Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2008, 11:53   #31
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Akvila chciał ruszyć ręką, ale tą przeszył ból. Była złamana.
- No do wszystkich cnotek, nic gorszego chyba nie mogło mi się teraz przytrafić.Medyk!- Metellus zawołał na doświadczonego wojaka. – lepiej przywróć mi ją do użytku, albo ty młoda panno – spojrzał surowo na dziewczynę – do jasnej cholery, jesteś magiem powinnaś umieć składać kości jednym pstryknięciem palca– Akvila był wściekły na wszystko i na wszystkich. W międzyczasie odrzucił swój miecz i podniósł imperialny. Wyglądał na lepiej wykonany, poza tym będzie miał czym się pochwalić.
- Jeśli nie macie nic do powiedzenia, lepiej ruszajmy – mężczyzna ruszył powolnym krokiem do przodu, starając się nie myśleć o ramieniu. – Imperialne psy, szczyny krasnoludzkie – Akvila mamrotał do siebie wyzwiska w kierunku wroga. Powszechny wśród Żelaznego Klanu zwiadowców żart mówił o tym, że gdy krasnoludy sikały, to wszystko spływało po stokach gór na ziemię, gdzie powstało Imperium.
Szli tak chwilę, gdy dostrzegli wrogiego maga, wielki, łysy, któremu źle patrzy z oczu. Idealny image na bycie złym magiem.
- No mała, mam nadzieję, ze też tak potrafisz sprzątać jak ten koleś. Dwa ruchy i pół oddziału niema. Dobry jestem w strzelaniu łukiem, ale z złamaną jedną ręką to sobie mogę, co najwyżej kamieniami w niego porzucać, albo kaczki porobić na tej krwi, która się obficie leje wszędzie. – Akvila podniósł jakiś kamień i cisnął nim w przypadkowego imperialnego żołnierza. – psy zawszone.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 21-02-2008 o 22:23.
sante jest offline  
Stary 21-02-2008, 21:28   #32
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Widziała jakieś niewyraźne sylwetki biegające gdzieś niedaleko, krzyki i wrzaski przybrały demoniczną nutę. Było zimno, nie wiedziała czy jest jeszcze w swoim ciele, gdyż nie mogła niczym ruszyć. Świat był taki jasny taki nieprzyjazny. W pewnej chwili spostrzegła ciemną sylwetkę nachylającą się nad nią. Miała ochotę krzyknąć, wykonać jakiś ruch aby odpędzić demona gdy nagle usłyszała głos;
-Cholera! To będzie bolesne dziewczyno... i konieczne.
Głos dziwnie znajomy, w pewnej chwili poczuła ból, dopiero teraz doszła do wniosku że jeszcze nie znajduje się w zaświatach. Lecz z powodu nieustającego bólu zapragnęła niezwłocznie tam się znaleźć. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, resztki łez spływały po policzkach...
Ból nieco ustał, teraz rozejrzała się dookoła i uświadomiła sobie gdzie jest. Uspokoiła się nieco widząc znajomych towarzyszy. Sam pomógł jej się podnieść. Chwiała się chwilę na nogach po czym omal nie upadła. Chodzenie nie wchodziło w grę. Dopiero teraz spostrzegła, ze z członkami jej grupy nie jest najlepiej. Miała ochotę wrócić, lecz nie było dokąd, musiała iść dalej. Wszystkie drogi powrotu dawno się zamknęły.
- nie znam czarów leczniczych – powiedziała cicho to zdenerwowanego Matellusa. Medyk pomógł jej ruszyć dalej, w dalszym ciągu czuła ból w udzie. Żałowała teraz ze nie poszła na uzdrowicielkę, teraz na pewno się by przydała, nie zawadzała by nikomu...
Niedaleko eksplodował strumień wody, od razu wyczuła działanie magii. Zaczęła zbierać siły. Nie miała ich zbyt dużo. Podeszli jeszcze bliżej ubrany w szara szatę, łysy i wysoki. Miał na pewno więcej doświadczenia od niej. Ale ona władała magią potężniejszą. Nie słuchała już co mówi do niej Akvila, kazała Medykowi aby ją puścił, aby mieć swobodę ruchów. Zebrała nieco siły po czym odwróciła się do grupy.
- macie siłę walczyć? – spytała zrobiła krótką przerwę – możemy przejść przez pole bitwy...niezauważeni...ale nie jestem pewna czy to będzie bezpieczniejsze...mogę otworzyć portal, który sąd nas zabierze- spojrzała w stronę maga – jestem jeszcze za słaba aby stawić mu czoła, ale mogę spróbować...zdecydujcie...- powiedziała i zachwiała się, lecz nie upadła.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 26-02-2008, 08:16   #33
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Oin poddał się zabiegom leczniczym medyka. Nie wiele go obchodziła ta rana. Rozglądał się wokół nie dostrzegając większego zainteresowania swoją raną wojenną.

