliście się na śmierć nie zamierzając tanio oddać swego życia. Jeśli psy Imperium chcą was dostać, będą musieli złożyć na tym polu wiele głów. A przynajmniej tak myśleliście do czasu, gdy nagle żołnierze wroga cofnęli się na kilka metrów, przed nich po chwili wyszli łucznicy oraz mężczyzna w pozłacanej zbroi. Spojrzał na waszą garstkę z nieskrywaną pogardą i jakby obrzydzeniem. Pokręcił lekko głową jakby niedowierzając, że przypadło mu w udziale tak niechlubne zadanie, ale po chwili odezwał się głosem nie znoszącym

-Złóżcie broń. Inaczej wydam rozkaz do strzału. Nie będziemy tracić wartościowych żołnierzy na wam podobnych. Albo poddajecie się całkowicie zdając na naszą łaskę, albo giniecie tu i teraz. Wybór należy do was.-

Zaskoczeni i rozzłoszczeni spojrzeliście po sobie. Nikt nie wiedział ile prawdy jest w słowach obcego dowódcy, ale tak czy siak nie mieliście wyjścia. Powoli, z ociąganiem jeden po drugim odrzucaliście miecze oraz tarcze, które szybko były zabierane przez Imperialnych. Byliście wściekli zarówno na siebie, na przeciwnika i na swoich dowódców, którzy nieudolnie poprowadzili was do klęski. Zostaliście odeskortowani poza pole bitwy, gdzie kowal skuwał pozostałych jeńców. Odczekaliście w kolejce biernie patrząc, jak jakiś mężczyzna został porąbany na kawałki przy próbie ucieczki. Więcej prób nie było.
Chwilę potem rozdano wodę. Coś musiano do niej dodać, bo po chwili zaczęło wam się kręcić w głowach i padliście bez przytomności.

Obudziło was skrzypienie kół. Zdezorientowani spojrzeliście na brudne i zmęczone twarze współwięźniów. Zaraz też dostrzegliście kraty. Przy wozie równym szeregiem szło trzech żołnierzy, którzy wyśmiewali się z waszej bezbronności. Załamani i bezradni opadliście na deski pojazdu. Gdzie was wiozą i po co?
 

Ostatnio edytowane przez MrYasiuPL : 09-03-2008 o 16:45.
MrYasiuPL jest offline