- Nic mi nie jest. Mogłem zginąć, ale dzięki, że zapytaliście towarzysze.

Oin podniósł się wspierając się na toporze. Dobrze, że bełt wbił się w bark gdzie zamortyzował go nieco pancerz i dzięki temu krasnolud miał nadzieję na rozrąbanie jeszcze kilku małych ludzkich czaszek. Oin po niedługiej chwili usłyszał „krasnoludzkie szczyny” z ust Metellusa i przypomniał sobie jak kiedyś ktoś mówił mu o ludzkim powiedzeniu, że Imperium powstało z krasnoludzkich szczochów, którego z gór spływają. Oin buchnął tak gromkim śmiechem, że prawie się przewrócił z bólu, zapominając o ranie.

Nagle niewiadomo skąd przed nimi wyrósł kolejny przeciwnik. Oin nie przejął by się tym wcale. Zauważył jednak, że wśród tej zgrai bękartów upośledzonego trolla jest magik. Krasnolud cofnął się krok w tył i ściągnął kuszę. Wysłuchał co miała do powiedzenia ludzka baba i popatrzył z ukrytym strachem na magika, który wyprawiał jakieś cuda nie widy.

- Panie i Panowie jak głosi stare krasnoludzkie porzekadło – „Pośpiech jest matką upadku.”.
Szybki plan. Baba ma racje. Musimy wykonać taktyczny i niepodważalny odwrót. Wcześniej jednak…kto tu dobrze strzela? Strzelec wyborowy zdejmie cudaka a reszta osłania i ogień w przeciwnika jakby się im na spacer zebrało. Jak cudak padnie to baba zabiera nas do domu. Dobry plan?
 
DrHyde jest offline  
Stary 26-02-2008, 18:17   #34
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Avagornis czuł zapach świeżej krwi. Właśnie ostrze jego miecza utkwiło w trzewiach jednego z Imperialnych. Wyciągając ostrze, ciągnął je do dołu, zadając przeciwnikowi dodatkowy ból. W pewnej chwili usłyszał huk, który go na chwilę ogłuszył. Słuch jednak wrócił momentalnie i jaszczur dostrzegł obok siebie grupkę martwych ciał. Nie miało sensu rozpatrywanie się nad nimi, gdyż i tak im by to w niczym nie pomogło. Walcząc mieczem, wprawiał się coraz bardziej. Kolejne cięcia, pchnięcia i bloki wychodziły mu coraz lepiej. Szczególne dobrze radził sobie z parowaniem ataków wroga. Było to tym bardziej potrzebne, że z każdą minutą walki jego zranione ramie słabło coraz bardziej, w pewnym momencie uniemożliwiając dalsze używanie tarczy. Walczył z kolejnymi przeciwnikami, pomagając sobie w walce ogonem. Zdarzył się moment, w którym Ornis go uratował. Walczył bowiem z Imperialnym, odwrócony plecami do "swoich", gdy w pewnej chwili przeciwnik, do tej chwili udający martwego, powstał i zaatakował Avagornisa. Wąż wyskoczył spod pancerza w stronę wroga, wbijając swoje cienkie zęby w imperialną szyję. Wróg momentalnie przewrócił się na ziemię, trzęsąc się w agonii. Jaszczur zabił swojego przeciwnika, wbijając miecz w ciało żołnierza. Podnosząc swojego małego przyjaciela z ziemi, spostrzegł kątem oka, iż jeden ze "swoich" ma kłopoty. Podbiegł do wroga z tyłu, tnąc go w szyję. Ostrze weszło głęboko, uwalniając fontannę krwi, która opryskała leżącego na ziemi Garreta. Jaszczur pomógł mu wstać.
 
grabi jest offline  
Stary 27-02-2008, 20:24   #35
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Nieco zirytowała się na określenie jakie używał w stosunku do niej krasnolud. Jednak na reakcje nie było czasu. Nieco zdziwił ją jego plan taktyczny, gdyż zawsze myślała, ze krasnoludy za wszelka cenę gotowe są podjąć walkę.

- Strzelanie w maga to bezsens...nawet mało doświadczony mag potrafi bez trudu się obronić. Trzeba użyć czarów. Wciągnę maga w swoja grotę, tam nie będzie mi łatwiej się z nim zmierzyć. Ale najpierw przeniosę was w bezpieczne miejsce, ale będziecie musieli uważać. Grota chaosu skrywa wiele niebezpieczeństw... demony...smoki to tylko nieliczne stworzenia tam występujące. Nie spoglądajcie ani w dół ani w górę...
- nie widząc sprzeciwów Amillay wyczarowała grotę. Czarna dziura w której pobłyskiwało fioletowo-niebieskie światło. Czuć było od niej bijący chłód
~ tylko żeby nic nie wyszło...~ powtarzała w kółko kobieta.
- Naszykujcie broń...wchodzimy. Trzymajcie się blisko mnie- powiedziała po czym zatopiła się w grocie.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 29-02-2008, 20:26   #36
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Tarcza zatrzeszczała a Quenril poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku . Jeżeli jego przeciwnik dalej będzie zadawał tak potężne ciosy, to nie tylko tarcza ale i cały jego pancerz i niektóre części ciała będą roztrzaskane. Takiego wroga trzeba podejść sposobem nie można się rzucić na niego z furią, bo on ją odeprze, a w dodatku uderzy jeszcze dwa razy mocniej. Jednak jak to wymyślić jakąś taktykę, kiedy w koło słychać wrzaski umierających żołnierzy, rżenie koni, odgłosy rogów i pieśni bitewnych wydobywających się z ludzkich, jaszczurzych i krasnoludzkich gardeł. Dodatkowe utrudnienie powoduje także ciężkie opancerzenie mężczyzny. Alberai musiał przyznać że to żelastwo dość znacznie krępuje jego ruchy i jest dla niego niewygodne. Jednak co zrobić- taką armia dała mu zbroję i z taką musi walczyć. Kolejny cios i kolejne ukrycie się za tarczą. Teraz mężczyzna mógł już zauważyć pęknięcia na gładkiej dotąd powierzchni tarczy. Pomysł jaki zrodził się w handlarzu niewolników był dosć szalony, ale cholera przecież jest wojna a chyba tylko szaleni ludzie zgadzają się w niej brać udział z własnej woli. Najważniejszy był początek manewru czyli… odwrót. Był on tak ważny, gdyż zołnierz w tym momencie odsłaniał plecy i nie był gotowy w razie czego na szybkie sparowanie ataku swoją tarczą. Odwrócił się tak szybko jak tylko pozwalała mu na to jego zbroja i zmęczenie a następnie zaczął biec. Jego przeciwnik warknął. Miało to chyba znaczyć coś pomiędzy: „tak łatwo nie uciekniesz” i „ty wszawy tchórzu”. Jednak z całą pewnością ten manewr nie był aktem tchórzostwa. Imperialista zaczął biec za Quenrilem. Trwało to kilka chwil więc nikt nie miał czasu obrać sobie Alberai’ego na swój nowy cel, ale dostatecznie długo, by wróg mógł się rozpędzić. Handlarz niewolników nie wysilał się przy tej ucieczce to też agresor był już blisko. Kiedy tylko miał zadać cios, wojownik zatrzymał się gwałtownie i błyskawicznie kucnął. Coś chrupnęło mu w kolanach ale nie czuł teraz bólu. Natarł ręką w której trzymał tarczę na opancerzone nogi żołnierza Imperium. Ból w tej ręce mógł świadczyć o tym, że tarcza roztrzaskała się na kawałki, ale atak ten spełnił swoje zadanie. Imperialista padł na twarz i był teraz bezbronny. Pozostawało go tylko dobić, co też Quenril uczynił przebijając mieczem kark agresora. Przeciwnik nie żył. Alberai zaczał się rozglądać za nową tarczą.
 
Donki jest offline  
Stary 01-03-2008, 19:47   #37
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Akvila wysłuchał co inni mają do powiedzenia, każdy z nich miał jakiś plan, szkoda tylko, że wszystkie miały jakiś haczyk. Gdy pojawiła się magiczna grota, ścisnął mocniej rękojeść miecza i z przekleństwem na ustach, przekroczył jej próg.
- Mam nadzieję, że jesteś dziewicą, bo smoki takie lubią jadać na podwieczorek. W ostateczności mamy tłustego krasnoluda.- tyle zdążył powiedzieć nim zniknął w środku.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 09-03-2008, 16:38   #38
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Zwiad
Cała grupa weszła do środka. Portal zamknął się za wami z głośnym odgłosem, niepodobnym do niczego co znaliście. Powietrze było tu ciężkie a jednocześnie zimne. Chłód przenikał przez wasze ciała tak jakbyście nie mieli niczego na sobie. Kontem oka zobaczyliście niebo. Fioletowo-czarne obłoki skrywały purpurową przestrzeń nad wami. Podłoże wyraźnie się poruszało, zupełnie jakby tworzyło je żywe ciało. Nie było widać nic, co znajdowało się dalej niż kilkanaście kroków z powodu gęstej zielonkawej mgły. Gdzieś w pobliżu usłyszeliście przeszywający ryk jakiegoś stworzenia.

Amillay szła przodem. Przez chwilę zastanawiała się. Potem otworzyła przejście. Wyleciał z niego wrogi mag. Leżał na ziemi z trudem zaczerpując tchu. Brama już zniknęła. Wszyscy zaatakowaliście czarodzieja. Zabicie go nie było trudne. Właściwie to nie wiedzieliście kto zadał śmiertelny cios. Wszystko udało by się gdyby nie dziwne zdarzenie. Amillay poczuła zew groty… kilku grot… siedmiu! Jakimś cudem zjawiło się tu siedmiu magów. Z za mgły wyszedł jednak jeden człowiek. Był dosyć młody, odziany w czarną szatę spod której widać było skórzaną zbroję z dziwnymi symbolami przedstawiającymi płonącą wyspę czy ląd. Wyglądał zupełnie inaczej od martwego już maga. Mimo to, obu łączył brak włosów. Obcy wyszczerzył zęby. Już zareagowaliście jednak na spotkanie wam mknęły fale. Czarodziejka ze zdumieniem zobaczyła że fale są przesycone 7 grotami. O ile dobrze pamiętała, najpotężniejszy znany jej mag używał dwóch naraz.
Potem wszystkich ogarnął mrok.

Obudziliście się cali obolali, z licznymi ranami. Wyglądało na to że przeżył tylko Matellus, Oin i Amillay. Byliście w wozie-klatce. Prawdopodobnie więzieniu. Prócz was, znajdowało się tu jeszcze trzech więźniów. Zabrano wam broń oraz wszystkie osobiste przedmioty. Mieliście jednak na sobie te same stroje. Z za krat widać było krajobraz. Śnieg, lód, drzewa...
Po waszej stronie szedł jakiś mężczyzna. Zwykły żołnierz, mimo to różnił się od tych których widzieliście na bitwie. Wyglądał na kogoś doświadczonego a pozatym nosił inny mundur.




Niu
Atak kawalerii okazał się całkowicie nie udany. Mimo, iż uderzenie jazdy spowodowało duże straty w szeregach wroga, to jeźdźcy utknęli w tłumie piechurów. Nie było mowy by oddział wyrwał się z tej pułapki. Kawalerzyści próbowali przerąbać sobie drogę, lecz imperialnych piechurów było zbyt wielu.
Niu bez powodzenia próbowała przebić się przez mur żołnierzy Imperium. Cięła mieczem gdzie popadnie, lecz powoli zaczynało jej brakować sił. Mięśnie zaczynały ją boleć coraz bardziej, a ręce zaczeły robić się ociężałe. Jej ruchy były coraz wolniejsze, aż wreszcie machała mieczem już jedynie samą siłą woli. Nagle poczuła przeszywający ból, którego epicentrum mieścieło się w jej boku. Poczuła jak jej dusza zaczyna uchodzić z ciała. Spojrzała w bok i zobaczyła jak jakiś Imperialista wyjmuje z jej poku włucznię. Gdy ostrze włuczni opuściło jej ciało, zsunęła się z konia i upadła na ziemię. Po chwili jej oczy zasnuła mgła, jej dusza powędrowała do innego świata.



Quenril Alberai
Byłeś zadowolony z tego, żę udało ci się pokonać imperialnego piechura. Początkowo wydawało się, że będzie on ostatnią osobą jaką zobaczysz w swoim życiu, jednak on cie zlekceważył i zapłacił za to własnym życiem. Początkowo zgrzyt kości jaki poczułeś w czasie walki nie sprawiał ci żądnego problemu. Wydawało się, że to zwykłe pstryknięcie w stawach. Wilokrotnie słyszałeś jak ludzie potrafili strzelać palcami i uważałeś, że teraz było podobnie. Jednakże po przejściukilku metrów twoje prawe kolano zaczęło cię boleć. Ból z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz silniejszy, co utrudniało ci poruszanie się. Na szczęście tłum walczących wolów ciebie zrzedniał. Ogłeś swobidnie poruszać się między już jedynie gupkami walczących żołnierzy. Bitwa dobiegała końca i doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę. Równie dobrze wiedziałeś, że strona tego konfliktu, po której ty byłeś nie była stroną wygraną.
Zaczęłeś się rozglądać i zastanawiać się co robić. Przeżyłeś, ale co dalej miałeś zrobić? Nie wiedziałeś jak Imperialiście traktują jeńców, zwłaszcza tych pochodzących z twojego klanu. Może nie rozpoznaliby w tobie handlarza niewolników, ale można było się spodziewać, że będą postępować zgodnie ze stereotypami mówiącymi, że każdy przedstawiciel Wodnego Klanu zajmuje się niewolnictwem, albo jest łowcą lub handlarzem niewolników. Nie zastanawiałeś się długo i postanowiłeś wynosić się jak najszybciej z pla bitwy. Nie wiedziałeś gdzie się udać, lecz w tej chwili kierunek był obojętny, najważniejsze było by się z tego miejsca jak najszybciej oddalić. Jednakże los nie dał ci daleko odejść. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów natknąłeś się na kilku żołnierzy, którzy dobijali rannych niemogących stać o własnych nogach. Zerwałeś się do ucieczki, bo wiedziałeś, że nie masz w walce z nimi szans. Boląca wciąż noga nie pozwoliła ci jednak na długą ucieczkę i po chwili poczułeś uderzeniw w głowę, a świat nagle pokrył mrok.
Ocknąłeś się w olbrzymim bólem głowy. Bólem tak dotkiwym, że przewyższał wcześniejszy ból kolana, o którym zdążyłeś już apomnieć. Gdy chciałeś sprawdzić czy nie masz rozbitej głowy, zauważyłeś, że jesteś spętany i znajdujesz się w jakiejś klatce. Klatka ta postawiona była na wozie, który poruszał się ośnieżona drogą i była zbudowana z drzewna. Nie byłeś sam w taj klatce, znajdowali się w niej jeszcze krasnolud, jaszczur i jeszcze jacyś ludzie, w tym kobieta.



Lekka piechota - pododdział 5 - dziesiętnik Debran Warron
Bronthion


Bronthion z wysiłkiem otworzył oczy. Głowa bolała tępym, pulsującym bólem z gatunku tych, których nie można pozbyć się przez cały dzień. Przez moment nie potrafił określić, gdzie jest ani co tutaj robi. Dopiero, gdy jego wzrok spoczął na nadpalonych zwłokach żołnierza Imperium przypomniał sobie, co to za miejsce. Zgiełk bitwy cichł już z wolna i dobiegał z oddali, najwyraźniej front przesunął się i to znacznie. Pozostawało tylko pytanie, w którą stronę i na czyją korzyść. Dopiero, gdy z stęknięciem spróbował wstać, zobaczył kilkunastu mężczyzn rzucających jakieś kawałki materiału na zmarłych i rannych. Dookoła kręcili się też inni znoszący pokaleczonych, którzy rokowali na wyzdrowienie. Bronthion spojrzał dookoła, sprawdzając, czy ktoś nie zauważył jego obecności. Niestety jednak zauważył. Ostatnim, co widział był topór, które zbliżało się z potworną prędkością do jego głowy. Ostrze z trzaskiem przebiło kości czaszki wbijając się głęboko i zabijając błyskawicznie nieszczęśnika.
Żołnierz wyszarpnął ostrze ze stygnącego już ciała i splunął na ziemię.

- Ci z Północy niegdyś nie zrozumieją, ze to tylko kwestia czasu. Jeszcze rok, albo dwa i zajmiemy całe ich ziemie. Jedną po drugiej. –



Avagornis, Garret

Walczyliście wspólnie z kilkunastoma innym żołnierzami waszej armii. Czerwone mundury zdawały się być wszędzie. Na miejsce jednego, który padł zaraz przychodziło trzech następnych. Szybko zostaliście otoczeni, stojąc zwróceni do siebie plecami szykowaliście się na śmierć nie zamierzając tanio oddać swego życia. Jeśli psy Imperium chcą was dostać, będą musieli złożyć na tym polu wiele głów. A przynajmniej tak myśleliście do czasu, gdy nagle żołnierze wroga cofnęli się na kilka metrów, przed nich po chwili wyszli łucznicy oraz mężczyzna w pozłacanej zbroi. Spojrzał na waszą garstkę z nieskrywaną pogardą i jakby obrzydzeniem. Pokręcił lekko głową jakby niedowierzając, że przypadło mu w udziale tak niechlubne zadanie, ale po chwili odezwał się głosem nie znoszącym

-Złóżcie broń. Inaczej wydam rozkaz do strzału. Nie będziemy tracić wartościowych żołnierzy na wam podobnych. Albo poddajecie się całkowicie zdając na naszą łaskę, albo giniecie tu i teraz. Wybór należy do was.-

Zaskoczeni i rozzłoszczeni spojrzeliście po sobie. Nikt nie wiedział ile prawdy jest w słowach obcego dowódcy, ale tak czy siak nie mieliście wyjścia. Powoli, z ociąganiem jeden po drugim odrzucaliście miecze oraz tarcze, które szybko były zabierane przez Imperialnych. Byliście wściekli zarówno na siebie, na przeciwnika i na swoich dowódców, którzy nieudolnie poprowadzili was do klęski. Zostaliście odeskortowani poza pole bitwy, gdzie kowal skuwał pozostałych jeńców. Odczekaliście w kolejce biernie patrząc, jak jakiś mężczyzna został porąbany na kawałki przy próbie ucieczki. Więcej prób nie było.
Chwilę potem rozdano wodę. Coś musiano do niej dodać, bo po chwili zaczęło wam się kręcić w głowach i padliście bez przytomności.

Obudziło was skrzypienie kół. Zdezorientowani spojrzeliście na brudne i zmęczone twarze współwięźniów. Zaraz też dostrzegliście kraty. Przy wozie równym szeregiem szło trzech żołnierzy, którzy wyśmiewali się z waszej bezbronności. Załamani i bezradni opadliście na deski pojazdu. Gdzie was wiozą i po co?
 

Ostatnio edytowane przez MrYasiuPL : 09-03-2008 o 16:45.
MrYasiuPL jest offline  
Stary 10-03-2008, 11:23   #39
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Kiedyś już wchodziła do groty, za każdym razem było tak samo nieprzyjemnie. Szła pewnie po poruszającym się podłożu, cały czas będąc w gotowości na ataki chaotycznych bestii. Spoglądała na współtowarzyszy od czasu do czasu upewniając się, ze wszyscy są. Szła jeszcze kawałek po czym otworzyła portal, mag nie miał szans przeciwko im wszystkim.
~ coś jest nie tak ~ przystanęła i wyczuła zbliżające się niebezpieczeństwo. Siedem grot, które przywołał tylko jeden mag. ~ niesamowite ~ pomyślała, osłupiale wpatrując się w mknącą na nią fale ze wszystkich siedmiu wrót.

Wydawało jej się, że fruwa między snującymi się powoli poszarpanymi chmurami, na wielkich białych skrzydłach. Obserwuje wszystko z lotu ptaka, zielone doliny skąpane w południowym słońcu, rozłożyste korony drzew, kilka z jej piórek odczepiło się z jej skrzydeł i w harmonicznym piruecie i lekkości spadło w dół. Ku swoim zdziwieniu spostrzegła, że piórek spada coraz więcej i ... więcej. W pewnym momencie sama zaczęła spadać, ujrzała ciemność.

Obudziła się, rwący ból głowy doskwierał niemiłosiernie, czuła się jakby wyssana z całej energii życiowej, do tego w dalszym ciągu czuła ból w udzie. Z nosa leciała jej krew. Nie maiła siły się poruszyć, rozejrzała się tylko. Wóz otoczony kratami podskakiwał od czasu do czasu napotykając na drodze kamień. Krasnolud, Matellus i trzech obcych więźniów. Wszyscy wyglądali nie najlepiej. Gdzie Sam, gdzie Medyk? Rozejrzała się jeszcze raz dokładnie lecz nigdzie ich nie było. Chciało jej się płakać.
~ to wszystko przeze mnie ~ utkwiła jej myśl ~ gdyby nie ja oni by żyli, nie było by tu nas...~
Wyjęła z pod płaszcza brudną chusteczkę, która jej została, otarła się z krwi i łez. Bała się tak bardzo się bała. Spojrzała w niebo, poszarpane chmury snuły się powoli...
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 11-03-2008, 16:20   #40
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Kolejny żołnierz padł przebity mieczem. To, że zostało ich jeszcze tysiące nie miało znaczenia. To, że jego armia kurczyła się z każdą chwilą też. Jego życie też nie miało już znaczenia. A wiec co miało znaczenie? Po co walczył? Na te pytania próbował znaleźć odpowiedź. Zabijanie było jednak łatwiejsze. Kolejny przebity mieczem padł na ziemię. Garret przeskoczył jego zwłoki i ciął kolejnego przez gardło. Krew trysnęła na kolejnego żołnierza oślepiając go. Nie dał mu szansy. Sparował kolejny cios i skontrował szerokim cięciem które rozcięło tętnice. Nie wiedział jakie tętnice, ale jakoś go to w tej sytuacji nie obchodziło. Cofnął się do Avagornisa. Jaszczur był cennym pomagierem. Pilnowali sobie nawzajem pleców zabijając każdego imperialnego żołnierza który próbował im zagrozić. Był pewien, że wytrwają tak jeszcze długo.

Pomylił się.

Nagle była ich już tylko garstka. Reszta armii została wybita do nogi. Na dodatek Bronthion był ogłuszony. Nie był pewien czy jego kolega wciąż żyje. Wtedy pomyślał, że jednak coś ma dla niego znaczenie. Jednak było to na tyle małe i nieznaczące w historii świata, że dłużej o tym nie myślał. Teraz byli okrążeni przez przeważające siły wroga. Wystąpił jeden z nich:

-Złóżcie broń. Inaczej wydam rozkaz do strzału. Nie będziemy tracić wartościowych żołnierzy na wam podobnych. Albo poddajecie się całkowicie zdając na naszą łaskę, albo giniecie tu i teraz. Wybór należy do was.

Trzymał miecz w pogotowiu. Był gotów walczyć do końca i zginąć na polu bitwy. Jednak towarzysze nie podzielali jego entuzjazmu. Wszyscy jak jeden mąż rzucili broń. Nie było innego wyboru. Musiał robić to co oni. Inaczej mógł narazić swoich towarzyszy na niebezpieczeństwo gdyby zaatakował tak nagle .Po rzuceniu broni został brutalnie poprowadzony prosto do kowala który skuwał jeńców. Ktoś próbował uciec, ale mu się nie udało. Garret nie był taki głupi żeby próbować niepotrzebnej ucieczki. Wtedy podano mu wodę. Jedną z jego prywatnych zasad było to żeby nigdy nie brać napoju od przeciwnika. Teraz nie miał wyboru więc wiedział co się stanie za chwilę.


Obudził się w jakiejś klatce razem z Avagornisem i jeszcze innymi jeńcami. Na dodatek pilnowało ich kilkoro żołnierzy którzy cały czas z nich się naśmiewali. Spojrzał na swoich towarzyszy. Poza Avagornisem był tu jeszcze jakiś krasnolud (lubił krasnoludy), dwójka mężczyzn i kobieta. Kobieta płakała. Nie był to wprawdzie zbyt dobry moment na płacz. Kobieta była na dodatek dosyć do niego podobna pod pewnymi cechami wyglądu jak kolor oczu lub włosów. Nie był zbytnim dżentelmenem, ale wiedział jak się zachować należy. Przeszukał swoje ubranie wyciągając z niego czystą chusteczkę która jakimś cudem ocalała. Zwrócił się do kobiety:
- Weź tę chusteczkę. Jest czystsza od twojej. A pamiętaj, że brud zawiera groźne bakterie. I nie płacz. Kiedyś będzie lepiej. Jak nie dziś to jutro. Albo za kilka lat. Albo po śmierci.
Starał się to mówić żartobliwym tonem tak żeby ją pocieszyć. Zauważył, że w klatce nie ma Bronthiona. Może był w innej, a może zginął. Miał przeczucie, że to ostatnie. Czasu na żal było za mało. Mógł czekać cierpliwie na rozwój wypadkow.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 12-05-2008 o 08:56.
wojto16 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172